Info

1.Rozdziały pojawiają się raz w tygodniu (niedziela).
2. Szablony wykonuję samodzielnie i są dostosowane do mojej rozdzielczości (1280x1024). W razie problemów użyj ctrl+/ctrl-. Używam przeglądarki Mozilla Firefox!
3. Bardzo proszę o nie nominowanie mnie w klepankach! Oczywiście dziękuję i doceniam, ale zwyczajnie nie chce mi się w to bawić.
4. Nie kopiuj niczego bez mojej zgody!
5.Wszelkie komentarze nie dotyczące rozdziałów zostawiaj w zakładce SPAM!
6. W zakładce OPOWIADANIA znajdują się buttony bloga.
7. O ile to możliwe, staraj się nie psc w tn spub. Na prawdę, nie mam ochoty rozszyfrowywać Twojego komentarza...

19 sierpnia 2013

BAKA: ROZDZIAŁ 3


           Była niedziela, dziewiąta rano. Siedziałem na GG, usiłując jakoś odreagować wczorajsze zajęcia. Sasoriego nie było, ale to może lepiej? Szczerze mówiąc, to dość już miałem wszelkich Sasorich na najbliższe kilka dni…
Słońce swoim zwyczajem grzało cholernie, więc ja, jak na geniusza przystało, wykminiłem sobie nie wychylać nosa z mojej ciemnicy. Rolety i tak od trzech dni były zasunięte, barwiąc ściany pokoju na niebiesko. Na moje nieszczęście, wychyliłem właśnie ostatni łyk picia, a że dalej mnie suszyło… Niechętnie zgramoliłem się z fotela i powłócząc nogami zakradłem do kuchni. Cholerne promienie jakby tylko czekały na mój ruch, bo gdy znalazłem się w ich zasięgu, od razu przystąpiły do brutalnego ataku. Wywarkując pod nosem litanię przekleństw, odwróciłem głowę od okien, byleby tylko uchronić oczy od słońca.
― Deidara, masz światłowstręt. Zapuściłeś się człowieku. ― mruknąłem sam do siebie, wygrzebując z lodówki dwulitrową colę. Kopnięciem zamknąłem drzwiczki i czmychnąłem z powrotem do pokoju. Ledwo rozsiadłem się w moim zajebistym-ledwo-trzymającym-się-w-kupie-epickim-do-granic-możliwości fotelu, z którego nie miałem zamiar schodzić w najbliższym czasie, rozdzwoniła się moja komórka.  Szczerze? Miałem ochotę cisnąć ją przez okno, prosto pod koła samochodów mknących w nieznanym mi kierunku, ale… Odebrałem.
I to był mój - jak się chwilę potem okazało- największy błąd.

            Tak właśnie trafiłem do kafejki o dźwięcznej nazwie Neko Kafe. Może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie brać pod uwagę towarzystwa. Siedzieliśmy z Sasorim naprzeciwko siebie, mordując się nawzajem wzrokiem, a tuż obok nas ćwierkali sobie Konan i ten koleś, jak mu tam… Yahiko. A to, że pamiętam imię tego karła, a jego kumpla już nie, to zupełnie nic nie znaczy!
Wracając do kawiarenki. Wpatrywałem się czujnie w pokurcza, który w tej chwili wyglądał, jakby co najmniej pies osrał mu te jego czerwone trampeczki. W sumie, ciekawa wizja…
Nieświadomie parsknąłem śmiechem. Sasori zmarszczył brwi i lekko odchylił się na krześle, nie spuszczając ze mnie podejrzliwego spojrzenia.
― Coś cię rozśmieszyło? ― burknął.
― Nie, tak sobie wybucham śmiechem w środku zasranej kawiarenki. ― sarknąłem.
― Ach… Coś tak właśnie przypuszczałem, że jesteś psychicznie chory. ― Uśmiechnął się złośliwie. ― Stary, to przykre, serio. Jak matka z tobą wytrzymuje? ― Wcześniejszy uśmiech, który mimo jego komentarzy nie schodził mi z ust, momentalnie został zastąpiony przez grymas. ― Uraziłem cię? Nie no, nie o to mi chodziło. Podziwiam kobietę, serio. ― dalej drążył temat. Miałem ochotę mu walnąć. Teraz nawet Konan umilkła i zerkała przestraszona to na mnie, to na Akasunę.
― Do twojej zasranej wiadomości: moja matka ma mnie w dupie, mój ojciec zostawił nas, jak miałem siedem lat, a od osiemnastego roku życia mieszkam sam w jakiejś obskurnej klitce. Więc z łaski swojej, daruj sobie. ― rzuciłem oschle i zacząłem bawić się telefonem. Nie strzeliłem focha i nie wybiegłem z lokalu, tak jak mają zwyczaj robić w filmach . To już by było żałosne. Wolałem rozkoszować się szokiem, który gościł aktualnie na jego buźce. Nie interesując się już więcej Sasorim, Yahiko, czy nawet Konan, jak gdyby nigdy nic wychyliłem szklankę, dopijając mrożoną herbatę. Cisza, która zapadła wcześniej, zaczynała mnie już powoli wkurzać. ― No i na co się gapisz? Taki zdziwiony, że ktoś też może dostać od życia po dupie?  Problemy innych nie ograniczają się jedynie do trójki kuzynów pałętających się po domu przez dwa tygodnie. ― prychnąłem, gwałtownym ruchem głowy odrzucając grzywkę na bok. Taki nawyk, co poradzić? Sasori o dziwo nie odparował jakąś kąśliwą uwagą. Wręcz przeciwnie. Wbił się w krzesło, nie racząc nawet na mnie spojrzeć. Heh…
Deidara : Sasori - 1 : 0
Po kolejnej godzinie wysłuchiwania nieustannej paplaniny Konan i tego jej kochasia, udało mi się wyrwać z kafejki. Moje modły zostały wreszcie wysłuchane i rozległ się dzwonek telefonu. Szybko odebrałem, zastając po drugiej stronie Hidana.
― Ehe… W Neko… Nie pedale, nic ci nie kupię, zapomnij… No bo nie i już… Sam spierdalaj! ― rozłączyłem się i bez słowa podniosłem z krzesła. Wygrzebałem z kieszeni spodni jakieś drobne i rzuciłem na stolik, tuż przed Konan. ― To za moje zamówienie. Zdzwonimy się potem, cześć. ― Machnąłem jej na pożegnanie, a potem skinąłem Yahiko głową i wyszedłem. Z karłem nie miałem zamiaru się żegnać. Bo po co?

***

            Z Hidanem umówiłem się w Koishikawa Kōrakuen, tuż przy bramie wejściowej. Z daleka było można go poznać. Znam tylko jednego faceta, który bez oporów będzie na środku chodnika podbijać do trzech lasek jednocześnie, w międzyczasie gwałcąc wzrokiem kolejne dwie. Kiedy byłem kilka kroków od nich, podniósł wzrok znad swoich nowych zabawek i wyszczerzył się na mój widok.
― Dei słońce, jesteś wreszcie! ― wydarł się. Wywróciłem teatralnie oczami i podszedłem do niego.
― Yo.
― Kochanie, poznaj moje nowe przyjaciółki. ― Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. ― Yyyy… Yuuki… Seiko i…. Eeee… Maou! ― zaczął wymieniać ich imiona. Tym razem udało się chyba bezbłędnie, bo żadna nie zaczęła robić mu awantury. A może były po prostu zbyt… Zszokowane? Przenosiły zmieszane spojrzenia to na wyszczerzoną mordę Siwego, to na mnie, a potem jeszcze na jego ramię oplecione wokół mojego pasa. Jakimś cudem powstrzymałem się od parsknięcia śmiechem, na widok głupkowatych uśmieszków wykrzywiających ich usta. ― To my już pójdziemy, prawda kochanie? ― kontynuował kabaret.
― Taa… ― ziewnąłem teatralnie, opierając głowę na jego ramieniu.
― Na razie dziewczyny, zdzwonimy się później. ― Machnął im na pożegnanie i przeszliśmy przez bramę. Kilka metrów dalej, gdy już zniknęliśmy z widoku, gwałtownie odepchnąłem od siebie Siwego i wygładziłem włosy. Ukradkiem zerknąłem na Ishimurę. Twardo wpatrywał się przed siebie dzielnie walcząc z rozbawieniem, chociaż kąciki ust drgały od ledwo powstrzymywanego śmiechu. Zdaje się, że wyczuł mój wzrok, bo również zerknął na mnie. W momencie, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, jak na zawołanie parsknęliśmy śmiechem. ― Stary, widziałeś ich miny?! ― wydyszał pomiędzy spazmami śmiechu.
W odpowiedzi kiwnąłem tylko głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Zaśmiani siedliśmy sobie na ławce, ignorując przechodniów patrzących na nas jak na kretynów.
Minęło kilka minut, zanim na powrót odzyskaliśmy względną zdolność mowy. Odchyliłem się na oparciu, zakładając ręce za głowę i przymknąłem powieki. Usłyszałem, jak Hidan szpera w torbie, więc ukradkiem otworzyłem jedno oko, śledząc jego poczynania. Po chwili w jego dłoni pojawiła się butelka, a zaraz potem wydobył drugą i wręczył mi ją.
― Nie chcę… ― mruknąłem.
― No bierz, Dei!
― Nie chcę!
― Ze mną się nie napijesz? ― Posmutniał, rzucając mi iście psie spojrzenie. Rozbawiony wpatrywałem się w jego mordę. Usta wykrzywił w podkówkę i zaczął mrugać, udając, że tłumi płacz. Jakby tego było mało, co chwila pociągał teatralnie nosem.
― Ja pierdole, co za cwel ― westchnąłem ciężko, ale łaskawie chwyciłem szyjkę butelki. ― Weź przestań, wyglądasz obrzydliwie. ― mruknąłem, gdy Hidan nie przestawał się krzywić.

            Przesiedzieliśmy na tej ławce kolejne trzy godziny. Hidan cały czas pieprzył coś o jakiś dziewczynach, a ja udając, że go słucham, potakiwałem co chwila. Znudzony leżałem rozwalony na ławce z głową oparta na jego kolanach. Na moment umilkł, spoglądając na mnie podejrzliwie.
― Ptak nasrał ci na grzywkę.
―Ehe… ― mruknąłem cicho, w dalszym ciągu nie słuchając co do mnie gadał. Za głupi jest, żeby się zorientować.
― Wyjebałem twoją kuzynkę.
― Ehe…
― W trzeciej liceum, na wycieczce, spuściłem ci się do budyniu.
― Ehe… CO?! ― wydarłem się, podnosząc gwałtownie do siadu.
― Hahaha żartowałem. ― zarechotał głośno. Zgromiłem go wściekłym spojrzeniem. Bardzo to kurwa zabawne, bardzo.
― Jesteś beznadziejny. ― westchnąłem z politowaniem i podniosłem się. Zerknąłem na zegarek. Dochodziła piętnasta. Zamyśliłem się na chwilę, a potem przeniosłem wyczekujące spojrzenie na Siwego.
― Co? ― Spojrzał na mnie, marszcząc brwi jak debil.
― Zbieraj dupę. Idziemy do Czarnego. ― oznajmiłem i nie czekając na niego, ruszyłem do bramy, kierując się powoli w stronę domu Uchihów.

***

            Leżałem rozwalony na łóżku, brzuchem w dół, z laptopem przed twarzą. Co jakiś czas zerkałem na drzwi, do których dobijały się szczeniaki. Zamknąłem je na klucz. Tak dla bezpieczeństwa. Ashiy nie było na GG… W sumie, to nikogo nie było.
Już miałem zamknąć laptopa, gdy jak na zawołanie wyświetlił się komunikat, informujący mnie, że Yahiko jest dostępny.
― Sasori, czemu się zmyłeś i zostawiłeś mnie z Konan?!
― Tak, tak. Cześć. ― odpisałem.
― CZEMU?!
Rany, jaki nerwowy… To ja mu daję okazję do wyrwania dziewczyny, a on mi nawet nie podziękuje... Nie ma to jak przyjaciel.
― A co? Taka straszna jest? Zgwałciła cię? ― wystukałem szybko, z kpiącym uśmieszkiem wpatrując się w okienko.
― Ha ha ha. Bardzo śmieszne…
― No, dla mnie na pewno. Gadaj lepiej jak tam randka. ― ENTER. Wyprostowałem się do siadu i przeniosłem laptop na kolana. Nie spuszczając wzroku z ekranu, sięgnąłem ręką na stolik obok łóżka i chwyciłem szklankę mleka.
No co? Lubię mleko. To takie dziwne?
I nie, to nie ma nic wspólnego z moim wzrostem.
Mój 1,78 mi nie przeszkadza!
Wcale!
…Serio…
― Konan stwierdziła, że jesteś idiotą. ― Tępo wpatrywałem się w ekran laptopa. Serio? Gadali o mnie? O MNIE? Zaczynałem się zastanawiać, co z tym człowiekiem jest nie tak. Jeszcze wczoraj zarzekał się, że to miłość i musi ją zdobyć, a dzisiaj kiedy ma szansę, to gadają o tym, że jestem idiotą…?
Łot de fak?- że tak to ujmę.
Poza tym, to on zaczął! Wyjechał mi z tym sarkazmem, a ja nienawidzę sarkazmu! Znaczy nienawidzę, kiedy ktoś go używa… Bo tak, to operuję nim bardzo chętnie.
― Widzę, że podryw idzie ci wyśmienicie, skoro Konan rozmawia o mnie. ― sarknąłem, popijając kolejny łyk. Widzicie? Cos pięknego...
W myślach widziałem już plującego się Yahiko. Oh… Jestem takim bezdusznym chamem… Heheszki.
Westchnąłem cicho i pławiąc się w zachwycie nad moją wyćwiczoną do perfekcji subtelną sztuką bycia skurwysynem, wyczekiwałem na odpowiedź kumpla.
― Nie martw się, już nawet wiem, jak to wykorzystać… ― Odpisał. Zmrużyłem podejrzliwie oczy. On coś knuł. To było oczywiste… Niepokojące było tylko: co?
Moją uwagę przykuł po chwili charakterystyczny dźwięk komunikatu, przerywając tym samym rozkminy nad spiskiem Yahiko. Zerknąłem na okienko.
Ah, jest i Ashiya…, stwierdziłem.
― Nie wnikam. Idę gadać z Ashiyą. ― wystukałem i przełączyłem się na rozmowę z chłopakiem.
― Kim jest kurwa Ashiya?! ― Pain w dalszym ciągu dobijał się do mnie, ale uznajmy, że miałem go teraz w głębokim poważaniu.

            Ashiya był artystą, chociaż jego pojęcie piękna było dla mnie śmieszne i żałosne. Chwila, wybuch, destrukcja.
Każdy głupi wie, ze sztuka winna być wieczna i nieprzemijająca, aby można ją było podziwiać przez wiele wieków… A on wyskakuje mi z czymś pokroju ‘sztuka-to-chwila’.
Amator…
Chociaż, przyznam, że nie sadziłem, iż na czacie spotkam kogoś takiego. Pomimo, że mieliśmy odmienne poglądy, to koleś wydawał się w jakiś sposób moją bratnią duszą…
Ja pierdolę, co ja gadam? Bratnia dusza?
To pojęcie jest takie nudne i prozaiczne…
To może tak:
Chociaż mieliśmy odrębne poglądy, był jedyną osobą, z którą mogłem porozmawiać o mojej pasji. Mimo, że nie zgadzał się ze mną odnośnie samego pojęcia „sztuki” i „piękna”, to wyrażał szczerą fascynację lalkarstwem, którym zajmowałem się w czasie wolnym.
On sam fascynował się materiałami wybuchowymi, malarstwem i rzeźbą. Opowiedział mi o ekspresji swoich prac. O tym, jak uwielbia bawić się barwami i kształtami. Momentami miałem wrażenie, że to artysta dorównujący mi poziomem…
A potem przypominałem sobie o jego ‘sztuka-to-chwila’ i całe moje oczarowanie jego osobą mijało bezpowrotnie.
To przykre.
Podniosłem wzrok znad laptopa i przeleciałem nim po półce na przeciwko. Na tle dokładnych planów projektów marionetek, rozrysowanych na kartkach szczegół po szczególe miały swoje miejsce moje najlepsze twory.
Idealne w swej szczegółowości, każde przepełnione pasją włożoną w wykonanie i subtelnym pięknem tego, co wieczne.
Moja własna, prywatna, nieprzemijająca sztuka.
A ON BY TO WSZYSTKO WYSADZIŁ!
Potrząsnąłem głową, odganiając natłok myśli. Nie, jakkolwiek bym do tego nie podchodził, to za każdym razem myślę to samo.
Idiota!
Jak można wysadzić coś, co się stworzyło?! A co z szacunkiem dla sztuki? Jak można wygłaszać tak ułomne, błędne opinie? To jest po prostu straszne!
Zerknąłem z powrotem na laptopa. Od kilku minut Ashiya cos pisał i teraz musze nadrabiać. No cóż.
Już zabierałem się za odpowiedzenie, gdy rozbrzmiał skrzekliwy głos starszej kobiety. Wywróciłem oczami. Może pomyśli, że śpię, czy coś… Odetchnąłem głęboko i znowu przymierzyłem się do pisania, jednak ponownie mi przerwano.
W moim pokoju aż zadudniło, kiedy szczeniaki zaczęły dobijać się do drzwi. Zamknąłem oczy i odliczyłem do dziesięciu, hamując narastającą w straszliwym tempie żądzę mordu. Jak ja nienawidzę dzieci, to tego po prostu nie da się wyrazić słowami.
Z ociąganiem podniosłe się na nogi i ignorując wszechobecne dudnienie rozbrzmiewające naokoło mnie, podszedłem do drzwi. Chwyciłem klucz i po chwili zastanowienia, przekręciłem go. Zamek szczęknął, ale hałas nie ustał. Delikatnie położyłem dłoń na klamce, a potem nacisnąłem i gwałtownie otworzyłem drzwi. Tak, jak się spodziewałem. Tuz pod moimi nogami wylądowała cała trójka rodzeństwa Sabaku. Moi ukochani kuzyni i jeszcze bardziej kochana kuzynka.
Podnieśli się na rękach i jak na sygnał zadarli głowy do góry. Wpatrywałem się w nich z mordem w oczach, chociaż mój uśmiech pozostał miły.
― Macie trzy sekundy, żeby zniknąć mi z oczu. ― wysyczałem przez zaciśnięte zęby. Momentalnie podnieśli się na nogi i nim doliczyłem do dwóch, już ich nie było.
Znowu westchnąłem i wyszedłem na korytarz, starannie zamykając za sobą drzwi. Ruszyłem do schodów, po drodze przechwytując dziecięce oczy wpatrzone we mnie z przerażeniem. Prychnąłem pod nosem i zszedłem na dół.
― Dzień dobry Sasori. ― odezwała się starsza kobieta.
― Dobry. ― mruknąłem i wziąłem od niej siatki z zakupami. Zaniosłem je do kuchni i zacząłem rozpakowywać.
― Spotkałam dzisiaj Yahiko. ― zaczęła. ― Był z jakąś dziewczyną… Na prawdę ładniutką… Czemu ty nie masz dziewczyny?
Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem.
Dziewczyna, hmm?
Oh, babciu Chyio.
Od dziewiętnastu lat moje stosunki z dziewczynami ograniczają się do czysto koleżeńskich.
I od dziewiętnastu lat nadal żyjesz nadzieją, że przyprowadzę tu kiedyś jakąś ślicznotkę i powiem „babciu, poznaj moją dziewczynę”?
To na prawdę jest tak niedostrzegalne, czy po prostu ty tego nie widzisz? A może nie chcesz tego widzieć?
Jak to jest, babciu?
Co byś zrobiła, gdyby pewnego dnia prawda wyszła na jaw?
― Widocznie nie trafiłem jeszcze na tą jedyną… ― mruknąłem beznamiętnie. Przez chwilę panowała cisza, zakłócana jedynie szelestem siatek i cicho trzaskającymi półkami, gdy chowałem do nich poszczególne produkty. Nigdy nie rozumiałem, po co babcia kupuje tyle słodyczy. Ja tego szajsu nie jem, ona też nie…
Ach, no tak…
Dzieciaki.
― Niedługo masz wizytę u lekarza, pamiętasz? ― Moje rozmyślania zostały przerwane.  Bez słowa pochowałem resztę zakupów i dopiero wtedy spojrzałem w kierunku kobiety.
― Pamiętam. ― odparłem cicho. W wieku dwunastu lat stwierdzono u mnie białaczkę. Przeszedłem leczenie, pomyślnie, a choroba jak na razie ustała. Nie mniej jednak, musze stawiać się na regularnych kontrolach w szpitalu… Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że Chyio coś do mnie mówi. ― C-Co...?
― Pytam, czy mam pójść z tobą.
Nie. Chcę iść sam. ― mruknąłem i skierowałem się z powrotem na górę. ― Będę u siebie. ― rzuciłem na odchodnym i po chwili zniknąłem na schodach.

***

Wybaczcie mi te wywody Sasora. 
Ale ubzdurałam sobie, że zrobię z niego zadufanego w sobie artystę-perfekcjonistę. xD
No i oczywiście art:

DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU:
26.08.13
W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
Chwilowe zawieszenie broni!
Czyżby małe nieporozumienie...?

16 komentarzy:

  1. "Deidara:Sasori-1:0" haha, przed chwilą napisałam coś podobnego xD
    "sięgnąłem ręką na stolik obok łóżka i chwyciłem szklankę mleka.
    No co? Lubię mleko. To takie dziwne?" pokrewna dusza <33
    "Heheszki" Weeeeź... To hasło Adriana O.O
    W ogóle weeeeeeeeeeeź... Jacy oni są kochani <3 Albo słodziaki, albo skurwysyny-słodziaki. Mamciu, jak fajnowszo ^^
    Weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Siema Tsu! no więc rozdział ogólnie fajnie się czytało :)
    Saso natrafił na słaby punkt Deia.. szkoda trochę tej blond cipeczki :(
    zaskoczył mnie, kiedy przygadał Sasoriemu, ale cóż należało się mu! przynajmniej raz nie wiedział co powiedzieć. ogólnie atmosfera w kafejce musiała być po tym wszystkim bardzo ciekawa xD dobrze, że Konan i Yahiko zostali wreszcie sami!
    białaczka.. naprawdę nie cierpię tej choroby! strasznie współczuję Sasoriemu, ale na szczęście wszytko wydaje się w porządku z jego stanem zdrowia ^^ chyba gorzej radzi sobie z kuzynami.. brr! pomyśleć, że będę się użerać ze swoimi przez kolejne dni!
    nie masz za co przepraszać jeżeli chodzi o charakterek czerwonowłosego! właśnie taki jest najlepszy- pewny siebie, wręcz zadufany w sobie, i ta jego zdolność jeżeli chodzi o sarkazm! to lubię!
    art, zabawny i jak dla mnie udany w stu procentach! :DD
    no to co.. pozdrawiam, życzę weny i czekam na kolejną notkę! :) ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. O MY JASHIN!! Sasori jest chory na białaczkę?! Nie no... Tsu jesteś bogiem!! Czekam na next'a i sorry, że krótki komentarz, ale lece oglądać anime :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Soo... GOOD MORNING! *niedawno wstała i pół przytomna przeczytała*
    I oczywiście długiego komentarza nie walnę, bo ledwo literki widzę a okulary to zawsze są tam, gdzie nie ma mnie, więc, za przeproszeniem, gówno widzę bez controla +.
    Zacznę od końca i zapytam - sama rysowałaś?
    A komentując rozdział to jest prześwietny <3 Te teksty i wgl *_*
    Przepraszam, że więcej nie wykrzesam z siebie, ale jeszcze rozdział muszę napisać, a potem może nie być internetu.
    Pozdrawiam!
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, sama rysowałam xP

      Usuń
    2. Mogę zapytać - w jaki sposób?
      W sensie, najpierw rysowałaś na papierze, a potem poprawiałaś w jakimś programie graficznym? Czy od razu na komputerze?

      Pozdrawiam!
      Judith

      Usuń
    3. Na komputerze. Tableta mam c:
      W programie PaintTool SAI, jeśli cię to ciekawi.

      Usuń
  5. No i znów poległam. Tsu, jak Ty to robisz, że kazdy Twój rozdział jest po prostu dziełem sztuki? Jak zwykle napierdalałam się jak głupia.
    Najbardziej to ja jestem ciekawa reakcji Sasoriego i Deidary, jak to się wszystko wyda. Będzie zdziwienie xDDDDD
    Ale zdziwiłam to się ja, jak Sasoriego zatkało. Pierwszy raz w tej serii, ciekawe, czy nastąpi ten kolejny raz... Oby tak, bo ja uważam, że to było nawet urocze xDDDDDDDDD
    Teksty jak zwykle powalały na kolana.
    'W trzeciej liceum, na wycieczce, spuściłem ci się do budyniu.' xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
    Leżę xD
    Obrazek na końcu jak zwykle zajebisty :DDD
    Pozdrawiam i czekam na next!!!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się nazywa wrodzona zajebistość i skill, droga Kirei ^ ^

      Usuń
  6. Maaaaaatko jaki genialny Hidan! Dojebał z tym spuszczaniem się do budyniu, całkiem niezły pomysł xD
    Coś im ta podwójna randka nie wyszła, ale może jeszcze kiedyś spróbują? :D
    No i oczywiście Ashiya to Dei - jestem ciekawa w jakich okolicznościach Saso się o tym dowie. Może dopiero kiedy Deidara przyznał, że go wkręca? Albo spotka go kiedyś jak coś wybucha?
    Ciekawy pomysł z tą chorobą Sasoriego.
    No i tak wgl, to pod sam koniec masz inną czcionkę. Coś ci się stało z zakładkami w szablonie, nie wiem czy tylko u mnie, czy jest to zabieg celowy, ale po lewej stronie mam tylko 'Główną' i 'Opowiadania'

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może u ciebie coś się stało... Nie wiem, ja mam wszystkie ._.

      Usuń
    2. hej ty nie pisałaś tego bloga jak Yuuki jest z Deidarą i ona dołącza do Akatsuki i jest kuzynką Itachiego itp. ?

      Usuń
  7. Ej, a ja się przyłączę, bo mi też ucina te karty... Ostatnio były 3, a teraz jest tylko 1 o.O

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobra, dzisiaj zabieram się za komentarze, a Ty idziesz na pierwszy ogień xD tak więc notka zajebista, poza końcówką :P może znowu uda mi się cię sprowokować do zmiany zakończenia na gorsze lub lepsze xD ale o końcówce na końcu xD przechodzę do rzeczy...
    Otóż, życie Dei'a, a właściwie same jego dni są takie zajebiste xd z takim Hidanem to nie zna się słowa nuda, kurwa trzeba sobie poszukać takiego kumpla xD ale najpierw Konan, na podwójną randkę to nie wyglądało xD Saso i Dei raczej spełniali role takich przyzwoitek xD Deidara zniszczył atmosferę tej słodkiej randki, na miejscu Konan bym mu wpieprzyła xD co tam, że to oparte na faktach xD chyba xD rozmowa Dei'a z Hidanem przez telefon mnie rozwaliła, aż sobie mogłam wyobrazić jego fochnięte 'spierdalaj' xD Potem ta akcja z tymi dziewczynami i wkręceniem w ich w inną orientację xD Hida nadawałby się na geja albo Bi, ale jednak za bardzo chyba lubi cycki xD no tak, picie w miejscu publicznym i nie zostali spisani xD ale nie no, ze mn się nie napijesz - to ZAWSZE działa xD spuszczenie do budyniu - no kurwa mać xD on to wie, jak zwrócić uwagę na swoją osobę xD
    No, a co do wątków rudzielca to one też są genialne, dykcję ma bardzo podobną do Deidary xD no naprawdę Deidara rozwalił klimat spotkania, a Sasori tylko uciekł, ale i tak dostał większy opierdol, gdzie tu sprawiedliwość xD i jeszcze to "kim jest kurwa Ashiya?!" Ach ta zazdrość xD to wytłumaczenie jego sztuki mnie zabiło, szczególnie ten taki foch "ON BY TO WSZYSTKO WYSADZIŁ" xD co musi czuć Dei musząc się z nim kłócić a jednocześnie uważać by go do siebie nie zrazić xD xD albo jaką musiał czuć irytację, gdy mu nie odpisał, bo pogrążył się w przemyśleniach, a potem olał go by wyjść pomóc babci xD jednak no, kurde białaczka? Czuję, że będę ryczeć... nie fajne :(
    Dobra no to czekam na następną notkę xD
    Życzę weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem jak to się stało, ale nie skapnęłam się, że to już trzeci rozdział! Ale już nadrobiłam wszystko i nie ma mowy, żebym zapomniała o następnym :D
    A ten rozdział bardzo mi się podobał i aż szkoda, że się już skończył ^^ Hidan to niezły zbok jednak...ale z tym budyniem to było lekko obrzydliwe ;p
    Wywody Sasoriego są tym, co uwielbiam. W ogóle, jego uwielbiam najbardziej :D Nie mówiąc już o jego spojrzeniu na sztukę, które akurat według mnie jest bardzo trafne, ma cudowne podejście do dzieci :P Cieszę się, że on i Dei jednak są siebie warci.
    To jak bardzo Deidara i Sasori się nienawidzą jest świetne ^^ Czytanie ich kłótni to prawdziwa przyjemność. Mam nadzieję, że to się jeszcze pogłębi nim wszystko wyjdzie na jaw. To będzie wtedy mega zabawne :D Aż sobie nie mogę tego wyobrazić. Przecież oni się chyba pozabijają :P
    Ok, życzę dużo weny i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ach ja to uwielbiam to opowiadanie! :D
    Lałam po prostu jak się pojawił Hidan xDDD i ten tekst: ze mną się nie napijesz?
    Nawet ja bym się napiła xDDD
    I Sasori dalej podziela moją ''miłość'' do dzieci!!
    Mam jednak dziwne wrażenie, że gdybym poznała takiego Sasoriego w prawdziwym świecie, miałabym ochotę go zabić... skrycie bym go podziwiała, ale konfrontacja mogłaby się zakończyć śmiercią xDD
    Nigdy, ale to nigdy bym nie pomyślała, że on może mieć białaczkę...
    Nie wiem co w twojej głowie siedzi, ale jestem tego bardzo ciekawa! więc pozdrawiam i do następnego~ (^_*)

    OdpowiedzUsuń

OBSERWATORZY