Info

1.Rozdziały pojawiają się raz w tygodniu (niedziela).
2. Szablony wykonuję samodzielnie i są dostosowane do mojej rozdzielczości (1280x1024). W razie problemów użyj ctrl+/ctrl-. Używam przeglądarki Mozilla Firefox!
3. Bardzo proszę o nie nominowanie mnie w klepankach! Oczywiście dziękuję i doceniam, ale zwyczajnie nie chce mi się w to bawić.
4. Nie kopiuj niczego bez mojej zgody!
5.Wszelkie komentarze nie dotyczące rozdziałów zostawiaj w zakładce SPAM!
6. W zakładce OPOWIADANIA znajdują się buttony bloga.
7. O ile to możliwe, staraj się nie psc w tn spub. Na prawdę, nie mam ochoty rozszyfrowywać Twojego komentarza...

26 sierpnia 2013

BAKA: ROZDZIAŁ 4

Człowieki, jest sprawa!
Podobnież nie wyświetlają się wszystkie zakładki w menu (dokładnie 9). U mnie nic takiego się nie dzieje i wszystko jest okej, a u was? Dajcie znać, bo nie wiem, czy to część z was ma chujowego neta (xD), czy po prostu mój jest ponadprzeciętnie zajebisty i mam grzebać w ustawieniach. 
A teraz nie przedłużam i zapraszam do czytania.
Smacznego!
***

Simple Plan - Shut Up

Powoli, nieśpiesznie wszedłem do klasy. Nieśpiesznie, bo:
Raz: było już dawno po lekcjach, a ja i tak musiałem siedzieć tu następne pięć godzin, "bo doradztwa".
I dwa: tuż przede mną siedział Akasuna.
Wspaniale, prawda?
Niechętnie przestąpiłem próg klasy i skierowałem się na moje stałe miejsce. O ile wizja siedzenia w odległości metra od tej rudej szui była co najmniej wkurwiająca, to jak miałem nazwać to, co właśnie uderzyło we mnie z siłą bomby jądrowej?
Przenosiłem niedowierzające spojrzenie to na Konan, to na Yahiko. Ta dwójka chyba za punkt honoru obrała sobie uprzykrzanie mi tych zajęć.
Sztywno podszedłem do ostatniej ławki. Na moim dotychczasowym miejscu siedział sobie Yahiko i w najlepsze gadał z Blue... A mnie miał najwyraźniej w dupie. No cóż.
― Ehem. ― chrząknąłem znacząco i posłałem mu wyczekują spojrzenie.
― Ooo. Siema. ― Zerknął na mnie, odchylając głowę do tyłu. Jakby się kurwa nie mógł po ludzku obrócić...
― Siema. ― Uśmiechnął się słodko, chociaż moje oczy ciskały w niego mordercze błyskawice. ― Nie pomyliłeś aby miejsc...? ― wysyczałem.
― Hmmm? Nie. Nie sądzę. Siedzę od teraz z Konan.
― A postanowiłes wykopać mnie bo...?
― Bo tak. ― Wzruszył ramionami i wrócił do przerwanej konwersacji. Z moich ust wyrwało się oburzone "eh?!". Nie doczekałem się jednak reakcji. Obrzucając ich w myślach najbardziej wymyślnymi epitetami, jakie przychodziły mi teraz do głowy usiadłem pod ścianą, w ławce przed nimi. Plecami przylgnąłem do ściany, podpierając brodę na dłoni, a każdą próbę zagadania do mnie zbywałem teatralnym hymknięciem.
Pozostawało mi modlić się, żeby ten karzeł wlazł pod autobus i nie pokazywał mi swojej mordy przez resztę mojej żałosne egzystencji aktualnie w pięćdziesięciu procentach opartej na gniciu w szkole...
Nie minęło pięć minut, a nikła nadzieja kołacząca się nieśmiało w moim sercu została zdmuchnięta niczym pierdolony płomyczek pierdolonej świeczki. W dalszym ciągu fochnięty wpatrywałem się w profil Sasoriego. Oh, jeszcze się nie skapnął, co jest grane, hmm?
O, zaraz się obróci!
Trzy…
Dwa…
Jeden…
― No chyba kurwa wątpię! ― warknął ― Yahiko wracaj na swoje miejsce, Motoharu wypierdalaj do tyłu, a ty ― rozwścieczony wskazał na Konan― nie śmiej się tak! ― zakończył oschle.
Zerknąłem na parę za mną. Chwilę patrzyli na niego z głupimi uśmieszkami, a potem jak gdyby nigdy nic wrócili do rozmowy. Przeniosłem spojrzenie na Sasoriego i parsknąłem śmiechem.
Wydymając policzki przypomniał w tej chwili małego dzieciaka, a nie dziewiętnastolatka… Miałem wrażenie, że za moment tupnie nogą. Ale nie, nie zrobił tego. Całe szczęście... Wtedy już chyba całkowicie straciłbym wiarę w ludzkość.
Nagle pojawiła się babka, która prowadziła zajęcia. Zatrzymała się za nim i położyła mu dłoń na ramieniu. Siłą powstrzymywałem śmiech. Dopiero teraz zauważyłem, że była od niego wyższa…
Boże, co za żałosny pokurcz.
Przeniósł na nią rozjuszone spojrzenie, które pozazdrościłby mu nawet Bazyliszek, a ona najzwyczajniej w świecie odpowiedziała mu słodkim, ciepłym uśmieszkiem. Wtedy nie wytrzymałem i znowu parsknąłem śmiechem. Odwróciłem się w stronę Konan, starając się nie patrzeć na Akasunę. Inaczej mogłoby skończyć się na zapowietrzeniu.
― Usiądź obok Deidary, kochaniutki. ― odezwała się kobieta, a ja nagle drgnąłem.
― CO?! ― ryknęliśmy jednocześnie. Całe rozbawienie momentalnie zniknęło, zastąpione przerażeniem. ― NIE BĘDĘ OBOK NIEGO SIEDZIEĆ! ― W tym samym czasie wskazaliśmy na siebie palcami, sekundę potem mordując się wzrokiem. ― TO CIOTA! ― dodaliśmy.
― Ach! Widzę, że świetnie się dogadujecie. To cudownie, będziemy dzisiaj pracować w parach. ― Ucieszyła się, zupełnie ignorując nasze wyzwiska. Pchnęła Sasoriego w moja stronę.
Mrużąc oczy przyglądałem się uważnie każdemu jego ruchowi. Sztywno podszedł do ławki, piorunując mnie wzrokiem. Nie byłem dłużny.
Nie spuszczając ze mnie spojrzenia, ostentacyjnie ciepnął torbę na stolik, gwałtownie odsunął krzesło i równie gwałtownie usiadł.
Następne dziesięć minut spędziliśmy na wzajemnym mordowaniu się wzrokiem, aż w końcu baba od doradztwa rozdała nam pliki jakichś kartek i kazała wypełnić w grupach.
Chwyciliśmy je w tym samym czasie, poświęcając kolejne kilka minut na wyrywanie ich sobie. W końcu stwierdziłem, że mu je dam. Niech robi, co ja się będę wysilać…
Oparłem się o ścianę i zacząłem bawić telefonem, podczas gdy Akasuna wypełniał spokojnie kolejne rubryczki.
― Motoharu. ― mruknął nagle, jednak postanowiłem go zignorować. ― Motoharu! ― syknął. Dalej nic… ― Deidara! ― warknął. Łaskawie podniosłem na niego wzrok. Przyglądał mi się, wyraźnie czymś niezadowolony.
― Czego. ― burknąłem.
― Pomógłbyś mi może. ― mruknął cicho, choć z trudem przeszło mu to przez gardło (Wiem o czym sobie pomyślałyście! ^^ - dop. autorki) . Uniosłem lekko brwi. Proszę, proszę. Akasuna potrzebuje ode mnie pomocy? Co to się dzieje…
― Pokaż to. ― westchnąłem teatralnie i przyciągnąłem do siebie kartkę.

***
           
            Boże, co za głupie uczucie, kiedy facet się do ciebie przysuwa… Zwłaszcza, gdy go nie lubisz. Jeszcze bardziej wkurwiające było to, że na przekór zdrowemu rozsądkowi, którym szczyciłem się od dziesiątego roku życia, robiło mi się coraz bardziej gorąco. I nie, nie było to wywołane słońcem…
To… On.
Idioto, przecież go nawet nie lubisz, skarciłem się w myślach.
Ukradkiem zerknąłem na blondyna. W skupieniu czytał tekst zadania. Teraz, kiedy nie patrzył na wszystko dookoła z taką wyższością i nie uśmiechał się tak kpiąco, spokojnie mógłbym powiedzieć, że był nawet niezły… W sumie, to bez „nawet”.
Co nie zmienia faktu, że to gruboskórny, egoistyczny dupek!
― Na co się gapisz? ― jego głos przywróci mnie do rzeczywistości. E-Eh? Gapiłem się na niego?
― Nie gapię się. ― Wzruszyłem ramionami. ― Tak tylko… Patrzyłem…
― Jasne. ― sarknął i wrócił do pisania. Już otwierałem usta, żeby mu się jakoś odgryźć, ale przerwał mi nieudolnie stłumiony chichot w ławce za nami. Obejrzałem się. Yahiko siedział ze spuszczona głową, uparcie wgapiając się w kartkę, a Konan twardo patrzyła się w okno na przeciwko, chociaż kąciki ust drgały jej od powstrzymywanego śmiechu.
Z dezaprobatą prychnąłem pod nosem i odwróciłem się tyłem do nich.
― Zdrajcy. ― doszło mnie ciche warkniecie od strony blondyna. Marszcząc lekko brwi, odwróciłem się do niego. Zdaje się wyczuł mój wzrok na sobie, bo po chwili podniósł się znad kartki i zerknął na mnie. ― Co? ― mruknął.
― Z ust mi to wyjąłeś… (Ciiichooo... xD – dop. autorki) ― stwierdziłem.
No, przynajmniej w tym się zgadzamy.

            Później, widząc, że każdy robi zadania na odwal się, kobieta ogłosiła jakiś durny konkurs. Rozejrzałem się wokół- wydawałoby się- beznamiętnym wzrokiem.
Sami rozumiecie…
Nie, żeby mi na tym jakoś specjalnie zależało. I tak nic z tego nie będziemy mieli, ale…
Wizja przegranej z takimi lamusami, albo zdrajcami niespecjalnie mi się uśmiechała…
Zerknąłem na Deidarę. Chyba myślał podobnie.
Bezgłośnie skinęliśmy głowami, zgadzając się,  że na czas zajęć zawieszamy broń. Żadni frajerzy nie będą od nas lepsi!
Błyskawicznie dosiedliśmy się do kartek i w skupieniu zaczęliśmy uzupełniać kolejne rubryczki. Plan biznesowy... Nie za wcześnie, na pisanie czegoś takiego?
Nie minęło pół godziny, kiedy z dumą mogliśmy stwierdzić, że robota skończona. Nasze dłonie wystrzeliły gwałtownie w górę, dając znak, że jesteśmy gotowi. Wokół zapanowała cisza. Wszyscy przerwali to, co akurat robili posyłając nam podejrzliwe spojrzenia.
‘Ci-co-się-zawsze-żrą’ mieliby skończyć jako pierwsi?
Mógłbym się założyć, że właśnie tak teraz myśleli.
Cóż...
Jak mus, to mus, nie?
Kobieta podeszła do nas i zaczęła uważnie czytać tekst. Oceniającym wzrokiem prześledziła kolejne podpunkty, a ja miałem wrażenie, że minęła wieczność, zanim cokolwiek powiedziała. W końcu bez słowa odłożyła kartki na stolik i obrzuciła nas zamyślonym spojrzeniem, by za moment uśmiechnąć się szeroko i stwierdzić, że świetnie się spisaliśmy.
Tryumfalne „HA!” wydobyło się z naszych ust. Odwróciłem się do Deidary; chłopak szczerzył się jak głupi. Odpowiedziałem mu uśmiechem i przybiliśmy piątkę.
Kiedy nasze dłonie się zetknęły, wydając przy tym charakterystyczne plaśniecie, momentalnie oprzytomnieliśmy. Na ułamek sekundy zastygłem z uniesioną ręką, tak samo on. Przyglądaliśmy się sobie zdezorientowani i po chwili błyskawicznie odsunęliśmy od siebie, na przeciwległe boki ławki.
Ponownie doszło mnie ciche parskniecie z tyłu. Zerknąłem na Yahiko, a on uśmiechnął się  cwaniacko.
― Idiota. ― burknąłem.
Resztę lekcji przesiedzieliśmy w milczeniu, pobieżnie słuchając wykładów o planie biznesowym. Yahiko, masz u mnie olbrzymi dług… Powinieneś się cieszyć, że jestem taki wspaniałomyślny. Znoszę te katusze tylko dlatego, że zależy ci na Konan. Ponoć… Chociaż z każdą sekundą odnosiłem coraz większe wrażenie, że to po prostu kolejna próba uprzykrzenia mi życia.
Ah, Bóg mnie nie kocha, skoro pokarał mnie takim zdradzieckim kumplem…
Moje biadolenia przerwał w końcu zbawczy dźwięk dzwonka. Podniosłem się gwałtownie i nie czekając na Yahiko, czmychnąłem z klasy. Mam dość.
Mam dość tych zajęć, tej baby trującej mi dupę przez bite pięć godzin, tego, jak Yahiko i Konan świergotają sobie za moimi plecami, doprowadzając mnie do kurwicy i przede wszystkim mam dość Motoharu. Ja nie wiem, co z nim jest nie tak, ale na sam jego widok mam ochotę komuś wjebać. Najlepiej jemu.
― Otaczają mnie kretyni. ― westchnąłem ciężko, wychodząc na dach szkoły. Nie ma szans, żebym wrócił na te durne zajęcia.
Podmuch wiatru przyjemnie musnął moją twarz. Zbliżała się jesień i wiśnie powoli zaczynały gubić kwiaty. W powietrzu szybowało kilka różowych płatków. Podejrzewałem, że nadleciały z pobliskiego parku, roiło się tam od drzew wiśniowych…
Usłyszałem cichy trzask i zerknąłem na drzwi. Z niedowierzaniem pomieszanym z frustracją i skrajnym załamaniem dostrzegłem w nich Deidarę.
No kurwa…
Serio?
Czy ja już nie mogę mieć chwili spokoju? Ja wiem, że jestem skurwysynem, dupkiem i w ogóle zakałą ludzkości, no ale…
Blondyn sztywno ruszył w  kierunku siatki ogradzającej cały dach. Czujnym spojrzeniem śledziłem każdy jego najmniejszy ruch. W końcu przystanął przed ogrodzeniem i zatopił spojrzenie w różowym oceanie kwitnących drzew, rozciągającym się na przeciwko. Przez następną chwilę panowała całkowita cisza, nie licząc oczywiście wszechobecnych miejskich odgłosów. W końcu westchnąłem ciężko i zerknąłem na niego.
― Nie wyobrażaj sobie niczego. To było jednorazowe. Nadal mnie wkurwiasz.
― No, to przynajmniej w tym się zgadzamy. ― mruknął, nie spuszczając wzroku z panoramy miasta rozciągającej się przed nami.
― I to nie znaczyło zupełnie nic. ― dodałem. Na wszelki wypadek, żeby sobie nie ubzdurał, że zostanę jego psiapsiółką.
― Absolutnie nic. ― przytaknął.
― Zupełnie.
― Wcale.
― Nic, a nic.

***

            Było już dobre pięć minut po dzwonku, a ich dalej nie było. Yahiko zerknął na Konan. Dziewczyna marszczyła lekko brwi, myśląc nad czymś intensywnie. Postanowił jej nie przerywać.
― Widzę, że panowie Akasuna i Motoharu nie dotarli na dalszą cześć zajęć… ― mruknęła kobieta, przelatując wzrokiem po klasie. ― No cóż.
― Panowie? ― odezwał się jakiś chłopak. ― To ta blondyna jest facetem? (Musiałam! - dop. autorki) ― jęknął, a wszyscy parsknęli śmiechem. ― A ja chciałem się z nim umówić. ― dodał ciszej ze zgrozą.
Tenshi pokręciła głową i mruknęła pod nosem coś o tym, że „Dei wysadziłby go za to w powietrze”.
― Hej, Yahiko… ― zerknęła na rudowłosego. Chłopak odwrócił się do niej.
― Hm?
― A Sasori… ― przerwała na chwilę, dobierając odpowiednie słowa. ― On ma dziewczynę, czy coś? ― Cudem powstrzymał się od zarycia czołem w ścianę.
― Dzie-Dziewczynę? ― wydukał załamany. Ona woli od niego… Geja? Czyli jest aż tak beznadziejny… ― Więc… Lubisz go?
―Hmmm? Słodki jest, a co? ― wzruszyła ramionami. Taka prawda, był słodki. Idealnie pasował do Deidary, według niej oczywiście.
― Nic… Saso nie ma dziewczyny. On jest…
― Nie ma?! To świetnie! ― ucieszyła się, nie dając mu dokończyć. Yahiko uśmiechnął się krzywo.
― Taaaa. Świetnie…
― Czyli nie muszę się powstrzymywać! Życz mi szczęścia! ― zaświergotała. Z tego co widziała i podejrzewała, to Sasori jest przynajmniej bi. Teraz musi tylko jakoś przekonać do niego Deia. Jak chce, to potrafi być czarujący, a stąd już prosta droga do wyrwania Akasuny! Jej plan zaczął się powoli realizować, o czym rzecz jasna Yahiko nie miał zielonego pojęcia. Podczas gdy ona dopracowywała szczegóły swojego przedsięwzięcia, chłopak całkowicie podbity i załamany rozpaczał nad swoim losem. Może nie lubi takiego stylu? Może powinien zostać jakimś skejtem? Ale przecież Sasori też nosi się jak punk! A może po prostu jego nie lubi? Może woli Saso…?

***

            Od godziny siedzieliśmy an tym dachu, nie wchodząc sobie w paradę. On siedział pod jedną ścianą, ja pod drugą i wszystko było cacy. Wszedłem na GG przez telefon. Był i Sasori. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem.
Wreszcie trochę… Hm... Odreaguję.
Napisałem standardowe „yo”, a sekundę później doszedł mnie odgłos nowej wiadomości. Podniosłem wzrok znad telefonu, prosto na Akasunę.
― Możesz to wyciszyć? Irytuje mnie ten dźwięk. ― burknąłem, zupełnie nie kojarząc faktów. Że też wtedy nie zastanawiała mnie ta zbieżność…
― Hmmm. Gdyby nie fakt, że mnie też to wkurwia, to specjalnie dla ciebie bym podgłośnił. ― mruknął beznamiętnie.
Oczywiście…
Przekląłem w myślach jego, babkę od doradztwa, jej głupie zawody, tą budę i woźną, która jak na złość postawiła sobie za punkt honoru nie wypuszczać nikogo przed dziewiętnastą. Próbowałem nawet zwiać przez okno, ale każda klasa na parterze była zamknięta, a w kiblu okienko było tak ciasne, że chyba tylko anorektyczny karzeł by się przez nie przecisnął… Po ostatnim stwierdzeniu mój wzrok mimowolnie odbiegł w kierunku czerwonowłosego. Parsknąłem cicho śmiechem, a Sasori spojrzał na mnie z politowaniem. Minę miał, jakby co najmniej siedział obok zbiega ze szpitala psychiatrycznego, a jego twarz wyrażała mieszaninę znudzenia, kpiny, rezygnacji i wkurwienia.
Wróciłem do rozmowy z chłopakiem. Podobnie jak ja, siedział teraz obok jakiegoś durnia. Cóż za zbieg okoliczności, nie? W sumie, to chyba czas zacząć realizować mój plan i go powkręcać trochę, hm?
No i zacząłem mu opowiadać różne niestworzone historie…

Miałem kiedyś kumpla, Jirobu (Hidana). Nasi rodzice byli sąsiadami i przy okazji najlepszymi przyjaciółmi. My również niedługo potem się zaprzyjaźniliśmy. Jiro był dla mnie jak brat. Razem dorastaliśmy, razem się bawiliśmy, razem dostawaliśmy opierdol. Aż w końcu do domu naprzeciwko wraz z rodzicami wprowadziła się Maki (Konan). Początkowa niechęć do dziewczyny, która jak na złość zaczęła gustować w rozstawianiu chłopaków z podwórka po kątach, doprowadzała do licznych zatargów, by w końcu przerodzić się w koleżeństwo. Po kilku latach nieustannych sprzeczek i bójek Maki dołączyła do naszej paczki.
Kiedy mieliśmy po siedemnaście lat, coś zaczęło się psuć. W mojej obecności Jiro stawał się małomówny i dziwnie skryty. Myślałem, że to przejściowe, więc nie naciskałem. Wielkim zaskoczeniem była dla mnie wiadomość, że nasza przyjaciółka została nagle jego dziewczyną. Nie wyglądało, jakby mieli się ku sobie… Sądziłem, że była dla nas jak młodsza siostra.
Potem sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej. Jirobu zaczął mnie unikać, a Maki na każde pytanie odnośnie chłopaka odpowiadała oschłym „to nie twoja sprawa” albo „ jak możesz być taki ślepy?” i zakazywała mi się do niego zbliżać. W pewnym momencie nie wytrzymałem i poszedłem do niego bez uprzedzenia. Zmusiłem go do rozmowy. Powiedział, że przeprasza, że już dłużej nie może. Nie rozumiałem wtedy, o co mu chodziło. Czułem się oszukany… Był dla mnie jak brat, a teraz zbywał mnie półsłówkami… Zupełnie jakby zapomniał o naszej przysiędze, że zawsze będziemy razem, bez względu na wszystko…

Odetchnąłem cicho, rozprostowując zmęczone palce. Co by tu teraz…. Ach, już wiem!
Pokłóciliśmy się. Wróciłem do domu i zamknąłem się w swoim pokoju. Byłem zdruzgotany. Sądziłem, że przyjaciele mówią sobie o wszystkim; widocznie się myliłem.
Wieczorem zadzwoniła do mnie Maki. Zaczęła krzyczeć, pytać co mu zrobiłem i gdzie jest Jiro. Nie miałem pojęcia o co jej chodzi, przecież od tamtej pory ze sobą nie gadaliśmy… Rozłączyła się. Była wściekła.
Następnego dnia dowiedziałem się od rodziców, że Jiro miał wypadek. Wyszedł wieczorem z domu i wszedł pod samochód, a teraz leży w szpitalu. Bez zastanowienia wybiegłem z domu i pobiegłem do szpitala…

Przeczytałem od początku cała historię, z trudem hamując śmiech.
― Kurwa, masakra… ― doszło mnie ciche mruknięcie Akasuny. Zmarszczyłem brwi i zerknąłem na niego. Nie zwracając na mnie uwagi z wyczekiwaniem wpatrywał się w ekran telefonu. Wyglądał na poruszonego. Pokręciłem głową i wróciłem do pisania.

Kiedy dotarłem na miejsce spytałem tylko, gdzie leży Jirobu i od razu pognałem do sali. Wpadłem do środka, a w oczy rzucił mi się straszliwy widok. Miał obandażowaną głowę, cały był w sińcach i zadrapaniach. Ręka i noga były unieruchomione gipsową skorupą. Poczułem, jak do oczu napływają mi łzy. Gdybym tam wtedy nie poszedł, gdybyśmy się nie pokłócili, to nic by mu nie było. To wszystko moja wina! Na sztywnych nogach podszedłem do łóżka i przysiadłem na krześle obok.
― Ji- Jiro… ― szepnąłem łamiącym się głosem. ― Jiro przepraszam… ― wyszlochałem. ― Jiro... ― zacisnąłem dłoń na materiale kołdry i spuściłem głowę, walcząc z łzami cisnącymi mi się do oczu.
― Ashiya… ― szepnął cicho. Podniosłem głowę, przyglądając mu się załzawionymi oczami. Spoglądał na mnie spod uchylonych powiek i uśmiechał się słabo. ― Przyszedłeś.
― Jak mógłbym nie przyjść? ― wyjąkałem.
― Ashiya… ― mruknął cicho, niemalże niedosłyszalnie i skinął lekko głową, żebym się przybliżył. Nachyliłem się nad łóżkiem, a on uniósł zdrową rękę i przyciągnął mnie do siebie, po chwili całując. ― Ashiya, kocham cię. ― wyszeptał.

Westchnąłem ciężko. Takie pisanie jest mimo wszystko męczące… Przeczytałem jeszcze raz moje dzieło i gdy stwierdziłem, że jest względnie w porządku, wysłałem je do Sasorigo.
Jeżeli po tak drętwej, wyciągniętej rodem z taniego romansu historyjce nie kapnie się, że wciskam mu kit, to rzucam fajki, stwierdziłem.
Czekając na odpowiedź, odłożyłem telefon na bok i wyprostowałem się, zakładając ręce na tył głowy. Potem oparłem się o murek i rozejrzałem po dachu. Było cholernie ciepło; niemiłosiernie duszno wręcz. Mój wzrok zatrzymał się w końcu na Akasunie. Od kilku minut w milczeniu wpatrywał się tępo w swój telefon, a na jego twarzy malował się szok pomieszany z czymś jeszcze. Kurwa, nie mogę tego sprecyzować… Przypominał trochę Konan podczas oglądania jakiegoś durnego romansidła, jednakże mój mózg uparcie wypierał się takiej możliwości.
Przecież to facet!
I jakim durniem, ciotą, frajerem, dupkiem i w ogóle wrzodem na dupie by nie był, to nadal facet!
No. Ewentualnie jest bardzo męską laską na hormonach…
Potem napisałem mu, że Konan… Znaczy Maki od początku wiedziała o preferencjach Jirobu. Jednak on bał się, że Ashiya go odrzuci i będzie chciał zerwać kontakt, więc milczał. Poprosił ją o pomoc i wspólnie uzgodnili, że będą razem i kto wie… Może w końcu zapomni.
Koleś mi współczuł. Szczerze współczuł…  A ja straciłem wiarę w ludzkość. Zanosząc się spazmatycznym śmiechem usiłowałem wklepać jakąś sensowną, poważną odpowiedź. W końcu… Do końca miesiąca jeszcze kupa czasu, nie mogłem się wydać… Co nie zmienia faktu, że zachowanie powagi i wymyślanie odpowiednio smętnych, współgrających z nastrojem Ashiyi odpowiedzi graniczyło aktualnie z cudem. W końcu zabrzmiał stłumiony, ledwo dosłyszalny wśród miejskich odgłosów otaczających nas z każdej strony dźwięk dzwonka.
W dalszym ciągu śmiejąc się jak debil podniosłem się i skierowałem do wyjścia. Te trzy godziny minęły zaskakująco szybko. Ale to dlatego, że miałem wciągające zajęcie. Sięgnąłem do klamki, w tej samej chwili co ten niedoruchany pokurcz, przez co w momencie gdy ja chwyciłem lekko nagrzany od Słońca metal, on objął moją dłoń. Przeszył mnie dreszcz.
Wkurwiony spojrzałem na Akasunę, a on jak oparzony zabrał rękę wsuwającą do kieszeni spodni.
– Trzymaj łapy przy sobie. – warknąłem wyniośle i wszedłem do budynku.
– To się nie pchaj na siłę. – odburknął, schodząc za mną.
– Byłem, kurwa, pierwszy. – wysyczałem. Już miałem zejść do szatni, gdy nagle uświadomiłem sobie jeden, bardzo istotny- niestety- szczegół… – Ja pierdolę, torba. – jęknąłem, robiąc przy tym klasycznego face palma.       
– Debil. – usłyszałem parsknięcie Akasuny. Posłałem mu spojrzenie pod tytułem ‘spierdalaj’ i hymknąłem dumnie. – Trzeba być ciotą, żeby zapomnieć o tor… Kurwa mać. – westchnął ciężko.
– Debil. – zacytowałem jego wcześniejszą wypowiedź, uśmiechając się przy tym z dziwną satysfakcją.
– Szczymryj, dziewczynko. – warknął pod nosem.
– Tylko nie dziewczynko!
– Co? To twój słaby punkt? – spytał, udając zmartwionego, chociaż na jego twarzy wykwitł nieudolnie stłumiony, kpiący uśmieszek. – To jak mam cię nazywać? Blondi? Ciota? – zamyślił się na moment.
Najlepiej wcale się nie odzywaj, Akasuna.
– Jak sobie życzysz, laleczko.
– Kurw… – odwróciłem się gwałtownie z zamiarem wpierdolenia gnojowi. Na moje nieszczęście ten geniusz szedł tuż za mną i bezceremonialnie wlazł we mnie, przywalając mi czołem w brodę. – Ocipiałeś? Nie leź za mną niedorobie! – wywarczałem, trzymając dłoń na obolałym miejscu.
Następne kilka minut spędziliśmy na obrzucaniu się coraz bardziej wymyślnymi epitetami, aż wreszcie znaleźliśmy się na naszym korytarzu. Ponownie wyjrzałem zza rogu, oceniając sytuację. Baba od doradztwa stała kilka metrów przed otwartymi drzwiami i rozmawiała przez telefon. Przygryzłem wargę. Ryzykować, nie ryzykować? Już miałem zrezygnować z torby, kiedy przypomniałem sobie o kwitku, który miałem w portfelu, który miałem w torbie.
– Eeeeehhh. – westchnąłem ciężko i skierowałem się cichaczem do sali. Za plecami kobiety wemknąłem się do środka i jednym susem doskoczyłem do torby. Po chwili pojawił się Sasori. Teraz pozostawało tylko wymknąć się z powrotem. Rzucając sobie wrogie spojrzenia skierowaliśmy się do drzwi. Nagle dostrzegłem jak babka kieruje się do sali. Wspaniale. Do szczęścia brakowało mi tylko, żeby ta pinda mnie ojebała. Bez zastanowienia schowałem się za ławkę, wciągając za sobą Akasunę. Jak znajdzie jego, to kutas mnie wyda. To było pewne.
Już otwierał usta, chcąc mnie opierdolić, ale zamilkł widząc obrzydliwe koturny na tłustych stopach doradcy zawodowej. Ze zgrozą wsłuchiwałem się w ciężkie kroki i towarzyszące im głuche łupnięcia olbrzymich obcasów. Chwilę pokręciła się po sali, a potem wyszła. Wstrzymując oddechy wsłuchiwaliśmy się w ciszę, którą w końcu przedarł odgłos przekręcanego kluczyka.
Nie... Nie, nie, nie, nie, nie!
Zepchnąłem z siebie chłopaka i dopadłem do drzwi. Szarpnąłem- były zamknięte.
– No chyba kurwa wątpię! – wrzasnąłem. Cudownie. Zawsze marzyłem, żeby zamknęli mnie w szkole z rudym przychlastem. Odwróciłem się do niego. Rozmasowywał sobie łeb. Może za mocno go pchnąłem i się przyjebał? Może… Co mnie to.
Chcę stąd wyjść~       
– I co teraz? – burknął.
– A skąd mam kurwa wiedzieć, co teraz? – warknąłem do niego. Przyglądałem się, jak Sasori rozgląda się po sali i zatrzymuje zamyślone spojrzenie na oknach. 
– Wyjdziemy tędy. – Wskazał na jedno z nich.
– Popierdoliło? Niby jak chcesz tędy wyjść? – prychnąłem.
– Po drzewie. – mruknął tryumfalnie i otworzył okno na oścież.
– Ale… – zacząłem, jednak przerwał mi.
–  Boisz się, laleczko? – zwrócił się do mnie z chytrym, wyzywającym uśmieszkiem. Spojrzałem na niego rozjuszony, ale nic nie powiedziałem. Tylko patrzyłem.
Na tle zachodzącego słońca, barwiącego horyzont na pomarańczowo, z powiewającymi na letnim wietrze przydługimi, czerwonymi kosmykami włosów, ubrany na czarno i tym kpiącym uśmieszkiem wykrzywiającym wargi prezentował się…
…Aż za dobrze, stwierdziłem ze zgrozą.         
Potrząsnąłem głową, odganiając natłok myśli i podszedłem do niego. Niepewnie wyjrzałem przez okno. Pod nami znajdował się goły beton. Co za dureń projektował tą szkołę? Czy tu nie mogło być normalnej trawy?
– To zły pomysł. – mruknąłem, wychodząc na parapet. – Cholernie zły. – dodałem i przeskoczyłem na drzewo. Chwyciłem się gałęzi, idąc za przykładem Sasoriego, a potem objąłem pień i zacząłem pokracznie schodzić w dół. W pewnym momencie zawiał wiatr, a włosy zaczęły włazić mi do ust i oczu. – Pffft! – zacząłem pluć, chcąc uwolnić się od blond kudłów, ale nic  z tego. W końcu się wkurwiłem i odgarnąłem je dłonią, dopiero po chwili uświadamiając sobie, co właśnie zrobiłem.  Rozpaczliwie wyciągnąłem przed siebie ręce, chcąc się czegoś złapać, ale jak na złość każda gałąź łamała się gdy tylko ją chwytałem. Coraz bardziej oddalałem się od drzewa. – Kurwa maaaaać! – wrzasnąłem i runąłem w dół.

***

            – Eh? – Sasori zadarł głowę do góry, słysząc krzyk Deidary. Na widok lecącego w jego kierunku blondyna, rozpaczliwie wymachującego rękoma, otworzył szerzej oczy. Kiedy wreszcie zdał sobie sprawę, że zaraz zostanie przygnieciony i wypadałoby spierdalać, było już za późno. – O kurwa. Deidara z impetem wylądował na czerwonowłosym, przygważdżając go do ziemi.
– Ała… – jęknął cicho. Chociaż nie było tak źle, jak się spodziewał… Może wylądował na torbie, albo… Zerknął w dół i znieruchomiał.
– Zejdź ze mnie durniu. – wysyczał Akasuna, krzywiąc się z bólu. Blondyn podniósł się szybko na nogi i skrzywił na widok poobijanego chłopaka. – Ja pierdolę… –  Tamten podniósł się na poobdzieranych rękach i wstał chwiejnie.
– Toooo jeeest… Ups…? – zaśmiał się głupkowato Motoharu.
– Jesteś popierdolony. – Sasori prychnął z niedowierzaniem.
– Spadaj. – obruszył się blondyn. – Mówiłem, że to zły pomysł… – bąknął urażony.
– Idiota. – westchnął ciężko czerwonowłosy i pokuśtykał do bramy.
– Kretyn.
– Ciota.
– Karzeł.
– Patafian.
– Cooo? – Deidara mimowolnie zmarszczył brwi i spojrzał na niego jak na kosmitę, a Sasori tylko pokręcił głową. Przeskoczyli przez niski murek otaczający całą placówkę i każdy skierował się w swoją stronę.

***

DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU:
02.09.13
W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
Rodziny się nie wybiera...
Pierwsze wątpliwości.

15 komentarzy:

  1. No cóż... chyba uda mi się walnąć długiego komenta.. chyba o.e
    Więc...
    Na początku zacznę od tego, że widzę całe menu, ale najeżdża na post, tyle że jest to wina małej rozdzielczości w tablecie. Poprzedniego nie widziałam.
    Yahiko... ty nie bądź tak o nią zazdrosny... a nie, przepraszam. Nieważne.
    Deidara ty i Sasori po prostu do siebie pasujecie. Jak to się mówi? Ah! Kto się lubi ten się czubi xD.
    I ludzie się na to nabierają? To zalatuje taką sztucznością, że aż rzygać się chce. No ale Akasuna chyba się wkręcił ^^.
    A art jak zwykle świetny *~*
    Tyle ode mnie...
    Pozdrawiam!
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobieto to jest oparte na faktach. Tyle, że ja i kumpela robiłyśmy za Michała, nasz "przyjaciel" nazywał się Bartek, jego kumpeli nie pamiętam a historyjka była ta sama tylko pozmieniałam co nie co na potrzeby BAKI. I wkręcałyśmy wtedy laskę. Więc tak, ludzie się nabierają. xD

      Usuń
    2. Zaczynam tracić wiarę w ludzi o.e
      Kurna, czytając to sama mam ochotę tak kogoś wkręcić xDD

      Usuń
  2. Kurna, wiedziałam, że o czymś zapomnę.
    Czy mi się zdaje, czy Sasori będzie miał nawrót choroby? o.e

    OdpowiedzUsuń
  3. JAKIM KRETYNEM TRZEBA BYĆ ŻEBY SIĘ NIE ZCZAIĆ, ŻE OSOBA Z KTÓRĄ PISZESZ SIEDZI AKURAT OBOK CIEBIE?! Dobra nie ważne xD Może i kretyni, ale słodcy w tej swojej kretynozie
    Obrazek na końcu świetnie odzwierciedla to jak sobie wyobrażałam ta sytuację :D Z takim błyskiem w oku unoszą długopisy.. rzucają się do rozwiązywania zadań, potem niesamowite zadowolenieee i jeb. Powrót do rzeczywistości xd
    Ejjjj biedny Yahiko ;__; czemu Konan nie sprecyzowała o co jej chodzi?! Teraz pogrąża się w rozpaczy, że go nie chce.. xD
    A wymiany zdań między Saso i Dei'em niszczą <3
    'Na wszelki wypadek, żeby sobie nie ubzdurał, że zostanę jego psiapsiółką.' - Nie. Nie psiapsiółą Sasori. Namiętnym kochankiem *.*
    Znalazłam jeden błąd:
    'A postanowiłem wykopać mnie bo...? '
    A tak w ogóle to teraz już widzę wszystkie zakładki po prawej stronie.

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. "wizja siedzenia w odległości metra od tej rudej szui była co najmniej wkurwiająca" - Słodko <3
    "teatralne hymknięcie" - okej... A Ty się niemiłej osoby płci zielonej czepiasz, no T^T
    "Wydymając policzki" a mi to, kurwa, nie wolno T^T T^T T^T
    "Ja nie wiem, co z nim jest nie tak, ale na sam jego widok mam ochotę komuś wjebać. Najlepiej jemu" ja Ci mówię. Tu miłość czuć na kilometr.
    Ej. A Yahiko to taki debil, czy udaje? Jak on może myśleć, że Konan leci na Saso, skoro ciągle i ciągle, i jeszcze w dodatku ciągle gdzieś z nim jest, gdzieś z nim siedzi, gdzieś z nim szczebiocze...
    Ale w sumie oni nie są lepsi. JAK SIĘ MOGLI NIE ZORIENTOWAĆ? NO JAK? Niezłych z nich debili zrobiłaś, Tsu...
    No dobra. I tak są debilami xD
    Tym bardziej, że dali się zamknąć w szkole, a Deidei jebnął z drzewa o.O No nic. Mam nadzieję, że w końcu się kapnie jakim jest deklem (znaczy się, kapną, jeden i drugi) xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Saso... Dei i tak wiem, że Sasori ci się podoba...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja widzę wszystkie zakładki po mej prawej stronie ^^ Internet nie ma z tym nic wspólnego tylko rozdzielczość monitora, babo :P
    Rozdział oczywiście zajebisty, widzę pokazałaś narrację trzecioosobową, fajnie ci wyszła xD bo gdyby Saso opowiadał to nie wspomniałby, że machał rękami, jak idiota xD No świetne to było ;D
    Ale od początku, o tak te siedzenie razem za karę mnie rozbawia xD toż to straszna rzecz! xD Sasori to ma pecha, że nawet otyli ludzie-kobiety są od niego wyżsi xD no ale w tej ich pracy w grupach to byli nieźli xD ja się nie mogę doczekać, aż zaczną się dogadywać xD Obrazek całkowicie adekwatny do opisanej scenki xD to takie jak z kreskówki xD
    Konan, Konan ech te kobiety niby się zastanawiają nad pytaniem, ale i tak źle wychodzi :( Biedny Yahiko, świadomość, że laska woli jego przyjaciela, w dodatku geja - boli xD
    Ta akcja na dachu po prostu boska xD ja nie wiem jak można się nie kapnąć, że się ze sobą piszę, co za cioty :P :P ale ich wymknięcie się z klasy po drzewie mnie rozpieprzyło na maksa xD a potem ich docinki i 'coooo?' no rozkoszne ;D ;D
    To ja czekam na dalszy rozwój wydarzeń ;D
    Życzę w chuj weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Mi menu najeżdżało na post, ale moja inteligencja i wiedza informatyczna wygrała z szablonem i za pomocą strzałki wszystko pięknie ładnie widzę XDDDD
    Dobra, żart, i tak będę ciotą do końca życia.
    Jezuu, jak mi żal Yahiko. Się biedny załamał. Konan nie mogła jakoś tego inaczej ująć? :< Albo cokolwiek?! :< Tak mi go cholernie szkoda. xD :<
    Ta akcja, jak sobie przybili piątki, była genialna xDDD No i do tego ten obrazek ^^ Tak właśnie wyobrażałam sobie tą scenę :DD I to, jak ich zamknięto xDD Biedni. Ja myślałam, że Dei sobie coś zrobi, połamie rękę, nogę, dupę, a tu nic :< Ale to może dobrze.
    Ale debile. Żeby się nie skapnąć, że się ze sobą pisze. NO JA PIERDOLĘ >.< Trzeba być upośledzonym xDDDDD I te wyzwiska na końcu. Coś wspaniałego xD
    Notka zajebista <333 Nie mogę się doczekać następnego poniedziałku... nie sorry. Nie mogę się doczekać kolejnej notki. Ja nie chcę poniedziałku >.< Szkoła to zło :<
    A więc życzę mnóstwa weny i pozdrawiam!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobra, tym razem zapisałam sobie, więc jestem na czas xD
    Po pierwsze: wchodzę, patrzę, a tu na początku rozdziału jedna z piosenek, które uwielbiam :D Aż mi się tak przyjemnie zrobiło (bez skojarzeń proszę) na sercu.
    To jak siedzieli obok siebie i pisali z sobą i o tym nie wiedzieli sprawiło, że nie mogłam przestać się śmiać :D I nawet ta melodramatyczna opowiastka Deia jak wprost zerżnięta z jakiejś telenoweli (ciekawe, czy takie ogląda? :P) nie zdołała powstrzymać mojego szatańskiego śmiechu xD
    Za to współczuję trochę Yahiko. Mogłaby go Konan poinformować o swoich planach, to by biedak nie musiał się martwić, że tamta woli Sasoriego xD
    A tym wychodzeniem z klasy przez okno i skakaniem po drzewie, rozwaliłaś system. Oni są dziwni, obaj, ale i tak ich uwielbiam. Rozdział był zajebisty po prostu, bo nie wiem jak inaczej to opisać :D
    Pozdrawiam i datę następnego R już sobie zapisuję, bo znów zapomnę xD

    PS U mnie wyświetla się 9 zakładek. Chyba wszystko jest w porządku...

    OdpowiedzUsuń
  9. siemka! wiesz, po przeczytaniu rozdziału nasunęło mi się przysłowie: kto się czubi ten się lubi, czy jakoś tak ^^
    haha ich kłótnie rozwalają, szybka wymiana wyzwisk:
    ''– Idiota.
    – Kretyn.
    – Ciota.
    – Karzeł.
    – Patafian.''
    i wszystko jasne :D
    o babciu (mówię tak zamiast mamciu jakby co xd), oni są naprawdę durni, nawet ja bym się skapnęła, że pisze z osobą z naprzeciwka xd a tak poza tym Deidara to niezły bajkopisarz, mógłby zostać pisarzem xDDD
    Sasorek hmm... coś czuję,że niedługo zacznie uświadamiać sobie, że Dei mu się podoba: ''mógłbym powiedzieć, że był nawet niezły… W sumie, to bez nawet.'' coś się tu kroi xD
    ahahhaha Konan to jednak potrafi namieszać chłopakom w głowach :D
    Yahiko, ciekawe co wymyśli żeby zwrócić uwagę niebieskowłosej xD szkoda, że będzie to niepotrzebne, bo przecież on jej się podoba ^^
    rozdział moim zdaniem zabawny, a poza tym kocham SasoDei xd, rysunek superowy, szczególnie ten po środku xD
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam! ^^ * szeroki uśmiech * Hmmm, wpadłam na twojego bloga za sprawą Karoliny :333 * wyższy komentarz * i muszę stwierdzić, że jestem w szoku .O. Piszesz świetnie, serio! Ogólnie muszę pochwalić twój styl pisarski, bo czyta się to lekko i przyjemnie. Charaktery postaci, są po prostu idealnie dobrane, ale Sasorek to jest po prostu szczyt chamstwa lvl. 10 xD Jednak, to mu pasuje, w dodatku inny charakter Sasoriego by mi nie pasował. Niektóre teksty,opisy czy wymiany zdań między postaciami, mnie po prostu rozwalają i pociskam ze łzami w oczach, ze śmiechu w poduszkę, a miny moich rodzicieli mówią same za siebie, psychiatryk się zbliża. Ehhh =o=~~ Co do rozdziału, mam nadzieje, że Konan wyjaśni wszystko swojemu kochasiowi XDDDD No widzę coraz więcej wątków SasoDeiXD i bardzo dobrze ! Praktycznie co do każdego jakiegoś zdania mam podteksty O.o Jezu, za dużo yaoi .. NIE! W życiu! YAOI POTĘGĄ *UUUUU* A! Co do obrazków! Uwielbiam je!!! Rozwalają, już je pokochałam ;D Możesz mnie zaliczyć do swoich wielbicielek! Fajnie byłoby mieć z Tobą kontakt i wgl! XD No więc czekam na nexta, życzę weny i pozdrawiam z mangą yaoi w ręku XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah to bardzo dobrze, że się podoba xD Czytelników nigdy dość! Ah mam nadzieję, że od szkoły nie stracę dobrej passy... Chociaż nie, raczej dojdzie mi weny od tych zjebów xP

      Usuń
    2. Jeżeli dojdzie ci weny, a rozdziałów będzie więcej i bd nadal zachwycać swoją zajebistością i epickością, to wyślę tym ,,zjebom'' kwiaty z ramenem, za podziękowanie XDDD No to pozdrawiam i czekam na następny XD

      Usuń
  11. Moi geniusze <3
    No, ale jak oni mogli nie zorientować się, że piszą ze sobą? xDD Sasori to może jeszcze, nie znał prawdziwego imienia i wgl, ale Deidara?!!!
    No i to zawieszenie broni XDD a co do obrazka to właśnie tak sobie to wyobrażałam xDD
    Myślałam, że coś sobie połamią jak spadną z tego drzewa, a tu się okazuje, że oni są niezniszczalni xD
    No i jak Sasori mógł wierzyć Deidarze?!! No błagam!! Wgl to Dei zdolny takie opowieści pisze xD
    No i Yahiko to chyba jest ślepy! Ale jak pobędzie trochę zazdrosny to mu się nicv nie stanie xD
    pozdrawiam i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń

OBSERWATORZY