Info

1.Rozdziały pojawiają się raz w tygodniu (niedziela).
2. Szablony wykonuję samodzielnie i są dostosowane do mojej rozdzielczości (1280x1024). W razie problemów użyj ctrl+/ctrl-. Używam przeglądarki Mozilla Firefox!
3. Bardzo proszę o nie nominowanie mnie w klepankach! Oczywiście dziękuję i doceniam, ale zwyczajnie nie chce mi się w to bawić.
4. Nie kopiuj niczego bez mojej zgody!
5.Wszelkie komentarze nie dotyczące rozdziałów zostawiaj w zakładce SPAM!
6. W zakładce OPOWIADANIA znajdują się buttony bloga.
7. O ile to możliwe, staraj się nie psc w tn spub. Na prawdę, nie mam ochoty rozszyfrowywać Twojego komentarza...

15 września 2013

BAKA: ROZDZIAŁ 7

Okej, to tak. 
Po łan:
Rozdział z dedykiem dla Ahiru, za użyczenie mi podwójnie rudego Sasoriego ♥
Po tu:
Publikację rozdziałów przenoszę na NIEDZIELĘ/ PONIEDZIAŁEK (zależy, na kiedy się wyrobię)
Po fri:
Napiszcie mi w komentarzach swoje GG, lub adresy bloga (jeśli macie kilka, lub go nie obserwuję), żebym mogła was powiadamiać o notkach. Bo jak pewnie widzicie, blogger ostatnio polubił strzelać fochy i nie powiadamia o rozdziałach... No cóż =.=
Z organizacyjnych to chyba tyle, a teraz zapraszam do lekturki.
Smacznego~
***  

            Jak idiota szczerzyłem się do monitora, zaśmiewając do łez z opowieści Sasoriego. Akurat zdawał relacje z pilnowania kuzynostwa, gdy jego babcia wybyła do sąsiadki. Najpierw opowiedział, jak najstarsza z rodzeństwa- niejaka Temari, napyskowała mu, a  potem obrażona poszła sobie do pokoju, po drodze odpychając średniego brata- Kankurou. Zrobiła to tak mocno, że dzieciak wleciał w stertę klocków LEGO, z których najmłodszy szczyl- Gaara, budował sobie wieżę… Nie muszę chyba dodawać, czym się to skończyło?
W końcu nie wytrzymał i sięgnął po broń ostateczną. Mordoklejki skutecznie zalepiły gębę szatyna. Z kolei Gaara był wbrew pozorom łatwy do uspokojenia. Wystarczyło, na ten przykład, wmówić mu, że jak będzie ryczał to w nocy przyjdą pająki i wyssą mu oczy. Niecałą sekundę później w salonie zapanowała całkowita cisza, przerwana jedynie mlaskaniem i zadowolonymi pomrukami Kankurou, żującego karmelowe cukierki.
Gościu…
– …Jesteś moim mistrzem. xDD – odpisałem, gdy jako tako, odzyskałem swobodę ruchów i moje próby odpowiedzenia nie kończyły się na czymś pokroju „jhgJAFGia”.
– A daj spokój… Dość mam tych szczeniaków. Miały być tu przez dwa tygodnie, które cudownie przedłużyły się do jebanego miesiąca… – Z zastygłym na ustach uśmiechu wpatrywałem się w okno komunikatora niedowierzającym spojrzeniem. Miesiąc. To słowo uparcie podbijało się w mojej głowie. Wtedy też zdałem sobie sprawę, że czas naszej znajomości właśnie dobiegł końca.
Tak szybko…?
Nieopisane pokłady żalu zalały mnie od środka. Kurde, no. Koleś był fajny. I teraz miałem go spławić tak, o. Przygryzłem wargę.
Oznajmiłem Sasoriemu, że zaraz wracam i szybko wszedłem na witrynę BAKI. Nikła nadzieja, że czytelnicy tym razem zapomnieli o terminie- TA, JASNE- zniknęła jeszcze szybciej niźli się pojawiła. Ostatni post z datą dwudziestego ósmego września, sprzed dwóch dni opiewał w komentarze. Okrągła sumka, bo aż czterdzieści, zachwyconych czytelników wręcz nie mogła się doczekać, kiedy to prawda wyjdzie na jaw, a moja ofiara wyzywa mnie od marginesu społecznego i największej zakały ludzkości… No cóż. Na upartego mógłbym napisać, że nagle się zorientował… Albo, że od początku podejrzewał, że go wkręcam, ale z nudów postanowił pociągnąć zabawę do końca.
Hmmm…
Odwieczny problem bloggera: ty, czy czytelnicy?
Parsknąłem pod nosem śmiechem. Żałosne.
Miałem kilka zasad odnośnie kontaktów z „ofiarami”, to chyba oczywiste.
Właśnie załamałem pierwszą, najbardziej podstawową i tym samym najważniejszą…
Nie wolno polubić ofiary.
– Ja pierdole. – westchnąłem przeciągle i odchyliłem się na oparciu, zakładając dłonie za głowę. Chwilę zamyśliłem się nad tym co zrobić, ukradkiem zerkając na laptopa. „Ashiya, jesteś?” , przeczytałem.
– Ta. Sorki. – odpisałem z ociąganiem. – Hej, Saso. Mogę zapytać cię o coś dziwnego?
– Hm? No okej. Co jest?
– Jakby to… Mmmm… Tak hipotetycznie. Jesteś… Um… Znany... I musisz podjąć trudną decyzję. Co byś wybrał: być hejconym przez grupę ludzi, czy przez jedną osobę, którą w sumie nawet lubisz? Ale nie znasz ani tych ludzi, ani tej osoby.
– Wut? o.O
– No odpowiedz! To ważne!
– Emmm… No raczej wolałbym mieć jednego wroga, zamiast kilku… Chyba… A bo co?
– Nic. Dzięki. – wystukałem.
No.
To pora wprowadzić go w mój światek.
Co? Sam sobie zażyczył. Mógł wybrać coś innego…
To jego wina!
Ponownie się zamyśliłem. W głowie układałem całe przemówienie. Miałem nadzieję, że nie będzie tak jak z ostatnią laską i mnie od razu nie bloknie …
Umyśliłem ostatnie zdania i zabrałem się za pisanie.
W pierwszej kolejności: link do bloga!
I… ENTER!
Nie minęła sekunda, a już dostałem odpowiedź.
– Co to jest?
– Heh, witam Cię, Saso, na łamach Project: BAKA… – odpisałem z kpiącym uśmieszkiem, a poczucie winy i wszelkie wątpliwości kołaczące się wcześniej w moim umyśle wyparowały… I jak na razie nie miały zamiaru wrócić.
Show must go on!
Hm, dobry tytuł noty…
Ciesz się, gościu. Będziesz sławny!
Kurwa…
Dupek ze mnie.

            Zaczął się piątek. Kolejny, nudny piątek, spędzony w doborowym towarzystwie... Dobra, dobra. Kończę truć, bo w sumie mam go gdzieś. No oczywiście, że o Akasunę mi chodzi.
Co tak nagle?
Czy ja wiem…? Chyba mi się znudziło dręczenie mikrusa.
Kurde. On to miał w życiu przejebane. Nie dość, że rudy, to jeszcze niski. No żal, ej.
Siedziałem oparty o ścianę, nieobecnym wzrokiem krążąc po sali lekcyjnej. Taki tam, nawyk. Moje myśli zajęte były Sasorim. Jak można się było spodziewać, nie odzywał się od wczoraj.
Biedactwo.
Złamałem mu jego gejaszkowate serduszko.
No smuteczek.
Nagle coś potężnie huknęło o ławkę, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Zdezorientowany zerknąłem na czarną torbę- Akasuny, a potem na jej właściciela. Naburmuszony odsunął krzesło, nie zważając na hałas, jaki przy tym robił, a potem gwałtownie usiadł, nie racząc nawet na mnie zerknąć…
A to ci niespodzianka! Dzisiaj bez „laleczki”?
– Hmmm. – mruknąłem cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Nic. Miał mnie w dupie. Miło, kurwa. Jego obojętność była jeszcze gorsza od standardowego „siema laleczko” i spojrzenia pod tytułem ‘jesteś-pojebem’ . Tak, zdecydowanie. Mnie się nie ignoruje, Akasuna!– Kto umarł?
– Moja wiara w ludzi. – odburknął.
– Aha…? – zmrużyłem podejrzliwie oczy. Nie, żebym się nim nagle zaczął przejmować, czy coś… Nadal mnie wkurwiał no i ogólnie miałem go gdzieś… No ale! – Gadaj. – wyrwało mi się. No co? Nie na co dzień spotykasz podminowanego, skrajnie załamanego i jednocześnie zniechęconego, rudego mikrusa!
– A może frytki do tego? – sarknął.
– Skoro stawiasz… – wzruszyłem ramionami niby to obojętnie, chociaż na moje usta wkradł się zadziorny uśmieszek. Chłopak mimowolnie parsknął pod nosem. Ha, mój zabójczy urok osobisty działa cuda. A teraz gadaj, karzełku, bo ciekawy jestem, co takiego poruszyło twoje delikatne, rude serduszko…

***

            Debil.
Na serio myślał, że mu wszystko wyśpiewam? Motoharu, jesteś ostatnią osobą na tym zasranym świecie, u której szukałbym rady.
No debil, no.  Ale o tym już wspominałem.
Wywróciłem teatralnie oczami i z ciężkim westchnięciem, mającym wyrazić moje załamanie nad głupotą blondyna, oraz niechęć do dalszej konwersacji, oparłem się na dłoni i jak gdyby nigdy nic obróciłem głowę w kierunku okna.
Wybacz, Laleczko… Ale spierdalaj.
Stłumiłem ziewnięcie. Chciało mi się spać. Cholernie- po nocy czytałem bloga Ashiyi. Nie wiem, w sumie, po cholerę. Tak jakoś…
Najchętniej walnąłbym się teraz na ławce i przekimał te pięć godzin, ale był problem. W sumie, to dwa.
Pierwszy: przy skrzeczeniu tej baby niemożliwością jest choćby zdrzemniecie się.
I drugi: obok mnie siedział Motoharu, a jemu nie ufałem. Skąd miałem wiedzieć, czy gdy będę spał, jego skryte zainteresowania i fetysze nie wezmą góry i gdy się obudzę, moja twarz nie będzie opiewała w różnego pokroju kutasy?
Ale, wracając do twórczości Ashiyi.
Urządził sobie jubileusz.
Głupek.
Taki dumny, bo wkręcił w necie pięćdziesiąt osób.
Żałosne.
Najśmieszniejsze było to, że wydawał się być w porządku… No cóż. Jakim chujem by nie był i jakiego ułomnego spojrzenia na sztukę by nie miał, to jedno musiałem mu przyznać.
Umiał grać.
Na niektórych jego „ofiarach” szczerze się uśmiałem. Na przykład, gdy wkręcił dzieciaka, że jest hakerem i ukradnie mu konto w LOLu. Szczeniak był tak załamany, że napisał mu cały esej na temat „Dlaczego nie powinien kraść jego konta”. A potem podał passy swojego brata i powiedział, że tamto może sobie zabrać, bo się nie lubią, bo starszy chłopak ciągle robi mu na złość.
Dzieci…
Na rozpaczliwe „Błagam, nie zabieraj mi konta! Tak długo pracowałem na zdobycie tych postaci…” Ashiya odpisał najzwyczajniej w świecie- zupełnie, jakby rozmawiali o konsystencji stołówkowego budyniu- „Lol, wkręcam cię xDD”
Całą pierwszą godzinę przesiedziałem w milczeniu, ignorując kobietę wałkującą o tym „Jak ważny jest na rozmowie o pracę odpowiedni ubiór”. W końcu zadzwonił dzwonek. Mając w głębokim poważaniu, co sobie pomyśli ta baba, podniosłem się leniwie z krzesła, tym samym przerywając jej w połowie zdania, a potem jak gdyby nigdy nic wyszedłem sobie z klasy.
BYŁ DZWONEK!
Nie miałem zamiaru siedzieć tam chuj wie ile, bo jej się na wykłady zebrało. Może dokończyć po przerwie, miała na to następne cztery godziny lekcyjne… Poszukałem wzrokiem Yahiko, jednak nigdzie go nie znalazłem. A to dziwne… W sumie na lekcji też było zaskakująco cicho. Tylko, że wtedy jakoś mnie to nie interesowało. Zmarszczyłem brwi, rozglądając się po korytarzu.
– Nie przyjdą. – Usłyszałem za sobą głos Deidary. Zerknąłem na chłopaka, posyłając mu pytające spojrzenie. – Konan wysłała mi esa, że dzisiaj się zrywają i idą do kina… Nie dostałeś nic?
Moja dłoń automatycznie powędrowała do kieszeni spodni, skąd sekundę później wydobyłem komórkę. Odblokowałem urządzenie. Rzeczywiście, jedna nowa wiadomość i jedno nieodebrane połączenie. Od Rudego.
Otworzyłem SMSa.

Zerwałem się z Konan.
Podziękuj ode mnie Deiowi.

„Deiowi”?
A ci co? Teraz wielcy przyjaciele? Ajć, jak słodziutko…
I tylko dlatego, bo nagadał lasce, że jestem złamasem- to było oczywiste, że tak jej powiedział, przecież to Laleczka, on inaczej nie umie…
Spierdalaj, Seji, sam mu dziękuj…
–… Co ja jestem…? – burknąłem cicho.
– Mówiłeś coś, Akasuna? – Drgnąłem, gdy głos blondyna wyrwał mnie z zamyślenia.
– Nie. Przesłyszałeś się. – odparłem chłodno. W ogóle, to czemu on tu ciągle jest? Myślałem, że sobie poszedł… Nie ważne.
Oparłem się o parapet i wsunąłem dłonie do kieszeni. I teraz zagadnijcie, co zrobił ten debil.
NO OCZYWIŚCIE, ŻE USIADŁ SOBIE OBOK MNIE ♥
Posłałem mu znaczące spojrzenie, mówiące, żeby sobie poszedł. Ale mnie olał.
– Nudzi ci się?
– Trochę. – wzruszył ramionami.
– To idź sprawdź, czy cię nie ma gdzie indziej. – wywarczałem przez zaciśnięte zęby. Jaki on był irytujący…
– Czemu?
– Bo mnie wkurwiasz?
– Czemu? – powtórzył pytanie i wyszczerzył się złośliwie.
O ludzie, litości… Nawet te szczyle, moje kuzynostwo, są bardziej kumate od niego. Ale co się dziwić, blondyn w końcu… Postanowiłem go zignorować. Wsunąłem do uszu słuchawki i włączyłem pierwszą, lepszą piosenkę. Liczyłem na to, że jeśli nie wykażę żadnego zainteresowania tą nędzną kreaturą, to polezie napastować kogoś innego. Minęła minuta, potem dwie, a potem pięć. A on nadal stał sobie obok i zerkał na mnie kątem oka.
Nadal udawałem, że mam go gdzieś, chociaż w rzeczywistości miałem ochotę wykopać tego durnia na drugi koniec korytarza.
– Strasznie drażliwy dzisiaj jesteś… – odezwał się. – Okres? – uśmiechnął się pokrzepiająco i poklepał mnie po ramieniu.
– Hah. – zaśmiałem się sztucznie, a potem bez ostrzeżenia przywaliłem mu w mordę. Nie byłem może jakiś mega silny. W sumie, to przeciętny. Ale zupełnie się tego nie spodziewał i pod wpływem uderzenia zachwiał się, a potem wyrżnął o podłogę. Wyprostowałem się i rzuciłem chłopakowi wściekłe spojrzenie. Blondyn podniósł się na łokciu i wierzchem dłoni otarł krew cieknącą mu z nosa i kącika ust. Zerknął zdezorientowany na ciemno bordowy ślad, a potem na mnie.
– Co tak słabo? – parsknął prześmiewczo. Już miałem poprawić, tym razem mocniej, ale w tym momencie z klasy wybiegła kobieta. Przerażona doskoczyła do Deidary i z troską zaczęła oglądać jego mordę, a  potem, spojrzała na mnie rozjuszona.
– Co to ma znaczyć? – warknęła. – Słucham, Akasuna!
– To…
– Jeszcze dziś zadzwonię do twojej babci. – przerwała mi, a potem dodała: – A teraz zaprowadzisz kolegę do pielęgniarki. I żeby mi się to nie powtórzyło. – ostrzegła, a potem wróciła do sali i zaczęła szukać numeru do mnie do domu.
Pięknie!
Wręcz cudownie…
Tego mi tylko do szczęścia brakowało.
Przeniosłem wzrok na Deidarę i niechętnie, bez słowa podałem mu dłoń i pomogłem wstać. Potem, nie czekając na chłopaka ruszyłem w kierunku schodów, po których szło się na piętro, gdzie mieścił się gabinet higienistki. Bez pukania nacisnąłem klamkę. Drzwi były otwarte., Wsunąłem się do środka, Motoharu zrobił to samo. Pielęgniarki jednak nigdzie nie było. Czy ta baba nie może robić tego, co do niej należy? Czyli siedzieć na dupie i pomagać uczniom, kiedy takowa pomoc jest wymagana?
Westchnąłem ciężko i kazałem blondynowi usiąść na krześle. Sam natomiast otworzyłem szufladę i wygrzebałem z niej kluczyk. Byłem tu tyle razy, głównie przez Yahiko, że nawet na ślepo znalazłbym to, co mi było potrzebne. Otworzyłem szklaną gablotkę i sięgnąłem po gazę, wodę utlenioną i jakieś plastry. Noga zamknąłem drzwiczki, a potem skierowałem się w kierunku chłopaka. Przyglądał mi się w milczeniu, widać było, że chce się odezwać.
– Sporo razy już tu byłem, znam ten gabinet na pamięć. – wyjaśniłem, gdy otworzył usta, tym samym uprzedzając jego pytanie. Z powrotem je zamknął. Podałem mu gazę nasączoną płynem oczyszczającym i zacząłem bawić się telefonem. Ukradkiem obserwowałem jak nieudolnie usiłuje przemyć rozciętą wargę.– Pokaż to. – warknąłem z irytacją, zadzierając mu twarz do góry. Z dłoni wyrwałem okład i bez ostrzeżenia docisnąłem do rany.
– Ała, kurwa! – syknął.
– Boli? Jakże mi przykro. – sarknąłem, dociskając gazę jeszcze mocniej.

***

            Spojrzałem na niego z pretensją. To kurwa szczypało, no! Idiota… W ogóle tak bez ostrzeżenia mi przyfasolił… Serio jakiś drażliwy. Tyle razu go wkurwiałem i zawsze miał to gdzieś, a teraz… Coraz bardziej byłem ciekawy, co to się wydarzyło, że taki wkurwiony był… Ja to z niego wyciągnę. Nie wiem jak, ale to zrobię. Jeszcze dzisiaj!
Przypatrywałem się, jak w skupieniu tamuje krew. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś mi tak przywalił. Ostatnio chyba Hidan… Po pijaku. Zacząłem mu się uważniej przyglądać. Tak jakoś, bez powodu. Przymrużył lekko powieki i rozchylił wargi, przemywając rozcięcie, którym sam mnie przyozdobił. Czerwone, zmierzwione włosy przesłaniały mu czoło i odrobinę zahaczały o linie oczu, dodając jego twarzy swojego rodzaju „dzikiego” wyglądu.
Siłą rzeczy musiałem przyznać, że był przystojny…
– Jak twój nos?
– Hę? – zamrugałem, wyrwany z zamyślenia.
– Boli, czy nie?
– Eeeeee…. Ał, kurwa! Tak, boli! – ryknąłem, kiedy bezceremonialnie trącił mnie palcem we wcześniej wspomniany narząd. Zaśmiał się cicho i sięgnął po nową gazę. Już miał zetrzeć zaschniętą krew, ale po chwili cofnął rękę z okładem, a drugą odgarnął mi z twarzy grzywkę.
Po chwili zaczął nakładać jakąś maść. Skrzywiłem się, gdy dotknął wciąż obolały po uderzeniu nos.
– Nie jęcz. – mruknął.
– Ale to kurwa boli.
– No to masz kurwa pecha, było nie zaczynać. – wzruszył ramionami. – Szlag, weź ten łeb wyżej, bo nic nie widzę. – dodał, przysuwając się bliżej.
– A co ci tak zależy? To tylko nos… I warga.
Przerwał na chwilę opatrywanie i podniósł na mnie wzrok. Przyglądał mi się przenikliwie. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak blisko się teraz znajdował. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Przełknąłem bezgłośnie ślinę, uparcie utrzymując wzrok na poziomie jego oczu.
– Nie wiem. Kiedyś chcę być lekarzem. Może dlatego. – odparł w końcu cicho i wrócił do pracy, na powrót nachylając się nad moją twarzą.
Ponownie rozchylił wargi. Chyba miał taki nawyk. Kiedy coś pisał i się skupiał, też tak robił… Ciekaw byłem, co by zrobił, gdybym…
Zmarszczyłem brwi. No ej, bez takich mi tu… To Akasuna przecież. Wkurwiający mikrus! Może sobie być przystojny, co mnie to!
– Długo jeszcze?
– Nie. – burknął i odsunął się ode mnie. – Warga ci spuchła, a nos masz czerwony. Wyglądasz obrzydliwie. – podsumował z kpiącym uśmieszkiem, podczas gdy ja podniosłem się z krzesła. Zmrużyłem oczy, mordując go wzrokiem. Sasori uśmiechał się cwaniacko. Myślał, że wygrał... Postanowiłem wytoczyć najcięższy argument, jaki w tej chwili przechodził mi do głowy.
– Przynajmniej nie jestem rudy! – warknąłem na niego. Akasuna otworzył szeroko oczy i rozchylił z niedowierzaniem usta. Ha! I co teraz powiesz karzełku?!
– Ja... – sapnął rozjuszony – nie jestem rudy!
– Nie? A to, to co jest niby? Zielony? – sarknąłem, szarpiąc go za kudły. Syknął cicho, chwytając mnie za nadgarstek i odciągając od włosów.
– SZKARŁATNY! – burknął obrażonym tonem. Umilkłem na chwilę, wpatrując sie w niego jak w debila. W końcu nim był. Po chwili parsknąłem śmiechem.
– Ty chyba szkarłatu na oczy nie widziałeś! – Szkarłatny! Też mi coś!
– Widuję codziennie od dziewiętnastu lat idioto! Jestem artystą, znam się na kolorach. (Jesteś gejem, słońce -dop. Autorki)
– Przecież każdy głupi przyzna, że to makowy. Ty ślepy jesteś chyba. – prychnąłem wyniośle. Artysta... Ignorant i amator, nie artysta.
– Sam jesteś makowy! – odwarknął.
– A ty rudy. I to podwójnie! – pstryknąłem go palcem w czoło. Zaczął rozmasowywać obolałe miejsce, na którym widniał już czerwony ślad. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale go uprzedziłem. – Na łbie i w duszy! Jesteś przesiąknięty rudzielstwem. Założę się, że nawet myśli i sny masz rude. – zakończyłem profesorskim tonem i nie czekając na odpowiedź wykonałem efektowny w tył zwrot i zarzucając włosami wyszedłem dumnie z gabinetu pielęgniarki, zostawiając za sobą zdruzgotanego Akasunę.

            Pod koniec ostatniej godziny doradztwa, napisał do mnie Hidan. Pytał, czy do niego wpadnę. Zgodziłem się, bo czemu nie?
Wyszliśmy ze szkoły. Nasza grupa była chyba jedynymi uczniami siedzącymi w budzie do tej godziny… Eh.
Bez namysłu skręciłem w odwrotną stronę, niż chodziłem zazwyczaj. Siwy mieszkał jakieś dwie przecznice dalej. Esemesując z Konan- musiała mi się pochwalić randką- nie patrzyłem nawet przed siebie, co poskutkowało odbiciem się od czegoś, lub kogoś.
– Kurwa mać… – warknąłem, zataczając się i podniosłem wzrok na ów przeszkodę.
– TY?! – wrzasnęliśmy jednocześnie. Ja i Akasuna. – NIE MÓW, ŻE TĘDY IDZIESZ!? – Ach, ta nasza synchronizacja… Uroczo... Aż rzygać się chce.
– Na to wygląda. – prychnąłem. Jego mina wyrażała skrajne załamanie i zdegustowanie jednocześnie. –Nie krzyw się, bo ci tak zostanie. – mruknąłem i ruszyłem przed siebie. Przechodząc obok znów tyrpnąłem go w czoło. On tak zabawnie reagował. Łapał się za to miejsce i zaciskał usta w wąska kreskę, rzucając mi mordercze spojrzenie. Taki tyci, tyci, mikroskopijny Sasoreczek strzelał na mnie focha. No jak słodko… Słyszałem, że podnosi z ziemi torbę i idzie za mną. Przeszliśmy pierwsze kilkadziesiąt metrów, cały czas milcząc. – Gdzie ty w ogóle mieszkasz?
– A co ciebie to przepraszam, kurwa, bardzo obchodzi?
– Zastanawiam się, czy przez całą drogę do Hidana będę musiał znosić twoją mikroskopijną osobę.
– Mam ci poprawić ten nos?
– Nie?
– To spierdalaj. – zakończył oschle. Przez pewien czas milczał, a potem znowu się odezwał. – Hidan… To ten twój głupi kumpel? – spytał nagle, przyspieszając nieco. Teraz szedł obok mnie. Zerknąłem na niego ukradkiem. Zastanawiałem się, jak wyciągnąć od niego na co się wkurwił. I oto jest okazja…
– Ta. Idiota, nie?
– No prawie taki, jak ty.
– Co rozumiesz przez „prawie”? – syknąłem.
– No, on jest po prostu głupi, a ty jesteś głupi i jesteś jeszcze blondynem. – wytłumaczył spokojnie – To się liczy razy dwa. Czyli jesteś głupszy od niego.
Prychnąłem pod nosem, nie dowierzając własnym uszom. O kiedy on się zrobił taki pyskaty? Zwykle zbywał mnie jakimś jednym słowem, którego znaczenia nawet nie rozumiałem, a teraz co?! Ale, ale. Rozgadał się. Może uda mi się wyciągnąć to, co chcę…
– Akasuna, jakiś ty zabawny. – sarknąłem przesłodzonym tonem. – Widzę, że od fochów język ci się rozwiązuje… No, to kto cię tak wkurwił, hm? – uśmiechnąłem się cwaniacko.
Złap się, złap się, złap się złap się…
– Kumpel… – zaczął. Tak jest! Mój zabójczy urok osobisty znów działa cuda! – W życiu nie spotkałem kogoś tak fałszywego. Jest chyba gorszy od ciebie. Ty przynajmniej mówisz prosto z mostu, nie to, co on.
– Aha. – mruknąłem. Kuźwa, nie obchodzą mnie twoje przeżycia wewnętrzne i rozterki uczuciowe. Chcę wiedzieć, co koleś zrobił. Może wykorzystam to do BAKI, kto wie, kto wie..? – A tego… Co zrobił?
– Wkręca ludzi przez miesiąc i publikuje wszystko na blogu… No i mnie też wkręcił. Jubileusz, pięćdziesiąta ofiara i takie tam. Głupie, ale wkurwiające… – Jak wryty zatrzymałem się na środku chodnika, wgapiając się w plecy czerwono włosego. Nie słuchałem, co on tam gada. Co mnie obchodziło, czy się potnie, czy zostanie Emo, czy założy zespół i zacznie pisać piosenki o nieszczęśliwej miłości.
Ja pierdolę, bez jaj...
Tamten Sasori i ten…
To ta sama osoba!?
***
Huehehehehe >.<
Lubię przerywać w kluczowych momentach. 
To się nazywa 'cliffhanger' bodajże xD
No to teraz poczekacie sobie TYDZIEŃ na ciąg dalszy..
No trololololo, smuteczek ♥
Macie ode mnei arta, tym razem jednego.
Ten moment, gdy się wykłócają o kolor włosów Sasora *3*


DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU:
 22/23.09.2013
W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
Szok! Nieoczekiwany obrót spraw!

16 komentarzy:

  1. Szkarłatny, taaa.... makowy... Ja pierdolę, Sasori, jesteś rudy, po prostu xDDD Ale ta rozmowa mnie rozwaliła xDDD
    'Na łbie i w duszy! Jesteś przesiąknięty rudzielstwem. Założę się, że nawet myśli i sny masz rude.' TO BYŁO TAKIE ZAJEBISTE I PRAWDZIWE XDDDDDD
    No i skończyło się miłe rozmawianie z Saso na gg, mało tego- wydało się xDDDDD Teraz to jestem ciekawa, co to będzie ten 'nieoczekiwany obrót spraw' no i jak się wyda, że to Dei prowadzi tego bloga. Saso sie wkurwi czy może coś jeszcze? Jezuu, jaki ten tydzień będzie długi. :<
    Piłam akurat wodę jak czytałam ten rozdział i musiałam przestać, bo cały pokój byłby zalany xDDD
    Ale naprawdę, wszyscy wiemy że przerywanie w kluczowych momentach jest fajne, no ale jednak dla czytelnika to jest katorga. :<
    Smóteg rzal i bul.
    Ale cóż, jakoś cierpliwie dotrwam do nexta ^^ Więc na razie życzę Ci duużo weny i pozdrawiam serdecznie :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra… Komentuję, bo mi się nudzi. Wcześniej tego nie robiłam, bo… nie chciało mi się. A więc GOMEN za brak komentarzy ode mnie itd. A mi blogger nie szwankuje i pokazuje o nn xD

    Ale debil z Dei'a, że tamten Saso to ta ruda ciota. Po prostu pogratulować dedukcji.
    Chłopczyk grający w LOL'a. Serio? =,= Już mam dość LOL'a, mimo że fajna gra, moi bracia ciągle o niej nawijają.
    Od kiedy Yahiko i Deidara to tacy dobrzy kumple? O.o

    Dobra, nie chcę pisać długiego komentarza, więc niech cię po prostu wena nie opuszcza ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kwik xD
    Nie no, genialne <3 Jest jedno "ale": za mało Hidana!
    Jaaaaa... Coraz bardziej mi wali na jego punkcie o.O Chociaż i tak Saso jest najlepszy <3 Nawet jako podwójnie ruda menda, o.
    Fragmentów, które mi się podobały wypisywać Ci nie będę, bo i tak wiesz, że podobało mi się wszystko. Od kochanego kuzynostwa, przez cios w mordę, po higienistkę i to wyznanie na końcu.
    Matko, będę czekać z utęsknieniem na następną notę :<

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak! W końcu! Deidara w końcu wie!
    i Tsuki, Ty suko! Jak możesz? Aaaaaa!! Ale mi teraz będzie odpierdalało xDDD
    spokojnie, spokojnie... wdech, wydech...
    OK!
    Tak więc chciałabym zaznaczyć iż na początku znajduje się jedna z moich ulubionych piosenek <3 i chyba wokalista jest rudy, chyba że coś mi się pomieszało ;P
    Szkarłatny... makowy... lol, jak ja się wtedy zaczęłam śmiać xDD
    ogólnie sytuacja u higienistki mi sie podobała xD
    Wszystko mi sie podobało xDD
    Kurczę, myślałam, że Dei już nie wkręci Saso, a tu jednak, a tak kolorowo było... best friends normalnie xdD

    Ach... pozostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy :<

    A tak wgl to muszę dodać, że zanim zaczęłaś tego bloga, to patrzyłam na związki męsko-męskie z dużym dystansem, a nawet robiło mi się niedobrze kiedy starałam się przeczytać jakąś mange yaoi, ale jak zaczęła czytać BAKE to stwierdziłam, że yaoi może być chyba fajne i tak się to skończyło, że przeczytałam już kilka takich mang(w zasadzie to były oneshoty) i chce więcej xD Coś Ty mi zrobiła?? xDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo serio? xD
      Łał, czuję się z siebie dumna... ^3^
      Przeczytaj Croquis (dokładniej "Spadającą Gwiazdę"- meeega słodkie, aż pisnęłam... Na lekcji... xD,)Keep Out i Zakochanego Tyrana ♥

      Usuń
    2. Oj, a to nie są licencjonowane mangi? No i mnie trochę odstraszają kończyny w yaoi xDD te proporcje xDD

      Usuń
    3. Możliwe... Ja mam oryginały kupione. Ale na chomiku może by były.

      Usuń
  5. Parafrazując Deia: Tsuki, jesteś moją - moją? tfu, naszą! *_* -mistrzynią! Rodzeństwo Saso, Dziecko LoLa, strzał w pysk Deia (czyżby nieświadoma zemsta Saso za BAKĘ Deia?) i późniejsza wizyta u "higienistki" (To Saso chce być zawodowym lalkarzem czy lekarzem?) i na koniec - wisienka na torcie - Dei wreszcie "połapuje się" że Saso z GG to TEN Saso (btw. Jakkim cudem Saso nie załapał że project:BAKA należy do Deia?) ^w^ Przez całą notkę musiałem zaciskać krtań żeby nie walnąć śmiechem! xDD Życzę epickiej dawki weny i czekam na next :D

    P.s.
    Czemu komentuję dopiero teraz? Ponieważ odkryłem twojego pierwszego(?) bloga (Konoha High Stories) dopiero jakieś dwa tygodnie temu nie byłem jakoś szczególnie przekonany potem historia mnie wciągnęła i wsystkie notki przerobiłem w tydzień. Potem trafiłem tutaj i znów to samo (LISF, Anielica i BAKA) w ten tydzień. I teraz śmiało mogę powiedzieć Ci - dziękuję to były najwspanialsze i najweselsze 2 tygodnie mojego życia i proszę byś pisała więcej bo ten tydzień teraz zapowiada się nudno bez notek...
    A i przepraszam że odwaliłem taką litanię ale nie potrafiłem tego opisać w 3 zdaniach (nie bijcie proszeee!) :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, ja tam lubię litanie xP No tak, czytanie blogów po nocy nie jest bezpieczne. Coś o tym wiem. XD
      Ale weeeź, KHS to porażka -.-

      Usuń
    2. No co ty KHS mi się nawet podobało (głównie momenty z Wielkim Leszczem Sasuke czy Hidanem)! Porażką jest tylko końcówka bo mogłaś śmiało dociągnąć historię do końca roku szkolnego a tu... apokalipsa O.o
      Ale może kiedyś, kiedyś jak ci się będzie strasznie nuuudzić (czyli... nigdy?) to może dokończysz? ^w^

      Usuń
    3. No chyba nie xD
      Apokalipsa była zajebista xD
      HidaMenma, amnezja i ciśnięcie Saska też. Ale reszta ssie xD

      Usuń
    4. A właśnie... w mojej chorej główce zrodziło si parę pomysłów odnośnie BAKI. Zostawić Ci je na GG? ;]

      Usuń
  6. Tym razem blogger się zlitował i powiadomił o notce ;D ale tak dla formalności… adres: http://soli-naruhina-lovestory.blogspot.com/ GG: 8836207 XD nie zapomnij o mnie XD
    Teraz przejdę do rzeczy~ zajebisty rozdział :D Jak na początku było trochę dołująco, że akurat się przyznał z tym wkręcaniem, to potem było rozbrajająco :D Nie komentowałam od razu, ekhm przemilczę w jakim stanie wróciłam do domu xD Przeczytałam to na komórce w samochodzie, a chcę ci jebnąć długi komentarz, więc musiałaś czekać, aż jaśnie pani (ja XD) powróci do domu xD w ogóle ten rozdział wydawał mi się jakiś mega-krótki… xD (taa jak nie z długością komentarzy, to rozdziałów cię opierdalam, och zła ja ♥) I w ogóle za tą końcówkę masz wpierdol…
    A teraz jeszcze bardziej do rzeczy :P Sasori~ ty to masz przesrane z dzieciakami, tak ogólnie xD ale właśnie on sobie umie z nimi, na swój jebnięty sposób, poradzić xD w ogóle szkoda mi go, tyle razy los kopie go po dupie… rudy(szkarłatny), niski, z białaczką, wkręcony i gej xDDD tak… przez taką postać można się dowartościować xD a Dei to chuj… w ogóle nie ma poczucia winy… ej w ogóle mam pewien pomysł dla ciebie~ niech Saso jeszcze będzie pisać z Ashiyą, przecież go nie zablokował :P w ogóle znają się z chatu o gejach, a nic ten tego nie gadali? xD
    Słodziutka była ta scenka z przejętym Deiem i sfochanym Saso xD no jejku, jakie to było fajne ;D gdyby Konan tam była to by chyba odwzorowała moją reakcję – nadmierną radością xD
    Ahahahahaha „czemu? Czemu?” no urocze to był, dobra Dei to nie chuj, tylko chujek xD taki słodki xD a Saso z tym swoim „NO OCZYWIŚCIE, ŻE USIADŁ SOBIE OBOK MNIE ♥” ahahahahaha, jakie to urocze, no kurwa zaraz dojdę przez nich xD Saso, Saso korzystaj ofermo! Ja byhm się cieszyła gdyby ktoś mnie wkurwiał w taki uroczy sposób xD no jak mógł mu przywalić? >.< chociaż tak się wyładował… może mu za to podziękować! xD wszakże to taki wyraz wyładowania xD ach nauczycielka to wiedziała, kiedy wbić, pierwszy raz… no i szykuję się opierdol od babci (opisz to! I niech go opierniczy przy Deidarze xD) Gabinet higienistki~ bardziej bym pomyślała, że Saso był w nim często z powodu objawów swojej choroby, ale dobra xD Rany boskie, jak Saso zabrał mu tę gazę i opatrzył ranę xD to było takie kurwa podłe, a jednocześnie takie słodkie~ ♥
    Ja pierdolę… powtórzę eNty raz, uwielbiam jak oni przyznają w myślach, że są przystojni! :P i w ogóle jak go opatrywał, z taką delikatnością i nawet grzywkę przesunął, no jacie *oo* Lekarz~~ oj tak, zdecydowanie się nadaje!
    Ahahahahaha, Rudy, Zielony, Szkarłatny, Makowy XDDD ja pierdolę xD ale tak, to był najgorszy z możliwych obelg xD w ogóle całym sobą był rudy, jakie to przykre było~ xD Nie no, tak na serio to ja bym się chyba sama zaśmiała z tej wymiany zdań, mimo iż to ja bym była ofiarą żartu xD ale dobra, co do Dei’a „wykonałem efektowny w tył zwrot i zarzucając włosami wyszedłem dumnie z gabinetu” co to kurwa było?! XDDD Jak ciotowato XDDD
    Hahahahaha, ej weź xD to odgryzienie się za włosy, że jest blondynem XD ej jak ja w samochodzie się z tego śmiałam, tata mi kazał przeczytać xDD ale nie przeczytałam mu, bo ja jestem blondynką (naturalnie) i mógłby to wykorzystać xD No i się wydało, mam nadzieję, że Dei go jakoś nie będzie z tego powodu wkurwiał…? Niech pomyśli jak bardzo go polubił ^^
    Z niecierpliwością czekam na piątek~~ jeszcze przed imprezą go przeczytam, jaram się, jaram xD
    Życzę mnóóóóóstwa weny i pozdrawiam Życzę mnóóóóóstwa weny i pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. nie mogę uwolnić się od obrazu zielonowłosego Sasora w mojej głowie!
    pojawił się u Soli, teraz ty coś tak o tu wspomniałaś, to mnie normalnie prześladuje. jak widze zielony kolor od razu mi się z nim kojarzy! o.O
    hmm... właściwie to ciesze się z tego powodu :D
    Akasuna, ten to ma dopiero świetne metody wychowawcze! :D
    muszę je zapamiętać na przyszłość kiedy będę miała własne rude dzieci ^^
    Deidara to... no cham po prostu! jeżeli się kogoś polubi, nie powinno się robić mu przykrości no! mógł zmyślić na blogu, że wkręcił tego chłopaka, ale to też źle, bo by skłamał czytelników, a to właściwie jeszcze gorsze, chociaż.. a nie wiem kurdee xD
    w każdym razie, Dei z rozwaloną wargą jest seksi xD
    hmmm... jak ja UWIELBIAM niedosyt! łaaa nie udało ci się mnie wkurzyć, że muszę poczekać na kolejny rozdział, bo jeżeli coś mnie ciekawi to kocham zastanawiać się co będzie dalej!!! :D
    ale kurczę, przez to nie skupię się na lekcjach :(
    ach, to się porobiło no ;//
    co do arta, podoba mi się i to w tzw. chuj! zazdroszczę ci, że potrafisz tworzyć takie dzieła ! :)
    ogólnie jak zawsze wyszło ci super, i już się zastanawiam co będzie w kolejnej notce!!! :D
    no to siemmmmmai pozdrowionka xD :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Akurat o tym rozdziale blogger raczył oznajmić samodzielnie xd ale i tak informuj na anayanna-story.blogspot.com
    WRESZCIEEEEEEE!! I co teraz Dei zrobi? Boże jaka jestem ciekawa. No i czy Saso zareaguje na ten jawny szok wymalowany na jego mordce? Ach tyle pytań mam teraz. Myślałam, że może będą mijali dom Sasoriego i kuzynostwo wkroczy do akcji i po tym się Deidara zorientuję, ale widzę, że postawiłaś na chwilę szczerości xD
    To opatrywanie twarzy i w ogóle akcja w gabinecie byłaby słodka, gdyby tylko się ciągle nie wyzywali xd
    Zlitowałaś się w końcu nad Yahiko? xD
    Czekam mega niecierpliwie na ciąg dalszy

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń

OBSERWATORZY