Info

1.Rozdziały pojawiają się raz w tygodniu (niedziela).
2. Szablony wykonuję samodzielnie i są dostosowane do mojej rozdzielczości (1280x1024). W razie problemów użyj ctrl+/ctrl-. Używam przeglądarki Mozilla Firefox!
3. Bardzo proszę o nie nominowanie mnie w klepankach! Oczywiście dziękuję i doceniam, ale zwyczajnie nie chce mi się w to bawić.
4. Nie kopiuj niczego bez mojej zgody!
5.Wszelkie komentarze nie dotyczące rozdziałów zostawiaj w zakładce SPAM!
6. W zakładce OPOWIADANIA znajdują się buttony bloga.
7. O ile to możliwe, staraj się nie psc w tn spub. Na prawdę, nie mam ochoty rozszyfrowywać Twojego komentarza...

8 września 2013

BAKA: ROZDZIAŁ 6


I znowu wcześniej! Może powinnam przenieść termin publikacji i na przykład wrócić do piątków? Piszcie w komentarzach. Następny będzie jeszcze niedziela/poniedziałek, a potem się zobaczy.
Odnośnie noty. Sama nie wiem... Mam wrażenie, że ten rozdział jest słaby. 
A w każdym razie druga połowa xD
No dobra, nie przeciągam!
~ Smacznego
***
Poniedziałek. Od jakichś dwóch tygodni mój, wbrew wszelkim prawom logiki, ulubiony dzień tygodnia. Dlaczegóż zapytacie?
A no dlatego, że od piątkowych zajęć z doradztwa dzieliły mnie cudowne trzy i pół dnia. Aż trzy i pół dnia w ciągu których nie musiałem oglądać Akasuny!
Ale dlaczego poniedziałek, zapytacie. Przecież jest jeszcze weekend!
A no, jest.  Tylko, że w weekendy również grozi mi spotykanie ‘pana-mam-wyjebane’. Najczęściej z inicjatywy Konan.
Była właśnie przerwa. Spokojnie siedziałem sobie na ławce, jedząc drugie śniadanie. Słoneczko grzało, ptaszki ćwierkały, a kwiatuszki radośnie podrygiwały na delikatnym, letnim wiaterku. Czy coś mogłoby zniszczyć tą cudną, bajkową scenerię?
A no, mogłoby.
Akurat rozmawiałem z Itachim, żaląc mu się jak to Konan mnie zdradziła i na każdym kroku usiłuje spiknąć z Akasuną. W jednej dłoni trzymałem kanapkę, gestykulując nią żwawo i co chwila okładając chłopaka chlebem po twarzy, a w drugiej mój telefon, esemesując z Hidanem. Ha, ma się tą podzielna uwagę!
– No i wiesz… Wkurwiający jest.  – mruknąłem, wpatrując się w ekranik smartfona.
– Tia… – wywarczał Uchiha. Już miałem wgryźć się w kanapkę, gdy stwierdziłem, że jest w stanie szczątkowym. Ciekawe dlaczego…? Mniejsza. Wzruszyłem ramionami i wziąłem kęsa.
– No, a potem stwierdził, że jestem totalnym bezguściem i moja sztuka jest ułomna. Czujesz to, Czarny? Moja sztuka jest ułomna! No śmiech, kurwa! Śmiech!
Swoją drogą to rochę dziwne. Zaczynałem się zastanawiać, czy każdy Sasori na tym zasranym świecie jest takim ignorantem. Gdzieś tam nawet kołatały się podejrzenia, że może jednak Hidan miał rację i może jeden i drugi Sasori to w rzeczywistości ten sam. Ale zaraz potem sam siebie wyśmiewałem. Doprawdy, to byłoby wtedy przegięcie…
– Tak, tak. Czuję.
– Głupi karzeł. Ignorant i amator. Nie zna się!
– Cześć laleczko. – usłyszałem koło ucha szept i wzdrygnąłem się, przy okazji wywalając kanapkę gdzieś w bok. Po przeciągłym jęknięciu po mojej lewej, domyśliłem się, że wylądowała na Itachim. Kurwa, jebać Itachiego. Co tu robi…
– …Akasuna?! – wydarłem się. – Weź wypierdalaj!
– Nie drzyj się, mam sprawę. – westchnął ciężko i nim powiedziałem cokolwiek więcej, chwycił mnie za nadgarstek i wyciągnął z klasy. Bezceremonialnie pchnął mnie na parapet i stanął na przeciwko. Gapiłem się na niego jak dureń, otwierając szeroko oczy. Co… Co on chce zrobić niby? – Teraz słuchaj, bo nie mam zamiaru powtarzać po pierdyliard razy tego samego… – Ponad jego ramieniem widziałem ciekawskie spojrzenia pozostałych uczniów, zapuszczających żurawia zza drzwi. –… Dlatego musisz…
– Nie tutaj. – warknąłem, przerywając mu. – I nie teraz. – W końcu przeniosłem na niego spojrzenie.
– Co?
– POTEM! – powtórzyłem.
Kazałem mu poczekać pod szkołą. Kończył godzinę wcześniej ode mnie. Z nieznanych mi powodów przez następne dwie lekcje byłem rozkojarzony. Wmawiałem sobie, że to przez ciekawość, co ten głupek może chcieć ode mnie. Tak, to na pewno to. Innej możliwości nie było.
W końcu rozbrzmiał ostatni dzwonek i wreszcie byłem wolny. Teoretycznie. Bo przecież miałem jeszcze spotkać się z Akasuną. Wyszedłem z budynku i rozejrzałem się z nadzieją, że może jednak mu się odwidziało. No cóż. Moja nadzieja rozpadła się niczym pierdolony domek z pierdolonych kart. Na murku koło bramy dostrzegłem Akasunę. Siedział sobie oparty o kamienną kolumnę, bokiem do mnie. Niechętnie ruszyłem w jego kierunku, uważnie przyglądając się profilowi chłopaka.
No… Był całkiem, całkiem…
Dobra, był zajebisty.
Chcąc, nie chcąc musiałem to przyznać. Ale to i tak niczego nie zmieniało.
Zatrzymałem się obok, patrząc na niego z góry. Pochłonięty przez piosenkę nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Może to dobry moment, żeby mu spierdolić? No w sumie…
– Akasuna. – odezwałem się wbrew zdrowemu rozsądkowi. Nic. Nie reagował. Teraz zgodnie z prawem logiki powinienem stąd pójść i zostawić ciotę tak, jak siedzi. Ale nie! Bo kurwa po co?  – Akasuna, pizdo! – wrzasnąłem mu do ucha, odciągając wcześniej słuchawkę.
– Kurwa pojebało? – syknął.
– Wyglądałeś tak słodko, że nie mogłem się powstrzymać. – uśmiechnąłem się uroczo, choć mój wzrok pozostawał chłodny.
– Ha ha ha, dowcipny jesteś. – zaśmiał się sztucznie, a zaraz potem posłał mi nienawistne spojrzenie. – Chodź. – rzucił oschle i wyłączył odtwarzacz. Zawiesił słuchawki na karku, wsunął dłonie do kieszeni i poszedł sobie, nie czekając na mnie.
– Mikrus. – burknąłem pod nosem, podążając za nim.
– Słyszałem!

            Słońce zaczynało już powoli zachodzić. Akurat siedziałem na trawie przed parkowym jeziorkiem, rzucając kamienie przed siebie i mącąc spokojną taflę wody. Akasuna stał obok mnie, streszczając pokrótce co i jak. Na wzmiankę o tym, że Konan rzekomo na niego leci, parsknąłem śmiechem. Zerknął na mnie pytająco.
– Serio w to wierzysz? – mruknąłem, w dalszym ciągu się szczerząc. – Serio wierzysz, że poleciałaby na niższego kolesia? – Zerknąłem na niego ukradkiem, posyłając mu kpiące spojrzenie.
– Nie obchodzi mnie to, powtarzam tylko co słyszałem. – odwarknął.
– Oczywiście… – westchnąłem ciężko i zmarszczyłem brwi – Więc... Yahiko lubi Konan, ale Konan ponoć leci na ciebie i poprosił cię, żebyś pogadał ze mną, żebym pogadał z Blue? – przytoczyłem powoli od początku, upewniając się, że dobrze zrozumiałem.
– No.
– To kurwa nie mógł sam przyleźć?
– Stwierdził, że mamy lepszy kontakt. – Wykonał cudzysłów w powietrzu, patrząc na mnie wymownie. Uniosłem brwi, patrząc na niego przez chwilę, a potem parsknąłem śmiechem. Jasne. Ja i ten wypierdek.
– No tak, bo my przecież jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. – sarknąłem.
– Tiaaa.
– No, ale że niby co mam jej powiedzieć?
– Nie wiem… Wymyśl coś, tyle chyba potrafisz? To wbrew pozorom łatwiejsze niż schodzenie z drzewa. – rzucił kąśliwie, a jego usta rozciągnęły się w kpiącym uśmieszku. Jakież to to  było wkurwiające… Małe, a pyskuje! A tak właściwie…
– …Czemu mam ją spławiać? Przecież fajna jest.
– Bo jestem… – zamilkł, zupełnie jakby bał się dokończyć. – N-Niezainteresowany. – bąknął w końcu. Serio? Ma mnie za idiotę? Głupi by się skapnął, że zmyśla.
– Mhmmmm… – zmrużyłem podejrzliwie oczy, przyglądając mu się uważnie. Widząc mój przenikliwy wzrok zacisnął usta i odwrócił głowę, jakby w obawie, że na czole za chwilę wyskoczy mu napis, a prawda wyjdzie na jaw. Bo to, że kłamie, było oczywiste. – Wnioskuję, że jest ktoś inny... – dodałem wreszcie, przerywając milczenie.
– Może. – burknął cicho.
– Kto? – spytałem rzeczowo. No cóż, mogę robić za posłańca, ale muszę znać szczegóły. Znając życie, Konan zacznie mnie wypytywać kim jest ta zdzira, jej rywalka, czemu jest od niej lepsza i jak najszybciej i najskuteczniej ją zabić. Jak to dziewczyny. Zaraz, zaraz, jak to szło..? W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone? Jakoś tak. – Hm? – ponagliłem go.
– Znajomy... – westchnął ciężko.
ZNAJOMY? – zmarszczyłem brwi.
– …Mi ją... Przedstawił! – dodał błyskawicznie.
– Taaa – przytaknąłem powoli, przeciągając samogłoski. Dobra, nie wnikam. Co mnie on obchodzi? – To wszystko?
– Tak… Nie.  – poprawił się błyskawicznie. – Czemu musieliśmy przyjść aż tutaj?
– Bo by zaczęli gadać? – prychnąłem. Przecież to była oczywista oczywistość. Nie zrozumcie mnie źle. Klasę miałem w porządku, byłem lubiany. Moje… Preferencje, wyszły na jaw po trzeciej lasce, której dałem kosza- każda z nich uchodziła za ideał kobiecości- a ludziom to nie przeszkadzało. Ale! Hidan i Konan wystarczają mi w  zupełności. Ich dwadzieścia dwie kopie sobie daruję.
– Gadać? – powtórzył, patrząc na mnie nic nierozumiejącym spojrzeniem. Westchnąłem ciężko. Tak, gadać! Nie widziałeś tego, bo stałeś sobie tyłem, ale gapili się na nas jak psy na ochłap mięsa!
– A no, gadać. – przytaknąłem.
– Ah… Ahahaha – roześmiał się nagle – nie mów, że robisz za klasowego geja? – zaśmiał się szyderczo, na powrót wracając do swojego wkurwiającego stylu bycia. A ja głupi się łudziłem, że może jednak nie jest takim dupkiem… No cóż.
– Nie robię! – wrzasnąłem, mordując go wzrokiem, na co tylko roześmiał się jeszcze głośniej. Nie musiał wiedzieć. Nie powinien wiedzieć. Nie ufałem mu. – Zresztą co ja ci się będę tłumaczyć. – burknąłem pod nosem i podniosłem się. Skoro to wszystko, co miał przekazać, to mogłem już wracać, nie? Bez słowa odwróciłem się do drzewa i chwyciłem torbę, którą pod nim zostawiłem. Zawiesiłem ją na ramieniu i skierowałem się do wyjścia.
– A ty gdzie? – zawołał za mną.
– Do domu? Co ty myślisz, że ja nie mam co robić tylko siedzieć w parku z jakimś rudym mikrusem? – sarknąłem, a chwilę potem uniosłem znacząco brwi, uśmiechając się kpiąco. – Co, będziesz tęsknić? – syknąłem, nim zdążył zripostować poprzednią obelgę..
– Eee, nie? – spojrzał na mnie jak na debila.
– No to co się głupio pytasz? – parsknąłem i nie czekając na odpowiedź, poszedłem dalej, zostawiając go tak, jak stał.

***

Przyglądałem się oddalającej postaci blondyna. Szczerze? Nie był znowuż taki najgorszy… W sumie, to był spoko.
KIEDY PRZESTAWAŁ GADAĆ.
Znałem tylko jedną osobę, która mogłaby go przekrzyczeć. Moją babcię. W sumie to była ciekawa wizja. On i Chyio w jednym pokoju. Taki pojedynek… Nie, nie, lepiej nie. Jeszcze by wywołali kolejne trzęsienie ziemi tymi wrzaskami.
Moje rozmyślania zostały brutalnie przerwane przez dzwonek mojego telefonu.
Ha, Ha, You’re dead!
Och, przymnij się, Billie.
– Czego? – mruknąłem znudzonym tonem. Gdy Deidara zniknął mi z pola widzenia, odwróciłem wzrok na drzewo, pod którym leżała moja torba. Ruszyłem w tamtym kierunku.
– I jak poszło? – odezwał się Yahiko. Patrzcie państwo, jaki niecierpliwy…
– Hmmm… Sam nie wiem… – westchnąłem teatralnie. No co? Jak mam okazję, to czemu by go nie podrażnić? Zarzuciłem ucho na ramię i obiegłem wzrokiem okolicę. Kto wie, może czegoś zapomniał i będę mógł go poszantażować? No nie powiem, miło by było. Niestety, nic cennego nie rzuciło mi się w oczy. Szkoda.
– Sasori! – jęknął rozpaczliwie rudy. Zachichotałem pod nosem.
– Słucham cię, przyjacielu? – spytałem troskliwie, udając, że nie wiem o co mu chodzi.
– Mów, co wiesz! – warknął.
– Ach, informacje kosztują. – tym razem szepnąłem, zupełnie jak szpiedzy w filmach akcji. – Masz hajs?
– SASORI!
– Dobra już, dobra… – parsknąłem śmiechem. – Zgodził się. – dodałem spokojniej.
– Uuuuf, dzięki ci! Jesteś wielki!
– To miał być komplement, sarkazm, żart, czy co? – burknąłem.
– Ko-Komplement?
– Tia… Nie ważne. Wisisz mi ogromną przysługę. – oznajmiłem, kładąc nacisk na przedostanie słowo. W słuchawce usłyszałem cichy śmiech.
– Jeszcze mi będziesz wdzięczny, Saso… – mruknął cicho Yahiko. Wdzięczny? Niby za co? Za zmuszanie do oglądania pyska Motoharu częściej, niż to konieczne? Powątpiewam.
Nim się odezwałem, Seiji rzucił szybkie cześć i rozłączył się.
Spojrzałem na wyświetlacz. Biały napis oznajmił mi, że „połączenie zostało zakończone”. Szedłem przed siebie w milczeniu, spod przymrużonych powiek spoglądając podejrzliwie na telefon.
Co ty znowu knujesz, Yahiko…?

***

            Usłyszałem kroki i dźwięk przekręcanego kluczyka. Po chwili drzwi się otworzyły, a po drugiej stronie stanęła Konan. Uniosła pytająco brwi. Unosząc jedną rękę oparłem się uwodzicielsko o framugę, a drugą wsunąłem do kieszeni i posłałem jej zabójczy uśmieszek.
– No cześć. – mruknąłem szarmancko.
– Eeee, hej? – odparła zdezorientowana. Nie czekając na zaproszenie przecisnąłem się obok i nie zdejmując butów władowałem w głąb pokoju. Konan mieszkała w akademiku. Jej rodzice wyjechali z kraju i gdyby nie internat musiałaby jechać razem z nimi. Teraz płacą z góry za cały rok szkolny i systematycznie przesyłają jej kasę przelewem na własne wydatki. Rozwaliłem się na idealnie pościelonym łóżku, rozkopując tym samym starannie rozłożoną kołdrę.
No cóż, tak bywa…
Usłyszałem trzask drzwi i już po chwili pojawiła się Blue, rzucając mi sceptyczne spojrzenie. Nienawidziła mojego niechlujstwa, a ja uwielbiałem ją wkurwiać. Układ idealny, można by rzec. W każdym razie dla mnie.
– Coś się stało? – mruknęła podejrzliwie. Uniosłem się lekko, a kiedy usiadła za mną i wyprostowała nogi, wróciłem do poprzedniej pozycji, kładąc głowę na jej nogach.
– I tak i nie… – zacząłem. Zastanawiałem się jakby ją przekabacić, żeby odpodobał jej się Sasori… – Nie sądzisz, że Yahiko jest spoko? – palnąłem pierwsze co mi przyszło do głowy.
– Yahiko? No jest fajny, a bo co?
– Nic… Tak sobie pomyślałem tylko. Że jest w sumie całkiem znośny i takie tam… No wiesz. – kontynuowałem beznamiętnie. Konan jakimś dziwnym trafem zazwyczaj radziła się mnie, jeśli chodziło o facetów. Pomyślałem wiec, że jeśli nagadam jej, jaki to Seiji jest zajebisty i w ogóle boski, to jej się odwidzi ten mikrus.
No, na filmach zazwyczaj działa, więc czemu teraz ma być inaczej?
– A… A co z Sasorim? – bąknęła. Eh, dziewczyno! Czy ty nie widzisz, ze to jest przeciwieństwo materiału na faceta idealnego? Jest niższy, to raz. Jest dupkiem, to dwa. I w ogóle jest dziwny! Tak trudno było to pojąć?
– A tam Sasori… Jest taki… Nudny… – wymyśliłem. Konan lubiła się powydurniać, wiec nudny facet raczej nie wchodził w grę. – Z Yahiko można się przynajmniej pośmiać, a nie… Akasuna to kretyn, no weź.
– Więc… Według ciebie lepszy jest Yahiko? – jęknęła zdruzgotana. A no, prawda boli, ale od czego są przyjaciele? Choćby nie wiem jak bolesne by to było, musiałem uchronić ją od związania się z tym idiotą. Nie zasługiwał na nią!
– Doookładnie!
– A- Aha.
– Nooo… – przeciągnąłem, zerkając ukradkiem na zegarek. Potrzebowałem wymówki, żeby stad czmychnąć, zanim zacznie mi się rozczulać. – O kurde, ale już późno! Muszę spadać. – podniosłem się szybko. – Narka! – rzuciłem i nie czekając na odpowiedź, czmychnąłem z pokoju.

***

Gdy tylko wyszedł, rzuciła się do telefonu. No bo jak to tak… Cały misterny plan jej rozwalił! I jeszcze Yahiko. No ej! Co to niby miało być?!
Pośpiesznie wybrała numer do Siwego i już po kilku sekundach usłyszała w słuchawce jego głos.
– Co tam słońce? Zdecydowałaś, że jednak mi się oddasz? Mam wolną chatę, jakby co…
– Hidan, kurwa, mamy problem! – jęknęła, ignorując jego propozycję. Normalnie by go wyzywała, ale teraz…
– Hm? Nie kupię ci podpasek, zapomnij.
– Hidan! Chodzi o Deidarę! – podniosła głos. W słuchawce przez chwilę panowała cisza. Już myślała, że ich rozłączyło, ale w końcu Ishimura się odezwał.
– Mów. Albo czekaj, podbiję do ciebie i się przejdziemy.

Szli obok siebie. Hidan sączył sok z małego kartonika, a Konan streszczała pokrótce całą rozmowę z Deidarą. Nawijała tak szybko i tak chaotycznie, że po kilku zdaniach całkiem się pogubił i tylko udawał, że słucha.
– Do czego ty zmierzasz, Blue? – westchnął w końcu ciężko.
– On chyba… Lubi Yahiko. – bąknęła. Aura rozpaczy, którą roztaczała wokół siebie stawała się niemalże namacalna.
– Sasori? – Siwowłosy zmarszczył brwi i zerknął na nią. Strzelał. Nie zrozumiał, bo, jak już wcześniej stwierdził, mówiła bez ładu i składu. A poza tym, co jej do tego kogo on lubi? Przyjaźnią się przecież, chyba, więc co w tym dziwnego…
– Deidara! – W tym momencie fontanna pseudo- więcej tam chemii, niż owoców- pomarańczowego soku trysnęła z jego ust. – Idioto, od kilkunastu minut ci o tym nawijam! – obruszyła się Konan, ignorując oplutego, mokrego chłopaka. – I co ja mam teraz zrobić? – jęknęła.
– No jak to co? Odbij mu go!
– Ale przyjaźnimy się… – spojrzała na niego smutno. Lubiła Yahiko, owszem. Ale nie chciała też stawać na przeszkodzie Deiowi… Wszystko szło nie tak! A była taka podekscytowana wizją Deidary i Sasoriego, jako pary. Przecież byli dla siebie stworzeni! Co więcej, z daleka widać, że obaj się sobie podobają… Więc gdzie popełniła błąd? Tak bardzo starała się jakoś ich do siebie przekonać. Tak ciężko pracowała, żeby zaczęli się dogadywać.
A ci idioci tylko się kłócili!
I wszystko przez głupią zapalniczkę… Momentami miała ochotę zatłuc Hidana za to, że jej wtedy zapomniał. Tak samo Deidarę, za to, że był taki wybuchowy. To tylko głupia zapalniczka i kilka durnych żartów! A Sasori? Nie mógł mu odpuścić? Zawsze musi się z nim wykłócać?!
Banda kretynów!
– Konan… – z zamyślenia wyrwał ją głos Hidana. Zerknęła na niego zdezorientowana, posyłając mu pytające spojrzenie. – Od kilku minut warczysz pod nosem, a minę masz, jakbyś zaraz miała kogoś zamordować. Uspokój się dziewczyno.
– Ależ ja jestem spokojna! Jestem kurwa pierdoloną oazą pierdolonego spokoju! – syknęła. Jej głos ociekał taką ilością jadu, że starczyłoby na strucie całego Tokio i okolic. Jashinista drgnął nieznacznie i uśmiechnął się drętwo, odwracając od niej wzrok. Kobiety były momentami… Przerażające.
Na ukojenie nerwów postawił jej pucharek lodów… W sumie to dwa. Po pierwszym uspokoiła się tylko na tyle, żeby nie mordować wzrokiem wszystkich w odległości dziesięciu metrów. Po drugim była już zdolna do spokojnej rozmowy.
Z rozpacza przeliczał resztki kasy, jaka została mu w portfelu. Pod stołem, żeby przypadkiem na nowo jej nie rozzłościć. Kosztowna dziewczyna, współczuje Yahiko. Będzie musiał go potem ostrzec… Jakoś.
Męska solidarność i tak dalej.
Schował portfel do kieszeni spodni i zerknął na fiołkowo włosą. Opierała się brodą na jednej dłoni, a w drugiej trzymała długą łyżeczkę i wybierała z pucharka bitą śmietanę. Wpatrywała się w jakieś obrazy na ścianie, wiec siłą rzeczy nie widziała, jak się w nią wgapiał. Wysunęła delikatnie język i przesunęła po nim łyżką, zlizując z zagłębienia sztućca porcję deseru.
Hidan przełknął bezgłośnie ślinę. Kiedy w końcu wyczuła na sobie jego wzrok, odwróciła się w jego kierunku, wciąż trzymając łyżeczkę w zębach. Widząc jego minę, zmarszczyła lekko brwi.
– Dobrze się czujesz? – spytała, podejrzliwie przyglądając się wypiekom na jego policzkach.
– Wspaniale. – mruknął.
– Aha… – Wzruszyła ramionami i dokończyła deser.
– U-Ubrudziłaś się. – wydukał, wskazując jej odpowiednie miejsce. Wyjęła telefon i przejrzała się szybko w ekranie. Palcem zgarnęła z kącika ust resztki śmietany i zlizała ją ukradkiem.
– Nie gap się tak na mnie. – mruknęła.
– Wybacz. – westchnął ciężko, odwracając wzrok. Wolał nie ryzykować, nie raz już mu przyfasoliła. W dzieciństwie często dokuczali jej z Deiem. Kiedyś udało jej się nawet wybić mu zęba. Dei miał gorzej, złamała mu nos…
Podnieśli się i ruszyli do wyjścia. Konan ujęła go pod ramię i poprowadziła w kierunku centrum handlowego.

            Na miejscu byli jakieś pół godziny potem. Dziewczyna ciągała go od sklepu do sklepu. Po trzech był już obładowany dwoma torbami, teraz szli do kolejnego. Myszkowała pomiędzy wieszakami, co chwila zarzucając na niego kolejne ubrania. A to jakąś kieckę, a to bluzkę, albo spodnie.
W końcu weszła do przebieralni, zatrzaskując mu drzwi tuż przed nosem.
– Hej, Konan. Pomóc ci może? – zachichotał pod nosem, opierając się o ściankę obok.
– Nie, dzięki. – odkrzyknęła.
Minęło dziesięć minut, a ona przymierzyła dopiero cztery rzeczy. Z tego, co zdołał naliczyć, nim stracił rachubę, uzbierała ich ponad piętnaście…
– Konan… – jęknął.
– Hmm?
– Długo jeszcze?
– Może.
Zsunął się po ścianie w dół, siadając na ziemi. Z nudów zaczął bawić się telefonem. Nagle drzwiczki przebieralni otworzyły się i wyszła z nich Konan, ubrana w krótką, czarną sukienkę bez ramiączek.
– I jak?
– Zajebiście. Już? Kupujesz? Idziemy? – spojrzał na nią z nadzieją. Tu było tak cholernie nudno…
– No chyba żartujesz. Jeszcze kilka ciuchów mi zostało. – prychnęła, wskazując na sporawy stosik ubrań, na którego widok aż jęknął.
– Skarbie, ja cię błagam... – zawył płaczliwie, gdy z powrotem zamknęła się w przebieralni. – Ja będę już grzeczny, tylko chodźmy stąd!
– Przymknij się idioto. – rzuciła tylko.
Spędzili tak następną godzinę. Tak znudzony, zdyszany i zmęczony był ostatnio… Nie pamiętał kiedy. Z westchnięciem ulgi rozwalił się na ławeczce, kładąc na podłodze torby, które nosił przez cały ten czas.
Konan przycupnęła obok niego. Wydawała być się przeszczęśliwa.
Chociaż tyle, stwierdził w myślach, zerkając na nią ukradkiem.
– To co zrobisz? – zagadnął.
– Z czym?
– Nooo… Z Yahiko, nie?
– Nie wiem. – bąknęła.
– Weź go wyrwij i po sprawie. Co z problem?
– Ale jak nie umiem tak, o. Sprzątnąć komuś chłopaka z przed nosa. – prychnęła. Jakby do niego nie docierało, że nie wszyscy maja gadane i poza własnymi potrzebami, obchodzą ich też inni ludzie.
– Marudzisz. Ostatnio wymyśliłem fajny tekst, pokażę ci! – wyszczerzył się i nie czekając na odpowiedź, ruszył w kierunku pierwszej lepszej dziewczyny.

            Blondynka podniosła wzrok znad telefonu i zerknęła na chłopaka na przeciwko. Szczerzył się jak idiota, a gdzieś za nim zamajaczyła jej dziewczyna, prawdopodobnie jego znajoma, przyglądająca mu się z mieszaniną znudzenia i politowania.
– Coś się stało…? – spytała w końcu. Chyba wziął to za pozwolenie, żeby się dosiąść, bo momentalnie rozwalił się obok niej. Marszcząc brwi posłała mu pytające, zdezorientowane spojrzenie. Siwowłosy uśmiechnął się uwodzicielsko.
– Cześć. – zagadnął szarmancko. – Jadłaś kiedyś szparagi? – dodał i puścił jej oczko.
Blondynka zamrugała. Chwilę zastanawiała się, czy aby na pewno dobrze usłyszała.
– Żartujesz, tak? – wydukała zszokowana.
– Gdzieżbym śmiał. – zaprzeczył od razu. – Szparagi są bardzo zdrowe – tak słyszał – i pożywne.
– A- Aha?
– No… To wyskoczymy gdzieś? Piątek ci pasuje?
– Nie… Nie jestem zainteresowana…? – mruknęła i podniosła się, po chwili odchodząc pospiesznie.
– To może chociaż zadzwonię?! Dasz mi swój numer?! – Hidan krzyknął za nią, jednak dziewczyna nawet się na niego nie obejrzała i już po chwili zniknęła za zakrętem.
– Łał… – Ktoś klepnął go w plecy. – To było… Imponujące. – Tym kimś okazała się Konan, która po chwili parsknęła śmiechem. Ishimura prychnął obrażony i wywrócił oczami.
– Pewnie lesbijka. – bąknął wyniośle i dumnie ruszył w kierunku ławki, przy której zostawili zakupy. Wziął torby w obie ręce i zerknął na Tenshi. – Idziesz, Blue? – zawołał.
Dziewczyna pokręciła głową z rozbawieniem i poszła za nim do  wyjścia.

***
Więc tak.
Podryw na szparagi istnieje na prawdę, ja jestem jego twórcą. (nie wnikajcie)
A tu macie arty (znowu dwa!) 



DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU:
16.09.2013
W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
Witamy na łamach "Project: BAKA"
Pierwsze koty za płoty!

11 komentarzy:

  1. Po pierwsze, bardzo dziękuję za dodanie notki wcześniej xD jestem za tym by było w piątek, gdyż poniedziałek mi nie sprzyja... xD
    Rozdział zajebisty, na co ty narzekasz, kobieto? :P zaraz ci tu przytoczę rzeczy, które mi się podobały xD
    No więc tak, Deidara jak tą kanapką machał to mnie rozwalił xD Jeju, biedny Itaś, ale w ogóle szok, że Dei kumpluje się z Uchihą xD a może inaczej odbiera to kumplowanie się, niż Itachi xD a potem wkracza Saso *__* ej, jak on tak zaborczo postąpił z Deiem, znaczy szarpnął za nadgarstek, dopchał na parapet to to było takie jarające xD (ciesz się, bo JA używam takiego określenia, a to dziwne xD) Potem się tak, biedny skrępował xD no ale ta rozmowa po szkole... w ogóle kocham to, jak oni w myślach zachowują taki dystans do oceny swojej aparycji, a potem poprawka "dobra, jest zajebisty" xD No i niemal się ujawnili ze swoją orientacją xD znaczy Dei w sumie jakby się nie wstydził, że jest gejem tylko no, sam tego nie powie, bo po cholerę xD
    Saso i Yahiko to tacy słodcy kumple xD a ten pierwszy to kurwa taki przezorny xD już na szantaż brać chłopaka xD
    Potem Dei, dość szybko się uporał z tym przekonywaniem Konan xD ale faktycznie, wszystko tak dwuznacznie zabrzmiało xD rany biedna, jak się nie postara straci posadę swatki xD HIDAN MISTRZ! Ta jego rozmowa przez telefon xDDD Boziu xD chciałabym takiego kumpla :< i kurde, jaka Konan jest kosztowna xDDD ale aby ma na co patrzeć xD ale ej, ten jego podryw... jak onna mogła być niezainteresowana? No moją reakcję na taką zaczepkę znasz xD i kurde wyszło, że jestem łatwa... xD no ale, ludzie no, przecież to takie fajne było... :P Uważam, że powinnaś kiedyś Hidanowi dać poderwać jakąś laskę... xD
    No to ja czekam na następny epizodzik~! ;D
    Życzę mnóóóstwo weny i pozdrawiam~ :*:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nosz kurde, co by nie powiedział o opowiadaniu, to Hidan jest tu prawdziwą gwiazdą <3 Robi chłopak furorę, nie ma co. Teksty jak zwykle powalają. Tak sobie pomyślałam, że śmiesznie by było, gdyby Dei zaczął "lubić-lubić" tego Sasoriego z chatu i tego ze szkoły i miał dylemat, który słooodszy xDDDD Heh, to by było shizowe. Zastanawiam się, ile to jeszcze potrwa, nim się cymbały skapnął, co jest nie tak ^^
    Rozdział wcale nie wyszedł zły. Trochę dziwna była ta rozmowa Deidary z Konan, ale co tam. Powiedzmy, że zrehabilitowałaś się obrazkiem plującego Hidana <3
    Będę orydżinalna i zamiast weny będę życzyć Ci zdrowia i chęci do pisania oraz wielu komentarzy ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no i zapomniałabym: współczuję Itasiowi T^T

      Usuń
  3. a więc tak: normalnie zajebiste urozmaicenie mojego nuuudnego dnia :)
    już chciałam zasiąść do książek, ale nie mogłam się oprzeć żeby wreszcie przeczytać kolejny rozdział :)
    hmmm... ale się wszystko poplątało! Yahiko myśli, że Konan kocha się w Sasorim, a ta, że Dei zauroczył się w okolczykowanym xD
    nie mogę! xD
    Hidan... jaki on cierpliwy, sama czasami jestem na jego miejscu, kiedy tato wpadnie szał zakupów- sprzętu gastronomicznego, ale ja nie jestem taka cierpliwa xD
    podryw na szparagi? hm... coś mi się wydaje, że sama to wypróbuję :D może nie działa tylko na dziewczyny i stąd porażka Hidana :D
    bardzo podobają mi się twoje arty!
    pierwszy taki klimatyczny, romantyczny ( i chłopaki są na nim sexy! )
    jak zobaczyłam drugi, pękłam ze śmiechu :D świetnie odzwierciedlił moje wyobrażenie tej sytuacji ^^
    ogólnie bardzo mi się podoba i czekam na kolejną część :D
    aaa jeżeli chodzi o to kiedy mają się pojawiać rozdziały, rób jak ci wygodnie, ważne żebyś pogodziła bloga z nauką i wszystkim ^^
    pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam!~^^ No więc, napisałaś, że wydaje Ci sie że rozdział słaby, czy ja wiem?XD dla mnie wręcz przeciwnie. Jest bardzo OK, wspaniały na koniec dnia. Ale to zamieszanie, kurde, ta kocha tego, tamten kocha tamtą, a jeszcze tamten niby kocha tamtego, lecz tamtemu tamtemu wydaje sie że tamta kocha tamtego..czekaj,kurwa,co?! Ja pierdole xD nie nadążam XD Współczuję im, współczuję Tobie, bo ja bym sie już nie połapała XD ale jakoś to kumam, tylko że ci tego nie wytłumacze XD Arty jak zwykle cudowne XD No i te zakupy z Konan XD Rozumiem ją całkowicie, ale z drugiej strony współczuję Hidanowi XD No i biedny Itachi, który obrywał bułką .O. XD no więc czekam na nexta, mam nadzieje że jakoś to się wyjaśni , no i jestem ciekawa co sie dzieje pomiędzy Sasorkiem i Deiem na ,,GG'' XDDD :3 Pozdrawiam, życzę weny i czekam na nexta! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Ja już to kółko wzajemnej adoracji wykułam na pamięć xD
      No, ale bez rego ani rusz jak chce się pisać takie pierdoły...
      No patrz akurat w 7 rozdziale zamierzałam dać GGowego SasoDeia xD aś mnie wyczuła...

      Usuń
  5. Kurczę, ale z tego byłaby orgia xDDD
    Ogarniam kto w kim, a kto myśli, że ktoś w kimś chociaż tak naprawdę nie xD
    Gihi, mi się rozdział bardzo podobał :D przeważnie czytam ile mogę przed szkołom jak się wyrobie xD Dobra czytam, a potem muszę biec xD
    Podryw na szparagi... hmm? Warto wypróbować xD
    A i biedny Itachi ;__; Imprsja rozpadającej się kanapki...
    Podziwiam Hidana!! Ja też tak czasami mam, ale ja mam mniej cierpliwości xD
    Zastanawia mnie teraz tylko czy Konan będzie chciała ''walczyć'' (i tak już wygrała xD) z Deidarą o faceta xDD
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej no weź ;__; blogger nie poinformował, ty nie poinformowałaś i wbijam tu teraz z takim bezszczelnym spóźnieniem ;c
    No ale dobra
    PODRYW NA SZPARAGI! <3
    Matko jak oni to wszystko pomieszali?! Teraz Konan myśli, że Dei leci na Yahiko?! No nie wierze normalnie, nieporozumienia jak w jakiejś telenoweli xD już nawet myślałam, że Yahiko zobaczy Konan na zakupach z Hidanem i się jeszcze bardziej załamie xD
    Jestem ciekawa jak i kiedy ich z tego wszystkiego wyplączesz :D
    No i Sasoooo w tym rozdziale <3 to jego 'laleczko' i szeptanie do ucha.. pomimo swojego wzrostu, to on był taki władczy jak ciągnął Dei'a żeby z nim porozmawiał i wgl.. no to teraz się zastanawiam kto będzie seme ;>
    Ale dobra, najpierw niech wszystkie problemy sobie powyjaśniają!

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ty wiesz, że planowałam walnąć Yahiko w tym centrum, żeby ich sczaił razem? XD
      Ale stwierdziłam, że mu daruję bo mi w końcu za zawał zejdzie xD

      Usuń
  7. To tak. Masz śliczny szablon. Rozdział i ogółem cała fabuła genialna. Tylko trochę pogmatwane, trudno mi było ogarnąć kto się w kim zakochał i takie tam.
    Blogger nie poinformował mnie o tym rozdziale jakbyś mogła mi pisać pod nowym postem. Byłabym wdzięczna ;3
    http://nejihina-forbidden-love.blogspot.co.uk/2013/08/rozdzia-1.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Tsuuu, wybacz że dopiero teraz :< Wstyd wielki, wstyd ogromny.
    Rozdział genialny ^^
    Hidan był najlepszy. Już go sobie zaczęłam wyobrażać z soczkiem, jak taki mały przedszkolak xDD I ten podryw na szparagi. Ja go kocham <333 Bez niego to opowiadanie nie byłoby tym samym opowiadaniem ^^ :D
    No i Jezuuu, wszystko się pogmatwało. Czemu oni nie mogą sobie nic mówić wprost? Jednak, obawiam się, że to dopiero początek tego wszystkiego... Nie no, ciekawie będzie ^^
    Itachi to biedak. I biedna kanapka :< Ale Itachi jednak biedniejszy, mimo wszystko ^^
    Chociaż i tak najbardziej mi żal Yahiko. Myślałam, że on zobaczy Konan razem z Hidanem, normalnie odliczałam do tego momentu, a tu proszę. Chociaż, jak to już napisałaś pod jednym z komentarzy, chłopak zeszedłby na zawał :< Smutne.
    Czekam na nexta <3333333 Pozdrawiam i życzę weny!!!

    OdpowiedzUsuń

OBSERWATORZY