Ahhh... Czy ten koleś na zdjęciu nie jest cudny? ♥
– z/w – Zaraz wracam. Wystukałem na klawiaturze i
wysłałem do Sasoriego. Ospale zwlokłem się z kanapy i podreptałem do drzwi.
Zajrzałem przez wizjerek, a po drugiej stronie ukazało się oko Hidana,
przyozdobione fioletową soczewką, a chwilę potem wnętrze jego ust...
Westchnąłem ciężko i z miną męczennika otworzyłem chłopakowi drzwi.
– Cześć Deiu-Geju.
– Hidan… Spierdalaj. – jęknąłem. Zarwałem z Sasorim nockę
i aktualnie nie miałem ani siły, ani humoru, ani tym bardziej ochoty na
oglądanie jego obrzydliwej paszczy. Już miałem oddalić się z powrotem na sofę,
gdy drogę zasłoniło mi ramię Siwego. Posłałem mu spojrzenie pod tytułem
‘sprawdź-czy-cię-nie-ma-gdzie-indziej’, ale on tylko uśmiechnął się po swojemu.
Po swojemu znaczy w tym przypadku: frywolnie, perwersyjnie,
wyuzdanie, obleśnie, bezwstydnie, sprośnie, swawolnie… Wybierajcie sobie do
woli.
Oparłem się o ścianę i zakładając ręce na piersi uniosłem
brwi w geście zniecierpliwienia.
– Tym razem bez „pierdol się”? – wymruczał, a ja
teatralnie wywróciłem oczami. Pieprzony zbok.
– Jak widać. – odparłem beznamiętnie. Zaczął bawić się
moimi włosami, okręcając je sobie na palcu, a potem odwijając. Zmrużył lekko
oczy. – Co ty uskuteczniasz? – prychnąłem.
– To co zwykle. – zaśmiał się uwodzicielsko i jeszcze
bardziej przybliżył. Już miał przyssać się do mojego karku, kiedy niechcący
uniosłem nogę i opierając ją o ścianę, wbiłem kolano prosto w jego krocze… Och…
Cóż za niezdara ze mnie…
Z rozbawieniem przyglądałem jak nieruchomieje, a oczy
prawie wyłażą mu na wierzch. Jęknął żałośnie i dociskając dłoń do obolałego
miejsca, odsunął się posłusznie. Ja tymczasem jak gdyby nigdy nic walnąłem się
z powrotem na mojej miejscówce w rogu sofy i kontynuowałem pisanie.
Minęła pierwsza minut, druga… I było zdecydowanie za
chicho jak na pomieszczenie, w którym znajdował się Hidan. Podniosłem wzrok
znad laptopa.
– CO TY KURWA ODPIERDALASZ?! – wrzasnąłem, wpatrując się
z niedowierzaniem w czołgającego się po podłodze chłopaka. Jakby tego było
mało, mój mózg uparcie starał się przyodziać go w kostium olbrzymiej larwy
popierdalającej po parkiecie w salonie.
Zapamiętać: nigdy więcej nie zarywać nocki.
Potrząsnąłem głową, odganiając natłok myśli.
– Booooliiii. – zawył, wijąc się pod sofą. Nachyliłem się
w przód, zerkając na niego z bezpiecznej wysokości pół metra i zmarszczyłem
brwi, krzywiąc się lekko.
– Jesteś beznadziejny. – mruknąłem.
– BOOOOOLIIIII – zawył o kilka tonów głośniej.
– I co mnie to?! – warknąłem.
– Masz, pomasuj. – parsknął śmiechem. Starałem się
zachować powagę, spoglądając na niego z politowaniem, ale nie wyszło. Niestety.
Nie wytrzymałem i roześmiałem się.
– Sam se masuj, niedojebie.
– Okej. – jednym ruchem rozpiął rozporek.
– Hidan, kurwa! – wrzasnąłem przez śmiech, a ten tylko
wyszczerzył się jak idiota.
Jednym susem wskoczył na sofę i opierając mi się na ramieniu
zerknął na ekran. Przez dłuższą chwilę przyglądał się moim rozmowom z Sasorim.
– Ej, to ile już mu nagadałeś? – odezwał się wreszcie.
Zamyśliłem się, starając przypomnieć sobie wszelkie historyjki, które mu
naopowiadałem.
– Cóż… Przyjaźniliśmy się, potem do paczki doszła Konan.
Potem zacząłeś z nią chodzić, a potem się pokłóciliśmy i wlazłeś pod auto. Ja
do ciebie pobiegłem, do szpitala, a ty wyznałeś mi miłość. – zakończyłem
teatralnym westchnięciem.
– Heee? – spojrzał na mnie głupkowato.
– Och, no przecież musiałem mu coś nagadać! – obruszyłem
się. – Ty się nazywasz Jirobu, a Tenshi- Maki… Nie patrz się na mnie jak debil,
musiałem coś wymyślić. Nie moja wina, że pomyślałem wtedy o was. – burknąłem
obrażony.
– Awww, jak słodko! – zaszczebiotał i objął mnie
ramieniem, po chwili czochrając już i tak porządnie skołtunione włosy na czubku
głowy.
– Hi- Hidan! Kur–wa! – zacząłem się wyrywać i na oślep
okładać go pięściami, ale uścisk- na moje nieszczęście- miał mocny.
***
Czekałem
przed drzwiami domu Yahiko. Kiedy dzisiaj rano zadzwonił do mnie załamany,
twierdząc, że musi mi pilnie powiedzieć o czymś strasznym, myślałem, że
go zatłukę. Czy ja wyglądam komuś na księdza, żeby spowiadać mi się ze swoich
straszliwych uczynków? A jak już musi się spotkać, to nie mógłby wybrać
dogodniejszej godziny niż… Dziesiąta trzydzieści rano?
UWAGA, niektórzy o tej porze jeszcze śpią. Tym bardziej po
zarwanej nocce…
Mój napad wścieklizny przerwał odgłos zbliżających się
kroków, a już po chwili w drzwiach pojawiła się twarz mężczyzny, okolona białą
czupryną. Na mój widok uśmiechnął się znacząco, a zmarszczki wokół ust
pogłębiły się.
– Dobry. – mruknąłem, tłumiąc ziewnięcie. – Yahiko u
siebie?
– Tak, tak. Wchodź. – Wpuścił mnie do środka. – Napijesz się czegoś?
– Tak, tak. Wchodź. – Wpuścił mnie do środka. – Napijesz się czegoś?
– Niee… Przed wyjściem babcia wmusiła we mnie śniadanie.
– podziękowałem i skierowałem się do pokoju w końcu bocznego korytarza. Miałem
ściśle określone zasady, których się trzymałem.
Pierwsza, chyba najważniejsza: gdy otwiera Jirayia,
unikać rozmów dłuższych, niż to konieczne.
Nie zrozumcie mnie źle. Facet jest świetny, można by
rozmawiać z nim cały dzień… Problem w tym, że po kilku zdaniach ma w zwyczaju
zbaczać na specyficzne tematy. W dodatku uparcie twierdzi, że moje wizyty
u Rudego mają charakter czysto erotyczny. Przyjacielski seks bez zobowiązań i
takie tam… Kiedyś podrzucił nam buteleczkę truskawkowego lubrykantu i życzył
„dobrze spożytkowanego czasu”. A ja tylko przyniosłem Yahiko zeszyty, bo głupek
się rozchorował i nie przyszedł do szkoły. No cóż…
Bez pytania wemknąłem się do pokoju i z prędkością
światła zamknąłem drzwi. Spodziewałem się zastać chłopaka tak, jak zwykle.
Czyli z nogami na biurku, wielkimi słuchawkami na uszach, wsłuchującego się w
gitarowe solówki z piosenek ulubionych zespołów.
O dziwo, nie było go tam. Przeciwnie, leżał na łóżku,
brzuchem do dołu z twarzą ukrytą w poduszce. Gdyby nie szczegół w postaci
unoszących się pleców, oznajmujący, że oddychał, mógłbym pokusić się o
stwierdzenie, że kopnął w kalendarz.
– Te, kochaś! – zawołałem i rzuciłem w niego poduszką,
którą zabrałem z fotela. – Kurwa, Yahiko! – warknąłem, gdy nie zareagował.
– Jeem eaeny… – burknął niewyraźnie w poduszkę, nie
racząc nawet obrócić się do mnie.
– CO?
– Mówię, że jestem beznadziejny! – jęknął, rzucając mi
obrażone spojrzenie. Jakby to była moja wina! Nie kazałem mu przecież być…
Znaaczyyy…
– Nie jesteś, nie pierdol. – westchnąłem ciężko i
rozwaliłem się na obrotowym krześle. Okręciłem się kilka razy, czekając, aż
zacznie gadać. Nie doczekałem się, więc zerknąłem na niego wyczekująco.
Siedział sobie, oparty o ścianę, wwiercając we mnie swoje, aktualnie
przymrużone, bladofioletowe gały. – Nie gap się na mnie tak, jakbym ci kota
łyżką zadźgał. – burknąłem. Czy ktoś może mi łaskawie powiedzieć, o co tutaj
chodzi? Najpierw do mnie dzwoni i wyciąga z domu, a jak już przyszedłem, to
słowem się nie odezwie, tylko gapi jak na seryjnego zabójcę dachowców.
– Owszem, jestem. Przez ciebie!
– Eh? A co JA mam z tym wspólnego? –
prychnąłem.
– Bo jesteś słodki. – wykrzywił się dziwacznie,
przedrzeźniając głosem jakąś dziewczynę. Gapiłem się na niego jak na idiotę,
nieświadomie rozchylając usta i marszcząc brwi.
– Sło- Słodki… – wydukałem. – A- A- A co ty tak nagle… – nie mogłem się wysłowić.
Byłem w zbyt dużym szoku. Yahiko może
nie był ostatni, ale był zdecydowanie na końcu listy osób, od których
spodziewałem się usłyszeć coś takiego.
– Nie ja! – warknął. Ulżyło mi.
– Więc kto? – Czułem się, jakbym stąpał po cienkim
lodzie, który w każdej chwili mógł pęknąć. W odpowiedzi posłał mi tylko spojrzenie
po tytułem „domyśl się”. – Ach… – westchnąłem ciężko i pokiwałem twierdząco
głową. – ZARAZ, CZEMU JA NIBY JESTEM SŁODKI?! – warknąłem.
– Nie wiem! – burknął, a po chwili uśmiechnął się
chytrze. – Może dlatego, że z ciebie taki mikrus, hmmm? – Zmrużył kpiąco oczy i
wyszczerzył się do mnie.
– Grabisz sobie, Seiji. – wysyczałem, na co tylko
zachichotał. – A tak w ogóle… Jakie to uczucie, kiedy dziewczyna woli od ciebie
geja? – odgryzłem się. Momentalnie zrzedła mu mina. – Uuuuuu, zabolało? Jakże
mi przykro… – sarknąłem.
Doprawdy, nie rozumiem jakim cudem on się ze mną jeszcze
przyjaźni. Ludzie są dziwni.
Ale, wracając do tematu… Ja pierdolę, Konan olała go dla
mnie. Nie wiedziałem, czy mam się z niego śmiać, czy mu współczuć. Chyba to
drugie, chociaż tak naprawdę z trudem powstrzymywałem się od ryknięcia
śmiechem.
Biedny Yahiko… Nie ma szans z moja wrodzoną
zajebistością…
To przykre, serio.
Nie, dobra. To nie jest przykre. To tak żałosne, że aż
śmieszne.
– No dobra brzydalu, to co chcesz zrobić? – Zerknąłem na
niego wyczekująco, gdy cisza panująca wokół zaczęła mnie irytować.
– Nie nazywaj mnie tak, Akasuna! – prychnął.
– Stary, kiedy do ciebie dotrze, że z naszej dwójki to ja
jestem ten piękny? – odparłem ze stoickim spokojem.
– A nadal sam, hmm?
– Piękni już tak mają, co poradzić… – westchnąłem
teatralnie i po chwili parsknąłem śmiechem, widząc jego minę. Przez moment
przyglądał mi się naburmuszony, ale w końcu też się roześmiał. – No, ale co
chcesz zrobić?
– Nie wiem. – jęknął zrozpaczony, na powrót wracając do
stanu depresyjnego. Normalnie… Jak baba w ciąży. – Pomóż mi, Sasori.
– Niby jak?
– Pogadaj z nim… – mruknął cicho i zerknął na mnie
błagalnie. Chwilę przyglądałem mu się, uśmiechając się głupkowato. Że niby z
kim mam pogadać? I czemu mówi w rodzaju męskim? Z tego, co mi wiadomo, to Konan
jest dziewczyną. Więc z kim…
I wtedy do mnie dotarło. Nie możesz dotrzeć do
dziewczyny- pogadaj z jej znajomymi.
– Oooooo nie. Nie, nie, nie, nie! – warknąłem. – Nie
zmusisz mnie! Nie chcę tego durnia widzieć na oczy częściej, niż to konieczne!
– ofuknąłem Yahiko. Nadal wszystko mnie boli po tym, jak laleczka na mnie
zleciał. Pieprzony dureń. Nawet po drzewie zleźć nie umie. Ofiara losu… – Sam z
nim pogadaj.
– Nie!
– Dlaczego nie? Ja ci wyglądam na gołębia pocztowego?
– Bo…
– BO? – prychnąłem. Nie wymyśli sensownego argumentu! Nie
ma szans!
– Bo masz z nim lepszy kontakt! – wypalił.
– ODSZCZEKAJ TO! – wrzasnąłem. Lepszy kontakt. To miało
być śmieszne? No kurwa, ha, ha, ha.– Zaraz ty będziesz miał lepszy kontakt z
moją pięścią, jak jeszcze raz jebniesz takim tekstem! To ten kretyn przylazł
wtedy na dach, to on się dosiadł i to on na mnie zleciał! To wszystko jego wina!
– wykrzyczałem na jednym tchu, potrząsając Yahiko w przód i w tył. Przeklęty
zdrajca. Oni to sobie uknuli! Razem z Konan! Jestem tego pewien! To zemsta za
ten telefon, tak?!
– Co? – wydukał pomiędzy jednym, a drugim szarpnięciem. –
Saso, o czym ty mówisz? – Znieruchomiałem. No to wpadka. Rudy przyglądał mi się
podejrzliwie, mrużąc oczy i marszcząc brwi. Potem wykrzywił usta w zadziornym
uśmieszku, a w jego oczach dało się dostrzec błysk rozbawienia. – Co wyście tam
robili? – mruknął kpiąco. Chwycił mój nadgarstek, odciągając go od swojej
bluzki i wyprostował się do siadu. W dalszym ciągu nie spuszczał ze mnie
wzroku.
– Nic. – burknąłem. Błyskawicznie podniosłem się na nogi
i podszedłem do okna.
– W sumie, to wyszliście i nie wróciliście… – zamyślił
się głośno i przysiadł obok mnie na parapecie. – To ty taki cichociemny? Przy
wszystkich się żrecie, a sam na sam…
– Nic nie zaszło! – Odwróciłem się do niego. Miało to zabrzmieć
twardo i pewnie, ale od tego ciągłego wrzeszczenia załamał mi się głos i
koniec, końców wyszło rozpaczliwe jękniecie. To zdaje się tylko upewniło go w
przekonaniu, że zmyślam. Ale przecież nie zmyślam! Nic nie zaszło! Nie miało
prawa zajść! To debil, a ja mam pewne wymagania…
Znowu obdarzył mnie tym uśmieszkiem, ignorując kurwiki,
którymi w niego ciskałem. Już otwierałem usta, żeby wybić mu z tego zakutego
łba wszelkie idiotyzmy, które sobie uroił, ale przerwało mi skrzypniecie drzwi
i stłumione przekleństwo. Yahiko obrócił głowę w tamtym kierunku, a ja
wyjrzałem zza jego ramienia. Naszym oczom ukazała się twarz Jirayi, wciśnięta w
szczelinę pomiędzy drzwiami a futryną.
– Tato… Co ty odwalasz? – chłopak zwrócił się do
mężczyzny ze stoickim spokojem.
– Nic. Nie przerywajcie sobie. Sprawdzam, czy wam czegoś
nie brakuje.
– Skoro już sprawdziłeś i jak widzisz- niczego, to może
już pójdziesz? – westchnął ponaglająco. Jirayia przeniósł spojrzenie na mnie, a
ja uśmiechnąłem się sztywno. – Rozmawiamy. Możesz wyjść?
– Tak, tak, już… Miłej… Ehem… Rozmowy… – dodał i
wycofał się. Nim zniknął za drzwiami pochwyciłem jeszcze jego rozbawione
spojrzenie i znaczący uśmieszek. Drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem. Yahiko
odetchnął głęboko i odwrócił z powrotem w moja stronę. Już miał coś powiedzieć,
ale zamiast tego, ponownie odwrócił się na pięcie i podszedł do drzwi. Bez
ostrzeżenia chwycił klamkę i otworzył je na oścież. Pod jego stopami wylądował
białowłosy mężczyzna.
– Tatooo... – jęknął błagalnie. – Weź idź podglądać
sąsiadów, czy coś. Chcę z nim porozmawiać na osobności. To ważne.
– No już, już… Nie krzycz na mnie… – burknął obrażony
Jirayia.
– Przecież ja nie…
– Nie pyskuj. – Zbył go machnięciem ręki i zszedł na dół.
***
– I-I-I wtedy na-napisał, że mi współ-czuje… – wyjąkałem
pomiędzy spazmami śmiechu. Od kilkudziesięciu minut niemalże leżeliśmy z
Hidanem na podłodze, rechocząc głośno. Wszystko przez to, że kazał opowiedzieć od
początku, co nazmyślałem Sasoriemu. Ze szczegółami. Minęło kolejne kilka minut,
zanim przestałem zanosić się śmiechem co sekunda. Pociągając nosem otarłem
zapłakane oczy.
– Hej, a co tam u twojego chłopaka? – walnął ni z tego ni
z owego Hidan. Zmarszczyłem brwi i posłałem mu nic nierozumiejące spojrzenie.
– O czym ty gadasz. Przecież ja nie mam…
– No ten, jak mu tam... Sasori. Ten czerwonowłosy. –
przerwał mi.
– ŻE CO?! – ryknąłem. – Co ty sobie znowu kretynie
uroiłeś? Ja go nienawidzę! NIE-NA-WI-DZĘ. Rozumiesz? – obruszyłem się. No
jeszcze czego, żeby w moim własnym domu sypać takimi herezjami. Gdzie mnie z
tym karłem parować będzie. Dureń.
– Ale Konan mówiła…
Aha! Więc to Konan! Co za mała, przebrzydła, zdradziecka…
– A ona to sobie może mówić. – prychnąłem wyniośle.
– Wiesz no… Od boku wyglądało to trochę inaczej. Wtedy
jak czekaliśmy na transport… – zamyślił się.
– Głupi jesteś. Wmawiasz sobie coś, co nie ma prawa
istnienia. – odburknąłem z przekąsem. Cały czas czułem na sobie świdrujący
wzrok Siwego, a świadomość podpowiadała mi, że szczerzy się teraz jak dureń. –
No i na co się gapisz?
– Dei, ile my się znamy? – spytał nagle. Zamyśliłem się.
– Noooo z sześć lat będzie, bo co?
– Noooo z sześć lat będzie, bo co?
– To, że wiem, kiedy mój gejaszkowaty kumpel leci na
kogoś, a kiedy nie… – Mrugnął do mnie zadziornie, przyprawiając mnie o
delikatny rumieniec. Już otwierałem usta, zęby zaprzeczyć, ale przerwał mi. – A
te wasze kłótnie są, z tego co słyszałem od Konan, urocze. Mówię ci, to miłość.
– zakończył profesorskim tonem.
– To żądza mordu, Hidan. Żadna miłość.
– Nie, nie. To zwykła żądza, Dei. – sprostował, uśmiechając się słodko.
– Nie, nie. To zwykła żądza, Dei. – sprostował, uśmiechając się słodko.
– Udław się. – fuknąłem i podniosłem się, odstawiając
laptop. Skierowałem się do kuchni, po coś do picia. Nadal chciało mi się spać,
więc postanowiłem zrobić sobie kawę. Wstawiłem wodę w czajniku i sięgnąłem do
półek. Jak na złość, w mojej głowie cały czas odbijały się echem słowa Siwego.
Idiota… Bo jak można w ogóle brać pod uwagę takiego Akasunę? Co z tego, że był
przystojny. Był też niesamowicie wkurwiający. I ta jego pieprzona mimika… A
raczej jej brak!
Jak… Jak… Jak pierdolona lalka!
I w ogóle to koleś ma jakieś wahania nastrojów. Najpierw
się drze, potem ma wyjebane, a potem wygląda jakby zaraz miał się rozkleić, by
za kilka minut znowu pyskować. I jeszcze ten ton… – „Jesteś popierdolony”… –
nieświadomie wykrzywiłem usta w dziwacznym grymasie i zacząłem przedrzeźniać
Sasoriego. – Sam jesteś popierdolony. Głupi pokurcz… – mamrotałem pod nosem,
nie zwracając uwagi na to, co robię. Nim się spostrzegłem, nasypałem kawy do
połowy kubka. Zakląłem siarczyście i odsypałem część granulek z powrotem do
pojemnika. Akurat zagotowała się woda i guzik w czajniku pstryknął
charakterystycznie, informując, że woda już gotowa. Z ciężkim westchnięciem
chwyciłem plastikowe ucho i zalałem kawę wrzątkiem.
Oparłem się jedną ręką na blacie, a drugą sięgnąłem po
łyżeczkę i energicznie zacząłem mieszać napój. Wpatrywałem się beznamiętnie w
mały wir wytwarzający się w środku kubka przez szybkie, koliste ruchy sztućca.
Głupi Sasori… Tylko problemy mam przez niego. Najpierw w
szkole, te torby, a teraz jeszcze ta ciota się do mnie dowaliła… Idiota. Że też
ze wszystkich ludzi na świecie to musiał być akurat on. Ten… Ten…
– Szlag! – warknąłem, kiedy gorąca kawa chlapnęła mi na
dłoń. Wrzuciłem łyżeczkę do zlewu, a ta z trzaskiem uderzyła w aluminiową
powierzchnię. Przyssałem się do zaczerwienionego miejsca, drugą dłonią
chwytając kubek i kierując się z powrotem do salonu. Postawiłem kawę na stole i
poszedłem do łazienki, opukać poparzenie zimną wodą i posmarować jakąś tam
maścią, czy innym szajsem. Po kilku minutach wróciłem i ujrzałem…
No, zgadnijcie co.
Nie wiecie?
Oczywiście, że Hidana żłopiącego moją kawę.
– Hidan… – jęknąłem zrozpaczony. – Idź zrób sobie swoją.
– westchnąłem ciężko. Co za przebrzydła pijawka…
Oderwał się od kubka i wzdrygnął nieznacznie.
– Fuj. Ile ty słodzisz? – wysunął język, krzywiąc się.
– Tyle, ile lubię. Nie smakuje, to oddawaj. – wyciągnąłem
rękę po kubek, ale zabrał go z powrotem.
– Nie. – burknął. Znów upił łyk i znów się skrzywił, i
tak jeszcze kilka razy… Potem wręczył mi opróżnione naczynie i kazał „następnym
razem tyle nie słodzić”. Eh. Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Ja co jakiś czas
zerkałem na laptopa z włączonym GG. Sasoriego nadal nie było… – Ej… – zaczął
Ishimura. Zerknąłem na niego z rezygnacją. Co tym razem wymyślił..? – A co
jeśli… – zamilkł, robiąc teatralna przerwę. Przechyliłem lekko głowę i uniosłem
brwi, posyłając mu spojrzenie w stylu ‘co-znowu-wymysliłeś-durniu’, na co tylko
zachichotał.
– Jeśli? – wymusiłem odpowiedź.
– Jeśli ten Sasori – Tu wskazał na laptop – To ten sam co
ty go tak lubisz? – wyszczerzył się tryumfalnie, a ja plasnąłem się w czoło,
robiąc klasycznego face palma.
– Zdurniałeś do reszty… – westchnąłem ciężko.
– No co, to możliwe przecież!
– Hidan… Masz pojęcie ilu jest Sasorich w Tokio? Gdyby to
na serio był ON, to miałbym
niewyobrażalnie-wielkiego-zajebiście-mega-kurwa-pecha.
– Oj tam zaraz pecha… – parsknął. – No pomyśl… Śmiechowo
by było… – Zamyślił się.
– Takie coś jest niemożliwe. – stwierdziłem oschle. –
Poza tym, ten pokurcz jest debilem, a Sasori z czata artystą. Chociaż pojęcie o
sztuce ma strasznie ułomne… Co nie
zmienia faktu, że jest spoko. Można z nim normalnie pogadać. Nie to, co z tym
karłem. On pewnie całymi dniami wyrywa panienki. A tamten jest gejem. Widzisz?
To niemożliwe!
– Te, te, te. Gadasz, jakbyś miał się w nim zadurzyć. –
mruknął kąśliwie siwowłosy. – A może już się zadurzyłeś, hmm? – Przysunął się,
jakby oczekiwał, że na czole wyskoczy mi zaraz jakiś napis. Odsunąłem go od siebie, wywracając teatralnei oczami. –
Wiedziałem, że to ma drugie dno! Na co dzień odstawiasz szopkę, że „to tylko
eksperyment”, a w rzeczywistości chcesz go wyrwać! Mam rację? – wyszczerzył
się.
– Gówno prawda. – burknąłem.
– Jasne, jasne…
– Siwy, weź idź podręczyć kogoś innego. Nowy kościół
wybudowali. Idź, spal go, czy coś. Tylko błagam, odpierdol się ode mnie. –
Podniosłem się i nim zdążył coś powiedzieć, wytargałem za kudły do przedpokoju
i bezceremonialnie wywaliłem za drzwi. – Głupi kutas. – wymamrotałem pod nosem
i odetchnąłem ciężko. Wreszcie spokój. Wróciłem do salonu i walnąłem się
bezwładnie na kanapę, uprzednio odstawiając laptop na stolik. Przymknąłem oczy,
powoli zatapiając się we wszechobecnej ciemności. Czułem jak odpływam. Przez
umysł przepływały mi strzępki rozmów.
A co jeśli Sasori z
czata, to rzeczywiście ten Sasori z zajęć, odezwał się jakiś zmartwiony
głos w mojej głowie
Nieee… To nie
mógłby być on, odpowiedział mu inny.
Ale jeśli? Mogą być
przez to problemy… Może lepiej nie grabić sobie bardziej, znów spytał
pierwszy.
Przecież nawet nie
wie, że Ashiya i Deidara to ta sama osoba, tym razem odpowiedziałem ja,
nawet nie zdając sobie sprawy, że gadam sam do siebie.
Poza tym, nie ma pewności, że to ten sam Sasori, poparł mnie ten złośliwy głosik.
Poza tym, nie ma pewności, że to ten sam Sasori, poparł mnie ten złośliwy głosik.
Ale jeśli…,
drugi, ten łagodny cały czas obstawał przy swoim.
Jeśli tak, to mamy
kolejny podwód, żeby zrobić z niego durnia, prychnął złośliwie drugi głos.
Potem oba umilkły, a ja pogrążyłem się we śnie.
***
Z okazji bez okazji (szkoła to nie okazja) macie dwie godziny wcześniej xP Cóż, zwykle daję jeden obrazek, ale... Tym razem nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie narysować xD
DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU:
9.09.2013
W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
Nietypowa prośba.
Nieporozumień ciąg dalszy.
Kolejna zajebista notka ;D i ta okazja tak idealnie do mnie pasuję, dziękuję xD czuję jakby to była dedykacja xD a reszta niech się uczy! xD
OdpowiedzUsuńJakoś na początku miałaś dwa błędy jakby co xD ale to takie tam literówki xD żadna zmiana znaczeń słów xD
Dobra teraz tak, Dei-Gej mnie zabił XDDD Co to czytam to się śmieje xD Hidan, jako gąsienica i jego skłonność do sfabania XDDDD No nie no, człowiek skurwiel xD uwielbiam go, jest u ciebie taki rozkoszny, słodki i w ogóle xD podoba mi się ta jego odwaga do Dei'a, taki kurwa Bi xD ale jakby mu to pasowało! xD Jednak no, to Hidan, dla niego cycki są pewnie lepsze xD
Sasori w domu Yahiko... człowieku, ale ty masz przejebane życie z takim ojcem xD w ogóle z wszystki ma ojca geja, przyjaciela geja, i sądzi, że jego laska woli od niego geja, kurwa XDDD potrójny pech xD Och Saso skromniacha xD ale cóż, jest przystojny i chuj xd taki chodzący seks xD no, ale ta gadka, że są ze sobą z Deiem blisko xD xD ciekawe czy poświęci się dla kumpla? ;D Jiraya wie co chodzi po głowie chłopcom w ich wieku xDDD
No i wracamy do Dei'a-Geja xD i Hidanka xD tak, u ciebie, zdrobnienie baaardzo mu pasuję xD Jak on mu dokuczał z tym Sasorim, jak dzieci w przedszkolu, mówiąc o zakochaniu, a wtedy kochać dziewczynę to wstyd xD ale podobał mi się koniec, w sensie ta myśl, że ten i ten Saso to jedna osoba xD że Deiowi nie zaczyna się robić głupio, że wkręca osobę, którą polubił.... :P w ogóle Hidan i herbata xDD
No to czekam na dalszy rozwój wydarzeń ;D
Życzę weny i pozdrawiam ciepło ;*;)
Kawa* nie herbata, a teraz się mi nie burz >.> xD
UsuńAwwww! :3 To było meeeegaaaaśneeee...
OdpowiedzUsuńDeidara swoją głupotą przebija wszystko i wszystkich. Nosz kurde, nawet Hidanowi przyszło do głowy, że Sasori, to Sasori, a nie inny Sasori... Czy jakoś tak. Mam nadzieję, że Konan wbije do łba temu rudzielcowi, że nie lata za Saso o.O
A, i ja też chcę kawę. Jest za wcześnie, żeby wstawać -.-
Boże Hidan wtf? Jak to się stało, że taki debil okazuje się z nich wszystkich najmądrzejszy? Normalnie taki.. ukryty geniusz. Szalony naukowiec! Wgl Hidan to moim zdaniem jest największą gwiazdą tego opowiadania, ubóstwiam go <3
OdpowiedzUsuńW ogóle dzięki ci, za umilenie pierwszego dnia szkoły. Tak sobie wróciłam do domu z humorem nietęgim, ale w rozdziale były takie zajebiste teksty, że od razu mi się poprawiło :D
Jiraiya też niszczy <3
W następnej notce zamieszania ciąg dalszy mówisz? Ach biedny ten Yahiko ;<
No i co za skromniak Sasori xD lol, jakbym siebie słyszała xD 'nie mam chłopaka bo nie ma żadnego godnego mnie' xD
Pozdrawiam, buziaki ;3
heheh nie no miałam takie dechy na tym rozdziale
OdpowiedzUsuń1. Dei-Gej (faktycznie się rymuje, że też wcześniej na to nie wpadłam).
2. Uderzenie z kolana w czułe miejsce Hidana (czy mi się wydaje, czy mi się zrymowało) Xd
3. podejrzenia Jiray co do wizyt Sasoriego w pokoju Yahiko
4. Samoocena Sasora!
5. Hidan z kubkiem kawy!
i jest jeszcze więcej sytuacji, które mnie rozbawiły.
aaa i te głosy w glowie Deia! heheh też czasami takie mam ;p
aa Hidan niby taki głupi, ale wpadł na to, że to może być ten sam Saso xDDD
rozdział ogólnie mi się podobał, jak zawsze zresztą, dlatego czekam na więcej!
pozdrawiam ;*
Boże, hahah, jebłam! Ten rozdział, będzie należał chyba do moich najulubieńszych! Uwielbiam cały ten tekst, muszę go kiedyś wydrukować, dać w ramkę i powiesić XDDD Samoocena Sasorka mnie rozwaliła, ten to kurde taki po prostu, zywy człowiek skromności XDDD ale jakoś inaczej to go sobie nie wyobrażam! Jiraiya.yhym! Gościu, pasujesz mi! I te przypuszczenia XD Z tym kubkiem kawy to mnie też rozwaliłaś. I te przypuszczenie, co jeśli Sasori to ten sam Sasori, kurwa XD Nieee, to jest wgl niemożliwe! Zupełnie! (facepalm) XDDD Jezu, kocham te twoje rysunki! A wersja Hidana poczwary, czy czego to, przyprawiła mnie o takie spazmy śmiechy, że jak jeszcze ujrzałam rysunek i tą minę Deia-geja i Hidana to pieprznęłam o podłogę XD Rozdział króluje, wali od niego zajekurwabistością XDDD Sugoooooi! XDDD Czekam na tego nexta, bo jestem mega ciekawa!!!! Oczekuuję jakiś fajnych akcji z Sasorkiem! :3333 Pozdrawiam i życze weny! :*
OdpowiedzUsuńach! I jeszcze jedno, moja droga! Czy mogłabym sobie wydrukować ten rysuneczek pierwszy ?XDDD Bo przystrajam ścianę i już mam dla niego miejsce!!! *Q*
UsuńA drukuj skoro chcesz xD
UsuńDzięęęęęęękuuuuuuję *UUUU* Radujesz moje serce, tym pozwoleniem >o< O zgrozo. tusz się skończył. ;___; no to jutro, twój obrazek będzie wisiał na mojej ścianie w głównym miejscu *Q* Ma już specjalne miejsce! XD
UsuńJeeejku, przepraszam, że tak późno, ale no tak wyszło :< Wybacz mi.
OdpowiedzUsuńRozdział ocieka zajebistością. Jak zawsze. Tego już nie trzeba powtarzać, no ale żeby nie było wątpliwości, nie? <33333333333
Hidan, kochany mój, zasłużyłeś. ^^ Chociaż szkoda mi go było, przytuliłabym go do siebie... Albo nie, ja się go boję ^^
Jiraiya, hahahhahaa. Nadal się nie mogę nadziwić, ze ma inną orientację niż w Naruto. Oro to tak, to spoko, rozumiem, nawet wygląda xDDD ale Jirayia... lol, nope xD
Dei sie domyśla. To dobrze, już go miałam za kompletnego debila ^^
Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i czekam na next!!!
Spóźniona ;_____; I to nie z jednym komentarzem, a z kilkoma! ;__; Rozleniwiłam się... >,<
OdpowiedzUsuńWięc zacznę od tego, że faktycznie! Gościu na zdjęciu mega i wgl <3 Łaa! <3 Muza też spoko ;)
Hidan <3 <3 (...) <3
' – Nie. – burknął. Znów upił łyk i znów się skrzywił, i tak jeszcze kilka razy… Potem wręczył mi opróżnione naczynie i kazał „następnym razem tyle nie słodzić”.' - xD ( tyle wystarczy)
Wgl to gdybym kopiowała wszystkie zajebiste momenty jak Jiraja, czy samoocena Sasora, to musiałabym cały rozdział komentarzu umieścić, a mi się nie chce xD
~ Cudo! <33
Pozdrawiam i weny!
Hahaha :D Deidara jest okrutny! Biedny Hidan... jak mógł go tak uderzyć xD Jak sobie wyobraziła to tarzanie się z bólu po podłodze, to myślałam, że padnę ^^
OdpowiedzUsuńA Yahiko współczuję... nic nie wie biedaczek i się tak przejmuje. jeszcze każe Sasoriemu robić za posłańca ;p Za to Jiraya był świetny. To był kolejny moment, w którym nie mogłam powstrzymać śmiechu ^^
Cieszę się, że Deidara powoli zaczyna rozmyślać nad tą zbieżnością imion. Może niedługo domyśli się wreszcie? ;)
Bardzo dobry rozdział. Czytałam go z wielką przyjemnością. Pozdrawiam i życzę weny! ;)
Czyżby Deidara zaczął się wreszcie czegoś domyślać? :D
OdpowiedzUsuńBiedny Hidan xDDD Ale muszę przyznać dei ma niezłą wyobraźnie xD
No i Jiraya <3 uwielbiam go xD
Yahiko... jaki on jest głupi! Mam ochotę go uderzyć xD
Wybacz, że nie skomentowałam wcześniej, ale jestem w fazie rozpaczy i tak jakoś wyszło xD
mam jedno pytanie! Jakiej orientacji jest Hidan? xDD zastanawia mnie to od pewnego czasu xD
Pozdrawiam i życzę weny i mnóstwa wolnego czasuu :3