Wiecie, Sasia, to się jednak czasem przydaje... Ale tylko czasem xD
Tak sobie myślę, że kurde, jeszcze trochę i będzie połowa opo!
O ile nie przeciągnę akcji, bo coraz większa jest na to szansa.
Tym lepiej dla was xD
Miała być też narracja Sasora, wyszło, że cały rozdział jest w narracji Deia. No, nie licząc tego początku w trzecioosobowej...
Piosenka nijak ma się do rozdziału, ale pisałam go do niej, a w każdym razie początek, więc...
Dobra, dobra. po porostu nie miałam pomysłu, co wrzucić, wiec wrzuciłam to... xD
Przeciągam, nie?
***
Gdy dzwonek do drzwi po raz
szesnasty już rozbrzmiał w domu, chłopak z trudem powstrzymał się od przecięcia
tych upierdliwych kabli i uwolnienia uszu od świdrującego dźwięku.
– Itachi! Drzwi! – wrzasnął, ale Itachi nie reagował.
Pewnie znowu słucha tej swojej posranej muzyki, warknął w
myślach i zwlókł się z łóżka z zamiarem otworzenia. Bo to, że gość nie ustąpi,
było bardziej niż oczywiste. Cały problem polegał na tym, że Sasuke musiał ruszyć
swoje książęce cztery litery, zwlec je na dół, otworzyć drzwi, zamknąć drzwi i
zawlec dupsko z powrotem do pokoju. A to był tylko niepotrzebny wysiłek. Tym
bardziej w sobotę, o dziesiątej rano.
Gdy wreszcie doczłapał się do drzwi wejściowych, chwycił
klamkę i otworzył je, witając przybysza ostentacyjnym ziewnięciem.
– Szerzej Sasuś, szerzej. To może cię nawet w lodziarni
zatrudnią. – Usłyszał kpiące prychnięcie. Od razu wiedział, kto uraczył ich
swoją obecnością. Spojrzał spode łba na Deidarę, a ten posłał mu wymuszony
uśmieszek.
– Jeszcze nie zdechłeś w tej swojej klitce? – odwarknął.
– Jak widać.
– Szkoda.
– I vice versa, szczeniaku. – zakończył blondyn i nie
czekając na odpowiedź, przepchnął się obok chłopca. Trzynastolatek odprowadził
go morderczym spojrzeniem, co zdaje się, Dei wyczuł, bo obrócił się do niego i
obdarzając słodkim uśmieszkiem, pomachał mu fakersem, po chwili niknąc w
salonie.
Gdy Sasuke tam wszedł, Motoharu zdążył już rozwalić się
na skórzanej kanapie i dorwać pilota.
– Nie pozwalasz sobie za dużo?
– Cicho bądź. Przydaj się na coś i idź po Czarnego.
– Czy ja ci kurwa wyglądam na służącą? Sam se po niego
idź! – oburzył się chłopiec, krzyżując na piersi ręce i posyłając mu wyzywające
spojrzenie. Deidara zerknął na niego kątem oka i zlustrował uważnie.
– Mmmm… Nie. Za brzydki jesteś. – wzruszył ramionami i
odgonił dzieciaka ruchem ręki.
Klnąc pod nosem, wdrapał się po schodach na piętro i skierował
do pokoju starszego brata. Stanął przed drzwiami i zaczął walić w nie pięścią.
Po chwili te otworzyły się, a po drugiej stronie stanął rozwścieczony Itachi.
– Czego, kurwa. – wysyczał, gromiąc chłopca wzrokiem.
– Twoja dziewczyna przyszła. – odburknął tamten i poszedł
do siebie. Itachi zmarszczył brwi. Dziewczyna? Przecież on nie ma dziewczyny… Zszedł
na dół i skierował się do salonu. Na widok długiej blond kitki, sterczącej nad
głową właściciela równie długiej reszty blond włosów, spływających na ramiona i
plecy, westchnął ciężko.
– Deidara. – zaczął, idąc w jego kierunku – Znamy się od
gimnazjum, a ja nadal nie wiem, kiedy strzeli ci do tego durnego łba, żeby
zaszczycić mnie swoją wizytą. – sarknął, przystając tuż za jego plecami.
Skrzyżował ręce na piersi i zerknął na niego z góry. Chłopak odchylił głowę do
tyłu, posyłając mu niewinne spojrzenie. – Uh, stary. Wyglądasz paskudnie.
– Ale wciąż lepiej od twojego braciszka. – warknął
kpiąco. Uchiha parsknął cicho śmiechem, a potem jednym susem przeskoczył przez
oparcie i usadowił się obok Motoharu.
– Sasuke… Sasuke to przypadek krytyczny. – westchnął
ciężko. Przez dłuższą chwilę obaj wpatrywali się w ekran wielkiej plazmy, na
której migały co sekunda jakieś urywki
reklam i filmów. Z głośników cały czas wydobywały się wyrwane z kontekstu
sylaby, tworząc niezrozumiałą dla nich całość. – No, to czym zasłużyłem sobie
na oglądanie twojego pyska nawet w weekend? – odezwał się w końcu Itachi.
– Wierz mi, Uchiha. Moje oczy też bolą, gdy muszą patrzeć
na twój pomarszczony ryj. A jednak się poświęcam… – zaczął teatralnie
jasnowłosy, jednak nie doczekawszy się żadnej reakcji, wrócił do normalnego
tonu. – Wszyscy mnie zdradzili. Najpierw Konan, teraz Hidan… – Naburmuszył się.
Itachi posłał mu zaciekawione spojrzenie.
– I w związku z tym?
– Przyszedłem do ciebie, bo wiem, że w głębi twojego
serca, którego nie masz, zależy ci na mnie, twoim przyjacielu…
– Jasne. – sarknął brunet, dla podkreślenia efektu
unosząc lekko jedną brew. – Więc, przyjacielu… – przelał w to słowo
tyle ironii, ile był w stanie przelać. – Jak mogę ci pomóc?
– A widzisz, przyjacielu… – Deidara objął go ramieniem i
przysunął nieco bliżej. Rozejrzał się ukradkiem, jakby szukał ukrytych kamer,
pluskiew, albo innego sprzętu szpiegowskiego. – Hidan ma u siebie tylko płatki
i piwo… – zaczął konspiracyjnym szeptem, mrużąc czujnie oczy. Itachi zmarszczył
lekko brwi, chcąc dociec, o co mu chodzi. Co ma do tego Hidan i wyposażenie jego
kuchni? – Od rana nic nie jadłem, a poza tym, nie chce mi się drałować do domu.
Nie mam kasy, a ten czubek nie chciał mi pożyczyć no i tak się składa, że
przypadkiem przechodziłem akurat obok twojej chałupy…
– Przylazłeś tu tylko po to, żeby sie nażreć? – Z
niedowierzaniem przyjrzał się Motoharu, na co ten tylko się wyszczerzył. Co za…
Dureń.
– I pożyczyć kasy na transport! – dodał żwawo. W tym
momencie Itachi miał wielką, nieodpartą ochotę, żeby wytargać go za te kudły i
wywalić na zbity pysk za drzwi… Sam nie wiedział, co jeszcze go powstrzymywało.
Może świadomość, że Konan urwałaby mu chuja i wepchnęła do gardła tak, że dupą
by mu wylazł (Autentyczny tekst laski z równoległej klasy! – dop. autorki),
gdyby cud mordeczka Deia ucierpiała jeszcze bardziej, niż teraz? Możliwe,
możliwe…
– Wisisz mi już tysiąc
sześćset dwadzieścia trzy jeny za ostatni miesiąc…
– Tak, tak. Wiem. Oddam ci przecież. – Deidara machnął
ponaglająco ręką. Oczywiście, że mu odda! Kiedyś… A tak naprawdę, to żył nadzieją,
że on jakimś jebanym cudem kopnie w kalendarz, tym samym zwalniając go z
niezapłaconych długów. Nie, nie zrozumcie go źle. Oczywiście, że nie życzył
nikomu śmierci- Sasuke się nie liczy!- Po prostu… Po prostu… Nie ważne.
***
Tak się teraz załatwia
interesy! Odprowadziłem Itachiego wzrokiem, dopóki nie zniknął za drzwiami, a
potem wróciłem do przerzucania kanałów. Tryumfalny uśmieszek wypełzł na moje
usta. Ach, Dei. Jakiś ty zajebisty… Nikt ci się nie oprze i w ogóle. Nawet
Uchiha ci ulega! Zatrzymałem na jakimś, chuj wie jakim, kanale muzycznym.
Akurat puścili Nirvanę, a Nirvany się nie przełącza!
Nawet nie zauważyłem, kiedy do salonu przylazł ten
gówniarz i usiadł sobie obok mnie. Dopiero gdy piosenka urwała się w połowie, otworzyłem
do tej pory przymknięte oczy i posłałem mu mordercze spojrzenie.
– Mogę wiedzieć, co ty do kurwy, nędzy wyczyniasz? –
wysyczałem przez zaciśnięte zęby. No ludzie! To ja tu kulturalnie siedzę i
słucham muzyki, a ten se od dupy strony włazi i przełącza na jakieś lesbijskie
Girls Bandy! Szacunku trochę!
– No niech pomyślę… Siedzę w swoim domu, w swoim
salonie i mam zamiar obejrzeć coś na moim telewizorze?
– Heh, oczywiście. – zaśmiałem się sztucznie. Przez
następną minutę przypatrywałem się dziewczynom i wsłuchiwałem w ich wycie. Girls Generation, czy jak to się tam
nazywało. Nie ważne. Wiem, że było chujowe i, że jak zaraz nie przełączy tego
gówna, to mu coś zrobię. – Byłbyś łaskaw przełączyć? Uszy mnie kurwa bolą od ich
wzdychań. – mruknąłem, starając się zachować spokój. – Proszę? – wysyczałem po
kolejnych, „oooch” i „aaach” To był jakiś kurwa grupowy orgazm, czy co? No
dalej, Dei, panuj nad sobą. Dzień dobroci dla zwierząt, pamiętasz? Miałeś być
miły, pamiętasz?
– Hmmm... Niech pomyślę… Nie. – prychnął wyniośle.
– Aha… Oddaj ten pieprzony pilot, mały szczurze! – Nim
się zorientował, rzuciłem się na niego. Gnojek jakimś cudem zabrał mi go sprzed
nosa i schował za siebie. Jedną ręką chwycił mnie u nasady grzywki, a drugą
zaczął się odsuwać.
– Won ode mnie! – wrzasnął rozpaczliwie, gdy próby
oswobodzenia się nie przynosiły jakichkolwiek efektów. – Won, pedale! – Drgnąłem
nieznacznie, nieruchomiejąc z pięścią zaciśniętą na jego koszulce.
– Jak mnie nazwałeś? – warknąłem, mordując go wzrokiem. –
Jak mnie nazwałeś, pierdolona pomyłko biologiczna?!
– PEDAŁ! – powtórzył. – Jesteś obrzydliwy! Takich jak ty
powinno się tępić! A teraz się odsuń, zanim się porzygam! Niedobrze na sam twój
widok!
– Ty… – wydukałem. Nie powiem, zabolało. Mimo, że gówno
mnie obchodziło, co ten wrzód o mnie myśli, to usłyszeć coś takiego prosto w
twarz… Jakbym był jakiś kurwa trędowaty. – Ty mały sukinsynu, jebana wpadko,
nie masz prawa mnie tak nazywać. – wysyczałem. – Nie masz kurwa prawa, mała dziwko.
Bez trudu przyparłem go do materaca, nachylając się nad
nim. Teraz wyglądał na przerażonego. Posłałem mu upiorny uśmieszek.
– Z- Zostaw. – wyjąkał.
– Boisz się, szczeniaku? – mruknąłem kpiąco. Dzieciak
przytaknął tylko energicznym ruchem. Parsknąłem pod nosem, wbijając mu w
policzki palce i unosząc nieco twarz. Z bliska wpatrywałem się twardo w jego
czarne oczy. Błądził wzrokiem po suficie i ścianach, usilnie unikając mojego
spojrzenia. Żałosne. – Spójrz na mnie, Sasuke. – syknąłem jadowicie. Gdy nie reagował,
wzmocniłem uścisk, wpijając paznokcie w jego mordę. – Spójrz na mnie, gnoju. –
powtórzyłem głosem nieznoszącym sprzeciwu. Zerknął na mnie przerażony. – Nie
wyjebałbym cię choćby kijem. – mruknąłem powoli i wyraźnie, tak na wszelki
wypadek, żeby zrozumiał. – Ale nazwiesz mnie tak jeszcze raz, to pożałujesz, że
się w ogóle urodziłeś. Nafaszeruję cię moją gliną i wysadzę w powietrze, na
jebane pierdyliard kawałków. Staniesz się częścią mojej sztuki i dopiero wtedy
będziesz coś wart. – zakończyłem i puściłem go. Powoli wyciągnąłem zza poduszek
pilota i jak gdyby nigdy nic, na nowo rozsiadłem się na sofie i zacząłem od
nowa przerzucać kanały. Kątem oka widziałem, jak sztywno podnosi się na
łokciach i odsuwa pod sam koniec kanapy.
Śmieć.
Aż trudno mi uwierzyć, że jest spokrewniony z Itachim.
Czarny w końcu wrócił. Co chwila przenosił spojrzenie to
na mnie, to na gówniarza i z powrotem.
– Co wam jest? – mruknął, marszcząc podejrzliwie brwi.
Sasuke już otwierał usta, ale wystarczyło jedno moje
spojrzenie, żeby z powrotem je zamknął. Mała, tchórzliwa szmata.
– Nic. Coś mu wyjaśniłem. – Wzruszyłem od niechcenia ramionami. – To mogę coś
wszamać? – zmieniłem temat, nim zdążył spytać o coś więcej. Bez słowa
przytaknął i skinął na kuchnię. – Dzięki. – podniosłem się i wyminąłem go,
kierując się we wskazanym kierunku.
Po godzinie byłem już u
siebie. Ledwo wszedłem do pokoju, a w oczy rzuciła mi się rozwalona na środku
podłogi torba, z której wysypały się książki i zeszyty. A dokładniej, to jeden,
gruby zeszyt do wszystkiego, formatu A4. Jęknąłem przeciągle; mam w tym
tygodniu test z, o zgrozo, matmy. No kuźwa, ja jestem artystą! Na cholerę mi
matma?! Mam obliczać pod jakim katem trzymać pędzel…?
Cóż, powinienem się uczyć, a tym czasem odkopnąłem torbę
i całą jej zawartość pod łóżko, by sekundę potem na nie opaść. Podniosłem się na łokciach i zaczesałem
grzywkę do tyłu, spinając ją następnie kilkunastoma spinkami. Gwizdnąłem je
Blue, żeby nie było!
Sięgnąłem do szuflady i wygrzebałem ze środka szkicownik
i metalowy piórnik z kolekcją ołówków. No przepraszam bardzo, ale natchnienie
na drzewach nie rośnie! Korzystam, póki jest okazja!
Zacząłem szkicować projekt kolejnej rzeźby, jednak
myślami byłem gdzie indziej. Nie, żebym się martwił… Po prostu zastanawiałem
się, co jest temu kurduplowi. Jak już wcześniej wspomniałem, nie codziennie
spotykam na ulicy mdlejących od noszenia kartonów ludzi. I ta krew… Ciekawe,
ciekawe…
– Może się naćpał? – mruknąłem sam do siebie – Niee, od
tego krew nie leci… Chyba… A może się frajer wyglebił i zarył pyskiem w chodnik,
hehe. Głupek. – zachichotałem cicho i zerknąłem na kartkę. Od dłuższej chwili
nie kontrolowałem, co rysuję. Można więc wyobrazić sobie moje zdumienie, gdy na
papierze dostrzegłem naszkicowanego Akasunę, siedzącego na parapecie i
czytającego książkę. Żeby to wyszło spod mojej ręki…? Zmiąłem
w ustach przekleństwo, zaciskając dłonie na brzegach szkicownika. Hidan miałby
nie lada ubaw, gdyby tu teraz był.
Nagle rozbrzmiał dzwonek. Zerknąłem w tamtym kierunku, a
potem błyskawicznie zamknąłem zeszyt i przykryłem go kołdrą. Szybkim krokiem
podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Po drugiej stronie zastałem Konan… I
Yahiko?
– Cześć! – uśmiechnęła się i bez pytania wparowała do
mieszkania. Tuż za nią poszedł Seiji, uprzednio witając się ze mną.
Zdezorientowany obejrzałem się za tamtą dwójką, a potem bez słowa zamknąłem
drzwi. Ta, to by było na tyle z mojego świętego spokoju. Nawet w domu mnie
nachodzą… Jak Jehowie… Z ciężkim westchnięciem wróciłem do mieszkania. Ledwo
wszedłem do salonu, moim oczom okazał się chytry uśmieszek Konan i jej znaczące
spojrzenie, wbite w moja osobę. Tuż obok siedział Yahiko, uśmiechając się…
Jakoś tak… Dziwnie.
Zmrużyłem czujnie oczy, w każdej chwili gotując się do
odwrotu. Nie wiedziałem już, kto był gorszy: Hidan, czy ta dwójka?
– Coś się stało…? – mruknąłem podejrzliwie, zwracając się
do Konan.
– Hmm… Ty mi powiedz. – zachichotała w ten
sposób. Ten sposób oznacza tutaj, że coś knuła. A owo coś od
jakiegoś miesiąca tyczyło się Sasoriego, Sasoriego, lub, tak dla odmiany,
Sasoriego.
Po co pytałem..?, jęknąłem w myślach.
– A… Co miałoby się niby… Stać…? – zaśmiałem się
sztucznie.
– Hidan mówił, że byliście u Sasoriego. Ponoć go
uratowałeś, gdy zrobiło mu się słabo… – westchnęła oczarowana – To takie
romantyczne…
– Niby w którym kurwa miejscu? – bąknąłem.
– Hidan twierdził, że z jego perspektywy wyglądaliście
baaardzo przekonująco.
– Ten debil mnie popchnął!
– Nie podniosłeś się od razu…
– Byłem, wyobraź sobie, zszokowany! – jęknąłem. Jak ona
coś sobie wymyśli, to ni chuja, nie odpuści. Co za upierdliwe babsko… Szczerze
i z całego serca współczułem Yahiko. Ale, jak to mówią, miłość jest ślepa, czy
coś w ten deseń. – Zresztą, nadal nie rozumiem, co miałoby się stać… Wyglądał,
jakby zaraz miał stracić przytomność, więc postanowiłem, że mogę mu się
odwdzięczyć za opatrzenie ran, które sam mi zrobił – dodałem ciszej – i pomóc
mu dojść od domu. Potem ta siwa pała zmusiła mnie, żeby zanieść go do pokoju i
zrobić zimny okład… A potem mnie kutas popchnął na tego kurdupla. A potem
wyszliśmy. KONIEC. – zakończyłem, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Tenshi
wyglądała na porządnie zawiedzioną. No jakże mi kurwa przykro, że go nie
przeleciałem. – Nie patrz się tak na mnie. – obruszyłem się, czując na sobie
pretensjonalne spojrzenie dziewczyny. –
To ty coś sobie uroiłaś. Nie było, nie ma i nigdy nie będzie niczego pomiędzy
mną, a tym mikrusem. Jedyne, co mogę mu dać, to kopa w dupę.
– Głupi jesteś, Dei. – westchnęła zrezygnowana. Czy mi
się zdaje, czy ona się właśnie poddała? Oby! Oby! – Pożyczysz mi notatki?
– Ta, weź sobie. Są w torbie pod łóżkiem. – machnąłem
ręką w stronę pokoju. W dalszym ciągu krzywiąc się z niezadowolenia, podniosła
się powoli i ruszyła w tamtym kierunku, zostawiając mnie sam na sam z Yahiko. Chwilę
przyglądaliśmy się sobie w milczeniu, aż w końcu się odezwał.
– Więc… Ładnie mieszkasz. – rzucił.
– Taaa. – sarknąłem, posyłając mu spojrzenie pod tytułem
‘chyba-cię-gnie’. Rudy uciekł wzrokiem gdzieś na ścianę, na której widniało
moje, własnoręcznie wykonane graffiti.
– Ładne. – burknął speszony, przeczesując włosy z tyłu
głowy. Na moje usta wypłynął zadowolony uśmieszek.
– Dzięki. Sam malowałem. – oznajmiłem dumnie. A co, jak
jest czym, to się chwalę! – Przedstawia moja sztukę. Ekspresja barw zawarta w eksplozji,
jej ulotne piękno… – rozmarzyłem się, podziwiając malowidło wybuchu.
– Masz… Ciekawy punkt widzenia. – mruknął po chwili
zastanowienia. Oh, już go lubię! Wreszcie ktoś docenia mój artyzm! Nie to co ten
pokurcz… Ignorant.
– Wiem. A co myślisz o sztuce Akasuny?
– Sasoriego? Cóż… Na swój sposób też jest ciekawa. Ulotne
piękno i wieczne piękno. To takie skrajne… Ale oboje macie po części rację…
– No chyba nie. – przerwałem mu, a cała ekscytacja
ulotniła się ze mnie w oka mgnieniu. Jakim niby cudem moja sztuka może być tak
samo ciekawa, jak brednie Akasuny? To przecież niewykonalne! Już miałem
się oburzyć i wygłosić chłopakowi kazanie, gdy coś przeleciało tuż przed moim
nosem i łupnęło o stolik. Zamrugałem zdezorientowany, zamykając w dalszym ciągu
otwarte usta. Przede mną stała Konan, unosząc zawadiacko jedną brew i
obdarzając mnie wymownym spojrzeniem. Domyśliłem się, że to ona zrzuciła przed
moja twarzą owo coś.
Zerknąłem w dół. Na widok zeszytu otwartego na stronie ze
szkicem Akasuny, którego nie zdążyłem się pozbyć, cudem zdusiłem zrozpaczone
jękniecie, uparcie wyrywające się z moich ust.
– Nic nie było, nie ma i nigdy nie będzie, hm? –
zacytowała moją wcześniejszą wypowiedź, krzyżując na piersiach ręce. Jej
kształtne wargi wygięły się w tryumfalnym uśmieszku.
– To nie…
– A jak?
– Zamyśliłem się, to samo tak… – bąknąłem oschle. Czy ja
już wspominałem, że jej „coś” zawsze dotyczy Akasuny?
– No jak to jest według ciebie nic, to ja jestem
blondynką! – zakpiła – Bez obrazy. – dodała, widząc moje wkurzone spojrzenie.
Prychnąłem pod nosem, wbijając się w oparcie. Oni się zmówili przeciwko mnie,
czy jak? Co ja im takiego zrobiłem niby, co? – Dei… – westchnęła ciężko i
usiadła obok, opierając głowę na moim ramieniu. – Czemu jesteś taki uparty.
Przecież to widać z daleka…
– Nie można zobaczyć czegoś, czego nie ma. – burknąłem.
– Yahiko… – zwróciła się do chłopaka.
– Stary… Uwierz mi, że ślepy by się pokapował, co jest
grane.
Pantoflarz.
– No widzisz? Lubisz go, tylko sam o tym nie wiesz.
Jeszcze.
– Czemu ty się mnie tak uczepiłaś? – odwarknąłem.
– Uczepiłam? Ja tylko chcę, żebyś był szczęśliwy! Nie
moja wina, że twoim szczęściem jest Saso… – Moja mina prawdopodobnie wyrażała
teraz skrajne załamanie, pomieszane z niedowierzaniem i wkurwieniem. Ale ona
miała to gdzieś, a jakże by inaczej. Zupełnie zapomniała o mnie, czy nawet
Yahiko i podekscytowana zaczęła snuć pikantne historie ze mną i Akasuną w roli
głównej… Gdy doszła do ognia pożądania trawiącego nasze ciała, gorących
pocałunków znaczących nagie ramiona i gwałtownie zrywanych ubrań, nie
wytrzymałem.
– Dobra, dość! – krzyknąłem, zakrywając jej usta dłonią. –
Nie mam ochoty wysłuchiwać o łóżkowych przygodach z tym cepem, okej?
– Ale…
– Konan! Dajcie mi wszyscy święty spokój. Proszę. –
warknąłem, gromiąc ją wzrokiem. Dziewczyna wydęła usta, spoglądając na mnie
wilkiem, ale łaskawie skończyła ględzić. Dziękuję, kurwa.
Następnego dnia miałem się
uczyć. No właśnie- MIAŁEM. Moje genialne plany spełzły na niczym po telefonie
Hidana. Zadzwonił do mnie z pytaniem, czy jestem wolny. Cóż… Zerknąłem na stos
notatek z matmy i otwarty podręcznik. Ta.. W sumie, to mam czas... Przytaknąłem
i nie oglądając się na materiały z matmy, zabrałem pierwszą, lepszą, czystką
koszulkę i skierowałem się do łazienki.
Niecałe pół godziny później byłem już u Siwego. Znaczy,
prawie. Zagapiłem się na dom Akasuny i wlazłem w jakąś kobietę, wywalając jej
zakupy. Chcąc, nie chcąc, musiałem je pozbierać, bo gotowa była zadzwonić na
policję za rzekomą napaść… Napaść, kurwa. Niech patrzy, jak
łazi, a nie…
Pośpiesznie powsadzałem produkty do siatki i czmychnąłem
z miejsca zdarzenia. Aż do domu Ishimury słyszałem wyzwiska tamtej baby. Ledwo
stanąłem pod drzwiami i uniosłem rękę, żeby zadzwonić, te otworzyły się
gwałtownie. Nie zdążyłem nawet wcisnąć guzika… Po drugiej stronie stanął Hidan
z telefonem w dłoni.
– …Okej, czaję. Właśnie przyszedł, trzymaj kciuki. Narka.
– i rozłączył się. Zmarszczyłem brwi, w dalszym ciągu nie opuszczając ręki, a
on tylko uśmiechnął się tajemniczo.
Już otwierałem usta, żeby coś powiedzieć, ale Siwy bez
słowa wypchnął mnie z progu, z powrotem na klatkę, by sekundę potem samemu
wyjść z mieszkania i zamknąć drzwi na klucz. Bez zbędnych wyjaśnień chwycił
mnie za nadgarstek i wyciągnął na dwór.
– Hidan, co ty…
– Idziemy do Saso. – mruknął, gdy byliśmy w połowie drogi
do domu chłopaka. Zahamowałem gwałtownie, usiłując się wyrwać. Nie idę,
cholera, do żadnego kurdupla! Byłem wczoraj, wystarczy! – Nie bądź cipą, przecież
cię nie zje. – parsknął kpiąco.
– I tu bym się kłócił. – warknąłem niemalże niedosłyszalnie,
a Hidan zaśmiał się cicho. Jakimś pieprzonym cudem moje usilne starania nie
dotarcia do domu czerwonowłosego spełzły na niczym. Hidan był wyższy i
silniejszy, byłem skazany na żałosną porażkę. Ale walczyłem, nie poddawałem się
do samego końca. Jak na mężczyznę przystało…
Zawlókł mnie pod same drzwi i wzrokiem rozkazał
zadzwonić. Obdarzyłem go spojrzeniem pod tytułem ‘chyba-kurwa-wątpię’, na co
westchnął ciężko i sam zadzwonił. Za pierwszym razem odpowiedziała mu głucha
cisza, a moje serce zakołatało, gdy przez głowę nieśmiało przemknęła mi myśl, że
może nie ma go w domu…
Hidan zmarszczył brwi i na chama wcisnął guzik ponownie,
tym razem przytrzymując go dłużej, póki nie nadszedł wyczekiwany efekt. Ze
środka doszedł nas krzyk, a potem litania siarczystych przekleństw pod naszym
adresem. Po chwili drzwi otworzyły się gwałtownie.
– Czego kurw… – przerwał, wpatrując się w nas z
niedowierzaniem. Przenosił spojrzenie to na mnie, to na Siwego, aż w końcu
zatrzymał się na mnie. Zmrużył podejrzliwie oczy, obdarzając mnie pogardliwym spojrzeniem.
Ja z kolei skrzywiłem się wymownie i uniosłem dumnie głowę. – Co znowu? –
warknął oschle. – Czego chcecie?
– Dei się o ciebie martwił…
– CO ROBIŁEM?! – wrzasnąłem na Hidana. Posłał mi niewinny
uśmieszek i zarzucił na ramię rękę.
– Możemy wejść?
– Nie. – prychnął Akasuna i już miał zatrzasnąć drzwi,
gdy Siwy zablokował butem drzwi, uniemożliwiając zatrzaśnięcie ich. Syknął
cicho, gdy jego noga została przygnieciona, ale uparcie nie chciał jej wycofać.
Sasori kilka razy otwierał i zamykał drzwi wejściowe, za każdym razem gniotąc
mu stopę, jednak nawet to nie działało. – Weź wykurwiaj… – syknął.
– Oj daj spokój. – Ishimura zbył go machnięciem i
przepchnął się do środka, wciągając mnie za sobą. – Jak się czujesz? – spytał, nim
Akasuna zdążył się odezwać.
– Dobrze. – burknął rozwścieczony.
– To świetnie, prawda Dei?
– Wykurwiście po prostu. – sarknąłem, a na moje usta
wypłynął sztuczny uśmieszek. Mały, głupi, wkurwiający pokurcz. A niech se zdycha,
co mnie to! O jednego debila mniej będzie przynajmniej… Idiota… Hm? W oczy
rzuciła mi się czarna smuga na jego policzku. Zmarszczyłem brwi, przyglądając jej
się uważnie. Nie słuchałem tego, jak wykłóca się z Siwym. Ich głosy praktycznie
w ogóle do mnie nie docierały. Czyżby farba? Cóż, wczoraj wracał ze sklepu
lalkarskiego… Więc bardzo możliwe, że to lakier. – Malujesz? – odezwałem się,
dopiero po chwili orientując się, że powiedziałem to na głos. Obaj umilkli, zerkając
na mnie.
– Może, a bo co? – odparł oschle, choć w jego tonie dało
się wyczuć nutkę podekscytowania. No cóż. Kretyn, kretynem, mimo to wciąż artysta…
– No… Hm… Mógłbym rzucić okiem…? – mruknąłem cicho, nieco
speszony. Byłem ciekawy, po prostu… Chciałem zobaczyć tą jego sztukę.
To chyba nic złego, nie?
– No… – zamyślił się. – No dobra. Chodź. – westchnął
ciężko i ruszył w kierunku pokoju w końcu korytarza. Przed wejściem zatrzymał
się jeszcze i zerknął na mnie przez ramię, a potem bez słowa pchnął drewniane
drzwi, ukazując tym samym wnętrze pracowni. W moje nozdrza uderzył zapach
drewna i lakierów. Był specyficzny, ale przyjemny. W każdym razie dla mnie, bo
Hidan skrzywił się i wycofał. Wszedłem do środka, rozglądając się uważnie. Wszędzie
walało się pełno wiórów, a na półkach pod ścianą leżały poszczególne części
lalek. Trochę… Przerażające, nie powiem, że nie… Nie mniej jednak, ten
wszechobecny nieład dodawał jego pracowni uroku i klimatu.
Jakoś tak zapomniałem, że to ‘ten-wkurwiający-Sasori’. Zupełnie,
jakby zamienił się miejscami z Sasorim z chata.
– Ekstra... – mruknąłem i odwróciłem się do niego. – Serio mówię. – dodałem, widząc powątpiewające
spojrzenie brudno brązowych oczu. Bąknął coś pod nosem, odwracając wzrok na
stół. Podążyłem w tamtym kierunku, natrafiając na głowę marionetki. Jedno oko,
obrysowane czarną kreską i drugie, nie dokończone, wpatrywały się nieobecnym
wzrokiem w bliżej nieokreślony punkt za nami.
Podszedłem bliżej. Nachylając się nad głową, przypadkiem
trąciłem łokciem półkę obok. Jak oparzony cofnąłem się w tył, wbijając spojrzenie
w specyfiki ustawione na niej w równym rządku, poszeregowane alfabetycznie i
wedle zastosowania. Jedna z nich, niezakręcona, zachwiała się niebezpiecznie.
– Szlag! – warknął Sasori i doskoczył do niej. Zobaczyłem
jeszcze tylko, jak cała zawartość wylewa mu się na łeb, a potem…
***
Znów cliffhanger :c No jakże mi przykro...
Chociaż...?
Nie, jednak nie! :D
Znów cliffhanger :c No jakże mi przykro...
Chociaż...?
Nie, jednak nie! :D
Wiecie, że porobiłam buttony? ^ ^
Każdy nawiązuje do innego opowiadania.
Na razie tylko dwa, potem będzie więcej c:
Jak ktoś chce zamiast linku, czy coś, to znajdzie je TUTAJ
I tradycyjnie art:
DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU:
06/07.10.2013
W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
Wypadek przy pracy!- znowu randka?!
Zmiana zdania- nie jest taki zły...
Łeeeeeee, takie krótkie? :<
OdpowiedzUsuńE, chuj z tym. I tak zajebiste, więc w sumie nie będę się czepiać xD No i zapewniłaś mi rozrywkę, kiedy znowu nie mogę spać -.-' To upierdliwe, ale trudno.
Więc tak. Początek: och i ach, zgnoić Saska? Zawsze i wszędzie. Pod nosem jego kochanego braciszka? Jasne, czemu nie. Wystraszyć go na śmierć? Jes, pliz. Wyżreć im jedzenie? To takie w jego stylu ^^
Potem... Potem ta akcja z rysowaniem ^^ No banan na ryju murowany. Reakcja podobna do Konan też. To całe: "Serio? To jest to Twoje nic?" niemalże obowiązkowe... Jak widać dodatkowo Deidara jest niesamowicie rozgarnięty, skoro pozwolił jej tam pójść, a tak niestarannie ukrył swoje dzieło xD Cóż. Trzeba być nim...
No i na koniec: wizyta u Saso. No jaaaaaaa, to było piękne <3 Hidan i ta jego konspiracja. Chujowa, ale udana, bo w końcu go tam zaciągnął. Potem: logika dzika zwiewa do śmietnika. No bo, kurde, nie ma to jak za wszelką cenę nie wpuszczać ich do domu, a po jednym słowie (Malujesz?) normalnie zachowywać się jak przyjaciel.
Czuję, że kombinujesz coś z tą farbą, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić co xD
Albo dobra, mogę tylko tyle, że wpadną na siebie i kiss, ale to by było (chyba) za proste xDDD Pozostaje tylko czekać na wyjaśnienie. A to dopiero za tydzień. Eeeeeech...
No cóż. Życzę Ci weny (jak zwykle) i cierpliwości do pewnych ludzi (np. takiej mnie) xD
A więc GOMENSAI za brak komentarzy ode mnie. Ale jestem wcieleniem Shikamaru… ;-;
OdpowiedzUsuńHmm… Czas aby Sasuke się także odcioczył. Chociaż nie… Nie da rady, on się nie zmieni… Smuteczek ;<
Nie no, zero taktu, Deidara. Zero taktu. Nawet jeśli jesteś tylko po żarcie i forsę, to trzeba spytać "Jak się czujesz?", a nie od razu wpierdalać się komuś do domu.
Nie ma to jak najście w biały dzień. I ta historyjka by Hidan… Haha :D
I ja czekam na kolejny rozdział ;)
Mogłabyś zrobić listę swoich 15 ulubionych piosenek , ale innych niż te do których podałaś linki ? Proszę...
OdpowiedzUsuńNo spoko, nie wiem na co ci to, ale okej... xD
Usuń1 Green Day- Ha Ha You're Dead
2 Davy Jones Theme (xD)
3 Big Bang - Fantastic Baby
4 SHINee - Dazzling Girl
5 SHINee - Why so serious
6 SHINee - Sherlock
7 Hollywood Undead - Kill everyone
8 Ecsape the fate - Zombiedance
9 Marylin Manson - Personal Jesus
10 Nirvana - Come as you are
11 Nickelback - S.E.X
12 Cradle of filth - Temtation
13 Drowning Pool - Bodies
14 Bullet for my valentine - Forever and always
15 Bullet for my valentine - All these things i hate
Tak się zaczytałam, że nie mogłam uwierzyć, że już koniec :c
OdpowiedzUsuńOesu, Hidan, Yahiko i Konan są trójką wpierdalającą się w życie Saso i Deia... to lubię!
Śmiałam się do monitora, serio. Tekst typu "Nawet w domu mnie nachodzą… Jak Jehowie…" jest prawdą, czasem nie wiem kiedy przyjdą i o której godzinie :o
Ale Sasori i Deidara się zaczynają dogadywać, o jak miło :3 no i oczywiście musisz przerywać w takim momencie, no dziękuję bardzo -.-
czekam na następny, weny życzę! :D
Czy ja u Ciebie już kiedyś komentowałam czy nie komentowałam? Pytanie życia normalnie xD
OdpowiedzUsuńAnyway wiedz, że jestem, czytam i za każdym razem płaczę ze śmiechu. :D Twoje teksty są cudowne i mimo, że jest strasznie dużo przekleństw, co zazwyczaj mi przeszkadza, to tutaj jakoś to tak... pasuje? Boże, świetnie Ci wyszło opisywanie ich życia, wszystko jest tak na luzie... cudownie, no! *-*
Nie muszę chyba pisać, że shippuję tych dwóch panów całym swoim serduchem? I jak normalnie takich opowiadań nie czytam, to tutaj od razu dorwałam się i wszystkie rozdziały nadrobiłam ;_; Ogólnie świetny pomysł na ten projekt Baka, po prostu mnie to oczarowało. :D
Matko, chcę, żeby Saso i Dei się spiknęli, ale potem mogą przestać się wyzywać, no i Konan nie będzie miała co robić... i to jest jeden z tych momentów w życiu, kiedy chcę czegoś i równocześnie nie chcę. Nienawidzę Cię, zniszczyłaś moje emocje doszczętnie :< xD
Powiedz mi tylko jak ja mam przeżyć kolejny tydzień, co? Jak mniemam Sasoriemu na głowę wylała się farba, right? No to co - Dei pomoże mu się umyć? xD
Pisz tam szybciutko kolejny <3
Łeeeee wreszcie jakaś normalnie sekunda, którą spędzili bez kłótni, a nawet w całkiem przyjemnej atmosferze, a w następnym rozdziale się pozabijają za wylaną farbę xD
OdpowiedzUsuńTak poza tym to rozdział zaczęłam czytać już o 10, ale musiałam przerwać bo jechaliśmy do babci, potem koło 14 znowu, ale poszłam z rodzicami na lody i teraz WRESZCIE! Skończyłam *.*
Boże Sasuś ty pizdo, ale mnie wkurvił tymi tekstami, no na miejscu Dei'a udusiłabym poduszką a potem wyjebała przez okno, cholerny gówniarz! ;__;
Hidan jak zwykle niszczy, matko jeszcze więcej go chcę! I w następnym opku też! Bosko ci wychodzi ♥
Huehuehue Deidara sobie myślał, że taki sprytny schowa rysunek pod kołdrę i się nie wyda. Nic z tego słodziaku, teraz już wszyscy mają dowód! :D
Pozdrawiam, buziaki ;3
Jak zwykle swietnie :D Wrecz ubostwiam Hidana xD. Yahiko jakis taki niesmialy byl przy Deiu czy mi sie wydawalo?...
OdpowiedzUsuńSaso jak zwykle mily, wiec probowal zmiazdzyc Hidanowi stope ;____; Tylko nad jednym sie zastanawian, mozna na slepo cos narysowac? Bo w sumie Dei wtedy nie patrzyl na kartke... W moim przypadku glowa zawsze lata gdzies nad tulowiem z ktorego wyrastaja w dziwnym miejscu rece :D.
Czy przez barbitka Saso bedzie uwalony farba...? Raczej latwo mu tego nie odpusci, wyczuwam klotnie, a ze ich klotnie sa zajebiste to sie ciesze XD. Potem Saso pojdzie sie umyc i wyjdzie w samym reczniku, ktory moze mu spadnie na oczach Deia.... Moja wyobraznia posuwa sie za daleko xDDDDD. Ten nastepny tydzien bedzie jak tortury, ale jakos wytrzymam.! :3
Weny.
Hidan jest genialny ^^ Konan z resztą też ^^ co za szczęście że Deidara ma takich przyjaciół, bo nie wiem jak by sobie bez nich poradził :D Ktoś go musiał wreszcie uświadomić. No ale strasznie oporny jest na to wszytko, także chyba będą mieli jeszcze trochę roboty xD
OdpowiedzUsuńJak miło było przeczytać, że chociaż przez krótką chwilę Dei i Sasori znaleźli wspólny temat. Może i mają inne poglądy na sztukę, to obaj w końcu są artystami, więc powinni się dobrze rozumieć xD Tylko ta końcówka... wyczuwam w powietrzu jakąś megaogromną kłótnie. A zrobiło się tak milutko!
Ale miałam zaciesz jak czytałam o Sasuke. Dobrze mu tak, niech zna swoje miejsce ;p Za to Dei przesadził, przychodzić do kogoś tylko po to, żeby się najeść. No bez takich.. :P
No to życzę weny i pozdrawiam! :)
Dobrze tak gówniarzowi!
OdpowiedzUsuńTak jak Sasuke nawet lubię to jednej rzeczy nie mogę wybaczyć...
KTO NORMALNY KURWA, KTO, PRZEŁĄCZA JAK LECI NIRVANA?! NO KTO?!
Dawno się tak nie zdenerwowałam, gdyż muszę dodać, że wielbię Nirvane, więc nie rozumiem jak można jej nie słuchać! Co prawda Kurt patrzy zza moich pleców na to obojętnie, ale ja i tak się wnerwiam!!
Ale spokojnie...
Także tego.. no.. kurwa zabiłabym go xDDD
(tak wgl to mam wrażenie, iż słuchamy tego samego gatunku xD kocham grunge, a idę na koncert Huntera :3 musiałam się pochwalić)
Ale wracając do rozdziału :D
Hidan <3 z każdym rozdziałem, kocham go coraz mocniej!
Ja już się nie mogę doczekać, kiedy zacznie się dziać więcej :3
No i Dei naszkicował Saso... :3 Ale on oczywiście nic do niego nie czuje... no pewnieee...
A Yahiko to pantoflarz xDDD
No Sasori mój kochany kurdupel ^^ chciał zmiażdżyć Hidanowi nogę.. jak uroczo.. *w*
Boże Dei stosuje technikę mojej siostry ciotecznej, jeśli chodzi o jedzenie... zawsze to ja muszę ją dokarmiać... -_- dobra chociaż od sępienia pieniędzy jestem ja xDD
tak mi się coś zdaję, że w następnym rozdizale Sasori moze zrobić krzywdę Deiowi, ale tak mi się tylko zdaje...
Dobra! pozdrawiam i czekam na więcej :3
no i życzę weny;*
i zapraszam do mnie xD
http://naruto-konoha-high-school-by-onee-san.blogspot.com/
Oha-Yo ;D
OdpowiedzUsuńSpóźniona, wiem – jest mi bardzo przykro, taki wpływ zimy – sezon na opierdalanie się – w każdym razie notka zajebiście, zajebista ;D ale zakończenie chujowe… tak przerwać w takim momencie, no jak śmiesz?! Naprawdę powinnaś się wstydzić i wstydzić i wstydzić >.> no dobra, wiem, że to odezwała się twa wredna, perfidna natura – nie chcę z nią zaczynać, więc już cicham. Patrz jak Sasuke ci wpierdolił, cipa zajął ci pół rozdziału xD No, ale o nim zaraz xD Wielbię te piosenkę, fajnie pasowała rytmem do tekstu :D finito, przechodzę do rozdziału ^^
Sasuś – to zdrobnienie jest dziwne, z sikaniem mi się kojarzy… chociaż młodszy Uchiha to taki wymoczek, więc pasuję… xD kurwa, otwiera drzwi jak panienka bojąca się napaści xD Ale Dei po nim jedzie, no pękam z dumy w takich przypadkach xD ale blondyn miałby zginąć w kitce? No proszę, on jest mężczyzną, choć nie wygląda xD potem jak się wysłużył nim xD Sasuke służąca… no, to bardziej znośne, niż księżniczka xDD ale przyznam, był całkiem niezły powiadamiając brata o gościu xD mogłaś dać mu laskę w sumie i potem Dei’a by niechcący zmacał hahaha XD ale ten to przechuj, wpadł do przyjaciela by się nażreć xD jakież to kochane xD no i Itaś mu pozwolił <3 taa, niedługo Hidan też go zacznie odwiedzać xD aj Uchiha, daj palec a wezmą całą rękę xD
No racja, Nirvany się nie przełącza chyba, że jest się Sasuke xD kurde, ale żeś mu pocisła z tymi lesbijskimi zespołami xD znaczy, nie znam ich, ale widzę, że nie warto ich zapoznawać xD rany boskie, wojny o pilota xD ja je przeżywałam, jak jeszcze oglądałam telewizję xD trochę dawno xD Uch, jaki z Sasuke gnój! >.< nietolerancyjny wypłosz, nich mu Itachi wpierdoli! Moi kuzyni tak się bili, że jeden drugiego prawie by udusił xD tak, niech Itaś też mu reprymendę wytoczy, nawet on sam nie lubi Dei’a, ale z tego co widać akceptuje jego orientacje ^^ Dei fajnie te pizdę nastraszył ;D ;D no i mimo wszystko nie zakablował na niego!
Hahahaha xD Biedny Dei myśli o Saso, rysuję Saso, a potem zjawia się Konan i musi o nim gadać xD porównanie do Jehowych mnie rozwaliło xD no weź, mili ludzie tylko wkurwiają xD hm Konan na wstępie mogła opierdolić Dei’a za podpieprzenie jej spinek xD (wgl, czemu ja mam fajne pomysły, gdy już za późno? -.-) dobrze, Konan jest fajna z tym swataniem xD no kto by zaprzeczył to taka fajna zabawa xD rozumiem, że mam się poprawić i snuć ci wnioski o wspólnych nocach? xD nie, spokojnie, aż tak śmiała nie jestem xD Hah rozmowa na temat sztuki xD no wiedziałam, że Dei wybuchnie xD aż podzielę się z tobą moim wnioskiem, sztuka Saso symbolizuję miłość (wieczność), a sztuka Dei’a pocałunek/seks (chwilę) jakby coś materialnego i nie – kurwa, jaki filozof ze mnie xD dobra, wie że chujowe xD No i akcja z zeszytem, to było do przewidzenia, że go znajdzie xD widać typ człowieka, który nie waha się grzebać po szafkach, łóżku itd. xD
Następny dzień olania matematyki… królowej nauk… no wstyd, hańba i wst… no dobra, dobrze zrobił, polać mu! xD Hidan potrafi wyczuć chwilę, kiedy Blondi mu ulegnie xD w chuj doświadczony xD a potem, jak go ciągnął do Saso, no jakże uroczo xD Nawet by go zaniósł, jakby było trzeba xD no i się zaczęł scena która mnie rozwaliła xD „Sasori kilka razy otwierał i zamykał drzwi wejściowe, za każdym razem gniotąc mu stopę” – nosz kurwa xD xD ja to sobie wyobraziłam i zaczęłam śmiać, jak pojebana xD serio xD może potem Hidan poprosi Deia by mu zrobił okłady, skoro tak mu chwalił wyczucie xD wracając, ej, to było kochane, jak zapytał Sasoriego, jak się czuje <3 rany, jak słodko, Dei cioto dlaczego to ty nie zapytałeś, ukazując troskę >.< ale, ale! Ten objaw zainteresowania jego sztuką był taki słodki *____* i to uznanie „ekstra” :D :D zgadzam się z poprzedniczkami – zajebiście się czytało xD tak, więcej takich scenek xD
UsuńW ogóle zauważyłam, ż Deidara ma w pizdu znajomych, a Saso tylko Yahiko xD w pewnym sensie to takie prawdziwe, gdyż rudzi nie mają przyjaciół xD ale no… tak mnie zastanawia czy planujesz mu kogoś dodać ze znajomych xD śmiesznie by było jakby miał jakąś fankę, z którą swata go babcia ;> pomyśl ;> xD
No to ja z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D
Życzę weny i pozdrawiam :D
Tylko mi się wydaje czy widzę elementy z mojej przeszłości + pomysł? ;) Rozdział epicki, czekam na next :D
OdpowiedzUsuńZ przeszłości to nie wiem, a pomysł owszem xP
UsuńUuuu, Dei ciota, coś spierdolił i Saso nie będzie mieć włosó xDDD Tak myślę zresztą <333 To by było spoko, zawsze lepiej być łysym niż rudym ^^ xDDDD
OdpowiedzUsuńi Sasuke Ucipa we własnej osobie!... Jak ja skurwiela nienawidzę. Zabij go, plis. Tak wiem, że w każdym Twoim opo z udziałem Sasuke jest taka prośba, ale zrozum, ja go nie cierpię. Jak zresztą większość <3 Przełącza Nirvanę na jakieś porno, jezuuu, co za dzieciak. Niewyżyty ^^ Art na dole oczywiście zajebisty <33 Masz talent do rysowania, też bym chciała umieć rysować :<
A i jak się Dei wkurzył o pedała, CIEKAWE CZEMU XDDDDD Ale przynajmniej Sasuke zamknął swą mordę <3 jedyna dobra rzecz, którą zrobił w tym rozdziale.
Notka zajebistaaa :333 Kocham.
Czekam na więcej :*
Pozdrawiam :*
Rozdział świetny, art cudny, Sasek wredny, Dei piękny xD
OdpowiedzUsuńInformuję że twoje zamówienie na http://obrazki-mangowe.blogspot.com/ zostało zrealizowane . Pozdrawiam! :)
AHHH, ZARAZ ROZDZIAL XD JARAM SIE JAK GLUPIA XD
OdpowiedzUsuńsiemasz!! :D
OdpowiedzUsuńkurczę muszę przyznać, że dużo się u Ciebie pozmieniało- ładny szablon ^^
blog nadal jest zajebisty i to mnie cieszy!
''– Dei się o ciebie martwił…''- uwielbiam Hidana u Ciebie, jest taki zaangażowany jako swatka Deidaryy
Dei vs Sasuke! wiadome kto wygrał, tak też powinno być w anime! nie rozumiem, dlaczego Kishimoto go nie uśmiercił ;p
w każdym razie akcja w domu Uchihów mnie rozwaliła
Dei to ma tupet, przychodząc do kogoś się nażreć i pożyczyć kasę... też mam wielu takich znajomych i nie ukrywam, wkurwia mnie to, ale Deidarze bym wybaczyła!
kom krótki, bo chcę przeczytać twój kolejny rozdział... mam zaległości! xD ;c
okej lece dalej :D
pozdrawiam :*