Oh god, mam Wordowstręt T.T
Co chyba widać po notkach, są beznadziejne...
Jeszcze te pieprzone Wszystkich Świętych i weź tu coś popisz...
Na co to komu, cholera =.=
Tak btw, o co wam chodzi z szablonem? U mnie wygląda tak, jak zawsze.
Hah, wybaczie mi tą piosenkę... Nie mogłam się powstrzymać. xD Słucham jej i mam przed oczami całą trójkę tych debili. xD Przeciecz oni są tacy OSOM!
***
Z samego rana zadzwonił do mnie Yahiko z pytaniem, czy
mam dziś czas. Cóż, miałem, więc oczywiście nie było powodu, dla którego
miałbym się z nim nie spotkać. Zgodziłem się.
Niecałą godzinę później siedzieliśmy już w barze, sącząc
powoli chłodne piwo. Znaczy, ja piłem, on mówił. Ględził coś o Konan, a ja co
jakiś czas przytakiwałem mu ruchem głowy, w tym samym czasie śledząc wzrokiem
kelnerkę. Dopiłem szybko piwo i zawołałem ją. Dziewczyna podeszła do naszego
stolika, przerywając tym samym rudemu. Zabrała opróżnioną szklankę na
plastikową, okrągłą tacę. Przechwyciłem jej spojrzenie, uśmiechając się uwodzicielsko,
na co zarumieniła się delikatnie i szybko oddaliła. Odprowadziłem ją wzrokiem,
przyglądając się jak przy każdym kroku kołysze lekko biodrami. Kiedy zniknęła
mi z oczu, odwróciłem się go chłopaka, niemalże od razu napotykając na
pretensjonalne spojrzenie.
– Co? – mruknąłem.
– Nie słuchasz mnie. – stwierdził oburzony, marszcząc z
dezaprobatą brwi.
– Oczywiście, że słucham…
– Ta? – sarknął – Więc o czym mówiłem?
– O Konan…
– Szczegóły…
– Yyyy… No, ten… – rozejrzałem się wokół, jakby gdzieś na
ścianie miała pojawić się podpowiedź. Jak na złość, nie było żadnej. – Nooo…
Patrz, małpa! – krzyknąłem, wskazując za jego plecy. Odwrócił się w tamtą
stronę, a ja skorzystałem z okazji i czmychnąłem pod bar, w celu zamówienia
czegoś do żarcia. Przynajmniej zatkam mu gębę i skończy w końcu pierdzielić. A
ja w spokoju będę mógł wrócić do wyrywania kelnerki. Ha! Z daleka było widać,
że na mnie leci… Przecież jestem taki zajebisty.
Wróciłem do stolika z największą porcją frytek. Yahiko
znów posłał mi to urażone spojrzenie, ale, bądźmy szczerzy, w dupie miałem
wszelkie urażone spojrzenia. Nim zdołał coś powiedzieć, wcisnąłem mu w dłonie
talerz z żarciem. – Jedz.
– Nie chcę.
– Owszem, chcesz. Zmęczyłeś się gadaniem. A teraz
wpierdalaj. – rozkazałem. Spojrzał na mnie jak na idiotę, ale posłusznie zaczął
jeść. W końcu spokój. To gdzie ta laska…?
Dumny
niczym paw szedłem obok rudego, przyglądając się z tryumfalnym uśmieszkiem
wykrzywiającym moje usta, małej karteczce z rządkiem cyfr. Sięgnąłem po
telefon, wpisując do kontaktów numer dziewczyny. Przy polu z imieniem zawahałem
się. W sumie, to nie miałem pojęcia, jak się nazywała… Usilnie starałem sobie
przypomnieć, co było napisanie na małej plakietce przypiętej do jej bluzki, ale
ni chuja, nie mogłem. Po chwili zastanowienia wpisałem po prostu „Kelnerka” i
akceptowałem.
Nazwa zajęta, czy
chcesz zastąpić istniejący kontakt?
Skrzywiłem się i zmarszczyłem brwi. Znałem już jakąś
kelnerkę? Serio? No trudno. „Kelnerka 2” i „3” też były zajęte. O, losie…
Powinienem jednak pytać o imiona. Przeprawiłem szybko na „Kelnerka z fajnymi
nogami” – przecież miała fajne nogi! Tym razem zapisało. Sukces!
Zgniotłem papierek i wywaliłem gdzieś za siebie, przy
okazji przechwytując pretensjonalne spojrzenie jakiejś starej baby. Przeszliśmy
jeszcze kilka metrów, gdy nagle chłopak zatrzymał się gwałtownie. Zerknąłem na
niego pytająco. Zapomniał czegoś? Kasy? Telefonu? Spojrzał na mnie z
determinacją bijącą z bladofioletowych oczu.
– Musimy pogadać. – mruknął z powagą. Uniosłem jedną
brew, przyglądając mu się z powątpieniem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie
go stać na tak poważny wyraz twarzy i ton. Byłbym nawet skłonny zapomnieć, że
jest życiową ciotą. Chociaż…? Nie, nie byłbym.
– Cały czas coś mówisz. – stwierdziłem obojętnie,
ruszając przed siebie. Zrobił minę w stylu are
you fuckin kidding me?, co oczywiście zignorowałem. Po chwili mnie dogonił.
– Długo przyjaźnicie się z Konan? – spytał ni stąd ni
zowąd. Zamyśliłem się na moment. Ile to już będzie, hmm...
– Noo, z pięć - sześć lat będzie. A bo co?
– Nic. – odparł – Byliście kiedyś razem?
– Nie… Ale nie powiem, nie narzekałbym wtedy. – zaśmiałem
się. To chyba oczywiste? Była prze chuj… Chociaż kiedyś myślałem, że byłą
lesbijką. Wiecie, byłem młody i głupi. Oczywiście, nadal jestem młody! (i głupi
xD) Ale sami zrozumcie! Znaliśmy się tyle lat, a ona nadal na mnie nie leciała!
Musiała być lesbijką, bo JAK TO. No, ale widocznie woli rudych metali, niż
takich przystojnych, zajebistych, rozrywkowych, dowcipnych, rozchwytywanych,
przystojnych - mówiłem już, że jestem zajebisty? – kolesi, jak ja.
– Czyli… Podoba ci się?
– Pytanie! Raczej, że mi się podoba! – Tylko idiocie by
się nie podobała! Ewentualnie takiemu Deidarze, ale on woli facetów. No nie
powiem, gust ma trochę do dupy. Trochę bardzo. Chujowa sprawa. Heheh. (xD)
Swoją drogą od dłuższej chwili miałem wrażenie, że ktoś
za nami lezie. Ukradkiem rozejrzałem się po okolicy, na powrót ignorując wywody
Yahiko. Chociaż tym razem - o dziwo! – się przymknął. No nie ważne. Nigdzie nikogo nie widziałem; pewnie mi się
zdawało.
***
W ostatniej chwili wcisnąłem
tego durnia w krzaki. Było blisko! Deidara zgromił mnie spojrzeniem i już
otwierał usta, żeby rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale zatkałem mu je dłonią. Czy
do niego naprawdę nie docierało, że oni są na tyle blisko, żeby spokojnie
usłyszeć jego - z dnia na dzień coraz bardziej wymyślne - bluzgi? Jak dobrze,
że niektórzy - w tym wypadku ja - mają jeszcze sprawne mózgi i ratują całą
operację. Beze mnie, już dawno by to spierdolił…
– Kwa. – wywarczał niewyraźnie, dopiero po chwili
odsuwając moją dłoń.
– Nie widzę żadnej. Chyba, że o sobie mówisz? – mruknąłem
kpiąco, w dalszym ciągu kontrolując sytuację, an co tylko zmrużył zawistnie
oczy. W końcu Ishimura przestał obserwować okolicę i ruszył dalej, a Yahiko poczłapał
tuż za nim.
– Zejdź ze mnie, gałąź mi się w tyłek wpija. – wycedził
przez zaciśnięte zęby.
– No i? – zaśmiałem się cicho i na chama jeszcze bardziej
wcisnąłem w głąb krzewu.
– No wypierdalaj, kurwa!
Nim się zorientowałem, wylądowałem na dupie, a Deidara z
urażoną miną stał nade mną, otrzepując spodnie z ziemi i ściółki. Rozbawiony i
nieco zdezorientowany przyglądałem mu się z dołu, jak wyjmuje z kudłów liczne
liście i gałązki. Robił to z takim zawzięciem i powagą, że aż nie mogłem
powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.
Oczywiście, bo jakże by inaczej, ponownie zrobił oburzoną
minę. Brakowało tu tylko jego obrażonego hmpfh.
Ledwo o tym pomyślałem, prychnął pod nosem z wyższością. To tylko spotęgowało
rozbawienie. Podczas gdy on kończył wyłuskiwać z włosów zielsko, ja śmiałem się
z niego cicho.
Co za debil.
Nagle poczułem brutalne szarpniecie za włosy, które
zmusiło mnie do wstania.
– Kurwa, co robisz czubku?! – warknąłem, chwytając jego
nadgarstek. Nie puszczał. Wręcz przeciwnie, wzmocnił uścisk i wywlókł mnie z
powrotem na chodnik. Szedł sobie jak gdyby nigdy nic, pogwizdując cicho pod nosem.
Jedną dłoń uparcie zaciskał na moich włosach, a drugą schował w kieszeni. Jakby
to była, kurwa, najzwyklejsza rzecz na świecie. – Puszczaj mnie! – syknąłem,
wpijając paznokcie w przegub blondyna. Albo był jakiś kurwa odporny na ból,
albo nie wiem co. W każdym razie czego bym nie robił - on nie puszczał. Na tyle
na ile to było możliwe - byłem zgięty w pół! - zerkałem na boki. Przechodnie
przyglądali nam się z politowaniem. Co
po niektórzy kręcili głowami, a inni dodatkowo mamrotali coś do siebie. A on w
dalszym ciągu miał to gdzieś. Jakież deprymujące…
Po kilku minutach udało mi się wyswobodzić. Już miałem
się na niego wydrzeć, i oznajmić mu, jakim jest idiotą, patafianem i w ogóle
wrzodem na dupie, ale uciszył mnie. Przez ułamek sekundy wpatrywałem się w
czubek jego palca, znajdującego się tuż przed moim nosem, a potem przeniosłem,
mordercze spojrzenie na chłopaka.
No jeszcze czego, żeby on kazał mi się zamknąć!
– Ty…
– Cśś!
– A…
– Cicho!
– Ale…
– Zamknij się, no! – skarcił mnie, jak dzieciaka. Przymknąłem
oczy, a moje usta wygięły się w wymuszonym uśmieszku. Trudno było wyprowadzić
mnie z równowagi, ale jemu wychodziło to znakomicie! Moja brew drgnęła
nieznacznie w nerwowym tiku, a pięści zacisnęły się tak mocno, że aż pobielały
mi knykcie.
– Jak ci zaraz…
– No bądźże cicho! – warknął i spojrzał na mnie twardo.
Chwycił mnie za twarz, wpijając palce w policzki i przysunął się bliżej.
Znieruchomiałem, wytrzeszczając na niego oczy. – Dociera? – wysyczał. Czułem jak
jego oddech, w dalszym ciągu słodki od pochłoniętych niedawno karmelków, musnął
delikatnie moją twarz. Moje serce wykonało pokaźne salto, przepompowując do
twarzy, zdaje się, całą krew z organizmu. Czułem, jak policzki płoną mi od
zdradzieckich rumieńców, ale chyba je zignorował. Jak gdyby nigdy nic wrócił do
obserwowania chłopaków, podczas gdy ja, oszołomiony, wpatrywałem się w niego z
niedowierzaniem. W piersi mi dudniło, jakbym przebiegł właśnie całą odległość
od domu, do tego miejsca. Trzy razy co najmniej. Bezgłośnie przełknąłem ślinę,
uspokajając jakoś oddech.
– Je-Jesteś najbardziej bezczelnym i irytującym debilem,
jakiego w całym moim życiu poznałem... – burknąłem cicho.
– Ehe. – odparł bez krzty zainteresowania, w dalszym
ciągu gapiąc się przed siebie, na rozmawiających o czymś Hidana i Yahiko. Po
chwili obrócił się w moją stronę z beztroskim uśmiechem wykwitającym na ustach.
Wydawał się być zadowolony. – Wszystko idzie zgodnie z planem. – oznajmił
dumnie. Ogólnie założenie było takie, żeby przypadkiem na nich wpaść i
powkręcać dalej, ale widocznie Deidara spisał się na medal, nakręcając Hidana,
bo chłopak sam mącił w umyśle Yahiko bez pomocy osób trzecich.
Potem
spotkaliśmy Matsuri. Dziewczyna zagadnęła mnie, gdy Deidara buszował po półkach
sklepowych. Typ forever hungry, czy
jak to się tam nazywało. W dalszym ciągu nie rozumiałem, jak można tyle żreć i
jednocześnie być tak szczupłym. Albo pół dnia zapierdala na siłce, albo ma
jakiś prze chuj metabolizm. Raczej to drugie. Nic, tylko pozazdrościć. Drugą
niedorzeczną sprawą był fakt, ze tu na niego czekałem. Przecież, z logicznego
punktu widzenia, powinienem go olać i pójść sobie do domu. Tłumaczyłem to nudą
i brakiem jakiegoś ambitnego zajęcia. Nie mogłem zacząć kolejnego projektu, bo
moje dłuto, które tydzień temu zamówiłem, jeszcze nie przyszło.
Wyszedł ze sklepu obładowany toną batonów i garścią
cukierków, które upychał akurat po kieszeniach bluzy, gdy niemalże wlazł na
Sakamoto. Spojrzał na nią z góry, unosząc brwi w pytającym geście.
– Matsuri postanowiła dotrzymać nam towarzystwa. –
wyjaśniłem, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny. Przeniósł wzrok na mnie. Nie
mogłem oprzeć się wrażeniu, ze mu jej obecność tutaj nie pasowała. No naprawdę.
Tak mi było strasznie, strasznie, strasznie przykro! – Chodź. – mruknąłem do
dziewczyny i nie przejmując się blondynem, pociągnąłem ją za sobą. Miałem
nadzieję, że może sobie pójdzie… Nie wiem, poczuje się jak piąte koło u wozu,
czy coś… Wiecie. Troje, to już tłum i tak dalej.
Po chwili jednak dogonił nas. Teraz szedł za nami. Jego
niechęć była niemalże namacalna, a spojrzenie, które wwiercał w naszą dwójkę,
wyczuwalne z daleka. Gdybyśmy byli w kreskówce, to prawdopodobnie otaczałaby go
ciemnofioletowa aura grozy. Tak, zdecydowanie. Oh, no naprawdę, o co mu
chodziło? Matsuri była spoko. Trochę głupia, ale jednak spoko. No i ta zemsta
to jej zasługa. Powinien być wdzięczny!
Zatrzymaliśmy się pod moim domem. Chłopak usiadł dwa
schodki nad nami, pochłaniając jakiegoś Snickersa.
Fuj. Właśnie miałem mu się odwdzięczyć za tą szopkę sprzed kilku dni i za ten kretyński
numer z tapetą.
– Czemu ty ciągle coś żresz? – mruknąłem, zerkając na
niego. Spojrzał na mnie wymownie, przeżuwając nieśpiesznie batonika. – Zupełnie,
jak baba w ciąży. Kto jest tym pech... Szczęściarzem? – poprawiłem się szybko.
– Ha, ha, ha. Zabawne.
– Ah… Czyli jednak okres… – westchnąłem ciężko, robiąc
współczującą minę, za co rąbnął mnie w tył głowy otwartą dłonią. – Co tak
słabo? – sarknąłem.
– Mogę poprawić, jeśli chcesz. – wysyczał cicho,
zgniatając w międzyczasie papierek.
– Nie przejmuj się, on tak czasem ma. – szepnąłem
porozumiewawczo do Matsuri, ignorując tym samym komentarz chłopaka. – Wiesz,
hormony buzują… Przejebane. Transi już tak mają. – dodałem, zerkając na niego
kątem oka. Moje wargi wykrzywiły się w nieudolnie stłumionym, kpiącym
uśmieszku.
Dziewczynie drgnęły kąciki ust, jednak nie roześmiała
się.
Twarda jest, przyznałem z uznaniem.
Dalej wykłócałem się z blondynem. Siedemnastolatka
zerkała to na mnie, to na niego, co chwila otwierając usta, żeby coś
powiedzieć. Za każdym razem zamykała je jednak z powrotem i rozglądała się
nieco zmieszana. Prawdopodobnie na pewno wszyscy gapili się na nas jak na
idiotów. W końcu on był idiotą i przez niego ja również za takiego uchodziłem.
No życie. Zaraz mu pocisnę, to się może
zamknie…
– Akasuna ty chu… – przerwał nagle, jakby zapomniał
języka w gębie. – Chu… Huncwocie. – bąknął cicho, odwracając ode mnie wzrok.
Żałosne!
***
Na jego
twarzy wykwitł kpiący uśmieszek. Otworzył usta, chcąc zapewne rzucić jakąś
kąśliwa uwagą. On tak strasznie lubił wygrywać wszelkie kłótnie, zawsze musiał
mieć ostatnie słowo. Idiota! Zerknąłem na Chyio, stojącą jakieś dwa metry za
jego plecami, a potem z powrotem na niego. Wzrokiem kazałem mu się zamknąć.
Dawałem wszelkie, możliwe znaki, które jak na złość ignorował.
– Żałosny jesteś, wiesz? – odezwał się w końcu. – Nawet
się odgryźć nie umiesz! Przez esemesa to masz język cięty, a jak przychodzi co
do czego, to cipa jesteś! Rzygać mi się chce, kiedy widzę takich pieprzonych
pozerów jak ty.– stwierdził z wyższością.
Oh, telepatio! Dlaczego nie działasz?!
Miałem ochotę plasnąć się w czoło. Widziałem ponad głową
chłopaka, jak jego babcia otwiera szeroko oczy i oburzona rusza w naszym
kierunku.
Krzyżyk na drogę, Akasuna.
– Sasoreczku! – zaskrzeczała kobieta. Chłopak
wytrzeszczył na mnie oczy i wzdrygnął się. – Jak ty mówisz?!
Pokręciłem głową i opierając się łokciami na zgiętych
kolanach, ukryłem twarz w dłoniach. Z moich ust wydobyło się ciężkie
westchniecie. Ostrzegałem go, było mnie słuchać. Rozchyliłem nieco palce,
zerkając przez nie na Sasoriego. Podniósł się gwałtownie na nogi i wyprostowany
jak struna stanął przed staruszką.
– Ba-Babcia… Co tu robisz? – jęknął. Mimowolnie
parsknąłem śmiechem, jednak gdy kobieta przeniosła na mnie wzrok, natychmiast
spoważniałem. Patrzeć, jak on dostaje opierdol od starej kobiety, ledwo
sięgającej mu do piersi i trzęsącej się przy każdym kroku, było śmieszne. Ale
samemu dostać od niej reprymendę już mi się nie uśmiechało - nie mogłem
ryzykować!
– Wracam ze sklepu – Wskazała na siatki z zakupami – i co
słyszę? Jak mój wnuczek wyzywa swojego kolegę! Ile razy mówiłam ci, że nie
wolno ci się tak wyrażać? – zaskrzeczała, podpierając ręce po swoich bokach.
Ponownie spuściłem głowę, zagryzając zęby na wardze, byleby tylko nie ryknąć śmiechem.
Doprawdy, widok ‘pana-mam-wyjebane’, niemalże płaszczącego się przed babcią,
był powalający. W takich momentach cieszyłem się, że mieszkam sam. – Masz go w
tej chwili przeprosić!
– Ale…
– Natychmiast.
– Babcia no… – stęknął, spoglądając na nią błagająco. –
To ten debil zaczął!
– Znowu zaczynasz?! Natychmiast go przeproś, albo koniec
z marionetkami! – warknęła, grożąc mu palcem.
Uniosłem delikatnie brwi. Robiło się coraz ciekawiej.
Zerknąłem na Matsuri, na ułamek sekundy krzyżując z nią spojrzenie. Wyglądała
na równie zaciekawioną, jak ja. Przeniosłem wzrok na Akasunę. Wyglądał, jakby
kazano mu grzebać w jakimś plugastwie.
– No dalej, Sasori. – mruknąłem szyderczo. – Nie
przeprosisz mnie? Chcesz, żebym był smutny? To mnie na prawdę zabolało… – westchnąłem teatralnie,
przykładając dłoń do piersi.
– Ty…
– Jesteś taki podły… – zaszlochałem cicho, przechwytując
chłodne spojrzenie, które Chiyo posyłała chłopakowi. Na moje usta wkradł się
pokrętny uśmieszek, który od razu stłumiłem. Z niemałym trudem, ale jednak. Sasori
zmrużył zawistnie oczy, zaciskając i rozluźniając co chwila pięści.
– Przepraszam. – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Hmmm? Nie dosłyszałem? – zachichotałem cicho,
nachylając się nieco w przód.
Zgromił mnie wzrokiem, jednak zaraz się zreflektował,
będąc w dalszym ciągu pod ostrzałem chłodnych spojrzeń babci Akasuna. Prawie
było mi go żal… Prawie.
– PRZEPRASZAM. – powtórzył głośniej, mordując mnie
wzrokiem. Jego szczęście, że Chiyo tego nie widziała. Posłałem mu złośliwy
uśmieszek. Teraz wyglądał jakby chciał obedrzeć mnie ze skóry. Co najmniej!
Już słyszałem w myślach tą litanię przekleństw i obelg
zaadresowanych do mnie.
– Myślę, że mogę ci wybaczyć. – mruknąłem łaskawie i
puściłem mu oczko. Wywrócił ostentacyjnie oczami i obejrzał się na babcię. Ta
tylko pokręciła głową w akcie niezadowolenia. Tak zawieść babcię, no
wstydziłbyś się, Sasoreczku. Naprawdę. Podniosłem się na nogi, otrzepałem
spodnie z piachu i już, już miałem skierować się… Gdzieś tam, gdy ponownie
rozległ się skrzekliwy głos kobiety. Wzdrygnąłem się. Ona kiedyś przyprawi mnie
o zawał.
– Kochanieńki, może wejdziesz na herbatkę? – spytała,
kierując się w moim kierunku. Zamrugałem zdezorientowany. Że ja?
– Eeee… – przeciągnąłem. Ostatnio uratowała mnie BAKA.
Teraz będzie problem. Jego babcia to ta z rodzaju robiących kilkugodzinne
wykłady i częstujących hektolitrami przesłodzonej herbatki. Nie, żebym miał coś
do przesłodzonych herbatek. Lubię cukier. Ale nie w tak doborowym towarzystwie. –
Ja… Jestem zajęty… Czymś… Ale Matsuri chętnie pójdzie! – dodałem w akcie
desperacji i szarpnięciem poderwałem dziewczynę na nogi. Spojrzałem na nią,
posyłając nieme przeprosiny. Wybacz, kochanie, ale poświęcisz się dla większego
dobra. Zostałaś wybrana do szczytnego celu - bądź dumna!
– Właściwie to… – odezwała się cicho, uwalniając ramię z
mojego uścisku. – Mam niedługo dentystę, powinnam się zbierać. – zakończyła.
Ostatnie słowo wypowiedziała niemalże niedosłyszalnie, kurcząc się pod naporem
mojego spojrzenia. I ty Brutusie?! Szatynka przeprosiła uprzejmie i oddaliła
się pośpiesznie. Odprowadziłem ją wzrokiem, póki nie zniknęła w tłumie
przechodniów. Podłe to było…
Przeniosłem wzrok na Sasoriego. Nikły płomyczek nadziei,
że może on łaskawie poratuje mnie z opresji, zniknął jeszcze szybciej, niźli się
pojawił. Poczułem jeszcze, jak jego babcia zaciska szpony na moim nadgarstku i
za chwilę z rozpaczą wpatrywałem się w zamknięte drzwi.
O losie, czymże zasłużyłem sobie na te nieludzkie
tortury?
Nienawidzę starych ludzi!
Tak oto
spędziłem dwie godziny i pół godziny w salonie Akasuny. Dwie i pół godziny! Zostałem zmuszony do
siedzenia pomiędzy jego babcią, a nim. Wyglądać to musiało co najmniej idiotycznie,
tym bardziej, że podczas gdy on był niższy o jakieś pół głowy, ona sięgała ledwo
co do mojego obojczyka. Zerknąłem na Sasoriego. Siedział - nieźle już
wkurwiony - wciśnięty w oparcie kanapy, krzyżując na piersi ręce.
W końcu rozległ się dźwięk telefonu. Kobieta podniosła się
zadziwiająco gwałtownie i doskoczyła kilkoma susami do aparatu. Pfh. Tak, to
nie ustoją kilku minut w tramwaju, ale jak przyjdzie co do czego, to nie grzeszą
energią…
Kątem oka zauważyłem, że czerwonowłosy zrywa się z kanapy
i kieruje pośpiesznie na górę. Bez zbytniego zastanawiania się, ruszyłem w ślad
za nim. Przy drzwiach spojrzał na mnie niechętnie, ale nie oponował, kiedy
wepchnąłem mu się do pokoju.
– To psychopatka jakaś jest. – mruknąłem, opierając się o
zamknięte drzwi. Jasne, pewnie. Wyszedłbym po pół godziny, ale ona ciągle i
ciągle coś wymyślała, bylebym tylko u nich siedział.
– No co ty kurwa nie powiesz, geniuszu? – sarknął,
rozsiadając się na parapecie. – Twierdzi, że zamykam się w sobie, wiec na siłę
szuka mi psiapsiółek. – prychnął pod nosem, bawiąc się telefonem. Wzruszyłem
ramionami. Dobra, zajebiście. Tylko czemu padło na mnie? Bo co? Bo przyszedłem
do niego raz, z własnej woli, żeby opracować nasz plan? To jeszcze o niczym nie
świadczy…
Westchnąłem ciężko i z nudów zacząłem przeglądać zawartość
biblioteczki. Znalazłem kilka ciekawszych pozycji. Głównie fantasy i horrory,
chociaż i tak przeważały książki tematyczne z zakresu medycyny - ściślej,
chirurgii. No tak. Mówił, że chce być lekarzem.
Wysoko mierzysz, Akasuna…
Moją uwagę zwróciły ramki na zdjęcia, ustawione w rogu
biurka. Zerknąłem niepewnie na chłopaka; był zbyt zajęty swoją komórką, żeby teraz
się mną przejmować. Po chwili wahania podszedłem bliżej i uniosłem jedną z
fotografii. Jakieś zdjęcie rodzinne. Mężczyzna miał identyczne włosy, jak
Sasori. Kobieta natomiast długie i brązowe. Oboje uśmiechali się radośnie,
ściskając drobne dłonie chłopca. Zmarszczyłem brwi. Czyżby jego starsi?
– Napatrzyłeś się już? – doszło mnie ciche warkniecie.
Wzdrygnąłem się, upuszczając przez przypadek ramkę ze zdjęciem, a ta upadła z
trzaskiem na podłogę. Schyliłem się, podnosząc ją i podając Sasoriemu. Gdy
odbierał ode mnie zdjęcie, skrzyżował ze mną spojrzenie. Jak nigdy, dostrzegłem
w jego oczach smutek. Pośpiesznie odwrócił wzrok i odstawił fotografię na
miejsce, nie patrząc na nią już więcej. Potem odwrócił się i usiadł na łóżku, otwierając
laptopa. Zerknąłem jeszcze raz na zdjęcia, a potem na niego.
– To twoi rodzice? – spytałem cicho.
– Ta.
– Gdzie są? – drążyłem. Miałem przeczucie, że nie powinienem
poruszać tego tematu, ale byłem zbyt ciekawski, żeby teraz od tak sobie to
olać. Przyglądałem mu się z wyczekiwaniem, siadając po turecku na przeciwko niego.
Zerknął na mnie spode łba, a potem wrócił do przeglądania czegoś na laptopie. Na
dłuższą chwilę zapadło milczenie, które po pewnym czasie zaczynało być
uciążliwe. Otworzyłem usta, chcąc o coś spytać, ale mnie uprzedził.
– Nie żyją. – burknął.
– O… – zmieszałem się. Rozważałem taką odpowiedź, to było
widać po jego oczach, ale mimo wszystko nigdy nie wiesz, co powiedzieć, kiedy
ktoś oznajmi ci to prosto w twarz. – Przykro mi.
– Jasne. – sarknął, nie odrywając wzroku od monitora. –
Daruj sobie. Nie oczekuję współczucia. A już zwłaszcza od takich jak ty.
– Przecież…
– Nie chcę o tym gadać, okej? – przerwał mi. Umilkłem
posłusznie. Może miał rację? To chyba nazbyt drażliwy temat na rozmowę. Kolejne
kilkanaście minut spędziliśmy w całkowitej ciszy, zakłócanej jedynie odgłosami
ulicznego ruchu, dobiegającego zza okna i cichym stukaniem klawiatury, gdy coś
wpisywał. W końcu podniosłem się i podszedłem do okna, otwierając je szeroko i
jak gdyby nigdy nic, wyłażąc na parapet. – Co ty odpierdalasz? – mruknął, przyglądając
mi się podejrzliwie.
– Jak to co? Do domu idę, nie? – odparłem rzeczowo, jakby
to było oczywista oczywistość.
– Drzwiami nie łaska?
– Zejść tam i stawić czoła twojej babci? Jeszcze nie
zdurniałem do końca. – zironizowałem. Parsknął pod nosem, uśmiechając się nieznacznie.
– Tylko się nie zamykaj w sobie. Nie mam zamiaru cię otwierać. – dodałem,
szczerząc się do niego złośliwie.
– Idź już bo wkurwiasz. – wygonił mnie, a gdy tylko
stanąłem na ziemi, zatrzasnął okno z powrotem. Ostrożnie przekradłem się na
chodnik i szybko czmychnąłem, kierując się do domu. Przez całą drogę
rozmyślałem nad tym, co powiedział Sasori. Jego rodzice nie żyli. Czyli
wychodziło na to, że łączy nas więcej, niż można by się na początku spodziewać.
Przydałaby mi się teraz Kurotsuchi. Zawsze wiedziała co zrobić
w takim wypadku i zawsze mogłem na nią liczyć. Plusy posiadania starszej
siostry...
Chociaż, znając ją, pewnie doradzałaby mi to samo, co
Konan i Hidan.
Z drugiej strony, może to cale kumplowanie się nie bylo takie głupie? Na dłuższą metę, nie
był znowuż taki najgorszy…
***
Taki, o.
Zwykły, nudny, nie wnoszacy niczego rozdział...
Może tyle, że Dei zaczyna wymiękać i z niewiadomej przyczyny, przeszkadza mu Matsuri xD
A poważnie, to jestem teraz tak zniechęcona do wszystkiego, że nie potrafię sklecić porządnego zdania. Jak porównuję pierwsze rozdziały, gdzie opisów było pełno, z tymi aktualnymi, to się po prostu załamuję T.T
Do tego rodzice się dowalają, że mam poprawiać oceny, bo coś tam, bo nie zdam, bo to, bo tamto... Czasem mam ochotę to olać, zakopać się pod kołdrą i nie wychodzić...
Dobra, dość żalenia się.
DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU:
10.11.2013
W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
Sztuka.
Co ty gadasz, dziewczyno? Rozdział zajebisty jak każdy inny, a ty tutaj wyjeżdżasz, że nie potrafisz skleić zdania?! :o
OdpowiedzUsuńAle dobra, od początku.
Naprawdę rozjebał mnie Hidan z tymi numerami telefonów do kelnerek. Słabość, czy co? W sumie on ma słabość do każdej laski. Biedny Yahiko, tak go wkręcać... nie ładnie! :c A Konan zajebista, się wie, oczywiście nasz Jashinista myśli, że żadna się mu nie oprze... skromność to podstawa :D
Potem ta akcja z Sasorem i Deiem, jak się tak przybliżył do niego. Normalnie och i ach, już myślałam, że coś się stanie, ale to chyba jeszcze za wcześnie, nie? Tak czy siak, to było boskie ♥
Czyżby Deidara był zazdorsny o Matsuri? I dobrze, niech wreszcie ogarnie, że go ciągnie do Akasuny, noo. I wgl prawda z tymi babciami starymi, że jak ktoś dzwoni to lecą, ale za chwilę wszystko ich boli. Starość chujowość.
No i ta scena w pokoju Sasoriego. Zawsze mi go tak strasznie szkoda, jak ktoś w opowiadaniu wspomina o jego rodzicach. Ale Dei go kiedyś pocieszy, nie? I to niedługo, prawda?
To było zajebiste i nie pieprz, że nie. A z tymi ocenami i szkołą to prawda - u mnie to samo, wszyscy mówią że nic się nie uczę (wiedzą najlepiej) a mnie się po prostu już nie chce wychodzić z łóżka. :c
Powodzenia i weny życzę :3
Rozdział jest OSOM, OSOM, OSOM ♥
OdpowiedzUsuńKurna, czy ja taka tępa jestem, że pierwszy akapit był z punktu widzenia Hidana T^T. Przecież Sasori i Deidara nie podrywaliby kelnerki, no losie. I te pytania o Konan. Sasori jej nie zna, a Dei nie byłby zainteresowany bo jest homo. Yuuki, ogarni się, bo referat z fizyki wyżarł ci mózg!
Ta scena, gdy Deidara trzymał Saso za twarz i emocja Akasuny...jej! ♥ takie typowo nastolatkowo-romansowe, ale lepsze bo to Dei i Saso.
Nie rozumiem, dlaczego Dei ma nie lubić Matsuri. Pomogła im? Pomogła. Czyżby był zazdrosny o Sasori'ego? Ale on wie, że Saso jest gejem, to gdzie tu zazdrość? Hmm...
A propos Dei'a i jego wiedzy! Bo że Deidara wie, o orientacji Skorpiona to wiem, bo go poznał na gejowskim czacie. Ale czy Sasori wie, że Dei też jest gejem? Musiało mi to umknąć gdzieś w trakcie czytania, ale męczy mnie to od ostatnich 2 rozdziałów.
Babcia Chiyo u ciebie wymiata xD Taki typowy "moherowy beret", wkurza ale ma się z niego polewkę xD
Scena w pokoju Sasori'ego. Chyba pierwszy poważny i smutny moment w BACE. Oby więcej, oby więcej ^^ Yuuki lubi melancholijne scenki rodem z dramatów xD Oczywiście, twoje zajebiste poczucie humoru nie może zniknąć, więc nie może być też całkiem przybijająco xD
"Tylko się nie zamykaj w sobie. Nie mam zamiaru cię otwierać." - BEST TEKST EVER ♥ (Yuuki jaki inglisz ._.)
Art śliczny. Deidara pięknie ci wyszedł/
A jak już piszę...wiem, że uwielbiasz Levi'ego z SnK <3 Ja również, ale paring Levi x Eren podbił moje czarne serduszko ♥ Tak, tak kiedyś pisałam, że nie przepadam za yaoi, ale jak to mówią: "Levi i Eren zmieniają ludzi!"...Dobra ja tak tylko mówię, ale nie omja wina, że oni są słodcy ^^
Nie przejmuj się szkołą, ocenami i resztą tego gówna. To właśnie najbardziej zabija blogera. A gdyby nasi rodzice wiedzieli, co robimy w Internecie byliby z nas dumni, że ja pierdolę...
Sztuka? Będzie KATSU ? xD
Pozdrawiam i mnóstwo zajebistej, spaczonej i wspaniałej weny ^^
ART JEST PRZEUROCZY ♥
OdpowiedzUsuńTak poza tym fajna Nirvana na belce. Od razu zmiana tekstu zwróciła moją uwagę, i to jeszcze na.. taki. No i zazdrość (o przepraszam, po prostu dziwna irytacja na widok Matsuri) Deidary.. już, już zaczyna się coś dziać? :D
Narracja Hidana zmiotła mnie z powierzchni ziemi. Ach, no po prostu on i jego problem z kelnerkami ;__; nic tylko współczuć xD fucking genius.
Już myślałam, że po tym ostatnim tekście Yahiko mu zapierdoli takiego prawego sierpowego albo coś, ale on chyba jednak faktycznie jest życiową ciotą.. smuteczek. Jestem ciekawa co wyjdzie z tego całego misternego planu.
Babcia Sasoreczka też niszczy, ja nie wiem czego oni chcą, przypuszczalnie atmosfera przy herbatce była zacna :D chociaż.. Dei uciekał przez okno bez butów? xD czy to raczej jak na filmach, że wożą się w buciorach po mieszkaniu?
No i była taka ponura chwila.. pewnie jakby Sasori wiedział, że rodzice Deidary też nie żyją, to zareagowałby inaczej, ale cóż.
Spoko prezent na moje jutrzejsze urodziny, a ty narzekasz nad jakością ;__;
Pozdrawiam, buziaki ;3
Nie, nie. Jego rodzice żyją, ale mają go w dupie - na jedno wychodzi.
UsuńHej. Czy dało by rade abyś napisała w kogo sie wcielasz? U kogoś na blogu widziałam np. //Hidan// i akcja toczyła się z punktu widzenia srebrnowłosego. Chyba ze tylko ja jestem taka glupia nie załapałam że w pierwszej części jest Hidan i Yahiko.
OdpowiedzUsuńCo do weny to ja nadal widzę ze jest u ciebie. Notki są jak zwykle super. Bosko opisałaś kłótnie Sasora z babcia. Tylko żal mi się zrobiło Deia. Biedaczek pewnie musiał wysłuchać czego to jej nie boli. Wez uśmierć tak koleżaneczkę Sasa. Najlepiej przez Katsu. Niech blondyn ma zabawe^^
Pozdrawiam
Sheiwa
PS. Jeśli naprawdę uwazasz ze notki są słabe i masz dość to odpuść na tydzień, dwa teraz, niż byś miała sie całkowicie zrazić do pisania i porzucić to na rok i dłużej. Nie obrazimy sie, a w każdym razie ja nie, bo wole nie przeczytać kolejnych notek przez miesiąc niż w ogóle .
Nawet jeśli rozdział nic nie wnosi ( prawie ) to i tak moim zdaniem był fajny. Rozwaliła mnie sytuacja z babcią :D i ogólnie było śmiesznie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że będziesz zadowolona ze swojego następnego wpisu :) Życzę i tego i weny. pozdro ^^
– Sasoreczku! – zaskrzeczała kobieta. Chłopak wytrzeszczył na mnie oczy i wzdrygnął się. – Jak ty mówisz?!
OdpowiedzUsuńJuż jak zobaczyłam to zdanie wiedziałam ,że coś się będzie dziać. No i się nie myliłam! W ogóle to 'Sasoreczku' hahahahahaha. Art jak zwykle wykurwisty. :P Coś już zaczyna się dziać ,że Sasori wygadał się Deidarze.
I właśnie. Zgadzam się z Sheiwą..(matko przepraszam jak ,źle odmieniłam ,ale nie wiem jak. xD) Większość zajebistych blogów rozpada się przez to ,że piszą na siłę ,a potem nie mają po prostu ochoty. Więc.. Nie zmuszaj się do pisania tylko zrób sobie trochę przerwy ,by nabrać weny. Tylko nas nie opuszczaj na długo! :D
Źle zapisujesz dialogi
OdpowiedzUsuńKomentuję! xD w końcu, wiesz czemu tak późno – lenistwo xD no i nie mam weny u siebie, zatem muszę przeczytać coś godnego wprawienia moich palców w ruch ;D a wiesz, że BAKA na mnie dobrze działa xD
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty, ale czy ty potrafisz inaczej? Beznadziejne notki…? No wiesz… to ja już totalnie chujowo piszę… więc nie mów tak, bo potęgujesz moją pisarską niechęć…! Bez zbędnego przeciągania, przechodzę do fabuły – ta, ta, tam ♪xD
Hidanek <3 no, jak widać nie tylko ja się za pierwszym razem nie skumałam, że to jego czas xD boże on ujmuje tą swoją myślą, iż jest najlepszy xD Yahiko jest taki głupi, jak można się nabrać na małpę xD xD no trzymajcie mnie, to podchodzi pod przedszkole xDD no ale Hidan wcale nie jest taki głupi u ciebie – jak to powiedziałaś w nawiasie – w końcu pomyślał o Saso-z-neta = Saso-z-rl, obmyślił, że Yahiko przestanie gadać, jak będzie żreć i poczuł, że ktoś go obserwuje XDD fuckin genius xDD wgl, akcja z kelnerkami – hehehe, nie ma to jak tyle lasek, o których nawet nie pamięta xD Ale jak się nakręcał opowiadając o Konan, no wtedy chyba nie myślał xD i te wywody – Konan lesba, bo go olewa xDD a Dei woli facetów „do dupy i chujowo” <- świetny dobór słów xD
Potem SasoDei – no oni są tacy uroczy sami w sobie xD akcja w krzakach, hah xD no ja nie mogę, oni bez swoich sprzeczek nie mogą żyć, ale, ALE Saso już go w tym zaczyna cenić – taki mały krok dla niego, a wielki dla czytelników xD no i to targanie Saso za włosy, bożeee, jak jakiegoś psa xD w sklepie też wymiatali, Saso tak posłusznie na niego czekał, to było takie kochane~ no, ale Matsuri musiała się wpierdolić, no kurwa musiała xD ale rozjebał mnie ten tekst o niej „Matsuri była spoko. Trochę głupia, ale jednak spoko” No lol xDDD i Deidara tak słodko się zachował, że za nimi szedł xD nie wiem n, słodkie to było, ale dla mnie ostatnio wszystko jest słodkie xD (wgl ciekawe ile razy użyłam tego słowa xD) No i kłótnia przed domem xD Huncwot wymiata xD
Ahahaha, przeprosiny były wspaniałe xD jak Chiyo usłyszała te bluzgi z ust swojego wnuka to, aż mi go żal się zrobiło xD chociaż spoko, dziewczyny mają gorzej „bo damie tak nie przystoi” xD chociaż… przy dziewczynie (Matsuri) też nie przystoi kląć xD ona ww ogóle przeklina? xD No w każdym razie, zaprosiny też były boskie xD niestety nawet przy Chiyo, Dei nie wspomni sobie rodzinnego ciepła, smutne :< i jeszcze żadnej pomocy ze strony gówniary (hyhyhy :P nie no, nie twierdze, że 17 lat to… nieważne xD) cóż… życie xD
Hah, staruszki to są dobre aktorki xd znaczy niektóre… znaczy większość… no dobra, wszystkie xD jednak ta ich gadka u Saso, taka… bliska ;D żadnego opierdolu za stłuczenie mu ramki, no postęp xD niestety już pogadać sobie z nim o tym nie dał… szkoda :< potem zrobiło się niezręcznie, na serio Dei mógł się poczuć trochę, jak intruz… też raz byłam u kumpeli, która zamiast zająć się mną, wolała komputer… :< nie no, tak na serio też bym wolała xDD ten końcowy tekst Dei’a o otwieraniu, jezu jaki kochany xD
Tyle, trochę marny ten komentarz, ale to wszystko przez ciebie xDD
Czekam na nexta ;D
Weny życzę i pozdrawiam ;*
Już kolejny rozdział jest, a ja dopiero ten komentuję xDD
OdpowiedzUsuńOch tak, oni są OSOM!
Chociaż nie rozumiałam na początku kto idzie z Yahiko xDD pierwsza myśl: '' To Sasori... ale od kiedy Sasori wyrywa kelnerki? Walić to.''
Teraz wiem, że był to mój ukochany Hidan <3
''Byłbym nawet skłonny zapomnieć, że jest życiową ciotą. Chociaż…? Nie, nie byłbym.''
Ależ jakiż byłby nasz kochany rudy, gdyby nie był życiową ciotą?
Ale biedak martwi się o Konan... nie dziwię mu się xDD Tu chodzi o HIDANA xDD
''. No, ale widocznie woli rudych metali, niż takich przystojnych, zajebistych, rozrywkowych, dowcipnych, rozchwytywanych, przystojnych - mówiłem już, że jestem zajebisty? – kolesi, jak ja.''
Hidan, kochanie, pójdę za Tobą wszędzie(pomińmy fakt, że kocham Sasora), ale ja też wolę metali, co prawda nie rudych, ale metal to metal <3 ewentualnie punk *q* ostatnio mi taki spieprzył na koncercie, ale to nie miejsce na żale xD
Deidarze przeszkadza Matsuri? ^^ NO POJĘCIA NIE MAM DLACZEGO
Ach ten art jest taki cudowny =^.^=
I krew Sasoriemy odpłynęła i znalazła się w jednym miejscu :3 Proszę, nie chcę mieć skojarzeń...ratujcie mnie!
Telepatia, nigdy nie działa! Szczególnie jak się odpowiada przed nauczycielem, albo stoi za tobą ktoś kto nie powinien stać! Telepatia to zdradziecka suka. To tyle na ten temat ode mnie xD
Matko tak się śmiałam, kiedy Dei poszedł na herbatkę xDD i akcja przed - epicka xD
A potem to wydarzenie ze zdjęciem... ;__;
Musze przyznać, że za każdym razem, gdy znajdują się w czyimś pokoju... sam na sam... mam nadzieję, że coś się wydarzy i moja wyobraźnia zaczyna pracować na pełnych obrotach i włącza ograniczenie wiekowe +18! Nigdy bym nie pomyślała, że mogę mieć jakieś fantazje yaoi xDD Coś Ty mi zrobiła, Tsu...? Nie wspominając, że mam yaoi na tapecie i mam bzika na punkcie Kise z KnB i widzę go z każdą osobą z pokolenia cudów, pomijając dziewczynę xD
Chyba odbiegłam od tematu xDD
Już dawno straciłam nadzieję, że Deidara jest normalny, a to jak wychodzi z domu tylko mnie w tym umacnia... chociaż to,ż chciał uniknąć staruszki to w pewien sposób normalne zachowanie, a więc jestem w kropce xD
''Tylko się nie zamykaj w sobie. Nie mam zamiaru cię otwierać.'' <3
Hohoho, żebyś się nie zdziwił, oj, żebyś się nie zdziwił xD
Ale to było takie urocze *w*
mam, przeczytać jeszcze drugi rozdział, a czasu coraz mniej xD
No nic spadam czytać dalej :D