No!
Macie!
Cieszcie mordki, bo Tsu się nad
wami zlitowała!
Znajcie moją łaskę... xD
A teraz na serio. Stwierdziłam,
że można by wreszcie przełamać lody i w ogóle... Przecież nie może to trwać w
nieskończoność, prawda? Oczywiście dalej będą sobie dogryzać, ale teraz tak
bardziej... Po kumpelsku xD Wiecie, o co mi chodzi.
Poza tym, dzisiaj tak bardziej dramatycznie
będzie.
Enyłej, nie przeciągam już!
~Smacznego!
***
Jak zbite psy siedzieliśmy na sofie ze wzrokiem wbitym w
podłogę, wysłuchując kazania od Konan. Właśnie wygarniała nam, jakimi jesteśmy
żałosnymi, egoistycznymi szczeniakami, skoro posunęliśmy się do czegoś tak
podłego. Zerknąłem ukradkiem na Akasunę; zaciskał kurczowo wargi, błądząc
oczami po plecionce starego dywanu.
– Po tobie jeszcze bym się spodziewała, Dei... Ale ty,
Sasori? Zawiodłeś mnie! – warknęła, lustrując nas zdegustowanym spojrzeniem.
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej słów. Zaraz, zaraz. Co miało znaczyć,
że po mnie by się spodziewała, a po nim
nie? Że niby co ja jestem, hę?!
– Ej! – obruszyłem się, jednak umilkłem od razu, gdy
tylko jej oczy skierowały się w moją stronę. Nienawidziłem, kiedy się na mnie
wkurwiała. Nie tylko dlatego, że się przyjaźniliśmy, a jej fochy trwały
stosunkowo długo… Była wtedy zwyczajnie przerażająca. Wpatrywała się we mnie
twardo, z zawodem, mrużąc zawistnie oczy. Brwi zmarszczyła groźnie, a usta
wygięła w delikatnym grymasie. Miała tak strasznie przeszywające i chłodne
spojrzenie, że ja pierdolę. Odwróciłem wzrok, bo jeszcze chwila i zacząłbym
rozmyślać nad moim żałosnym, zakłamanym życiem… Już zaczynam! Cholera. –
Prze-Przepraszam.. – wydukałem cichutko, ponownie spuszczając głowę. – To… To
jego wina! – W nagłym przypływie straceńczej odwagi i desperacji, chwyciłem się
ostatniego koła ratunkowego, jakie dostrzegłem w tym bezkresnym oceanie
poczucia winy. Wskazałem palcem na Sasoriego, w dalszym ciągu nie zmieniając
położenia głowy. Chłopak wciągnął głośno powietrze. Katem oka widziałem, jak
obraca się w moim kierunku i wytrzeszcza na mnie oczy w niedowierzającym
spojrzeniu.
– MOJA WINA?! – wrzasnął oburzony – Moja,
kurwa, wina?!
– A kto zgodził się na jej pomoc, hm?! – odwarknąłem,
posyłając mu wściekłe spojrzenie. Mógł tej idiotki nie zapraszać, to by nie
było problemu teraz! Oczywiście, że to przez niego!
– To było, cholera, wymyślać, a nie jakieś durne sierściuchy
oglądać w necie! To twoja wina!
– No chyba nie bardzo! – parsknąłem i zbyłem go
machnięciem ręki. Wyprostowałem się dumnie i oparłszy o oparcie sofy,
skrzyżowałem ręce na piersi, z wyższością spoglądając na Akasunę. Wpatrywał się
we mnie rozjuszony, zaciskając do białości wargi. Gdyby spojrzenie mogło
zabijać, już padłbym trupem. Prychnąłem obrażony pod nosem i odwróciłem od
niego wzrok. Rozejrzałem się po salonie. Na stole dalej zalegały talerze,
niedokończony tort i reszta żarcia, mimo, iż jakieś pół godziny temu skończyła
się cała „impreza”. Tak, dokładnie! Opierdalała nas już dobre pół godziny i
jakoś nie zapowiadało się na to, że szybko skończy. Zatrzymałem się na Hidanie
i Yahiko. O ile ten pierwszy siedział niewzruszony całą sytuacją, zajęty swoim
telefonem, o tyle drugi wydawał się być… Zdezorientowany? Prawdopodobnie nadal
nie docierało do niego, że został ofiarą naszego małego spisku. Zachichotałem
cicho pod nosem, zwracając na siebie uwagę Sasoriego i Blue. – Co? – burknąłem.
– Gówno. – odparł kąśliwie, przedrzeźniając mój głos.
– Wal się. – odwarknąłem.
– Ej! – Konan krzyknęła na nas. Praktycznie od razu
struchlałem, a Akasuna usilnie udawał, ze go to nie rusza, chociaż nerwowo
wyłamywał sobei palce i unikał z dziewczyną kontaktu wzrokowego.
– Frajer… – syknąłem na niego, jak dziecko przeciągając
samogłoski.
– Sam jesteś frajer. – wycedził przez zęby.
– Banda idiotów. – Blue westchnęła ciężko i zrobiła
klasycznego face palma. – Jesteście beznadziejni, obaj. Mam was dość. – dodała,
nie dając nam dojść do głosu i nie czekając na odpowiedź, ubrała się, pożegnała
ze wszystkimi i wyszła, Yahiko a poleciał tuż za nią. Pantofel.
Leżałem na kanapie, brzuchem
do dołu i z laptopem przed twarzą. Rozmawiałem właśnie z jedną laską, numerem
#51. Ziewnąłem przeciągle, podparłszy się na dłoni i ze znudzeniem przeczytałem
kolejną część jakże wciągającego eseju na temat „Moi rodzice mnie nie
rozumieją! Są beznadziejni!”. Akurat żaliła mi się, jacy to są niesprawiedliwi,
bo przecież ona jest już dorosła! - ma piętnaście lat - a oni bez przerwy się o
nią zamartwiają i panikują i wiecznie jest tylko „gdzie idziesz?”, „z kim
idziesz?” i „na jak długo?”. A to jest takie irytujące! Eh, kolejna
gimbusiara do kolekcji. Czasem, w chwilach zwątpienia takich jak ta,
zastanawiałem się, czy tego nie rzucić… Powoli kończyły mi się pomysły, a i
nerwów też nie mam ze stali… Doprawdy, gdy widzę teksty „omg jetses taki soldki!!!!11
<3” w odpowiedzi na moje jakże szczere i współczujące „Ta, rozumiem cię
doskonale… Gdybyś mieszkała bliżej, to bym cię stamtąd zabrał…”, to mam ochotę
z tym skończyć. Dżizas, ludzie… Co jest z tym światem nie tak?
Zerknąłem na ekran i jęknąłem rozpaczliwie. Chwila
refleksji kosztowała mnie kolejny napływ narzekań Keiko i zapewnień, że ona na
pewno byłaby lepszą mamą! Nie będzie wpierdalać się w sprawy swoich dzieci i w ogóle!
Prychnąłem pod nosem i uśmiechnąłem się krzywo na to stwierdzenia. Biedna,
skrzywdzona przez życie dziewczynka, hm? Teraz już całkowicie odechciało mi się
z nią gadać. Bo przecież, cholera, ma rodziców, którzy się o nią martwią! Moi mają mnie w dupie! Doprawdy, nie mam
ochoty wysłuchiwać żaleń jakiejś gówniary, bo jej starsi się nią interesują i
chcą wiedzieć, czy przypadkiem nie dzieje jej się jakaś krzywda. A taki
Akasuna? On to ma dopiero przesrane…
Moje myśli odbiegły na moment w stronę chłopaka. No co ja
poradzę, że jestem ciekawski i jak ktoś nie chce o czymś gadać, to ja
automatycznie muszę to wiedzieć? Zastanawiało mnie, czy zawsze był taki…
Oschły i nieprzystępny, czy dopiero po tym. I nigdy jeszcze nie widziałem, żeby
miał na sobie inny kolor ubrań, niż czarny. Jasne, rozumiem - o gustach się nie
dyskutuje, może po prostu lubi taki styl. Chociaż teraz zacząłem się
zastanawiać, czy to aby nie jest jakaś żałoba, czy coś. A jeśli tak, to czemu
tak długo? Myślałem, że znam go dość dobrze, po tych ciągłych sprzeczkach i
wszystkich tych zajęciach grupowych, na których wielokrotnie musieliśmy
opowiadać o sobie. Teraz trafiło do mnie, że tak naprawdę nie wiedziałem o nim
kompletnie nic. A ja nienawidziłem niewiedzy.
Bez namysłu przerwałem Keiko pod pretekstem niezapowiedzianej wizyty mojej
laski i rozłączyłem się. Akasuna może nie chciał o tym gadać, zwłaszcza ze mną…
Nie a co liczyć na to, że coś od niego wyciągnę… Ale był jeszcze Yahiko, a on
był na tyle głupi, żeby mi wszystko wyśpiewać. Po dwóch sygnałach odebrał. Nie
powiem, zdziwił się, że do niego dzwoniłem. To chyba pierwszy, czy drugi raz…
Nieważne.
Na odpowiedź nie musiałem zbyt długo czekać. Zapytałem
prosto z mostu - stwierdził, że nie jemu o tym mówić, a jeżeli tylko zechce, to
Sasori na pewno sam mi opowie o wszystkim. Z moich ust wyrwało się kpiące
„Tsaa”. Bo my przecież jesteśmy BFF i mówimy sobie wszystko, nie? Yahiko dodał,
że w urodziny Sasori zwykł chodzić na cmentarz, an grób rodziców. Tym razem
jednak urządzili mu przyjęcie, wiec miał wybrać się dzisiaj. Nie czekając na
moją reakcję, czy odpowiedź, albo chociaż znak, że słucham, podyktował mi adres
i numer alejki, a potem się rozłączył. Z mieszanymi uczuciami wpatrywałem się w
wyświetlacz smartfona, gdzie jeszcze przed sekundą widniał napis „połączenie
zakończone”.
Zaledwie
pół godziny potem wysiadłem z zatłoczonego autobusu i przeciskając się przez
tłum przechodniów zalęgający na chodniku, stanąłem przed moim celem –
cmentarzem Yanaka. Poprawiłem torbę na ramieniu i rozejrzałem się nieco
speszony. Nie byłem wierzący, nie chodziłem do kościoła, nie modliłem się, a na
cmentarzu byłem raz, w wieku sześciu lat, na pogrzebie dziadka Oonokiego. To
chyba oczywiste, że czułem się nieco skrępowany, przystając przed obszerną,
drewnianą bramą, osadzoną w równie obszernym murze, odgradzającym miejsce
spoczynku tysięcy ludzi od ulicy i codziennego życia, rozgrywającego się swoim
własnym rytmem i tempem. Rozejrzałem się niepewnie, zdając sobie sprawę, że
musze wyglądać teraz jak idiota. Nie wiedziałem, czy mam tam wejść, czy
sterczeć tutaj. Zdecydowałem się na opcję drugą i chwilę potem dostrzegłem po
drugiej stronie ulicy charakterystyczną, czerwoną czuprynę Akasuny. Na mój
widok zatrzymał się na środku chodnika i pomimo uszczypliwych uwag i oburzonych
spojrzeń przechodniów, ani myślał się ruszyć. Gapił się na mnie
zdezorientowany, z jedną słuchawką w uchu, a drugą w dłoni, która zastygła w
powietrzu. Jego twarz wyrażała skrajne załamanie i wkurwienie jednocześnie.
Poczekałem, aż otrząśnie się z szoku i podejdzie do mnie, a gdy wyminął mnie
bez słowa, nie racząc choćby zerknąć, ruszyłem za nim. Dogoniłem go szybko i
teraz szliśmy bok w bok. Sasori prześlizgiwał się beznamiętnym wzrokiem po
rządkach nagrobków, otaczających nas z każdej strony, ignorując mnie na
wszelkie możliwe sposoby. Widać było, że moja obecność tutaj jest mu wybitnie
nie na rękę. Krążyliśmy przez chwilę po alejkach, aż w końcu zatrzymał się przy
jednej z płyt i w dalszym ciągu milcząc, przycupnął na małej ławeczce. Stałem
obok jak kretyn, wciskając dłonie do kieszeni, nie wiedząc gdzie podziać wzrok.
– Co ty tu robisz? – mruknął w końcu cicho, wpatrując się
w imiona wyryte katakaną na czarnym, kamiennym nagrobku. Odetchnąłem głęboko.
– Yahiko mówił, że tu będziesz. – odparłem spokojnie,
rozglądając się wokół. Towarzyszyło mi nieznośne uczucie, że wszyscy, dosłownie
wszyscy,
nawet te upierdliwe wrony skrzeczące nad naszymi głowami, gapią się na mnie.
Zajebiście - mam paranoję!
– Oh? Randka na cmentarzu? Jak romantycznie… – sarknął
pod nosem.
– Daj spokój, Akasuna. Pogadać chcę.
– O?
– Tobie… Twoich rodzicach… – dopiero teraz, kiedy
wypowiedziałem to na głos, zdałem sobie sprawę, jak kretyńsko brzmi. Przecież
to takie oczywiste, że ktoś z kim się żresz na każdym kroku, nagle chce gadać o
twojej przeszłości, prawda?
– I mam rozumieć, że nie dasz mi spokoju, dopóki ci
wszystkiego grzecznie nie wyśpiewam? – westchnął zrezygnowany, zerkając na mnie
ukradkiem.
– No… Tak jakby…? – uśmiechnąłem się krzywo. Pięknie, nie
dość, że przy nim uchodzę za tego głupszego, to teraz jeszcze będę tym
upierdliwym. O, losie… Czemu uczyniłeś mnie tak wścibskim?
Znów zamilknął na dłuższą chwilę, a potem - o dziwo -
zaczął mówić. O tym, jak nigdy nikogo nie słuchał i wiecznie stwarzał kolejne
problemy. W gimnazjum jego rodzice otrzymali wezwanie do szkoły. Przyjechali
oczywiście i po długich narzekaniach dyrektorki, zmuszającej ich do wysłuchania
jaki to Sasori jest niekulturalny, pyskaty i są z nim same problemy, zostali
poinformowani o zawieszeniu go. Na miesiąc. Byli wściekli.
Wracali samochodem. O tej porze roku, robiło się ciemno
bardzo wcześnie. Dochodziła dopiero siedemnasta, gdy wracali, a latarnie już
dawno były zapalone, dając jedyne źródło światła, nie licząc księżyca. Kłócili
się, jak zwykle, a on jak zwykle miał to wszystko w dupie. Jego ojciec cały
czas coś wrzeszczał. Dlaczego nie może chociaż przez chwilę nie sprawiać
problemów, dlaczego ma wszystko gdzieś i dlaczego jest taki, a nie inny… Sasori
odpowiedział wtedy kąśliwie: „ Przepraszam bardzo, że jestem takim
beznadziejnym dzieckiem.” Mężczyzna się wściekł i obejrzał na niego, przez co
nie zauważył auta, wyjeżdżającego z bocznej uliczki.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Ich samochód
odbił się od tego drugiego i wjechali prosto pod jakąś ciężarówkę.
Sasori ocknął się po tygodniu. Pierwsze, o co spytał, to
rodzice.
Zginęli na miejscu.
Zapadło milczenie. Tępo wpatrywałem się w szereg
nagrobków, trawiąc dopiero co zasłyszane słowa. Zerknąłem na chłopaka. Siedział
w bezruchu, ze spuszczoną głową, zaciskając ciasno dłonie.
– To moja wina, wiesz? – bąknął cicho. Nieznaczenie
drgnąłem, przenosząc na niego pytające spojrzenie. Jak to jego? To ten idiota,
w którego wjechali, nie on, spowodował wypadek przecież. – Jakbym nie był takim
egoistycznym szczeniakiem, to nic by się nie stało. Ale nie, ja zawsze muszę
postawić na swoim. – prychnął, unosząc dłoń do twarzy. Miałem wrażenie, że
ukradkiem otarł łzy, ale wolałem nie wnikać. Nie umiem pocieszać ludzi, prędzej
bym go dobił.
– Daj spokój… – mruknąłem tylko, co raczej na niewiele
się zdało. A nie mówiłem? Nie umiem pocieszać!
– A ty?
– Co ja?
– No wiesz… Ja ci powiedziałem, wedle życzenia. Wypadało
by, żebyś teraz ty coś powiedział, nie? Nie, żeby mnie to interesowało.
– Jasssne. – Uniosłem delikatnie brwi i uśmiechnąłem się
krzywo. – Właściwie, to nie ma o czym opowiadać. – Spojrzał na mnie
podejrzliwie. – Moje dzieciństwo było gówniane, a podejście rodziców pozostawia
wiele do życzenia… – zacząłem po chwili namysłu.
Zawsze byłem tym „gorszym” z dwójki dzieci. Zawsze stałem
w cieniu starszej siostry, Kurostuchi. Wiecznie było „Kurostuchi to”,
„Kurostuchi tamto,” „dlaczego nie jesteś taki jak Kurostuchi?”. Kurotsuchi -
idealne dziecko-skarb i Deidara - jej nieudany braciszek. Gdy ja miałem siedem
lat, a Kuro dwanaście, ojciec bez słowa odszedł. Przez pierwsze dwa lata
spotykał się z nami regularnie, raz w tygodniu, chociaż matka była temu
wyraźnie przeciwna. Potem kontakt był coraz rzadszy i gorszy, aż w końcu urwał
się całkowicie. Matka miała mnie gdzieś, została mi starsza siostra. Na niej
zawsze mogłem polegać i zawsze miała czas, żeby ze mną pogadać. A potem
wyjechała na studia i zostałem sam. Pewnego dnia matka przygruchała sobie
jakiegoś kretyna. I szczerze? Miałem ochotę wysadzić go w powietrze. Przylazł
sobie idiota i zaczął się rządzić. I tak przez następne cztery lata. W trzeciej
gimnazjum poznałem jego, był jakimś tam znajomym Hidana. Lubiłem go, nawet bardzo.
On mnie chyba też, tak w każdym razie myślałem… Wtedy. Raz, to była końcówka ostatniej
klasy, zaprosiłem go do siebie - matki i jej głupiego facecika nie było, mieli
wrócić późno w nocy. Było całkiem przyjemnie… Miał doświadczenie, to było
widać. Starszy o dwa lata, pewnie miał kilku przede mną. Robiło się coraz
ciekawiej, nawet nie wiedziałem, kiedy pozbył się mojej koszulki. Trochę głupio
mi było, ale cóż. Raz się żyje, prawda? Pamiętam, jak zjechał wargami na moją
szyję, wplatając palce we włosy, a przez moje ciało przeszedł przyjemny
dreszcz. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego.
I nagle otworzyły się drzwi, a do pokoju wparował…
Ojczym. Przez chwilę wpatrywał się w nas zdezorientowany, a potem zaczął się
drzeć. Kazał mu wypierdalać, a gdy chłopak wyszedł, wrócił do mnie, na górę.
Gdy stanął w drzwiach, całe moje życie przeleciało mi przed oczami. Zabije
mnie, pomyślałem wtedy. I pewnie byłby to zrobił, gdyby matka nie weszła do
domu. Chwycił mnie za włosy i wywlókł z pokoju. Ściągnął mnie na dół, gdzie stała
kobieta. Spojrzała na niego zszokowana, a potem przeniosła wzrok na mnie. Wtedy
pierwszy raz zostałem wyzywany... Aż tak. Nazwał mnie przeklętym pedałem,
powiedział, że mam się stąd wynieść i nie pokazywać mu na oczy, bo inaczej się
policzymy. Spojrzałem wtedy na matkę, błagając cicho, żeby jakoś zareagowała, a
ona… Jakże by inaczej - miała mnie gdzieś. Czego ja się spodziewałem? Przecież
jestem ‘tym-gorszym-dzieckiem’. Zawsze byłem, komu zależy na takich ciotach?
Wywlókł mnie za włosy na podwórko i ignorując ciekawskie spojrzenia, wywalił na
ulicę w akompaniamencie wrzasków i najbardziej wymyślnych obelg. Zmieszał mnie
z błotem, potraktował jak śmiecia... I tak też się czułem. Zaciskajac zęby i
hamując płacz, podniosłem się na obdartych rękach i wstałem chwiejnie na nogi.
Zerknąłem na niego przerażony. Spojrzał na mnie z odrazą i splunął na chodnik.
Wszedł do domu, a po kilku minutach wrócił. Ciepnął mi pod nogi torbę z
niedbale upchniętymi ciuchami. Wcisnął w dłoń dwa tysiące yenów (w przeliczeniu
na nasze, około sześćdziesieciu złotych) i wygonił. Drżącą ręką wydobyłem telefon
z kieszeni i nie zważając na obijających się o mnie ludzi, zadzwoniłem do
Hidana. Streściłem pokrótce co i jak - kazał mi przyjść do siebie. Kilka dni
potem odezwał się on. Gdy mu o wszystkim opowiedziałem, jak głupi łudząc się, że
zrozumie, że będzie mi współczuł, że jakoś mi pomoże... Odparł tylko „Sorka,
Dei.. Ale chyba nie myślałeś, że to tak na poważnie?” i zostawił mnie, tak po
prostu. Mieszkałem u Hidana dwa lata, a gdy już byłem pełnoletni, wyrobiłem
sobie dowód, znalazłem jakąś robotę i gdy już miałem kasę, przeprowadziłem się
do tej małej klitki, której mieszkam teraz…
– Ot, żałosna historyjka, żałosnego dzieciaka. –
mruknąłem, przegryzając frytkę. Akasuna przyglądał mi się szeroko otwartymi
oczami. Jego dłoń znieruchomiała z frytką wetkniętą w keczup. – Co? –
parsknąłem, widząc jego minę. Wyglądał idiotycznie.
– Nic… – zreflektował się szybko i pośpiesznie wsunął do
ust kawałek ziemniaka, który do niedawna topił w czerwonym sosie. Mrużąc
podejrzliwie oczy, przyglądałem się, jak powoli żuje frytkę, błądząc wzrokiem
po ścianie fast fooda, do którego jakieś dziesięć minut temu wstąpiliśmy.
Wzruszyłem ramionami i pociągnąłem przez słomkę łyk napoju. Bez krzty
zainteresowania obrzuciłem spojrzeniem cały lokal, łącznie z ludźmi
pochłaniającymi swoje zamówienia i głupimi zdjęciami, w które opiewały ściany.
Panował tu taki nieład… Widać, że urządzał to ktoś, kto nie miał ani odrobiny
artystycznej żyłki… Ta, zdecydowanie… – Przepraszam. – dodał ni stąd, ni zowąd.
Zatrzymałem na nim wzrok, wpatrując się w niego, jakby właśnie oznajmił, że
zbiegł z psychiatryka. Halucynacje ma? Cholera, mogłem nie wyciągać z niego tej
historii o rodzicach. Teraz pewnie ma omamy i myśli, że tu są… Zaraz zacznie
przepraszać i płakać… Cholera! – Za to co mówiłem w Neko. – sprostował, widząc moją zdezorientowaną minę.
Neko… Neko… Co było w Neko…?
Nagle mnie olśniło.
Ahhh! O to chodzi!
– Pierdolisz? – parsknąłem.
– Nie, serio mówię. Nie miałem pojęcia, jak to wygląda i
w ogóle cała ta sytuacja u ciebie w domu…
– Weź spierdalaj, zachowujesz się jak ciota! – przerwałem
mu, groźnie wymachując ukeczupowaną (Sprytna Tsu jest sprytna i tworzy nowe
słowa xD) frytką przed jego twarzą. Zamknął się. – No. Tak lepiej. – posłałem
mu kpiący uśmieszek, na co wywrócił oczami i westchnął ciężko.
Ledwo
wyszliśmy na dwór, a już owiał nas chłodny podmuch listopadowego wiatru.
Powinienem wygrzebać z mojej pseudo-szafy jakąś kurtkę… Lub chociaż grubszą
bluzę. No mniejsza. Szedłem przed siebie i gestykulując żywo, opowiadałem
Sasoriemu kilka historyjek z życia wziętych. Na przykład, jak z Hidanem
biegliśmy w zimę na autobus, a Siwy wyjebał się na chodniku i byłby wjechał pod
autobus, gdyby nie przytrzymał się podwozia (autentyk xD) lub gdy, jeszcze w
podstawówce, jechałem bez biletu i nagle do autobusu wszedł kanar. Skuliłem się
wtedy za jakimś grubym facetem i gościu mnie zwyczajnie nie zauważył… (to też
tró story ♥). Sasori z trudem hamował się od parsknięcia
śmiechem, zaciskając uparcie usta, chociaż wargi i tak wyginały mu się w
uśmiechu. Zerknąłem na niego, szczerząc się szeroko. Już otwierałem usta, żeby
sprzedać mu kolejną historię, gdy z dupy strony rozległ się znienawidzony
przeze mnie, wkurwiający głosik.
Nie minęło pięć sekund, a jego równie wkurwiająca
właścicielka doskoczyła do Sasoriego i posyłając mu uroczy uśmiech, wepchnęła
się pomiędzy nas, chwytając go pod ramię.
– Cześć! – zaszczebiotała, a ja wywróciłem oczami.
– Kapuś. – prychnąłem pod nosem, posyłając jej pełne
wyrzutów i nieskrywanej urazy spojrzenie. Konan nadal się do mnie nie odzywała,
a to wszystko jej wina. Jej i tej pustej łepetyny. Spuściła potulnie głowę, gdy
dorodne rumieńce oblały jej okrągłą buzię.
– Przepraszam… Nie wiedziałam, że o nich chodziło… –
mruknęła cicho, spoglądając na mnie jak zbity pies. Jasne - idiotką trzeba się
urodzić, to nie jej wina w sumie… Co nie zmienia faktu, że wkurwia. Zakończyłem
ten krótki myślowy wywód i zwróciłem się do dziewczyny, chcąc ją znowu ojebać.
Ku mojemu zdumieniu, w najlepsze zagadywała czymś Sasoriego, moją osobę
najzwyczajniej w świecie mając gdzieś… Z moich ust wyrwało się niedowierzające,
oburzone prychnięcie. To też zignorowała. Co za…
Akasuna szedł przed siebie, na powrót nakładając swoją
‘mam-to-w-dupie’ maskę i co chwila jej przytakiwał. Westchnąłem ciężko i
posłusznie poczłapałem za nimi, grając przy okazji w Angry Birdsy. Najbardziej
lubiłem, rzecz jasna, te czarne, wybuchowe ptaki. W pewnym momencie tak się
wciągnąłem rozwalaniem coraz to bardziej wymyślnych konstrukcji, że nie
zauważyłem nawet, jak przystanęli i bezceremonialnie wlazłem w Matsuri, tym
samym uwalniając z jej szponów chłopaka. Szatynka wyrżnęła plackiem na chodnik niecały
ułamek sekundy później. Przez chwilę przyglądałem jej się zdumiony, a potem
parsknąłem śmiechem. Wiem, nie powinienem, ale to było silniejsze.
Dobrze ci tak, mała przybłędo, jakiś głosik zachichotał
cicho w mojej głowie, a na moje usta wpełzł złośliwy uśmieszek. Wyczułem na
sobie wzrok czerwonowłosego. Posłałem mu spojrzenie pod tytułem „No co?”, a on
tylko wywrócił oczami i pokręcił głową. Podał dłoń wstającej Matsuri, a mi
zrzedła mina. A było tak zabawnie… Przy wstawaniu, zahaczyła wzrokiem na jego
kieszeni i w następnej chwili pisnęła podekscytowana. Wzdrygnąłem się; jak tak
dalej pójdzie, to ja kiedyś na serio na zawał zejdę.
– Ojej! Jaki słodki! Mogę zobaczyć?! – wykrzyknęła i nie
czekając na odpowiedź, wydobyła z kieszeni telefon chłopaka. Zaczęła przyglądać
się małej przywieszce. Zerknąłem jej przez ramię i zmarszczyłem brwi, na widok
małej, białej figurki. MOJEJ figurki. Zabrałem jej komórkę
i podejrzliwie przyjrzałem się stworzonku. Ot, zwykły, mały, biały pająk. Miał
jakieś dwa centymetry. W domu miałem ich całe pudło. Nafaszerowane petardami
tworzą C1… Ale skąd…? Przeniosłem na Sasoriego wzrok, posyłając mu nieme
pytanie. Chłopak zerknął gdzieś w bok, wciskając dłonie do kieszeni. Wydawał
się zmieszany. Podpierdolił mi go, czy jak? Kurwa, no. Jak chciał, to było
mówić, a nie…!
– Co się gapisz? Jest spoko, to sobie przywiesiłem. Takie
to dziwne? – burknął cicho.
– Skąd go masz? – moje pytanie wyprzedziła Matsuri.
Zerknąłem na nią, na ułamek sekundy, a potem z powrotem na Akasunę.
– Od niego. – odparł i skinął na mnie głową, upychając
telefon - razem z przywieszką - w kieszeni spodni. JAK?! Przecież ja mu nic… I
wtedy przypomniałem sobie, jak Konan wcisnęła mi ten mały prezent, a kilka dni wcześniej
Hidan buszował po mojej pracowni. Wtedy myślałem po prostu, że kretynowi się nudzi.
Poza tym, ja też mu buszuję po całym domu, kiedy mnie w nim na chwilę zostawia;
nic nie podejrzewałem. Dlaczego wszyscy knują za moimi plecami? Czemu dowiaduję
się o wszystkim ostatni? No ludzie… Poważnie?
– Oh! Jest cudna! Zrobisz mi taką samą? – Spojrzała na mnie
błagająco. Uniosłem brwi, przyglądając jej się spod przymrużonych powiek, a moje usta ułożyły się w prostą
linię.
– Nie. – prychnąłem, wyrywając dłoń z jej uścisku. Że
niby co ja jestem? Nie dam C1 byle komu… Je-Jemu też bym nie dał, gdybym
wiedział! Dziewczyna posmutniała momentalnie, spuszczając wzrok i cofnęła się o
krok. Nerwowo zaczesała włosy za ucho i posyłając nam wymuszony uśmiech,
stwierdziła, że musi już iść, bo umówiła się z przyjaciółką. Pomachała nam na pożegnanie
i po chwili zniknęła w tłumie. Sasori odprowadził ją wzrokiem, a potem obejrzał
się na mnie karcąco. – Nie patrz się tak. Wkurwia mnie. – Wzruszyłem ramionami.
– Jesteś beznadziejny, wiesz? – westchnął ciężko i ruszył
w kierunku, w którym szliśmy poprzednio.
– Przynajmniej nie rudy. – syknąłem zawistnie.
– Taaa… Ale też nie masz zbytnio czym się chwalić. –
odmruknął kąśliwie, posyłając mi prześmiewczy uśmieszek. Chwilę szliśmy w
milczeniu, każdy zajęty własnymi myślami. Nagle do głowy wpadła mi genialna
myśl. Bo skoro nosi tą przywieszkę, to by znaczyło, że…
– Akceptujesz moją sztukę! – stwierdziłem dumnie.
– Czemu miałbym? Jest śmieszna.
– Nosisz C1!
– Co noszę?
– C1! To jest C1, mój najsłabszy ładunek. Skoro go
nosisz, to akceptujesz mój pogląd! Logiczne! – wykrzyknąłem, pewny swoich racji,
ściągając na siebie wzrok kilku przechodniów. Jebać ich. Sasori spojrzał na
mnie z politowaniem i pokręcił głową, wzdychając ciężko.
– Wcale nie. To śmieszne, nie logiczne. – zaprzeczył
spokojnie, jakby przemawiał do pięciolatka. Powoli narastała we mnie irytacja.
Jak ja nienawidziłem tego tonu! Kiedy mówił do mnie, jakbym był jakiś, kurwa,
ułomny!
– Po prostu wstydzisz się przyznać mi rację… – wysyczałem,
mrużąc zawistnie oczy.
– Takiemu abderycie? Niewykonalne, wybacz. – parsknął
cicho, nie racząc nawet na mnie spojrzeć. Abde-co? Zmarszczyłem brwi i po
kryjomu wydobyłem z kieszeni bluzy komórkę. Na chwilę przystanąłem, wstukując w
Google zasłyszane przed sekundą
hasło. Przeczytałem szybko, co ono oznacza i zacisnąłem na aparacie dłoń, aż pobielały
mi kostki. Fala oburzenia zalała mnie od środka. Podniosłem wzrok znad telefonu
i wwiercając go w plecy chłopaka, ruszyłem twardo w jego stronę. – Nie jestem
idiotą, Akasuna! – wrzasnąłem.
– Jasssne. – rzucił od niechcenia, choć w jego głosie
rozbrzmiewało ledwo wyczuwalne rozbawienie.
***
Dzisiaj, tak dla odmiany, moje eksperymenty z kolorami xD Wyszło lepiej, niż się spodziewałam, chociaż oczywiście są niedociągniecia... Malowałam tak pierwszy raz. Jakby kto nie ogarnął, to ten moment w knajpie, kiedy Sasori rzuca "Przepraszam" a Deidara strzela WTFa xD
Cóż, mam nadzieję, że nie pokopałam w latach, zwłaszcza w historii Deia xD
Cóż, mam nadzieję, że nie pokopałam w latach, zwłaszcza w historii Deia xD
Mam nadzieję, że to choć trochę tłumaczy ich charaktery i może też w jakiejś części sposób bycia...? Poza tym, ich relacje się polepszyły! Co bo niektórzy, w sumie to chyba wszyscy, powinni być zadowoleni takim obrotem spraw.
Planowałam też coś z Matsuri... Kilka osób wie co, ale chyba to sobie jednak daruję.
Chyba na pewno. Za dużo wątków by było.
Jak już wspominałam w komentarzach, jeśli po wszelkich cliffhangerach lub wpierdalaniu się osób trzecich (jak ostanio Blue) demolujecie pokoje/mieszkania/miasta czy coś tam...
To wynajmujcie już sprzątaczki xD
DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU:
24.11.2013
W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
Teraz będzie kilka zapychaczy, uprzedzam z góry.
Nie wiem, czy jest sens pisać, co dam w nexcie...
W sumie sama jeszcze nie wiem xD
Nie wiem, czy jest sens pisać, co dam w nexcie...
W sumie sama jeszcze nie wiem xD
Ohayo :3
OdpowiedzUsuńArt bardzo mi się podoba. A w szczególności oko (bo nie oczy xD) Deidary i ręka. Słodki Jashinie daj trochę talentu T^T
Czy wspominałam kiedyś że lubię Matsuri u ciebie? Odwołuję. Miała być słodka, a nie wkurwiająca no!
O kuźwa ta historia Dei'a..No kurde żal chłopaka. Ale on na serio z "takimi" szczegółami opowiedział tą historię Sasori'emu? xD i znowu nasuwa mi się pytanie: czy Sasori wie, że Deidara to gej? :__: Yuuki nienawidzi niewiedzy >.<
Historia Saso...przyznam, że klasyk xD Liczyłam na coś z mafią/prochami/samobójstwem/płatnym zabójstwem/dom dziecka (wiem, mam bujną wyobraźnię, ale chuj xD)
Właśnie sprawdziłam "abderyta" xD dobre Saso, dobre xD ah ci blondyni ^^
A co do twoich histori z życia wziętych. I tutaj powinnam cię zaskarżyć, bo to była próba zabójstwa, prawie się udusiłam ze śmiechu xD No cóż, jeśli tobie zdarzają się takie historie to zazdroszczę życia xD Ja jedyne czym mam się pochwalić to w jak wracał autobusem to trupy na ulicy leżały ^o^
No ale kto jest tym Towarzyszem, który zachował się jak ostatni cham, prostak i abderyta ???
jeju rozmowa Dei i tej Keiko xD skąd znam, skąd znam? Na początku myślałam, że to Hidan z 51 laska xD
Pozdrawiam, niech wena będzie z tobą!
Hej. Czyżbym byla pierwsza? Od wczoraj wieczora, co ok 10 min wchodziłam tu aby zobaczyć czy nic przypadkiem nie dodałaś. Notka jest zaj****ta,warto na nią czekac caly tydzień. Prawie się popłakałam czytajac historie Deia. Biedny Dei. Kiedy ty w końcu wysadzisz Matsuri. Wkurwia mnie ona. Jest taka idiotką. Dobrze ja Dei określił "idiotką trzeba się urodzić, to nie jej wina w sumie… Co nie zmienia faktu, że wkurwia"
OdpowiedzUsuńBardzo sie ciesze ze przeprowadzili szczerą, męską,rozmowe. Na dobre im to wyszło. Fajnie narysowałaś Blondynka, ale gdyby nie dopisek nie skaplabym sie z jakiego to fragmentu:P
Dużo weny życzę
Sheiwa
Och, wreszcie krok na przód xD nie byłabym sobą jednak jakbym się do czegoś nie przyczepiłam, a mianowicie mam nadzieję, że nie zrobisz z nich nagle jakichś BFF, tylko namiętnych kochanków *.*
OdpowiedzUsuńKurde, podobała mi się historia Sasora, fajnie przedstawiona. No i Dei.. w sumie nawet nie wiem któremu bardziej współczuć, obaj mieli przejebane.
Matsuri mnie wkurwia coraz bardziej.. xD
I TAK sprawdziłam w googlach co to znaczy abdaryta xD
Dei'owe oko na arcie *.*
Pozdrawiam, buziaki ;3
Lubię smutne wątki i bardzo mi się podobało ( jak zwykle keke ). ogólnie ciesze się że ich relacje ruszyły do przodu :) A Matsuri jak zwykle irytująca :P
OdpowiedzUsuńŻyczę weny na dalsze rozdziały.
A ja się tam cieszę, że w końcu zaczną bardziej się do siebie zbliżać, a nie, relejszon na podstawie : Karzeł - gnojek XD Jak przeczytałam, że tu kurcze dramat zaserwujesz, to już myślałam, że tego rudego chama wytransportujesz do szpitala, to bym Cię chyba udusiła, jednakże..mimo że obyło się bez żadnych wypadków..no no, umiesz budować napięcie. Historie ich obojgu, takie no...bliskie naszemu życiu, że tak powiem, bo idealnie to opisane. Co do historii Deia, byłam w lekkim szoku, bo jakoś spodziewałam się czegoś innego. Nie mogłam trochę załapać, bo nastawiałam się głównie na jakąś ciężką śmierć czy coś...mimo wszystko, to jest lepsze, a więc punkt za pomysł! Jak czytałam koniec jego historii, to byłam pewna, że ojczym go zgwałci, nie wiem dlaczego, nie pytaj O.o Miłe zaskoczenie, nie powiem. Masz kurcze takie coś, że jak się czyta rozdział, to od razu ma się w głowie cały obraz historii, wszystko. Przynajmniej ja mam tak. A rzadko kiedy coś takiego się trafia, więc dbaj o ten talent i trzymaj tak dalej! A jeszcze wcześniej, bo tak zaczełam od środka XD Jak on zrzucił winę na Sasoriego, jezus maria XD Myślałam, że go Sasori zabije tam ^^ Aaaa!Aaaaa!Aaaa! ON wziął przywieszkee Deia, trolololo * skacze po pokoju z pąkami róż, przedrzeźniając dzieci z podstawówki* COŚ SIĘ KROI I TO DUŻO SIĘ KROI, JA WAM MÓWIĘ, PRZEPOWIADAM ROMANS TEJ DWÓJKI, BRUDNY, NAMIĘTNY I KURWA ...Dobrze...za dużo wyobraźni. Wracając XD Jezu <3 I jak się zmieszał! Hohohohoho! Sasori, ty nas nie okłamuj, że tttyttytyty *tyka sztuczną figurkę Sasoriego * go koooooooooooooooochaaaaaaaasz...Boże mój...za dużo fangirlsuję... no to tak. Jezusie, jestem ciekawa jeszcze jak z tą chorobą Sasoriego..to mnie kuźwa najbardziej interesuje! Rysunek oczywiście śliczny! Oczysko piękne, kolorki fajnie wyszły ^^ No i... AAAAA że tak powiem, będą zapychacze? ;_____; Zraniłaś mnie i to bardzo ;-; i jeszcze to, że będę musiała dzwonić po sprzątaczkę TwT Chamstwo no! Dobra, a więc, czekam na dalsze rozdziały, pozdrawiam i życzę weny!!!
OdpowiedzUsuńAch... I... Czyżbym była pokroju Dei'a? Oczywiście - Abderyta- google słownik XDDDDD Mądra i szczwana ty XD
UsuńOjczym go zgwałci XDDDDDDDDD
UsuńPrzepraszam bardzo, ale to mnie rozjebało XDDD
Nawet ja o tym nie pomyślałam xDD
Hahaha, czy masz coś na myśli, pisząc ,,nawet ja''?XDDDDD Ja mam zazwyczaj takie chore pomysły, no co ._. XD
UsuńPółgodziny biedaków opierniczała :<
OdpowiedzUsuńChociaż teraz to powinni być im wdzięczni, a nie!
Przyłączam się do opierniczu Konan, a jak! Jeszcze przyjdą im podziękować za tą przymuszoną randkę!
Dei jak zaczął kłócić się z Sasorim <3 zawsze to uwielbiam *q*
Yahiko mnie po prostu rozwala xDDDD on nic nie musi robić, żeby mnie rozwalić xDD
pantoflarz - fakt, ale nie zapominajmy, że metal!
No, widzę, ze Dei kontynuuje BAKE ;3
Jestem z siebie taka dumna, chodzę do gimnazjum i nie jestem gimbusiarą ;__; Jestem gimbowojownikiem!!!
A Dei... myśli o Sasorim... to takie... takie... urocze T^T
Poszedł na ten cmentarz, żeby z nim pogadać(?), a Sasori nie kazał mu spieprzać <3
Smutno mi się zrobiło jak czytałam historie Sasora i Deidary...
Sasori stracił rodziców, którzy go kochali i to jeszcze podczas wypadku... to jest kurna złe! Mi jest smutno chociaż normalnie cierpię na znieczulice, to jeśli chodzi o piksele, jestem nad wyraz wrażliwa xD
Nienawidzę ojczyma Deia! Matki też! >:@
Wyrzucili go z domu za coś takiego! Zero tolerancji... Ach jak ja ich nie znoszę!
Ale zastanawiam się jak ja bym postąpiłam na ich miejscu... Oj, wściekłabym się, oj i to bardzo, ale, cholera, to ich dziecko, nie? Chyba je trzeba kochać pomimo wszystko i tak dalej... Zbulwersowałam się i koniec.
Ale Hidan jest zajebistym przyjacielem, uwielbiam go coraz bardziej :D
A tak mi sie przypomniało, ze jego kolega wykorzystał Deia i porzucił, szmata... powinien umrzeć... tak samo jak Matsuri...
Ale, ale, ale!
Historia jak Hidan prawie wjebał się pod autobus, gdyby nie podwozie xDDDDDDD
A teraz na serio: Jak? i: Kurczę Tsu, jak to jest, ze jeszcze żyjesz? xDDD
Chciałabym to zobaczyć xDD Od dziś jesteś moim mistrzem <3
Naszła mnie ochota na frytki po tym rozdziale... Fuck... Nie mogłaś napisac, ze jedli chleb z masłem lub coś równie mało skomplikowanego?
Jej *.* jak ja bym chciał taką przywieszkę jaką dostał Sasori! No, ale Dei mógł się chociaż domyśleć, ze to był ten prezent co on mu dał...
''Podpierdolił mi go, czy jak? Kurwa, no. Jak chciał, to było mówić, a nie…!''
niekontrolowany wybuch śmiechu!
A potem Deiuś znowu zaczął ze sztuką, już się wystraszyłam, ze mu Sasori odda tą zawieszkę! Myśl: ''Nie, nie, nie, nie, NIE! Stracę wiarę w ludzkość, w pikseli, w zwierzęta!"
Ale na szczęście tak się nie stało... Ufff...
Dei jak odmówił Matsuri <3 Yeah... ^^
No jak się wywróciła też mi jakoś nie było jej szkoda :P
Na sam koniec(prawie), przyznaję się... Google... Skąd w ogóle znasz takie słowo jak "Abderyta"?! to niemoralne! Ale dobra bulwersuję się, bo musiałam zachować się jak Deidara(co wcale nie jest złe xDD)
I co do arta... śliczny jest :D I to oko.. mrrr... kolory też fajne ^ . ^
Pozdrawiam i czekam na nexta ;*
Konan przerażająca laska, tak facetów ustawiać, że się nawet w oczy boją spojrzeć XD spoko, Dei i Saso zesrani, Yahiko nie wie co się dzieje, a Hidan... Hidan jak to Hidan, ma wszystko w dupie XD
OdpowiedzUsuńYahiko dobrze zrobił, że kazał Deidarze zapytać Sasoriego, niech ruszy dupę :D słodka ta scena na cmentarzu, ryczeć mi się trochę chciało ;__; nie wiem kogo mi bardziej szkoda, bo oboje mają przesrane. ale jak się zejdą to będą już happy ♥ prawda? prawda...?
potem wkurwiająca Matsuri, nie lubię jej, no.
wreszcie się zaczynają dogadywać, yeah. no to czekam na niedzielę i pozdrawiam :3
Uwaga, uwaga komentuję xD i tak nie mogę zasnąć to co mi tam xD Otóż, rozdział mega zajebisty, ty wszystko masz zajebiste… co jest, chcesz żebym cię znielubiła z zazdrości? >.< bo wiesz, jesteś na dobrej drodze… xD no te twoje opisy wciągają mnie bardzo ;3 jestem zwolenniczką dialogów, ale twoje opisy są takie fajne… <3
OdpowiedzUsuńDobra przejdę do rozdziału, bo serio popadnę w taką cholerną zazdrość, że zacznę płakać xD powódź mi niepotrzebna XD OTÓŻ… hahaha chłopaki zdobywają opierdol xD no jak dzieci w szkole, a Konan to taka karcąca nauczycielka xD i jeszcze to, to jego wina i tak, kogo to jest wina, jakież urocze xDD Hidan oczywiście ma wszystko w dupie, a Yahiko nie kuma XDDD boże, ten człowiek mnie rozpierdala xD i potem SasoDei znowu ta słowna walka xD no urocze mordki xD ale Konan była zła, ale przejdzie jej to kobieta xDD
No numer 51, Dei sobie potrafi znaleźć zajęcie na nudę xD ale kurde, jak ja nienawidzę takich bab, w ogóle rodziców powinno si szanować najbardziej, nie ważne jacy oni by nie byli :/ Dei, aby fajnie ją skrytykował w myślach, potem zadzwonił do paply, ale nawet on wie kiedy nie wypada mu mówić o niektórych sprawach, ładnie się zachował ;) ;) i nawet przydatnie, bo dał mu adresik xD
No i doszło do ich spotkania, co się Saso nie cieszy no, niech weźmie przykład ze mnie, ja się cieszę xD Randka na cmentarzu, no bardzo romantycznie, a co! Jest tu tyle par pochowanych razem- to piękne i wieczne ma jakieś tam nawiązanie do swojej sztuki ;D no i jest adrenalinka, znaczy byłaby większ gdyby zapadł zmrok xD Saso chyba czuł potrzebę wygadania się o rodzicach, dlatego tak szybko wymiękł, no i Deidara najwidoczniej jest dobrym słuchaczem xD
Saso ma smutną tą historie, widocznie targa nim poczucie winy, dlatego jest taki zamknięty w sobie, by ne sprawiać już problemów starej babci itd.; tak zdecydowanie trafna historia w stosunku do zachowania, które mu nadałaś ;) Deidara był świetny z tą niemocą do pocieszania xD szczery gość xD naprawdę podnosi na duchu xD
Dei, no on to miał przejebane, nie dość, że żył w poczuciu iż jest gorszym dzieckiem, to w sumie nie zaznał czegoś takiego, jak uczucie miłości rodziców, naprawdę przykre… w dodatku jeszcze ojczym-skurwiel nic tylko go żal, jeszcze ten pożal-się-boże związek, rany boskie i… uch jaki cham, jak mógł go tak potraktować, jeszcze go nawet nie zaliczył, stracił taki smakowity kąsek :P ale walić go xd ojczym Dei’a to dopiero kawał skurwysyna, matka nie lepsza >.< zastanawiam się co z jego biologicznym ojcem, planujesz coś? ;>
No i przeprosił, jakie to było fajne, szkoda że Dei miał to tak jakby w dupie, mogłoby mu się zrobić miło czy coś xD czy wszystkie swoje teksty do siebie muszą odbierać jako dogryzki? xD
Potem ich miła gadka i w ogóle, ale musi się wpieprzyć Matsuri, o musi >.< ale od początku, twoje autentyki, pewnie wyglądałaś co najmniej śmiesznie xDD jak się kiedyś spotkamy też zrobisz coś głupiego, będzie fajnie <333 xD Dei i te jego bezczelne odzywki no kocham ;D;* wgl Matsuri to debilka, jak pająki mogą być słodkie? .____. Cóż za nietrafne określenie… hahahaa Deidara rozwala, najpierw, szok zajebał mu figurkę mógł poprosić, a potem że nie dałby mu bo nie daje byle komu no, ale jejciu ich gadka była fajna, przyznanie się do sztuki, miodzio xD Saso, Dei – znajdźcie jakieś pozytywy w sztuce przeciwnika, a nie xDDDD
Dobra no to tyle ode mnie ;D czekam na next’a ;D
Pozdrawiam i weny, weny, weny ;DDD ;**