No! Pierwszy zapychacz już jest!
Został jeszcze jeden, a potem...
A nie ważne ♥
***
Nim się obejrzałem, listopad dobiegł końca. Szybko
zleciało, nie powiem. Jakimś cudem udało nam się uniknąć cierpień i katuszy.
Hidan miał to w dupie, Yahiko sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć, a
Konan z dziwnych przyczyn nam darowała. Co prawda, dalej była fochnięta i w
ogóle, ale nic poza tym… Sam już się w tym gubiłem. Chyba nigdy nie zrozumiem kobiecej logiki.
Dzisiaj wszystkie trzecie klasy były pozwalniane z zajęć szkolnych. Mieliśmy
pomagać posprzątać i odpowiednio udekorować wynajętą halę sportową, gdzie
niedługo miała się odbyć impreza gwiazdkowa dla ostatnich klas. Odstawiłem
kolejny karton i wyprostowałem się, rozciągając obolałe ramiona i plecy. Kątem
oka dostrzegłem Konan. Siedziała na stercie kartonów, popijając gorącą
czekoladę i podśmiewając się pod nosem z dwóch chłopaków. Sasori przez cały
czas łaził i robił zdjęcia. Aktualnie wydurniał się z Yahiko, strzelając głupie
miny i uwieczniając je na zdjęciach. Wywróciłem oczami i ruszyłem w ich
kierunku. Z zacięta miną stanąłem przed stertą, na której siedziała Blue i
ująłem największy karton, jaki rzucił mi się w oczy. Tych idiotów nie
zaszczyciłem nawet spojrzeniem. Wszyscy wokół urabiają sobie ręce, a jedyne, co
robią oni, to nagminne opierdalanie się. Wyczułem na sobie zdezorientowane
spojrzenia całej trójki, ale nie obróciłem się.
Miej wyjebane, a będzie ci dane! - takie było moje motto
i zazwyczaj się sprawdzało.
Z ciężkim westchnięciem zatrzymałem się przy metalowej
konstrukcji, na której stacjonował aktualnie Itachi. Podałem chłopakowi karton,
a potem oparłem się zmęczony o ścianę.
– Ciężki dzień? – zagadnął, wyjmując zwój lampek
choinkowych.
– Może… – mruknąłem. Z Itachim bywało różnie. Zbytnio za
sobą nie przepadaliśmy i zazwyczaj chcieliśmy się nawzajem udupić. Miał lepsze
oceny, a wszyscy nauczyciele i uczniowie go uwielbiali, podczas gdy ja leciałem
na trójach, co chwila łaziłem do dyrektorki, a z połową szkoły miałem na
pieńku. Mimo to, dało się z nim normalnie pogadać i, o dziwo, zazwyczaj
wysłuchiwał moich narzekań i w przeciwieństwie do Hidana i jego „olej to”,
doradzał najlepiej jak umiał. W zamian za to ja mu temperowałem braciszka. Taka
tam, symbioza Motoharu-Uchiha.
– Problemy sercowe? – zakpił. Posłałem mu spojrzenie po
tytułem „wal się”, a on jedynie zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
Prychnąłem cicho, przymykając oczy i krzyżując ręce na piersi. – Jakbyś z nim
nie mógł po ludzku pogadać…
– Prędzej przeleciałby Haruno, niż pogadał ze mną „po
ludzku” – sarknąłem. Haruno, Sakura znaczy, to upierdliwa przyjaciółeczka
młodszego brata Itachiego. Wygląda niewinnie; ma paskudne, różowe włosy,
zielone oczy i ogólnie wygląda jak przerośnięta pięciolatka. A pod tą
słodziutką maską kryje się jej prawdziwe oblicze herod baby. Gotowa jest
wpieprzyć każdemu - dosłownie! - kto obraziłby jej Sasuke-kuna… Sasuś z kolei,
żeby było śmieszniej, ma ją w dupie. Ale, dość o Haruno.
– Czyżby… – mruknął i schylił się po kawałek druta,
którym mocował lampki do krat. – O wilku mowa – dodał po chwili, a gdy
spojrzałem na niego pytająco, wskazał ukradkiem w kierunku, gdzie siedziała
Konan i chłopaki. Obróciłem się w tamtą stronę, zauważając idącego do nas
Sasoriego. Za jego plecami zamajaczyli Blue i Yahiko, szepczący sobie coś na
ucho. Przeniosłem spojrzenie na Akasunę. Zatrzymał się z lustrzanką w dłoni i
po chwili zrobił kilka zdjęć Itachiego wieszającego lampki. Zerknął na mnie
ukradkiem.
– Humorek nie dopisuje?
– Było nieźle, dopóki nie przylazłeś. – Uchiha skarcił
mnie wzrokiem. Zupełnie, jakby mówił „w ten sposób na pewno się nie
zakumplujecie”. Wywróciłem oczami. To silniejsze ode mnie! Wszystko przez ten
wywyższający się ton głosu!
– Jasne… Wiesz, muszę porobić zdjęcia, ale spoko. Zaraz
sobie pójdę, proszę Księżniczki – odgryzł się. Czarny wyglądał, jakby zaraz
miał rąbnąć czołem w ścianę. Niemalże słyszałem w głowie jego „idioci,
przeklęci idioci!”.
– Łał… Nie zmęcz się tylko.
– Jakiś problem?
– Problem? Skąd. Nie przeszkadzaj sobie w opierdalaniu
się. – Powinienem się zamknąć, wiem! Ale ni chuja, nie mogłem. To już chyba
tradycja, że się z nim kłócę o wszystko. Zgromił mnie wzrokiem. Wyglądał, jakby
chciał cos powiedzieć, ale się powstrzymał.
– Nie opierdalam się.
– Jassne… – sarknąłem – Idź już, Yahiko czeka na nową
porcję słit foci ze swoją psiapsiółką. – żachnąłem się i zbyłem chłopaka
machnięciem ręki. To nie tak, że byłem zazdrosny, czy coś. No, może trochę…
Wkurzało mnie, że przy nim zachowuje się normalnie, a przy mnie jak skończony
dupek. Dobra, dobra! Sam lepszy nie byłem, no ale…
Ku mojemu i Itachiego zdumieniu, Sasori wsunął aparat z
powrotem do torby, którą miał przewieszoną przez ramię. Potem rozejrzał się,
jakby czegoś szukał i ruszył do drzwi prowadzących na obszerny korytarz. Nie
minęło kilka minut, a wrócił na salę z dwoma krzesłami. Postawił je pod ścianą,
na końcu rzędu i wyminąwszy się z jakimś innym kolesiem, wrócił po następną
partię. Śledziłem jego poczynania, nie wydając z siebie najcichszego słowa.
Wydawał się nieźle wkurwiony, choć pod tą maską dało się dostrzec przebłyski
zażenowania i, tak jakby, poczucia winy. W końcu wzruszyłem ramionami i
wróciłem do przerwanej pracy. Kartony się same nie rozniosą, prawda?
Po godzinie z całego stosu pudeł z ozdobami zostały może
trzy. Zajęli się nimi jacyś goście z matematycznej, więc tym samym ja miałem
chwilę wytchnienia. Przysiadłem obok Yahiko, usilnie strzepującego z bluzki
drobinki brokatu. Przyglądałem się temu z kpiącym uśmieszkiem. Przed chwilą
dosłownie, ktoś go potrącił i wywalił mu z rąk pudło, a to pełne było
błyszczących ozdóbek. Kilka z nich poleciało prosto na niego, czego skutkiem
była brokatowa bluzka z logiem Slipknota.
Westchnąłem ciężko, gdy stwierdziłem, że ten dureń najwyraźniej sobie nie
radzi. Jakby tak trudno było przetrzeć to czymś mokrym… Zabrałem jakąś szmatkę,
służącą do wycierania ewentualnego kurzu z ozdób i zmoczyłem ją w automacie do
wody. Bez słowa podszedłem do rudego i pacnąwszy go po łapach, żeby je zabrał,
przejechałem mokrym ręcznikiem po jego bluzce.
– Się myśli – mruknąłem i wcisnąłem mu w dłoń mokry
materiał. Uśmiechnął się krzywo i już samodzielnie zaczął pozbywać się z
ubrania brokatu.
Siedzieliśmy w milczeniu, ja - na stole, machając ze
znudzeniem nogami i śledząc wzrokiem krzywizny pęknięć na płytkach, którymi
wyłożona byłą podłoga, a on - pocierając energicznymi ruchami koszulkę.
– Nie widziałeś gdzieś Sasoriego? – zapytał nagle. Nie
przerywając poprzedniej czynności.
– Hm? Nie, nie widziałem… Znaczy, nosił krzesła czy coś
tam. – Wzruszyłem ramionami. Co ja jestem, jego niańka? Oni się przecież
przyjaźnią. My nawet nie jesteśmy kumplami… Zerknąłem na Yahiko. Przyglądał mi
się z takim wyrazem twarzy, jakbym właśnie oznajmił, że przed sekundą kogoś
zabiłem, a jego ciało kisi się teraz w kiblu. – …Co? – bąknąłem
zdezorientowany.
– Dlaczego nosił cokolwiek? – warknął, nagle dziwnie
zezłoszczony. Zmarszczyłem brwi. O co mu znowu chodziło?
– Bo mu powiedziałem, że się opierdala, to postanowił mi
udowodnić, że wcale tak nie jest…? – odparłem niepewnie. Skąd ta nagła zmiana.
Nie widziałem jeszcze, żeby on się o coś wkurwił. Widocznie jakaś grubsza
sprawa z tym wszystkim. Ciekawe, ciekawe…
– Idiota – fuknął na mnie i nie mówiąc nic więcej, wstał
i wyszedł. Prawdopodobnie go poszukać. Odprowadziłem go zdezorientowanym
spojrzeniem. Dobra, teraz już kompletnie nie wiedziałem, o co chodzi. Co to,
Sasori jest jakimś, Kuźwa, VIPem, czy co, że mu nic nie wolno nic nosić?
Postanowiłem go poszukać. Bo czemu nie? Może się czegoś dowiem.
Przechodząc
licznymi korytarzami, nasłuchiwałem potencjalnych głosów i kroków, mogących należeć
do Akasuny. Swoja drogą, nie sądziłem, że w takiej hali może być aż tyle
korytarzy i pomieszczeń. Jakieś pokoje zarządu, jakieś szatnie, jakieś coś-tam.
Pierdyliard drzwi i ani śladu Sasoriego. W pewnym momencie, gdy miałem już
wrócić do głównego pomieszczenia, bo co ja się będę przejmować, dobiegła mnie
rozmowa. Czy może raczej ostra reprymenda. Z czystej ciekawości podszedłem
bliżej. Byłem na prostopadłym do głównego holu korytarzu, a głosy dochodziły z
kolejnego, bocznego. Wychyliłem się ostrożnie zza rogu, spodziewając się zastać
jakąś dramatyczną scenkę z kłócącą się parką. W życiu nie pomyślałbym, że ujrzę
Akasunę gadającego z cycatą pielęgniarką, której nigdy nie ma jak jest
potrzebna. Schowałem się z powrotem i oparłem o ścianę, nasłuchując uważnie. Ja
wiem, że to niegrzecznie podsłuchiwać czyjeś rozmowy… Ale nigdy nie
wspominałem, że jestem dobrze wychowanym chłopcem, nie?
– …Wiesz, że ci nie wolno, Sasori! To się zdarza coraz
częściej, dlaczego nic nie robisz? – warknęła kobieta. – Mam kontakt z twoim
lekarzem. Bardzo dobrze wiem, jak wygląda sytuacja. Że nie chcesz się zgodzić
na leczenie…
Leczenie? Przysłuchiwałem się dalej. Pielęgniarka
wygarnęła mu, jaki jest nieodpowiedzialny, bo ignoruje zalecenia doktora i nie
dba o siebie. I, że lepiej dla niego, żeby się to więcej nie powtórzyło. Potem
usłyszałem stukanie jej obcasów i spanikowany docisnąłem się do ściany, jakby
to miało cokolwiek pomóc. Na szczęście była zbyt wkurzona, żeby mnie zauważyć,
a ponadto skierowała się w przeciwną stronę. Odetchnąłem cicho. Było blisko. Po
chwili pojawił się również Akasuna, z tą różnicą, że on mnie zauważył. Cóż,
raczej trudno, żeby nie, skoro prawie potknął się o moje nogi. Spojrzał na
mnie, lekko spłoszony.
– Co ty tu…
– Chorujesz? – wypaliłem, przerywając mu w pół zdania.
Zacisnął nieznacznie usta i zmrużył gniewnie oczy. Teraz pewnie rzuci tekstem w
stylu „a co ciebie to interesuje?”.
– Ta. Na białaczkę, od dwunastego roku życia, a co? – bąknął
beznamietnie i wyminął mnie, jak gdyby nigdy nic kierując się do sali.
Wytrzeszczyłem na niego oczy i stanąłem jak wryty. Nie chciało mi się w to
wierzyć. W mojej głowie wciąż i wciąż odbijało się uporczywe „JAK TO?” Sasori
zerknął na mnie, nie doczekawszy się odpowiedzi i parsknął śmiechem. Wtedy
zupełnie nie pomyślałem, że zwyczajnie mogłaby go śmieszyć moja mina i wziąłem
to, co powiedział przed chwilą za głupi żart.
– To nie jest śmieszne – mruknąłem cicho, wytrącając się
z osłupienia i zmuszając nogi do ruszenia się. Spojrzał na mnie z politowaniem,
jakby nie bardzo mi wierzył. – Weź, nie jestem aż tak pierdolnięty, żeby życzyć
komuś czegoś takiego – burknąłem, na co wywrócił oczami.
– A co ci zależy. Przecież mnie nienawidzisz – prychnął
od niechcenia.
– Nie nienawidzę… Po prostu mnie wkurwiasz i tyle. –
Skrzywiłem się. No, taka prawda. Może nie widać, ale tak jest! Ku mojemu
zdumieniu, uniósł kąciki ust w delikatnym uśmieszku.
– Ej, ciole. – Usłyszałem i obróciłem się w jego stronę.
W tym samym momencie flesz błysnął mi prosto w oczy i sekundę później rozległ
się nieudolnie tłumiony śmiech chłopaka. – No, ale ryj to masz co najmniej
niewyjściowy – parsknął, pokazując mi zdjęcie. Spojrzałem na wyświetlacz,
przecierając podrażnione oczy, a gdy obraz wrócił wreszcie do normalności i
zobaczyłem w końcu swoja minę, moje usta ułożyły się w prostą kreskę.
– Weź to usuń… – Posłałem mu błagalne spojrzenie, na co
tylko roześmiał się jeszcze głośniej.
– No chyba żartujesz.
– Akasuna kurwa! Na co ci to? – jęknąłem, idąc tuż za nim
i usiłując nie zamordować kurdupla. Złośliwe to, to… Nie ma co.
– Będę cię szantażował, co ty na to? – odparł beztrosko,
a jego usta wygięły się w szerokim uśmiechu. Fuknąłem pod nosem obrażony. –
Deidara, uśmiech! – Zatrzymał się nagle i w momencie, w którym miałem się na
niego wydrzeć, bo co on znowu odpierdala, zrobił kolejne zdjęcie. Ponownie
obrócił aparat obiektywem do siebie i zerknął na podgląd zdjęcia. – Jesteś
beznadziejny – westchnął ciężko i nie czekając na odpowiedź, poszedł sobie.
***
Nie powiem, zdziwiłem się nieco, gdy oznajmił,
że mnie „nie nienawidzi”. To było w sumie całkiem… Miłe. Zerknąłem na niego.
Szedł obok, w dalszym ciągu obrażony o te zdjęcia, posyłając mi zawistne,
pretensjonalne spojrzenia. Wyglądał żałośnie. Wzruszyłem ramionami i torbę od
aparatu, w którą wwiercał się jego niszczycielski wzrok. Jakby to miało
cokolwiek pomóc, pfi… Ledwo wszedłem do sali, dopadł do mnie Yahiko. Wyglądał
na wkurwionego i nieźle zmartwionego. Zaczął mnie opierdalać, że co ja sobie
wyobrażam, że mi nie wolno i że jestem kompletnym kretynem. Zerknąłem na
Deidarę stojącego kilka kroków obok. Przyglądał nam się podejrzliwie, więc
ukradkiem kopnąłem rudego w kostkę, żeby się przymknął. Podziałało. Na chwilę.
– Za co to?! – jęknął.
– Stul się – wycedziłem, odwracając się z powrotem do
niego. Kiedy posłał mi pytające spojrzenie, nieznacznie skinąłem głową na
blondyna. Yahiko zerknął na niego, a potem na mnie, ale nic nie powiedział.
Rozumiał bez zbędnych wyjaśnień. Nie lubiłem poruszać tego tematu, tym
bardziej przy innych. A taki Motoharu najwyraźniej wziął to za żart... I niech
tak zostanie. Nie potrzeba mi tłumu idiotów traktujących mnie jak Bóg wie co. Z
kryształu nie jestem, nie rozsypię się od byle czego.
W ciągu następnej godziny oblazłem całą salę chyba ze
dwadzieścia razy... Po jedenastym okrążeniu przestałem liczyć. Akurat
siedziałem pod ścianą i odpoczywałem, przeglądając zrobione zdjęcia, gdy ktoś,
jak się potem okazało - Deidara, przysiadł się obok.
– Co robisz? – zagadnął. Spojrzałem na niego
podejrzliwie, ale nie wyglądał, jakby coś kombinował. W prawdzie można
powiedzieć, że się „kumplujemy”, ale to nie znaczy, że mu nagle zacząłem
bezgranicznie ufać. Jeszcze miesiąc temu gotowy był mnie udupić, jeżeli tylko
nadążyłaby się takowa okazja… Przyglądał mi się wyczekująco, więc postanowiłem
łaskawie odpowiedzieć. No, bo co mi szkodzi, nie?
– Przeglądam zdjęcia – odmruknąłem obojętnie, odwracając
wzrok z powrotem na ekranik. Czułem, jak zerka mi przez ramię, więc przesunąłem
aparat odrobinę w jego stronę. Jak on to ujął? „Dzień dobroci dla zwierząt”? Przez chwilę przeglądaliśmy w
milczeniu kolejne fotografie. Znaczy, on oglądał, a ja jak automat
przeskakiwałem na kolejne, w międzyczasie gapiąc się w sufit. Miałem takiego
mega-wykurwistego lenia, że to się we łbie nie mieściło. Najchętniej wczołgałbym się pod kołdrę i do
poniedziałku spod niej nie wyłaził. Stłumiłem ziewniecie i przeniosłem wzrok na
Deidarę. Nawet nie słuchałem, co mówił. Po prostu gapiłem się na niego. Włosy
tym razem związał całkiem, nie zostawiając żadnych luźnych pasm, a grzywkę
dodatkowo spiął kilkoma spinkami - naliczyłem osiem - które prawdopodobnie
podpierdolił Konan. Mój wzrok zatrzymał
się na jednej, szczególnej – wielkiej, białej róży. Przyglądałem jej się spod
przyprażonych powiek i zmarszczonych brwi.
– Co ty robisz? – bąknął nagle. Przeniosłem na niego
rozbawione spojrzenie.
– Zajebista spinka; taka słodziutka. Pasuje do ciebie –
sarknąłem. W jego oczach zalśniły małe kurwiki, a twarz momentalnie spłonęła
rumieńcem. Zachichotałem pod nosem.
– To Konan, nie moje! – warknął speszony, ściągając
gwałtownie ją i pozostałe siedem kolorowych spinek. Blond pasma długiej grzywki
błyskawicznie opadły w dół, z powrotem zasłaniając połowę twarzy chłopaka i
ukrywając rumieniec. Nie, żeby coś, ale naszła mnie straszliwa ochota odgarnąć
je z powrotem tak, jak były. Powoli zaczynała mnie ta grzywka wkurwiać.
– Wiesz, musisz spinać włosy częściej. – wypaliłem.
Obrócił się do mnie, posyłając mi zdezorientowane spojrzenie.
– Czemu niby? – spytał.
– Oczy to twój jedyny atut, nie powinieneś ich zasłaniać.
– Wzruszyłem ramionami. Przez dłuższy moment przyglądał mi się w milczeniu.
Zmarszczył zabawnie czoło, błądząc wzrokiem po nieokreślonych punktach na
podłodze i zastanawiał się nad czymś. Wywróciłem oczami; idiota. Nagle poderwał
głowę do góry - olśniło go.
– Akasuna! Nie potrafisz powiedzieć mi czegoś miłego bez
tych twoich głupich, wrednych podtekstów? – bąknął obrażony.
– Umiem! – obruszyłem się. Że niby nie umiem
komplementować? No chyba, kurwa, wątpię! JA bym nie umiał? Jestem zbyt
oczytany, żeby nie móc znaleźć kilku miłych słów. Nawet określających jego!
– Ta? Więc słucham. – Posłał mi złośliwy uśmieszek.
Zacisnąłem usta w wąską kreskę i odwróciłem wzrok, szukając jakiegoś natchnienia.
Coś miłego, coś miłego, coś miłego… Oh, to było trudniejsze, niż myślałem. Rozejrzałem
się ukradkiem, zupełnie, jakby podpowiedź miała wyskoczyć na którejś ze ścian.
Coś miłego, hmmm…
– Uhm… Więc… Eeee… – Mój wzrok zatrzymał się na kieszeni,
z której wystała mała przywieszka. O! Jak to się nazywało…? – Twoje rzeźby są w
sumie całkiem niezłe... To C1 chociażby… – Wyszczerzył się, usłyszawszy to
stwierdzenie. No Boże, ja tylko powiedziałem, że są niezłe. To jeszcze nie znaczy,
że akceptuję jego poglądy, a on sobie wyobraża niewiadomo co.
– Masz dobrą pamięć… – Pokiwał głową z uznaniem. –
Chociaż moje rzeźby są tak zajebiste, ze raczej trudno byłoby o nich zapomnieć –
dodał po chwili.
– Ta… Teraz ty – mruknąłem, krzyżując na piersi ręce i
unosząc dumnie głowę. Zobaczymy, czy on lepiej sobie poradzi. Przecież jest taki zajebisty,
to nie powinien być dla niego problem, nie?
– Co ja?
– Wymusiłeś na mnie komplement. Teraz twoja kolej –
wyjaśniłem krótko. Z nim trzeba jak z dzieckiem. Głupek sam się niestety nie
domyśli. To smutne.
– No przecież powiedziałem, że masz dobrą pamięć.
– To nie jest komplement, łomie.
– Jak to nie? Było miłe! – prychnął, lustrując mnie
pewnym siebie spojrzeniem. Już otwierałem usta, żeby zaoponować, ale mnei
uprzedził. – Dobra, dobra! Neich ci będzie! Hmmm, no to… O! – Otworzył usta,
ale zaraz potem z powrotem je zamknął, marszcząc brwi. – Albo nie… To może…
Nie, to też nie… No kurwa, to trudne jest! – jęknął zrezygnowany i spuścił
smętnie głowę. Parsknąłem cicho śmiechem. – Tak w ogóle, to powinieneś
traktować jak komplement sam fakt, ze dobrowolnie przebywam w twoim
towarzystwie.
– Ha, ha, ha. Śmieszne, kurwa. Nikt ci nie każe tu
siedzieć.
– No wiem. Przecież powiedziałem: dobrowolnie. – Jego wargi
momentalnie wygięły się w cwaniackim uśmieszku. Przyglądałem mu się przez
chwilę z mieszanymi uczuciami, a potem uniosłem kąciki ust w nieznacznym
uśmieszku. W takich momentach przyłapywałem się na myślach, że gdyby tylko nie
był taki arogancki, pyskaty i wyniosły, to może…
– Co tam? – wtrąciła nagle Konan, która pojawiła się obok
nas niewiadomo kiedy i skąd, tym samym przerywając mój myślowy wywód. Wyrosła,
kurwa, spod ziemi. Dosłownie!
– Oglądamy zdjęcia – wyjaśnił krótko chłopak.
– Ooo, fajnie!
Potem zaczął z nią gadać, a mnie olał. (foh i rzal :c) W
sumie, żadna nowość. Nie wtrącając się, wróciłem do przeglądania zdjęć. Yahiko,
gdzieniegdzie mignął Uchiha, kilku kolesi ze sportowej, Deidara, Deidara,
Deidara… Wcale go nie stalkuję, po prostu wpierdalał mi się w kadr. W końcu blondyn
podniósł się i gdzieś poszedł, zostawiając mnie sam na sam z Konan. Dziewczyna
odprowadziła go wzrokiem, uśmiechając się delikatnie, a potem zwróciła do mnie.
Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że coś kombinuje. Nigdy nie lubiłem moich
przeczuć, bo zazwyczaj się sprawdzały…
– Więc… Idziesz z nami na lodowisko? – zaczęła niby to od
niechcenia, chociaż chytry uśmieszek nie schodził jej z ust. – Będę ja, Yahiko…
– Deidara idzie? – wszedłem jej w słowo. Umilkła, unosząc
zawadiacko brwi. – Bo jak tak, to musze się zastanowić – bąknąłem, żeby nie
było, ze ja coś tego… No.
– Jasne – parsknęła i podniosła się, nie odpowiadając na
zadane pytanie. Już otwierałem usta, żeby je powtórzyć, bo może nie dosłyszała,
albo coś… Ta, jasne. Zwyczajnie mnie ignoruje… – Spytaj się go. Na miejscu o
siedemnastej – dodała na odchodnym, jakbym w ogóle się zgodził… Jasnowidzka od
siedmiu boleści się znalazła. Że niby kiedy powiedziałem, że się na cokolwiek
zgadzam, hę? Jakoś sobie, cholera, nie
przypominam!
Przepchnąłem
się przez tłum młodzieży, wyszukując wzrokiem pozostałej trójki. Tak, wiem.
Miało mnie tu nie być. Oczywiście nie mam zamiaru jeździć! Nie umiem, ale to
szczegół. Powiem, że… Nie wiem… Nie chce mi się, albo coś. Konan i Yahiko są
zbyt zajęci sobą, a Motoharu jest za głupi, żeby się połapać. Podszedłem do
nich w końcu, przy okazji odpychając łokciem jakiegoś dryblasa. Koleś wywalił
się na mokrą od stopionego, brudnego śniegu podłogę i zaklął siarczyście.
Skrzywiłem się i czmychnąłem błyskawicznie za Deidarę. Gościu wstał i bluzgając
wymyślnie, spojrzał na niego z mordem w oczach. Pogwizdując pod nosem,
przyglądałem mu się ukradkiem, jak podchodzi do blondyna. Na myśl przywodził
rozwścieczonego buldoga. Też był taki spasiony i miał płaską twarz z
rozplaszczonym na środku nosem. No, buldog jak się patrzy!
– Nudzi ci się, laleczko? – warknął na bogu ducha winnego
Motoharu. Tamten spojrzał na niego zdezorientowany, przerywając w pół zdania.
– Ale, że o co chodzi? – bąknął.
– O co chodzi? Kurwa, ułomny jesteś, czy jak? Wywaliłem
się przez ciebie! – warknął rozjuszony. Blondyn wytrzeszczył na niego oczy.
Zaraz się zacznie, gdzie popcorn?
– No chyba przepraszam, kurwa, bardzo powątpiewam! Jak
ktoś tu jest ułomem, to ty! Chodzić nie umiesz i do innych się dowalasz. No
kurwa, wypierdalaj! – prychnął. Tamten już miał go wytargać na dwór za kurtkę i
prawdopodobnie wpierdolić, ale Yahiko zareagował i rozdzielił ich. Facet
oznajmił, że mają szczęście, że jest zajęty, to im łaskawie daruje. Potem
poszedł sobie, a Deidara oczywiście musiał krzyknąć za nim żeby uważał,
bo znowu się sierota wyjebie. Gdy tamten się obejrzał, rzucając mu mordercze
spojrzenie, chłopak uśmiechnął się słodko i pomachał mu fakersem. Parsknąłem
śmiechem, zwracając na siebie uwagę jasnowłosego. Uniósł jedną brew, posyłając
mi wymowne spojrzenie.
– Co? – mruknąłem niewinnie.
– Kretyn.
Siedziałem
na ławkach, śledząc znudzonym wzrokiem poczynania Konan i Yahiko. Czasem mu
zazdrościłem. Mimo wszystko miał w życiu łatwiej. W każdym razie na pewno
łatwiej ode mnie. Przyglądałem się, jak jeżdżą z dziewczyną po tafli lodowiska,
trzymając się za ręce. Momentami przyciągał ją do siebie i składał na ustach
czułe pocałunki. Heh, pierdolona sielanka. Drgnąłem lekko, wyrwany z
zamyślenia, gdy przed moją twarzą zamajaczył ciemny kubeczek. Odsunąłem się
nieznacznie, zerkając w górę. Obok stał Motoharu, wyciągając w moim kierunku
plastikowe naczynko. Posłałem mu pytające spojrzenie.
– Pomyślałem, że może byś chciał… – zaczął niepewnie,
odwracając wzrok.
– Nie lubię słodkiego – mruknąłem sztywno, nie
spuszczając z niego oczu.
– Dobra, sam wypiję. – Wzruszył ramionami, siadając obok
mnie. Wychylił jeden kubek, opróżniony już do połowy, w drugiej dłoni ściskając
kolejny. W środku parowała gorąca czekolada. Po niecałej minucie opróżnił jeden
i podsunął pod usta drugi kubek. Już miał upić łyk, ale zreflektowałem się
szybko i zabrałem mu go sprzed nosa, przy okazji parząc boleśnie opuszki palców.
Syknąłem cicho.
– Nie mówiłem, że nie chcę – wycedziłem, mocząc wargi w
ciepłej cieczy. Co, jak co, ale był grudzień, a ja mimo wszystko zaczynałem
marznąć. Pociągnąłem łyk i skrzywiłem się niemalże od razu. – Fuj… – burknąłem
cicho. Czułem na sobie wzrok blondyna, więc zerknąłem na niego. Przypatrywał mi
się rozbawiony, unosząc zawadiacko brew. Jego usta rozciągały się w złośliwym,
tryumfalnym uśmieszku.
– Wiesz co..?
– Hm?
– Posłodziłem ci dwa razy – parsknął pod nosem, a ja
jedynie zgromiłem go wzrokiem. Z cichym prychnięciem obróciłem się z powrotem w
kierunku lodowiska, wpatrując się w obejmujące się pary. Jakaś kurna, aluzja
czy co? Odsunąłem kubek od ust i oblizałem wargi. – Nie jeździsz? – Zerknąłem
an niego, a potem przeniosłem wzrok w dół. Jego stopy odziane były w parę
hokejówek. Połyskujące w świetle lamp płozy pokryte były warstwą skruszonego
lodu i śniegu. Jeździł. Czyli kolejna
rzecz, w której był lepszy. Teraz to mi na pewno nie da spokoju…
– Jak widać.
– Dlaczego? – drążył dalej. Stłumiłem westchnięcie i
odchyliłem się w tył, opierając się o plastikowe oparcie ławki. Przyglądał mi
się wyczekująco. Na myśl przywodził mi pięciolatka. Też miał teraz taki
ciekawski wzrok.
– Nie chce mi się… – odparłem wymijająco, w co chyba nie
uwierzył.
– Jaaasne. Nie umiesz, zgadłem? – prychnął kpiąco,
unosząc dumnie głowę i lustrując mnie wyzywającym spojrzeniem. Uśmiechnął się z
wyższością. Zacisnąłem nieznacznie usta i wcisnąłem ręce do kieszeni, napierając
na oparcie jeszcze bardziej. Połowę twarzy schowałem w stójce zimowej kurtki,
spode łba wgapiając się uparcie w jakąś lampę. Że też on musi tak gadać i
gadać. Nic nie robi tylko gada. Nagle podniósł się na nogi i nim się
spostrzegłem, już zostałem pociągnięty w dół, ku lodowisku.
– Co ty…
– Uczyłem Konan, to z tobą raczej problemu nie będzie.
Ewentualnie zrobisz z siebie pośmiewisko, ktoś to nakręci, wrzuci na YouTube i
będziesz gwiazdą Internetu… Ale co tam; jesteś rudy - teraz może być już tylko
lepiej – odparł beztrosko i zatrzymał się przy barierce, przywołując ruchem
dłoni Yahiko i Konan. Ci od razu skierowali się do nas i już po chwili
przystanęli obok. Po krótkiej wymianie zdań, kiedy to cała trójka zadecydowała
w moim imieniu o mojej rzekomej nauce jazdy na łyżwach - pozdro? - Yahiko
skierował się do wypożyczalni po łyżwy dla mnie. Hokejówki, rozmiar 39…
Motoharu oszacował to na oko. Na oko! Zaledwie pięć minut potem wepchnął mnie
na lód i po chwili sam stanął obok, szczerząc się jak idiota. Rozłożyłem ręce
na boki, usiłując nie wykonać żadnego ruchu. Z trudem utrzymywałem się w
pionie. Naprawdę, nie uśmiechało mi się zaryć dupą o lód… – No. Gotowy?
– Kurwa, nie?! – wrzasnąłem rozpaczliwie, przyglądając
się szeroko otwartymi oczyma, jak odchyla rękę w tył i przymierza się do
pchnięcia mnie w plecy. Zaśmiał się cicho i zmrużył złośliwie oczy. – Nie
zrobisz tego – mruknąłem jękliwie, wpatrując się w jego dłoń. – Nie zrobisz! –
Zagroziłem mu palcem, jakby to miało cokolwiek zdziałać i cofnąłem się o krok.
W tym momencie płoza łyżwy nadziała się na jakąś dziurę w lodzie i wywinąłem
prawie-salto, nie wiem jakim cudem podcinając nogi blondynowi. Oboje gruchnęliśmy
na lód, z tą różnicą, że on nie miał twardego lądowania i nie został przez nic
przygnieciony. Leżałem chwilę w bezruchy, wgapiając się w lampy rozwieszone na
sznurze nad lodowiskiem, mrużąc wymownie oczy. Moje usta wykrzywiały się w
lekkim grymasie. Deidara z kolei podniósł się na łokciach i parsknął śmiechem.
Po chwili do jego rechotu zawtórował Yahiko, a do nich dołączyła Konan.
– Co za frajer, ja pierdole.
– Motoharu… – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Z drobną
pomocą blondyna podniosłem się chwiejnie na nogi. Otrzepałem spodnie, kurtkę i
włosy, a potem przeniosłem an niego rozjuszone spojrzenie. – Lepiej dla ciebie,
żebyś miał cholernie dobrą wymówkę. Bo obiecuję ci, że nie dożyjesz jutra –
wywarczałem. Chłopak prychnął lekceważąco i odjechał kawałek do tyłu, posyłając
mi wyzywające spojrzenie.
– Ohh. Popatrz, jak się ciebie boję… – sarknął.
– Ty… – Zrobiłem krok do przodu i ponownie się
zachwiałem, sekundę potem lądując na brzuchu. Wyprostowałem ramiona i ugiąłem w
kolanach nogi. Cały czas towarzyszył mi śmiech Deidary. Wbiłem rozjuszone spojrzenie
w biały lód, który już porządnie odbił się na mojej dupie w postaci siniaków.
Już je czułem, nawet jeśli ich nie było.
Nienawidzę zimy.
***
Babski Sasori tak bardzo xD
Zjebałam to, ale chuj.
Druga fotka, jbc.
WOW.
Zdjęcie takie słodkie.
Tak bardzo z rąsi ♥♥
WOW.
Tak gejowsko xDD
WCALE mi nie odwaliło.
Yosh!
Takie tam, pierdoły.
No wybaczcie, miało tego nie być, ale byłoby wtedy zdecydowanie za szybko z całą akcją i w ogóle... Zachowajmy te resztki rzeczywistości. Dopiero zaczęli się przecież nie-mordować na każdym kroku... xD
Zapychacze mają na celu bawić. jak to wyjdzie, nie mam pojecia. Zazwyczaj jest zupełnie na odwrót, niż zamierzam. Jak ma być śmieszne, jest nudne... W moim odczuciu przynajmniej.
Dzisiaj zdecydowanie tryumf Deidary.
Z kolei Sasori jest be, bo Dei tak się stara, a on to ignoruje :c
Już niedługo >.>
Heheszki.
Hejtujcie, czy co tam chcecie.
Hejty są fajne ♥
Mam z nich beke :D
DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU:
1.12.2013
W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
HU NOŁS??
Zapychacze nie są planowane, także nie wiem jeszcze, co tam dam... W sumie możecie coś podrzucić w komentarzach, jeżeli macie życzenie. Kto wie, może mnie natchniecie? :3
Tylko błagam, nie piszcie mi eseju. Wystarczy w dwóch - trzech zdaniach streścić, okk? c:
Genialne to jest! Nie mów że jest nudne. Już dawno się tak nie uśmiałam. Dzięki że w końcu Dei dowiedział sie o chorobie Sasorka. Tylko idiota z blondyna że nie bierze tego na poważnie. Czy Konan musiała sie wpierdolic w ich rozmowe? Juz mialam nadzieje że sie pogodzą tak na stałe albo sie w końcu pocałują ( jest juz późno wiec chyba mózg nie myśli i takie glupoty wymyśla ;)) Genialnie opisałaś ich wypad na łyżwy, tylko czemu tak krótko? Ja tu juz znowu sobie zaczęłam wyobrażać sceny kiedy to Dei przytula Sasora by ten sie nie wyglebal, albo jezdza trzymając sie za ręce. A tu kicha, sweet focia oznajmiająca koniec rozdziału T.T
OdpowiedzUsuńAle ogólnie rzecz biorąc to z niecierpliwością czekam na twoje notki.
Pozdrawiam i życzę weny
Sheiwa
Haha, no cóż... Lubię pozostawiać niedosyt ^ ^ Jeszcze nie raz i nie dwa im się wpierdolą, bez obaw xDD
UsuńOhayo :3
OdpowiedzUsuńJak jakoś nie przepadam za zapychaczami, to ten mi się podoba. Mam nadzieję, że kolejny będzie jeszcze lepszy ;)
A ja podejrzewałam, że Deidara dowie się o białaczce, po tym jak już zakocha się w Sasori'm i dojdzie co do czego . ale ciota z Akasuny, za leczenie się nie zgadza! a jak już pokocha Dei'a to za późno na leczenie i będzie trupem i nie będzie hepi endu!
Lodowisko! Nienawidzę, jeździć nie umiem, po co mi to! No i jest zimno, phle! Boże, ile on tych gleb zaliczył, ja pierdzielę xD i ta czekolada! Dlaczego on nie lubi słodkiego? Taka tabliczka czekolady karmelowej czy oreo. Mniam <3
Jezu, Sasori na arcie...No sorka, jak baba! Nie wiem czemu przypomina mi Kurotsuchi. Wiem, mam dziwne skojarzenia. I nie, wcale Ci nie obija. Ani trochę <3
Aa dam ci pomysła! Jest zimna, zaraz święta. Deidara sam w kiltce siedzi, Sasori'ego też zostawili forewer alon to postanowili Wigilię spędzić razem! A resztę ty wymyślisz ;d
a jak tam szablon? ;)
Pozdrawiam!
Będzie, będzie... A w każdym razie tak przewiduje plan xD
UsuńWiesz, miał się dowiedzieć po wszystkim, no ale... Kto by się trzymał schematów, pf. Już i tak odbiegłam wystarczająco, to co mi tam jeden przekręt w tę czy we w tę xD
No ja wiem! Babsko mi wyszedł, jak nigdy! xD
A co do szablonu... Chujowo T.T Ni chuja nic skleić nie mogę. Zupełnie weny nie mam na szablony teraz :c
Deidara u dentysty
OdpowiedzUsuńCos z yahuko
OdpowiedzUsuńDobrze, że jestem tak zajebiście sprytna i w szkole mnie olśniło, że przecież powinna być nowa BAKA, bo blogger znowu się suczy ;__;
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że o bogowie..
DEIDARA JEST SKOŃCZONYM TĘPAKIEM Z ILORAZEM INTELIGENCJI RÓWNYM.. MINUS MILIARD..! ;xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Kurva widzi zaniepokojonego Yahiko, słyszy jak opierdala Sasora pielęgniarka, potem słyszy jak opierdala Sasora Yahiko.. A ON MYŚLI, ŻE TO ŻARCIK BYŁ?! Tak bardzo blondynka..
'„w ten sposób na pewno się nie zakumulujecie”' - pominę fakt, że powinno być chyba 'zakumplujecie' ale chodzi mi głównie o to, że gówno Itachi, tym razem nie mogę się z tobą zgodzić. Oni się nie mają 'kumplować' oni się mają namiętnie kochać!
Poza tym akcja z uczeniem Sasora jazdy na łyżwach była fajna, szkoda, że nie pociągnęłaś tego wątku, bo jakieś fajne momenty SasoDeiowe mogłyby być.
No i znalazłam dość sporo litrówek.
Skoro mam prawo sobie czegoś życzyć, to życzę sobie więcej Hidana, bo Hidan jest wyjebisty. Może być jak kogoś wyrywa, jakąś 'Kelnerkę 6' czy coś :D
Pozdrawiam, buziaki ;3
KURWA KOCHAM MOJEGO WORDA ♥♥
UsuńEnyłej, już poprawiłam xD
Tego suta też xD
A co do Hidana... Dla Siwca mam nawet jeden skromny wątek przygotowany c:
Mam nadzieję, że wypali i (znowu) nie zmienię planów w ostatniej chwili xD
Elo! :3
OdpowiedzUsuńA więc, kto by pomyślał, ze z Deidary taki pracuś :D
Ja na miejscu Sasoriego, olałabym go xD grunt to się opierniczać, kiedy się da :3
''Miej wyjebane, a będzie ci dane!'' <---- święte słowa!
Itachi <3 Tak rzadko się pojawia , ale jak jest, to jestem w niebie :D
Itachi - dobry kumpel, ale Hidan - najlepszy przyjaciel :D
Kiepsko z Saso :/
A Dei wziął to za żart! -_-'... Blondynka... ach blondynka...
No i Yahiko się wkurzył! Czyli nie jest kapciem! W końcu jakieś większe emocje xD
Sasori-photography ^^ POZOWAŁABYM xDD
Ale tyle zdjęć Deidarze zrobił, że jeeej :D
No i lodowisko *w*
Też nie umiem jeździć ;/
Ale Akcja z czekoladą xDD
Istna znieczulica ze strony Deia xD Posłodzić podwójnie, toż to czysty sadyzm ;__;
No i potem nauka jazdy... bolesna... oj, bolesna...
Ale uroczę to było, mimo wszystko :D
''Ale co tam; jesteś rudy - teraz może być już tylko lepiej '' <--- piękny cytat ♥
i prawie bym zapomniała...
To ich komplementowanie- cudowne ♥
''Masz dobrą pamięć''
Brawo Dei, brawo!
Ale jak Sasori powiedział mu, że oczy to jego atut(pomińmy, że dodał, iż jedyny xD) Chcę więcej takich scen!
'' JA bym nie umiał?'' Sasori, kochanie, jesteś rudy. Sad but true;/
Ale i tak cię kocham... *q*
No to Tsu, życzenia, taki Dzień dobroci dla zwierząt? xD
Życzyłabym sobie... może Sasoriego będzie wnerwiało rodzeństwo, jakieś przyjęcie urodzinowe czy coś? Babci czy gówniarzy, nevermind. Saso nie miałby się gdzie podziać, bo Yahiko z laską, a tyle bachorów, że się wytrzymać nie da i może by Deia odwiedził... :3
no, ale nie mnie to wymyślać :D
pozdrawiam i życzę weny~ ;**
WITAM
OdpowiedzUsuńprzepraszam że dodaje komentarz dopiero teraz ( czytam ten blog od początku jego istnienia ) chce ci tylko powiedzieć że ten blog jest bardzo bardzo fajny i nie mogę się doczekać aż coś między nimi się wydarzy , chciała bym cię też prosić ( oczywiście jeśli masz czas i ochotę ) zajrzyj tu
http://loveterukuro.blogspot.com/2013/11/bohaterowie-kurebayashi-teru-ma-16-lat.html
Zacznę od końca xD odwaliło ci xD serio xD nawet tu tego piesła cytujesz… naprawdę no xD ledwo wychodzę z strefy internet-obrazki i wchodzę na internet-blogi i to zastaje xD
OdpowiedzUsuńTeraz taki drobny hejt, jakie kurwa nudne?! Nie wolno ci tak mówić >.< a wiesz dlaczego? Bo ja tak mówię! Nie pyskuj, koniec tematu… pomysłu ci nie dam, bo… bo nie .___. by okazać powagę sytuacji, zakańczam zdanie kropką.
Teraz tak obrazek boski, fakt Saso babsko wyszedł, to chyba przez policzki, rób mu pulchniejsze xD i podbródek bardziej zaokrąglij, może wtedy będzie dobrze, ale nie wiem xD ale Dei boski ;D widać kogo kochasz xD
Teraz fabuła ;D od początku ;D Deidara taki zazdrosny o Saso, ojoj słodziutko <3 no, ale co się dziwić, dla Yahiko taki fajny, a dla niego oschły xd och, Saso – ciężko być tak rozchwytywanym xD Dei chce cię mieć na wyłączność, so cute xD szkoda, że tak dziwnie to okazuje, ale chyba tylko poprzez wkurwianie go może jakoś zwrócić na niego uwagę xD w końcu to taka męska przyjaźń ^^ no i opierdolił go za nic-nie-robienie, mi też by się to przydało, ale na mnie takie coś już nie działa xd chyba xd w każdym razie Yahiko się zmartwił, jakie to kochane z jego strony, ale niech zrozumie też Saso, takie zajęcie porównywalne do opierdalania się jest męczące noo =.= można poczuć się nie fajnie… :<
Potem oczywiście musiał podsłuchiwać, ach ciekawski Dei xD takie to dla niego typowe <3no proszę w pięknym momencie wszedł w podsłuch, gdyby pomyślał trzeźwiej nad wszystkim to by się chyba pokapował, ale jest jak jest ;D fajnie, że ma taki doby stosunek do tych kwestii, choroba itd. no i dostał czego chciał, porcja słit foci z Saso tylko no nie dawał mu zbytniej okazji na pozowanie xd
Hehe, było mu miło ;3 fajnie, że ustalili między sobą, że chociaż się nie nienawidzą to taki dobry krok dla nich xD no i oglądanie wspólnie zdjęć, takie coś zbliża ludzi, może potem pokażą sobie zdjęcia z dzieciństwa ;D to ich do siebie zbliży ;D no i te miłe słowa, no nie były jakieś super miłe, ale nie wszystko od razu xD ja nie wiem, Konan to chce pomóc a tylko pogarsza sprawę xD ciężko xD ale Saso jakoś tak zapunktował tym wypaleniem z pytaniem o Deidare ;3 tym komplementem o oczach też xD
W ogóle otworzył suta hahahahahahahahahahahahahahahahahahaha xD wyśmiałam jak obiecałam <333 a ty się z moich zdań śmiejesz, czy mi je wygarniasz, no wstydź się xD
Hahahaha, ta akcja z tym kolesiem na którego wpadł Saso była taka słodka xD jak on się schował za Deiem by nie dostać wpierdol, a on…. Zachował się jak twardziel ;D nie dał po sobie jeździć z mordą i jeszcze jak mu odkrzyknął i fakerem pomachał hah jaki macho xD Saso trzymaj się go, on ci pomoże, jak ktoś by cię chciał zgwałcić w ciemnej uliczce xDD
Łyżwy, jejku no pięknie wyszło xD ta rozmowa ich… no starali się xD ale chyba oni lubią sobie dogryzać,to na takim porządku dziennym ;D ;D No Dei jako nauczyciel jazdy, chciałabym xD znaczy jednak nie jakby to wyglądało tak jak w przypadku Saso xD zero empatii xD
Dobrze, na tym kończę wywód xD
Czekam na next’a ;*
Weny, ochoty, pomysłów i takich tam xD ;*
Pozdrawiam ciepło ;D
Cóż, chyba wypada skomentować.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle zajebisty.
Dei który, nie wierzy w chorobe Saso... Po prostu, no po prostu, po prostu.
Yahiko opierdala wooow.
Zdjęcie do szantażu... Popieram plan!
Łyżwy <3 Jakaś łysa pała dopierdalająca się do Deia... Ładnie mu pojechał... I teb fakers <3
Sasori i nauka jazdy. To jedno zdanie oznacza katastrofę ( ale tylko dla Saso, dla reszty... Cóż, komedie)
Zajebiste, zajebiste, zajebiste!
Co do pomysłu to... Może niech Konan, Yahiko lub Hidan, wkręcą ich w jakąś akcje świąteczną? Albo zmuszą do przebrania za mikołaja i jego śnieżynkę? Ozdabianie domu dziecka, i dzieci które uważają Deia za kobiete?
Albo, kolejna kłótnia Deidara vs Sasia?
Itami-która-wie-że-zabijesz-ją-za-tak-jawne-olewanie-komentowania.