Info

1.Rozdziały pojawiają się raz w tygodniu (niedziela).
2. Szablony wykonuję samodzielnie i są dostosowane do mojej rozdzielczości (1280x1024). W razie problemów użyj ctrl+/ctrl-. Używam przeglądarki Mozilla Firefox!
3. Bardzo proszę o nie nominowanie mnie w klepankach! Oczywiście dziękuję i doceniam, ale zwyczajnie nie chce mi się w to bawić.
4. Nie kopiuj niczego bez mojej zgody!
5.Wszelkie komentarze nie dotyczące rozdziałów zostawiaj w zakładce SPAM!
6. W zakładce OPOWIADANIA znajdują się buttony bloga.
7. O ile to możliwe, staraj się nie psc w tn spub. Na prawdę, nie mam ochoty rozszyfrowywać Twojego komentarza...

6 października 2013

BAKA: ROZDZIAŁ 10

Yosh!
Ostatnio coś dużo dedyków daję, hmm...
Tym razem dla Kopra, bo ta akcja z rozpuszczalnikiem to był jego pomysł. Miało być poootem, no ale... Nie chciało mi się myśleć xP (to chwilowe, żeby nie było, że się *tfu!* wypalam, czy coś!)
Tylko błagam, nie piszcie mi teraz pierdyliona propozycji do rozdziałów, ne?  xD
No w każdym razie, wychodzi na to, że randkę rozbiję na dwie noty... 
Cieszycie mordki?
~Endżoj
***

            Wokół zapanowała niemalże całkowita cisza, zakłócana jedynie przez telewizor grający w salonie i samochody mknące po ulicach Tokio. W końcu przerwał ją odgłos butelki uderzającej z głuchym stuknięciem o podłogę. Drgnąłem lekko, odrywając wzrok od Akasuny i zerknąłem na naczynie, które zatrzymało się przy moich stopach. Podniosłem je i obróciłem etykietką w moją stronę. Widniał na niej jednoznaczny napis „ROZPUSZCZALNIK”
– Ups… – mruknąłem pod nosem i z powrotem podniosłem wzrok na chłopaka przede mną. Stał w bezruchu, chociaż dało się dostrzec delikatne drganie jego ciała. Z jego, teraz nieco oklapniętych, włosów skapywała fioletowa ciecz… Hmmm… To tak jakby moja wina, no nie? (No shit, Sherlock xD- dop. autorki). – Eeeee… Heheh… W porządku…? – odezwałem się po chwili zastanowienia, podchodząc bliżej. Odetchnął kilka razy, a potem obrócił się do mnie. Uśmiechnął się czarująco, przywodząc na myśl jakiegoś bisha z mang, które regularnie podrzucała mi Konan. Tak, tak, czytałem je. Ale tylko z czystej ciekawości! Mimowolnie nie mogłem oderwać wzroku. Tak jakoś… Pierwszy raz widziałem, żeby się w ten sposób uśmiechał.
– Oh… Oczywiście… – zaśmiał się uwodzicielsko. Poczułem, jak mimowolnie na mojej twarzy wykwita delikatny rumieniec. No ej! Żeby on wyglądał tak… Tak… – …ŻE NIE, DURNIU! – ryknął, na nowo nakładając swoją standardową ‘pierdol-się-maskę’ i tym samym wyrwał mnie z zadumy. Nim się zorientowałem, trzepnął mnie w łeb. I to dość boleśnie.
– Ała, kurwa! – warknąłem, obdarzając go pretensjonalnym spojrzeniem. Czy ja wspominałem coś o tym, że był czarujący? Gówno, kurwa, prawda! – Posrało cię, kurduplu?!
– Mnie?! Spójrz lepiej na siebie, pokrako! To twoja wina!
– Co ty myślisz, że ja nie mam nic lepszego do roboty, niż wylewać na twój rudy łeb rozpuszczalnik?!
– Tak, tak myślę! Trujesz mi dupę z tym swoim durnym koleżką od pierdolonych trzech dni! Przyłazisz tu i pierwsze co robisz, to syf w mojej pracowni! A teraz…
– Tu już jest, kurwa, syf, jakbyś nie zauważył! – przerwałem mu w połowie zdania.
– A teraz to sprzątaj i won stąd! – dokończył i przepchnął się obok mnie do drzwi. Obejrzałem się za Akasuną. Wywarkując coś pod nosem wszedł do łazienki, by po chwili wrócić ze szmatą i wręczyć mi ją. – Sprzątaj to. – syknął i z powrotem zatrzasnął za sobą drzwi. Usłyszałem jeszcze, że odkręcił wodę. Pewnie łeb myje.
– A żebyś się tam kurwa utopił. – prychnąłem w kierunku łazienki i zerknąłem za siebie, na wciąż powiększającą się plamę. No chyba nie sądził, że będę to sprzątać? Co ja jestem? To jego wina, nie zostawia się otwartego rozpuszczalnika…– Hidan! – zawołałem Siwego i oparłem się o futrynę drzwi, czekając, aż przylezie.
– Hmmm? – podszedł do mnie i posłał mi pytające spojrzenie. Uśmiechnąłem się uroczo w odpowiedzi i przewiesiłem szmatę przez jego ramię. Zerknął na nią, a potem z powrotem na mnie i skrzywił się wymownie.
– Sprzątaj. – rozkazałem, skinąwszy wcześniej na rozlaną substancję. Spojrzał na mnie wzrokiem ‘chyba-wątpię’, a mój uśmiech momentalnie się poszerzył. – Nie patrz się tak, to był twój pomysł, żeby tu przyleźć…
Posyłając mi obrażone spojrzenie, zaczął wycierać kałużę, podczas gdy ja, jak gdyby nigdy nic bawiłem się telefonem. Jak mogłem chociaż przez sekundę pomyśleć, że ten idiota jest spoko? Przecież to Akasuna, pieprzone przeciwieństwo tego słowa.
Debil!

***

Debil!
Spłukałem z włosów szampon wraz z rozpuszczalnikiem. Pieprzony kretyn! Z powątpieniem wpatrywałem się w pianę niknącą w odpływie; była dziwnie… Brązowa.
Nie podnosząc się znad wanny, wymacałem dłonią ręcznik i zarzuciłem na głowę i energicznymi ruchami zacząłem wycierać włosy. Kurwa, co za idiota. Po co on tu w ogóle przylazł?
Z ciężkim westchnięciem zsunąłem puchaty ręcznik. Podniosłem głowę, zerkając do lustra i osłupiałem.
Nie. No bez jaj…
Podszedłem bliżej, bo niedowierzałem. Szeroko otwierając oczy, przyjrzałem się włosom. Sterczały na wszystkie strony- norma. Dopiero co je wytarłem. To kolor się nie zgadzał. Zrozpaczony zacząłem je przeczesywać i gwałtownie przecierać, jakby to miało cokolwiek poprawić.
Nie, nie, nie, nie. Tylko nie to.
Dlaczego one są różowe, jęknąłem w myślach.
– Akasuna, mogę? – ktoś zapukał do drzwi, a ja przerażony obróciłem się w ich stronę. Eee, kurwa, nie?
– Nie, nie możesz! – odkrzyknąłem i gorączkowo zacząłem się rozglądać za jakąś bandamą, czy czymś innym, co mogłoby posłużyć do zakrycia tego czegoś na mojej głowie.
– Oj no weź, przecież wiem, jak chuj wygląda. Też mam. – roześmiał się chłopak i nacisnął klamkę. W akcie desperacji z powrotem zarzuciłem na łeb ręcznik i udałem, że wciąż wycieram włosy.
Hidan, bo tak się ten koleś nazywał, wszedł do środka i wrzucił ścierkę do umywalki. Potem odkręcił wodę. Oczywiście nie przewidział, że takie coś skończy się fontanną i sekundę potem wszystko wokół było ochlapane wodą.
– Oh, kurwa. Pożycz ręcznik. – mruknął i szarpnął za poły materiału.
– Spierdalaj! – warknąłem, gromiąc go wzrokiem i cofnąłem się w tył. Zmarszczył brwi, ale posłusznie opuścił rękę.
– Okeeeej, jak chcesz… – powiedział powoli, przyglądając mi się podejrzliwie. Potem sięgnął po papier toaletowy i z jego pomocą wytarł całą zachlapaną powierzchnie. Poszło pół rolki.
Odczekałem, aż wyjdzie i dopiero wtedy odsłoniłem włosy z powrotem. Zrozpaczony rozczesałem je, a potem wysuszyłem. Miałem nadzieję, ze może suche nie będą wyglądały aż tak tragicznie… Albo jak je zaczeszę, to da radę ukryć ten paskudny kolor… Było gorzej. Rozpuszczalnik rozlał mi się na całej głowie, teraz wyglądałem, jakbym miał naturalnie różowy łeb i pofarbowane na czerwono końcówki. To było nawet modne, z tego co zauważyłem. Tylko, że ja nie jestem dziewczyną.
O, losie... Kolejny raz sobie ze mnie zadrwiłeś.
W oczy rzucił mi się kosz z praniem. Powątpiewając, czy cokolwiek tam znajdę, zacząłem przeszukiwać rzeczy. Już, już miałem pogodzić się ze swoim żałosnym losem, gdy w oczy rzuciła mi się chusta babci. Była czarna, więc mogłaby się nadać… Wyciągnąłem ją i z grymasem na twarzy obwiązałem nią głowę.
– Wyglądam jak babcia Chyio. – jęknąłem rozpaczliwie. Pociągnąłem nosem, a w moje nozdrza uderzył odór jej paskudnych perfum. – I capię, jak babcia Chyio. – dodałem ze zgrozą, gwałtownie ściągając materiał z głowy. Bez słowa podszedłem do drzwi i tym razem zamknąłem się od środka. Potem jednym susem doskoczyłem do umywalki, wsadziłem do środka chustę i sięgnąłem po pierwszy, lepszy proszek, jaki rzucił mi się w oczy. Szybko i trochę niezdarnie uprałem materiał, a potem wypłukałem. Na wysuszeniu go zeszło mi kolejne kilkadziesiąt minut.
Gdy stwierdziłem, że jest względnie zadowalająco, obwiązałem nim głowę i przejrzałem się w lustrze. No, teraz to wyglądałem na jakiegoś szczeniaka udającego mega koksa. Ewentualnie drugorzędnego artystę, sprzedającego obrazy na ulicy…
Ale przynajmniej nie widać różu!
Odblokowałem drzwi, odchrząknąłem cicho i jak gdyby nigdy nic wyszedłem z łazienki. Spokojnie skierowałem się do pracowni. Stanąłem w przejściu, rozejrzałem się uważnie, aż w końcu zatrzymałem wzrok na moich prześladowcach. Swoja drogą, czego oni ode mnie chcą…? Im bardziej staram się unikać Motoharu, tym częściej na niego wpadam… Trochę przerażające, jakby nie patrzeć…
– Ej! – krzyknąłem w momencie, w którym siwowłosy miał capnąć jedną z części marionetek. Chyba się przestraszył, bo podskoczył w miejscu, tym samym wyrzucając drewnianą dłoń w powietrze. Zaczął pokracznie wymachiwać rękoma, usiłując ją  za wszelką cenę złapać. No cóż, nie szło mu. Drewno co chwila wyślizgiwało mu się z dłoni…
– Debil. – mruknął cicho milczący do tej pory blondyn i bez najmniejszego wysiłku złapał pikującą w kierunku mordy starszego chłopaka kończynę. Brutalnie odłożył ją na miejsce, a ta stuknęła cicho o powierzchnię półki, przyprawiając mnie o nową falę żądzy mordu…
JEDNA, KURWA, RYSA, I ZABIJĘ!
Obaj obrócili się w moim kierunku i uważnie zlustrowali. W końcu zatrzymali wzrok na chuście. Deidara zmarszczył brwi, przyglądając mi się podejrzliwie.
– Po co ci to? – odezwał się w końcu.
– Tooo… Hm… Nie twój interes! – odburknąłem dumnie. Niech oni już pójdą. Błagam. Ich obecność tutaj była mi zdecydowanie nie na rękę. Zwłaszcza teraz. – Idźcie już. – dodałem, ponaglając ich wzrokiem.
– Jak sobie życzysz, księżniczko. – sarknął Deidara i dygnął zgrabnie. Zgromiłem go spojrzeniem, na co tylko uśmiechnął się złośliwie i pchnął Hidana do wyjścia. Niedostrzegalnie odetchnąłem z ulgą. Wreszcie. Wreszcie spokój. Teraz będę musiał pokombinować z włosami. Przecież nie mogę w nieskończoność łazić z tą szmatą na łbie… Gdy przechodzili obok mnie, skrzywiłem się wymownie. – Nie rób tak, kurduplu, bo ci zostanie taka morda krzywa. – mruknął blondyn i trzepnął mnie w tył głowy. Poczułem jeszcze, jak chustka zsuwa się w przód, na moje czoło, a potem zlatuje na podłogę. W akcie desperacji zasłoniłem dłońmi czuprynę, ale niewiele to dało. Zaciskając usta w wąską kreskę przyglądałem się chłopakom. W milczeniu wgapiali się w moje włosy, a potem jak na sygnał ryknęli śmiechem.
– Zamknij pysk! – wrzasnąłem na Motoharu, a on tylko roześmiał się jeszcze głośniej. – To twoja wina!
Oparł się plecami o ścianę i ukrywając twarz w dłoniach zjechał po niej na podłogę. Ramiona wciąż drżały mu od spazmów śmiechu. No świetnie. Po prostu zajebiście. Lepiej być już kurwa nie mogło…
Wtem rozbrzmiał charakterystyczny dla aparatu odgłos. Zerknąłem w kierunku, skąd najpewniej dochodził, napotykając na chwiejącego się siwowłosego, z telefonem w dłoni.
Nie… No bez jaj…
– Co ty… Ej, ej! Wykasuj to idioto! – jęknąłem.
– No chyba nie. – zarechotał i nim jakoś zareagowałem, czmychnęli z Deidarą na ulicę. Otępiałym wzrokiem wpatrywałem się w drzwi wyjściowe, które po sekundzie trzasnęły cicho, wyrywając mnie z zadumy.
Jestem skończony.

***

Od kilkudziesięciu minut wysłuchiwałem apelu Deia pod tytułem „Dlaczego powinienem przesłać mu to zdjęcie”. To zabawne, jak bardzo zależy mu na zwykłej fotce… Ot, Sasori z różowymi kudłami.
Na wspomnienie Akasuny i jego miny, parsknąłem śmiechem. Deidara oburzył się, że go nie słucham. No kurde. Szybki jest, nie ma co.
– Ale na co ci to? – mruknąłem, zerkając na niego. – Chcesz sobie pofapać? – zachichotałem, a chłopak posłał mi chłodne spojrzenie.
– Nie. Chcę go udupić. – prychnął. Kiedy nie doczekał się reakcji, doskoczył do mnie i chwycił za ramię. – Hidan no weź! Daj mi to zdjęcie! Zrobię co zechcesz, tylko mi je daj!
Oh, Dei. Ależ kretyn z ciebie, wiesz?
Na moje usta wkradł się chytry uśmieszek. Tylko czekałem, aż to powie.
– Wszystko?
– Tak… Nie! Nie zrobię ci loda, ani nic z tych rzeczy.
– Oh, no wiesz? Obrażasz mnie. Że niby ja tylko o tym myślę? – obruszyłem się. Oczywiście nie na serio. – Nie odpowiadaj. – dodałem, widząc, że już otwiera usta, żeby coś powiedzieć. Z powrotem je zamknął, przyglądając mi się wyczekująco.
Oczywiście, jak na dobrego przyjaciela przystało, nie powiedziałem mu od razu, co mi po głowie chodzi. Niech się poniecierpliwi trochę, a co!
Cały czas czułem, jak wwierca we mnie wzrok, ale ignorowałem go. No przykro mi, naprawdę… Chociaż nie, jednak nie.
Zastanawiałem się, co powie Konan…
– Hidan! – upomniał się Dei. Dobra, chyba starczy…
– No więc… Dostaniesz to zdjęcie… – zacząłem powoli, a chłopak wyszczerzył się szeroko. – …JEŚLI… – dodałem, robiąc potem teatralną przerwę.
– Jeśli? – poganiał mnie zniecierpliwiony.
– Jeśli umówisz się z Sasorim! – wykrzyknąłem, jakbym co najmniej ogłaszał radosną nowinę. W sumie, to tak jakby to robiłem, nie?
Znieruchomiał, mina mu zrzedła. Ups, chyba nie był tą wizją zachwycony… Trudno. Prawdę mówiąc, to z Blue mieliśmy taki mały, nieoficjalny zakład. Kto pierwszy ich wyswata- wygrywa. Oczywiście nie zamierzałem dawać jej forów, jak śliczna by nie była i w ogóle jak bardzo bym jej nie uwielbiał… Jako przyjaciółki rzecz jasna.
– Nigdy, przenigdy tego nie zrobię! – Cóż, to było do przewidzenia. Zerknąłem na niego i wzruszyłem ramionami.
– Spoko. Usunę je w takim razie… – mruknąłem, sięgając po telefon. Z ociąganiem zacząłem wchodzić do poszczególnych folderów, w poszukiwaniu właściwego zdjęcia. – Szkoda… Taka ładna jakość… Naprawdę dokładnie widać ten odcień różu… – Westchnąłem teatralnie. Kątem oka widziałem, jak Dei uważnie śledzi każdy mój ruch. W momencie, gdy miałem potwierdzić usunięcie, zareagował.
– Stój! – krzyknął. –Nie ma innej możliwości? – dodał rozpaczliwie.
– Hmmm… Nie. – zaśmiałem się cicho, obejmując go ramieniem. – Oh, no weź. To tylko jedna godzinka… – Oczywiście nie licząc tych pozostałych, które spędzicie w swoim towarzystwie, gdy już do was dotrze, że na siebie lecicie…

            Siedzieliśmy z Akasuną w kuchni, on po jednej stronie stołu- ja po drugiej. Splótł palce dłoni i opierając się o nie na wysokości ust (Kurcze, nie wiem jak to opisać… Sasek tak robił na początku pierwszej serii… - dop. autorki), wpatrywał się we mnie chłodnym spojrzeniem. To, że mnie tu ściągnie przy najbliższej okazji, było tylko kwestią czasu… I oto jestem!
– Pewnie wiesz, po co tu jesteś?
– No.
– I co zamierzasz? – mruknął rzeczowo, a ja uśmiechnąłem się nieznacznie.
– Nie wiem… Jeszcze. Sam rozumiesz, nie jesteś jedynym zainteresowanym… On też chce je dostać… – odparłem konspiracyjnym tonem. Cholera, czułem się jak w filmie akcji! Zawsze chciałem być aktorem… Nie wiem w sumie, dlaczego nim nie zostałem. Nie ważne, wracając do Akasuny...
Chłopak zmrużył czujnie oczy i odchylił do tyłu, na oparcie krzesła. Skrzyżował ręce na piersi, nie spuszczając ze mnie przenikliwego spojrzenia.
– Ile? – warknął wreszcie.
– Heh… Nie „ile?”, tylko „co?”. – zaśmiałem się tajemniczo i zerknąłem wyzywająco na czerwonowłosego.
– Dorba, więc co?
– Randka. – Moje usta mimowolnie rozciągnęły się w perfidnym uśmieszku.
– Słucham? – prychnął oburzony.
– Spokojnie, Akasuna. Nie ze mną.
– Więc z kim?
– Z nim. – odparłem spokojnie. Wydał z siebie cichy pomruk, wyrażający zdaje się dezaprobatę. – Nie rób takiej miny, Akasuna. Moje milczenie kosztuje. – zachichotałem i podniosłem się. Nie czekając na odpowiedź, skierowałem się do wyjścia. – Masz czas do namysłu do dzisiaj, do północy. Wiesz, gdzie mieszkam. – rzuciłem na odchodnym.
Powolnym krokiem ruszyłem do drzwi. Czułem się tak zajebiście... Jak jakiś tajniak, albo coś w ten deseń! Siłą zdusiłem wyszczerz cisnący mi się na usta.
Byłem już prawie przy drzwiach. W myślach obstawiałem, czy pęknie, tym samym się zgadzając, czy nie… Nie musiałem długo czekać.
– Dobra, stój. – odezwał się.
Zatrzymałem się w pół kroku i przybierając maskę obojętności, zerknąłem na niego przez ramię. Podszedł powoli bliżej, spoglądając na mnie spode łba. Delikatnie uniosłem brwi, a moje usta rozciągnęły się w słabo widocznym, tryumfalnym uśmieszku.
– Tak myślałem, że się zgodzisz… – mruknąłem.
– Pokaż je. – przerwał. – Pokaż, że rzeczywiście je masz.
Westchnąłem ciężko, ale posłusznie wydobyłem telefon i otworzyłem galerię. Następnie obróciłem go w stronę Sasoriego, ukazując mu kompromitujące zdjęcie. Skrzywił się lekko, na widok włosów. Teraz już miały normalny kolor, może ciut bardziej rudawy. Pewnie farbował.
Bez słowa zamknąłem klapkę i schowałem komórkę do kieszeni bluzy. Po chwili sięgnąłem do drugiej, wyciągając z niej małą karteczkę i podałem ją Akasunie.
Zmarszczył pytająco brwi, jednak zamiast odpowiedzieć, najzwyczajniej w świecie wyszedłem.

***


Z powątpieniem jeszcze raz przyjrzał się adresowi i godzinie, zanotowanym przez Ishimurę na małej karteczce. Westchnął ciężko. Nie wierzył, że się na to zgodził.
Usłyszał za plecami ciche chrząkniecie, więc się odwrócił. Na widok blondyna, zacisnął wargi, które automatycznie ułożyły się w prostą linię.
– Odwalmy to szybko. – burknął pod nosem.
Ze wszystkich miejsc w calusieńkim Tokio, Hidan musiał wybrać akurat kino na Shibuyi. To było… Podłe.
Tak w każdym razie uważał Sasori, idąc z ociąganiem w kierunku wysokiego budynku, otoczonego kolorowymi neonami i bilboardami. Z jego ust co chwila wydobywały się ciężkie westchnięcia, mające utwierdzić wszystkich dookoła o jego męczeństwie.
– Przestań tak wzdychać. – wysyczał przez zaciśnięte zęby Deidara, zerkając na niego z ukosa.
–Robię, co mi się podoba. – odwarknął mu Sasori.
– Wierz mi, Akasuna, wolałbym być aktualnie gdzie indziej.
– To po co przylazłeś?
– Bo… – przerwał – Nie ważne, nie twój interes.
O mały włos, a by się wygadał. Znowu. Powinien bardziej uważać, co mówi.
Bez słowa przeszli przez obrotowe, szklane drzwi i skierowali się do kas. Tam odebrali zarezerwowane wcześniej przez Hidana bilety. Na piętrze, gdzie mieściły się sale i stoiska z popcornem i przekąskami, kupili sobie coś do jedzenia i picia, i udali na salę. Zajęli swoje miejsca, starając się jednocześnie jak najbardziej odsunąć na przeciwległe strony foteli. Wszystko, byleby być jak najdalej od siebie. To było takie upokarzające.
Jak mogłem dać się na to namówić...?- myśleli oboje.
Deidara beznamiętnie wpatrywał się w olbrzymi ekran. Zaczynał się zastanawiać, czy Siwy w ogóle patrzał na to, co wybierał. W tej Sali wyświetlano jakiś nudny dramat. Nawet zerknął na bilet, sprawdzając, czy aby nie pomylili numerów. No nie, wszystko się zgadzało.
Powieki ciążyły mu niemiłosiernie. Kilka razy przysnął na siedząco i po chwili podrywał się w miejscu, wybudzony przez pochlipywanie jakiejś kobiety z tyłu.
Gdzieś tak w połowie seansu Sasori poczuł na ramieniu ciężar. Zerknął w tamtą stronę i spłonął rumieńcem, na widok śpiącego blondyna.
Powinien go teraz jebnąć w ten zakuty łeb, ale wtedy zacząłby się awanturować i prawdopodobnie wywaliliby ich z sali. A to groziło nie zaliczeniem „zadania”… Nie wiedział czemu, ale miał wrażenie, że są obserwowani. Co dziwniejsze, nigdzie nie widział Hidana, Konan, czy Yahiko, ani nikogo innego, kogo by znał.
– Świrujesz. – mruknął do siebie, wracając do oglądania filmu. Co jakiś czas zerkał na śpiącego Deidarę, zagryzając przy okazji popcorn. Wyglądał teraz tak spokojnie, zupełnie jak swoje przeciwieństwo… Już miał przyznać, że może jakby się ciągle nie kłócili, to dałoby się go nawet polubić, gdy z ust śpiącego blondyna wydobyło się ciche „głupi pokurcz”. Sasori wydął usta i zmarszczył brwi w geście niezadowolenia, a potem z powrotem odwrócił się w stronę ekranu.
Gdy seans wreszcie dobiegł końca, bez oporów podniósł się na nogi, nie zważając na śpiącego chłopaka. Deidara ocknął się w momencie, gdy gruchnął głową o podłokietnik fotela. Zamrugał zdezorientowany i przeciągnął się, prostując jedną rękę, a drugą wycierając zaspane oczy. Ziewnął szeroko, rozglądając się po sali, aż w końcu zatrzymał wzrok na Sasorim. Chłopak przyglądał mu się rozbawiony, unosząc lekko brwi. Na jego ustach igrał kpiący uśmieszek.
– Wstałaś, królewno? – mruknął prześmiewczo.
– Spieprzaj. – odburknął Deidara i szybko pozbierał swoje rzeczy.
Nie mówiąc już nic więcej, skierowali się do wyjścia. Chcieli jak najszybciej wrócić do domów i zadzwonić do Hidana, że spełnili warunki wymiany…
Zabawne. Ciekawe co by zrobili, gdyby wiedzieli, że obaj zgodzili się na to samo zadanie…?
Wyszli na dwór i niemal od razu zniknęli we wszechobecnym tłumie pieszych. Nie oglądając się na siebie, ruszyli z powrotem do domu. Nie przeszli kilku metrów, gdy na swoich drogach napotkali znajome osoby.
– Dei, słońce. Gdzie idziesz? – zaszczebiotała fiołkowowłosa, chwytając go pod ramię i zmuszając do zawrócenia.
– Do domu.
– Nie, nie. Jeszcze nie! – zaśmiała się uroczo, prowadząc go z powrotem pod kino.
Z kolei Sasori był ciągnięty przez Yahiko. Rudowłosy, nie bacząc na protesty przyjaciela, przytargał go pod wejście, gdzie już czekała Tenshi z Deidarą. Chłopakom zrzedły miny. Po wysłuchaniu przemówienia dziewczyny, o tym, że Hidan powiedział, że albo robią co im każe, albo nici z umowy, westchnęli ciężko. Zaczynali się zastanawiać, czy tego nie olać. Takie poświęcenia dla głupiej fotki…? Blondyn stwierdził, że przecież mógłby zajebać Siwemu telefon. Nie byłoby to jakimś specjalnym problemem… A potem przypomniał sobie jego groźbę, ż jeśli odwali jakiś numer, to ogoli mu połowę głowy na łyso. Wzdrygnął się nieznacznie.
Nie, nie. Nie może tak ryzykować.
Sasori z kolei rozważał wszelkie za i przeciw swojej decyzji o ewentualnym olaniu sprawy. No cóż, pomyślmy… Znając Deidarę na tyle, na ile go znał, to ten idiota prawdopodobnie rozwiesi ów zdjęcie po całej okolicy i wrzuci do neta… W szkole prawdopodobnie znajdzie się grupa uczniów, która też będzie chciała go udupić… Prawdopodobnie na pewno. Swoich wrogów nie mógłby zliczyć na palcach obu rąk. Znaczy, dobra… Nie, żeby się jakoś przejmował opinią publiczną, ale nie bardzo widziało mu się, żeby dopinali mu łątkę pedała.
Nie… Lepiej nie ryzykować.
– Zgoda. – odpowiedzieli w tym samym momencie i jak na zawołanie podnieśli głowy na stojących przed nim Yahiko i Konan, posyłając sobie ukradkowe, niechętne spojrzenia.
Dziewczyna, wyraźnie zachwycona przyklasnęła w dłonie i zaczęła grzebać w torbie. Po chwili z tryumfem wydobyła z niej kolejny świstek. Chłopcy przyglądali się czujnie, jak rozkłada podejrzliwie dużą kartkę, a nie tak jak wcześniej sądzili- małą notatkę podobną do tej, którą dostali wcześniej. Tenshi w skupieniu prześledziła tekst, a  potem z promiennym uśmiechem podała papier Sasoriemu.
Z powątpieniem przeleciał wzrokiem po jego zawartości, a z każdą następną sekundą jego mina wyrażała coraz większe załamanie. Deidara zerknął przez ramie chłopaka i szybko przejrzał listę.
– Wesołe miasteczko…? – bąknął załamany.
– Diabelski młyn…? – dodał Sasori.
– Kolacja? – jęknęli jednocześnie, przenosząc wzrok  na siebie, na parę przed nimi i na listę. I tak kilka razy. – On sobie żartuje?! – oburzył się blondyn, wyrywając z dłoni Akasuny listę. No chyba nie sądzili, że się na to zgodzi?!
– Ależ skąd, Dei… – drgnął, kiedy usłyszał za plecami głos wspomnianego wcześniej chłopaka. Obrócił się sztywno w jego kierunku. Z jego oczy biła rozpacz, wściekłość i zażenowanie. – Jestem śmiertelnie poważny. – dodał po chwili Ishimura, a jego usta rozciągnęły się w cynicznym uśmieszku.

***

Matko, jakiego ja mam wielkiego-mega-kurwa-lenia, to wy sobie nawet nie wyobrażacie. Przez ostatni tydzień przez godzinę potrafiłam siedzieć przed otwartym wordem i gapić się w pustką kartkę... Masakra T.T
I tak, wiem. Mam zaległości w waszych blogach. Znaczy w komentarzach, bo notki czytałam na tele... Obiecuję, zę to odrobię, ze skomentuję wszystko... Tylko teraz mi się tak strasznie, strasznie, strasznie nie chce robić czegokolwiek... To i tak cud, ze napisałam rozdział...
Niemniej jednak, jest chujowy. Takie mam w każdym  razie wrażenie.
Dlaczego "randka" napisana w trzecioosobowej narracji?
Hmm, tak jakoś. Musiałabym tak to pisać odczucia jednego bohatera, a chciałam obu naraz, więc jest tak, a nie inaczej... No i, bądźmy szczerzy, nie chcę się odzwyczajać od narracji trzecioosobowej, a już powoli zaczynałam. Więc nie zdziwcie się, jeśli niektóre fragmenty będą, że tak to ujmę "z mojego punktu widzenia" xD
No i tradycyjnie art. Tym razem większy, a co! Burżuazja musi być!


DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU:
13/14.10.2013
W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
Randez vous!- przynajmniej w teorii.

9 komentarzy:

  1. Zajebisty obrazek <3 Pięknie ci wychodzą oczy :D Ehh, tak jak ty nie masz weny na notki tak samo i ja nie mam weny co by tu twórczego napisać w komentarzu :c Postaram się wykrzesać coś z siebie kolejnym razem ;) Świetny szablon tak ogólnie, pozdrawiam c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Yo xD
    Jesteś moją wymówką, że tak wcześnie wstałam z łóżka, chuj, że jest trzynasta xD xD Tak czy siak zajebisty rozdział, nie chujowy, skłam tak jeszcze raz a ci walnę ;) tak, bój się xD w ogóle czytając twoje opo mam straszną wenę, musisz częściej dać notki xD No i jak już wiesz, zaczynam się bać czytać BAKE… tego, że tak się jaram zbliżeniami SasoDei’a xD
    Przejdę do rzeczy :D adekwatny komiks do opisu, tak, tak sobie to wszystko wyobraziłam xD Deidara, patrz jak leziesz no xD Biedny ten Saso, jednak jego reakcja była przednia xD taka anime’owa xD w ogóle fajne te jego pretensję, że Dei i Hidan go nachodzą xD ale, ALE sam ich wpuścił xD przez co potem się wkurzył, kazał mu sprzątać xD ale i tak cała robota spadła na Hidana, hah to musiał być rozkoszny widok xD
    Jezus Maria xD Saso wyglądający jak babcia Chiyo – tragedia ;___; weź, cieszę się, że mój mózg nie dopuścił do przetworzenia obrazu w tej sytuacji xD w ogóle Hidan to jest mistrz xD żeby nawet w kiblu nie czuł skrępowania xD nie wiem, czy dla chłopaków to nic nie znaczy, że widzi się swoje ekhm genitalia xD Hidan po prostu chcę się zaprzyjaźnić Saso xD nawet umył ci umywalkę xD i podłogę xD w ogóle jak mu chciał ściągnąć ręcznik, a ten spierdalaj mu xD śmiałam się jak pojebana xD nie wiem jakoś tak wyobraziłam sobie takiego smutnego Hidana, nikt go nie lubi xD Potem chusta, no tak się starał, jakoś wyglądać i nie śmierdzieć, ale za słabo sobie zawiązał, skoro od pchnięcia w plecy zsunęła mu się z głowy xD i Hidan robiący mu zdjęcie, no kurwa xD To się nazywa kumpel XXI wieku xD xD
    Hidan <3 cała jego perspektywa jest taka zajebista xD jak on się w tego tajnego agenta bawi, no kurwa jaki słodki xD Nie słucha Dei’a i się roześmiał, ja pierdolę miałam taką sytuację ;___; ej, nie chcę mieć sytuacji a’la Hidan xD w ogóle o jakie rzeczy go oskarżają xD Dei o loda, Saso o randkę :P Tak, podświadomie na niego lecą xD i Hidan jest milszy dla Saso, niech Dei uważa, bo mu kumpel chłopaka odbiję xD w każdym razie randka się szykuję, ten zakładzik z Konan… ciekawe o co xD wgl Hidan jakby nie było zeswatał YahiKonan i teraz SasoDei’a xD jebany miszcz xD
    O Boże, o boże, o boże! Jaka ta randka była fajna, tak, kiedy Dei usnął mu na ramieniu to takie kurwa słodkie to było xD i te jego przemyślenia xD ale dalsza część randki szykuję się słodka *___* O tak, wesołe miasteczko xD i z tego co widzę to idą z towarzystwem xD jejku ciekawe który, któremu wygra misia w jakiejś atrakcji xD kurwa, mogą wejść do gabinetu strachu xD tak, z psychologicznego punktu widzenia na pierwszą randkę najlepiej zabierać kogoś w straszne miejsca, gdyż wytwarzana adrenalina wzmaga podniecenie i wtedy można liczyć na coś w nocy, podobno xD fajne artykuły zdarza mi się czytać xD
    Dobrze, no to ja czekam na następny rozdział xD
    Życzę weny i pozdrawiam ;*

    PS: Wyjebisty szablon ;D tak się miło patrzy na nagłówek, że ja pierdolę ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :3 I szablon mega ^^
    Zastanawiam się, ile to opo będzie miało rozdziałów... tzn. nie to, że chcę, żeby się skończyło, ale zastanawiam się, jak długo będą dla siebie wrogami przed byciem parą i jak ty to zrobisz... Jestem mega ciekawa :3
    Lalalala, randka ~ Są słodcy, kiedy się kłócą i to mega xD
    No nic, pozdrawiam i życzę weny. A, i zapraszam na mojego bloga, również o Naruto - http://second-khs-by-yae.blogspot.com/ :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahahahaha xD. Sasori z różowymi kudłami - to musiało być naprawdę kawaii, ale on wyglądający jak Chiyo... Gdy sobie to wyobrażałam, to parsknęłam śmiechem :D. Chyba musi nauczyć się robić lepsze węzły, skoro tak łatwo mu chustka zleciała. W sumie szkoda, że to zafarbował, byłaby beka z niego. xD A Dei fapałby przy jego zdjęciu, ale najpierw by je wstawił do neta i porozwieszał po osiedlu, bo przecież to skurwiel, ale za to jaki fajny <3 XD. Słodko położył głowę na ramieniu Saso w kinie, chociaż przez chwilę zachowywali się jak para. Te przemyślenia rudego coś znaczą. Przyjaciele jak zwykle pomocni, więc postanowili ich umówić wbrew ich woli. Nie mogę się doczekać dalszej części tej randki, chociaż to tacy debile, że zaraz się pokłócą. xDD Chociaż ich kłótnie są takie kawaii ;_;.
    Weny życzę~! :3

    OdpowiedzUsuń
  5. A więc tak... rozdział czytałam na tel jakieś parę dni temu, a teraz pora na komentarz...
    Ej, z tym rozpuszczalnikiem to sprawdzałaś? xDD czy tak po prostu zaufałaś pomysłodawcy? xDDD
    Sasori... ja tam bym go brała nawet z różowymi włosami xD Deidara sie nie przyzna, ale to zdjęcie mu potrzebne tylko po to żeby fapać... ja swoje wiem!
    Matko... Hidan moim mistrzem! Uwielbiam Hidana <3
    Hidan powinien zostać aktorem! Świetne to było kiedy gadał z Sasorim B|
    A i randka... :3
    chu chu lovly muni muni mura mura pin pin purin nurururerorero :3
    Deidara zasnął i oparł się o Sasoriego :3 To na pewno zadziałała jego podświadomość, która pragnie bliskości ciała Akasuny~ Pragnie dotyku, pocałunków, pieszczot i... STOP WYOBRAŹNIA!! Tak czy siak... już się nie mogę doczekać tej randki :3
    Wesołe miasteczko...
    Diabelski młyn...
    Kolacja...
    Sypialnia...
    Vinyl vinyl vinyl vinyl vinyl vinyl...
    SEX!
    znaczy się, rozejdą się do domów i dalej będą nienawidzić...

    No i mam nadzieję, że nie będziesz już miała [będzie cytat] '' wielkiego-mega-kurwa-lenia'' :3 ja sama go mam, ale ja już nic na to nie poradzę xDD
    Ale czekam na nexta i życzę weny~ :3

    OdpowiedzUsuń
  6. hi! Tsuu, zwykle lubię uczucie niedosytu, ale ty narobiłaś mi takiego smaka na kolejną część, że już nie wytrzymuję! xD
    jeżeli chodzi o całość to bardzo mi się podobało!
    uwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam Hidana! też przydałaby mi się taka swatka i kurczę... to jego podniecenie, że czuje się jak w filmie akcji hahaha xD czy pisałam, że go uwielbiam?
    to było urocze, że Saso nie obudził Deia. niby miał jakąś wymówkę dlaczego tego nie zrobił, ale każdy się domyśli że tego nie chciał ^^
    wgl, już myślałam, że będzie miał zielone włosy, a tu prosze różowe! :D
    w sumie jak go sobie wyobraziłam wyglądał całkiem nieźle, ale jemu we wszystkim do twarzy! ^^
    okej, lecę i życzę weny oraz pozdrawiam!
    buźka! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Serrio? Przegapiłam rozdział, naprawdę? ;__;
    Idę do kąta się wstydzić.
    Dobra, okienko w arcie z rumieniącym się Dei'em jest prze mega urocze *.*
    W ogóle Hidan w tym rozdziale jest geniuszem zła, ubóstwiam normalnie. Jak czytałam tą jego narracje ze spotkania z Sasorim.. w ogóle mogłam to sobie zajebiście wyobrazić i ten nastrój rodem z kryminałów, spotkanie dwóch gangów i jakieś takie xD Genialne
    Wybór filmu też był szprytny, wiadome było, że któryś z nich tak się zanudzi, że zaśnie na tym drugim ♥
    Dobra, pędzę ogarnąć nowy rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko xD
      Ja to się wkurwiam na bloggera, bo nie powiadamia znowu. 11 musiałam wrzucić drugi raz, żeby wyświetliło powiadomienie na stronce >.<

      Usuń

OBSERWATORZY