Jakim Sasori jest u mnie dupkiem, to to się we łbie nie mieści po prostu...
I jak go tu nie kochać? *3*
~Enjoy
I jak go tu nie kochać? *3*
~Enjoy
***
All Time Low- Weightless
All Time Low- Weightless
Ukrywając twarz w poduszce, wymacałem dłonią budzik i mocnym uderzeniem wyłączyłem to wyjące cholerstwo. Ku mojej uldze, świdrujący, wkurwiający dzwonek zamilkł. Teraz mogę spać…
- Sasori! Wstawaj! Musisz iść do szkoły! ― rozległy się wrzaski mojego młodszego kuzynostwa, a po chwili ktoś bezceremonialnie wpieprzył mi się na łóżko i- tym samym- na mnie.
A, no tak, szkoła. Ale najpierw…
― Won stąd gówniarze! ― wydarłem się, spychając na podłogę brązowowłosego chłopca. On, wraz z bratem zwiali od razu, kiedy tylko podniosłem się na nogi. Przeniosłem wyczekujące spojrzenie na blondynkę. Temari przez chwilę przyglądała mi się, unosząc lekko brwi, aż w końcu prychnęła pod nosem i zadzierając dumnie głowę, wyszła z pokoju. ― Pierdolone szczyle. ― warknąłem. Że też akurat musieli przyjechać tutaj na całe dwa tygodnie. Ani chwili spokoju, czy swobody we własnym domu. To się po prostu w głowie nie mieści! Podszedłem do szafy i ziewając przeciągle, wygrzebałem pierwsze, lepsze ciuchy, jakie wpadły mi w ręce. Żebym ja, o szóstej trzydzieści rano, w sobotę, szykował się do szkoły, to tego jeszcze nie było. Przerzuciłem ubranie przez ramię i skierowałem się do łazienki. Dobrze, że przynajmniej to miałem osobne… Na samą myśl o dzieciakach, plączących się pod moimi nogami nawet w kiblu, przechodziły mnie dreszcze. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu i po ustaleniu, że została mi do wyjścia jakaś godzina, odłożyłem go na półkę. Ciuchy powiesiłem na wieszaku i wszedłem pod prysznic. Woda trysnęła na moje ciało, przyjemnie muskając skórę. Uśmiechnąłem się pod nosem i odgarnąłem w tył mokre włosy. Postałem tak jeszcze kilka minut, a potem zakręciłem kurek i sięgnąłem po ręcznik, opasając go sobie wokół bioder.
Włożyłem spodnie i opierając się jedną ręka o umywalkę, zacząłem myć zęby. W międzyczasie przyglądałem się swojemu odbiciu. Jaki ja byłem blady… Masakra. Ale z drugiej strony, jak się nienawidzi Słońca, to raczej oczywista oczywistość, że nie jest się jakoś specjalnie opalonym. Wyplułem pastę i opłukałem usta. Potem wsunąłem przez głowę koszulkę i wróciłem do pokoju. Była prawie siódma, wypadałoby się zbierać…
Po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że pierdolę notatki i nie biorę torby. Jak coś, to wyżuli się od Yahiko. Może wreszcie się na coś przyda… Wsunąłem telefon do kieszeni i wyszedłem z pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz. No co? Przecież nie dam tym zasrańcom biegać po moich włościach. Wystarczy już, że bezkarnie zawracają mi dupę poza pokojem. Skierowałem się do wyjścia. Przechodząc, obok drzwi do pokoju kuzynostwa, zauważyłem jasne oczy, wpatrujące się we mnie z zaciekawieniem. Gaara. Z całej trójki szajbusów był najmłodszy, ale to jego lubiłem najbardziej. O ile można ich w ogóle lubić. Chłopiec miał zaledwie osiem lat, a już przejawiał zainteresowania czysto… Hm… Psychopatyczne. Przykładowo, lalki Temari zazwyczaj kończyły pomalowane na czarno, z poodrywanymi częściami ciała, o ile ich wcześniej nie uprzątnęła. Uroczy, no nie?
― Wychodzę! ― rzuciłem jeszcze i trzasnąłem drzwiami. Babcia i tak pewnie mnie nie słyszała. Albo oglądała którąś z tych swoich debilnych telenoweli, albo spała… W sumie i tak byłem już „dużym chłopcem” i potrafiłem „zająć się sam sobą”. Heh, sam sobą, rozumiecie aluzję? Moja babcia była dziwną kobietą. I była też niesamowicie stara. Nie zrozumcie mnie źle, nie życzę jej śmierci… Ale nie da się żyć tak długo! A jakby tego było mało, dzień w dzień zapierdala w tym swoim sklepiku i sprzedaje lalki.
Moje rozmyślania zostały przerwane przez dzwonek telefonu. Wywróciłem oczami i
odebrałem, nie patrząc nawet kto się do mnie dowala. I tak to wiedziałem.
― Czego mi dupę
zawracasz ruda pało? ―
mruknąłem. Jakaś kobieta z dzieckiem spojrzała na mnie krzywo, a ja jedynie
odpowiedziałem jej uśmieszkiem pod tytułem ‘spierdalaj’.
― Gdzie jesteś,
Akasuna? Czekam na ciebie z dziesięć minut już!
― O patrz! Tak się
składa, że mnie to akurat gówno obchodzi! ―
odparłem słodko, wyobrażając sobie jak Yahiko zgrzyta zębami ze wściekłości.
Wyszedłem zza rogu i niemal od razu dostrzegłem postać chłopaka. Z daleka można
go było rozpoznać. No wiecie... Znajdźcie mi drugiego takiego kolesia, który
przy dwudziestu kilku stopniach będzie chodził w glanach, skórze i ćwiekach. W
dalszym ciągu wysłuchując żaleń rudego, ruszyłem w jego kierunku.
Kretyn. Za każdym razem się na to nabiera…
Kiedy byłem już wystarczająco blisko, uniosłem rękę i biorąc zamach, rąbnąłem
go z całej siły w plecy. Yahiko podskoczył, a telefon, który wyleciał mu z dłoni gruchnął z impetem na chodnik.
― Ocipiałeś?! ― jęknął, schylając się po
komórkę. Zaśmiałem się, chowając smartfona do kieszeni.
― Powiedz mi, jak to
jest, że za każdym razem się na to nabierasz?
― Bo ci ufam gnoju! Matkę
bym oddał za ciebie, niewdzięczniku! A ty mnie tak ranisz…― zaniósł się udawanym
szlochem.
― Nie masz matki. Masz dwóch ojców, jełopie. ― Tak, Yahiko nie miał "normalnej" rodziny, jeżeli rozumiecie o co mi chodzi. Wychowali go dwaj faceci. W sumie spoko goście, poznałem ich kiedyś. Jirayia to stary zbok- za każdym razem, jak wpadałem do rudego i siedzieliśmy w pokoju, to potem musiałem wysłuchiwać niestworzonych historii o naszym domniemanym romansie... A Orochimaru- przypuszczam- zaraził chłopaka zamiłowaniem do metalu. Dziwna parka, co nie zmienia faktu, że są zajebistymi ludźmi. Dzięki nim Yahiko jest bardzo tolerancyjny, a od gimnazjum nosi miano mojego najlepszego kumpla. Rzadko kiedy aż tak się z kimś spoufalam, więc uznajmy, że może być dumny z tego tytułu.
― Spierdalaj. ― odburknął.
― Hai, hai... ― Pokręciłem głową z rozbawieniem i pchnąłem go do przodu.
― Idziemy. Bo nas
wyleją na pierwszym spotkaniu. ―
mruknąłem.
Wszedłem za Yahiko do klasy i rozejrzałem się po grupce
uczniów. Nikogo tutaj nie znałem, oprócz rudego oczywiście. Właściwie, to
zapisałem się na doradztwa za jego namową. No dobra, wizja darmowych licencji i
certyfikatów, które mogłem wyrobić też była kusząca.
― Patrz jaka laska! ― syknął, tyrpiąc mnie
łokciem w żebra.
― Ogarnij dupę
człowieku! ― warknąłem
i oddałem mu. Z nawiązką. Ów ślicznotka, która tak zawróciła mu w głowie,
zachichotała cicho i wróciła do przerwanej rozmowy przez telefon.
― Chodź! ― pociągnął mnie w kierunku
ostatniej ławki, a potem usiadł tuż przed nieznajomą. Westchnąłem ciężko, ale
zająłem miejsce obok niego.Podsumowując: wbrew woli zostałem wyciągnięty z łóżka; jest sobota, a ja gniję
w szkole; mój kumpel prawdopodobnie ma mnie w dupie, bo znalazł sobie jakąś
ślicznotkę, więc nie mam nawet do kogo gęby otworzyć… Czy może być jeszcze
gorzej?
W tej chwili drzwi od sali ponownie się otworzyły, a ja od niechcenia
przeniosłem na nie spojrzenie, spodziewając się zostać tam doradcę zawodowego
przypisanego wcześniej do naszej grupy. Jakby na potwierdzenie wcześniejszego
pytania, stanął w nich ten krzykacz sprzed tygodnia. Jedyny dźwięk, który
aktualnie byłem w stanie wydać to bliżej nieokreślone burknięcie.
― Dei! Chodź tutaj!
Zajęłam ci miejsce! ―
odezwała się nagle dziewczyna z ławki za nami. Blondyn odwrócił się w naszą
stronę, a kiedy tylko mnie zauważył, szeroki uśmiech niemal natychmiast spełzł
z jego twarzy. Powoli ruszył w kierunku ostatniej ławki, piorunując mnie po
drodze wzrokiem.
― Ty? ― warknął, kiedy już usiadł
obok tej laski. ― Ze
wszystkich ludzi na świecie, musisz to być akurat ty?
― Eh… Niespodzianka? ― zawołałem z udawanym
optymizmem i odwróciłem się z powrotem w kierunku tablicy.
Trzy godziny, dwadzieścia osiem minut i trzydzieści jeden
sekund spędzonych w jego obecności.
Trzy godziny, dwadzieścia osiem minut i trzydzieści dwie sekundy, mordowania
się nawzajem wzrokiem. Trzy godziny, dwadzieścia osiem minut i trzydzieści trzy
sekundy powstrzymywania się od rękoczynów. Trzy godziny, dwadzieścia osiem
minut i trzydzieści cztery…
Rozmyślania przerwał mi nagły wybuch śmiechu po mojej prawej. Odwróciłem się w tamtą stronę i stwierdziłem, że to Konan- tak miała na imię ów ślicznotka- zaśmiewa się z debilnych żarcików Yahiko. Wywróciłem oczami, jedynie siłą woli powstrzymując się od walnięcia czołem w stolik. Już nie wiem, co gorsze: flirty po mojej prawej, dureń za mną, czy od trzech i pól godziny wałkująca ten sam temat kobieta, która ponoć jest doradcą zawodowym.
Boże, widzisz i nie grzmisz…
I babcia się dziwi, że jestem niewierzący.
Ku mojej uldze, w momencie gdy moje opanowanie sięgało granicy, rozbrzmiał zbawczy dźwięk dzwonka, ogłaszający dwudziestominutową przerwę. Jak zwykle go nienawidziłem, tak teraz postanowiłem, że postawię mu w domu ołtarzyk. Coś pięknego…
― Idę na fajkę! ― oznajmiłem głośno, podnosząc się gwałtownie z ławki… W tym samym czasie co Deidara. Spiorunował mnie wzrokiem, a ja prychnąłem cicho pod nosem. Bez słowa ruszyliśmy ramię w ramię do drzwi, ukradkiem posyłając sobie mordercze spojrzenia.
Palarnia, o ile można tak nazwać ogrodzony kilkumetrową siatką obszar, znajdowała się na tyłach szkoły. Stanąłem pod murkiem, do którego przylegało ogrodzenie i odpaliłem papierosa. Kilka metrów dalej stał blondyn. Wciskając dłoń do kieszeni spodni, przyglądał się bliżej nieokreślonemu punktowi w oddali. W milczeniu lustrowałem jego postać. Był wysoki, szczupły. Turkusowa bluzka tylko kontrastowała z jasnymi włosami, które w tym momencie powiewały lekko na wietrze. Zdaje się, ze wyczuł mój wzrok na sobie, bo gwałtownie obejrzał się w moim kierunku, krzyżując ze mną spojrzenie niebieskich oczu. Nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że pociągnął je kredką. A może rzeczywiście tak było?
― Na co się gapisz? ― mruknął, strącając popiół z końcówki szluga.
― Na nic. ― Wzruszyłem ramionami.
― Ten twój kumpel… On leci na Konan. ― kontynuował. Zmarszczyłem brwi i przygniotłem podeszwą wypalonego papierosa.
― Może. I co z tego? Jesteś zazdrosny? ― Uśmiechnąłem się kpiąco. ― Sorry, Yahiko nie leci na babochłopów.
― Powiedz mu, żeby uważał. Jeżeli coś jej się stanie… ― przerwał i ruchem głowy odrzucił z oczu grzywkę, nie spuszczając ze mnie czujnego spojrzenia. Ruszyłem z powrotem do szkoły. Przechodząc obok blondyna, zatrzymałem się na moment.
― Sam mu to powiedz. ― prychnąłem i wyminąłem go.
Rozmyślania przerwał mi nagły wybuch śmiechu po mojej prawej. Odwróciłem się w tamtą stronę i stwierdziłem, że to Konan- tak miała na imię ów ślicznotka- zaśmiewa się z debilnych żarcików Yahiko. Wywróciłem oczami, jedynie siłą woli powstrzymując się od walnięcia czołem w stolik. Już nie wiem, co gorsze: flirty po mojej prawej, dureń za mną, czy od trzech i pól godziny wałkująca ten sam temat kobieta, która ponoć jest doradcą zawodowym.
Boże, widzisz i nie grzmisz…
I babcia się dziwi, że jestem niewierzący.
Ku mojej uldze, w momencie gdy moje opanowanie sięgało granicy, rozbrzmiał zbawczy dźwięk dzwonka, ogłaszający dwudziestominutową przerwę. Jak zwykle go nienawidziłem, tak teraz postanowiłem, że postawię mu w domu ołtarzyk. Coś pięknego…
― Idę na fajkę! ― oznajmiłem głośno, podnosząc się gwałtownie z ławki… W tym samym czasie co Deidara. Spiorunował mnie wzrokiem, a ja prychnąłem cicho pod nosem. Bez słowa ruszyliśmy ramię w ramię do drzwi, ukradkiem posyłając sobie mordercze spojrzenia.
Palarnia, o ile można tak nazwać ogrodzony kilkumetrową siatką obszar, znajdowała się na tyłach szkoły. Stanąłem pod murkiem, do którego przylegało ogrodzenie i odpaliłem papierosa. Kilka metrów dalej stał blondyn. Wciskając dłoń do kieszeni spodni, przyglądał się bliżej nieokreślonemu punktowi w oddali. W milczeniu lustrowałem jego postać. Był wysoki, szczupły. Turkusowa bluzka tylko kontrastowała z jasnymi włosami, które w tym momencie powiewały lekko na wietrze. Zdaje się, ze wyczuł mój wzrok na sobie, bo gwałtownie obejrzał się w moim kierunku, krzyżując ze mną spojrzenie niebieskich oczu. Nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że pociągnął je kredką. A może rzeczywiście tak było?
― Na co się gapisz? ― mruknął, strącając popiół z końcówki szluga.
― Na nic. ― Wzruszyłem ramionami.
― Ten twój kumpel… On leci na Konan. ― kontynuował. Zmarszczyłem brwi i przygniotłem podeszwą wypalonego papierosa.
― Może. I co z tego? Jesteś zazdrosny? ― Uśmiechnąłem się kpiąco. ― Sorry, Yahiko nie leci na babochłopów.
― Powiedz mu, żeby uważał. Jeżeli coś jej się stanie… ― przerwał i ruchem głowy odrzucił z oczu grzywkę, nie spuszczając ze mnie czujnego spojrzenia. Ruszyłem z powrotem do szkoły. Przechodząc obok blondyna, zatrzymałem się na moment.
― Sam mu to powiedz. ― prychnąłem i wyminąłem go.
***
„Sam mu to powiedz”? Pieprzony, pyskaty
pokurcz. Gdybym tylko chciał, to położyłbym go jednym palcem… Odwróciłem się i
poszedłem za nim, w myślach obrzucając go serią wymyślnych epitetów. Po kilku
minutach byliśmy znowu w klasie. Siadając obok Konan, pochwyciłem jej podejrzliwe
spojrzenie.
― O co chodzi? ― mruknąłem, kontynuując przerwane szkicowanie. Mój rysunek przedstawiał Sasoriego, podziurawionego niczym ser szwajcarski. Takie tam, przelewanie myśli na papier a’la Dei. Nachyliłem się nad kartką papieru, skupiając się na szczegółach, jak na przykład wyprute flaki, czy zakrwawiona morda.
― Co robiliście? ― Konan oparła policzek na dłoni i spojrzała na mnie z nieodgadnionym uśmieszkiem. Pytanie, jak pytanie. Niby zwyczajne, a mimo to jej ton brzmiał bardzo.. Uhm… Dwuznacznie?
― Sugerujesz coś, Tenshi? ― burknąłem. Uśmiechnęła się słodko.
― Ależ skąd. ― cmoknęła cicho. ― Po prostu uważam, że jest słodki i do siebie pasujecie. ― W tym momencie rysik mojego ołówka odskoczył gdzieś w bok, pozostawiając na szkicu gruby ślad. Wytrzeszczyłem oczy najpierw na kartkę, potem na Sasoriego, a potem na dziewczynę.
― Że kurwa jak? ― syknąłem.
― Nie gorączkuj się tak, kochanie. Bo ci żyłka pęknie. ― roześmiała się, ignorując pioruny, które posyłałem w jej kierunku. No ludzie, litości! To, że wolę facetów, nie znaczy od razu, że zaraz będę lecieć na pierwszego, lepszego chłopaka, który jest niezły! I nie, wcale nie powiedziałem, że on jest niezły! A nawet jeśli, to to niczego nie zmienia!
Naburmuszony wygrzebałem z piórnika temperówkę i zacząłem ostrzyć ołówek, usilnie ignorując znaczący uśmieszek Konan.
Baby. Zawsze wyobrażają sobie niewiadomo co. Czy ona nie widzi tej nienawiści, jaką się nawzajem obdarzamy…? Jeszcze brakuje, żeby wyskoczyła mi z tekstem typu…
― Wiesz, Dei. Kto się czubi, ten się lubi… ― odezwała się nagle.
Eeeh? Ona mi cholera w myślach czyta, czy jak?
Już otwierałem usta, żeby oznajmić jej, jak bardzo kretyńskie i niemożliwe są jej domysły, ale przerwała mi babka od doradztwa. Momentalnie wszyscy spojrzeli w jej kierunku.
― Dobrze… Odliczcie proszę do trzech. Podzielimy się na grupy. ― mruknęła, poprawiając sobie okulary na nosie. No to odliczyliśmy. W myślach modliłem się, żeby tylko nie wypaść w grupie razem z Akasuną…
Bóg mnie jednak nie kocha.
― Jedynki zostają, dwójki przesiadają się do środkowego rzędy, a trójki pod okna. ―
Z oporem podniosłem się na nogi i niechętnie ruszyłem w wyznaczone miejsce. Usiadłem pod oknem, rozwalając nogi na wolnym krześle obok. W grupie było nas troje: ja, Akasuna i jeszcze jakiś koleś. Znudzony oparłem się na dłoni, gryząc zębami skuwkę od długopisu.
― To tego... Co mamy robić? ― bąknął czerwono włosy, usadawiając się za mną.
― Wiecie pewnie, jak ważna jest mowa ciała na różnych rozmowach, na przykład kwalifikacyjnych. Dlatego będziecie teraz losować kartki i przedstawiać scenki, które na nich opisałam. ― odpowiedziała, wygrzebując z torby pliczek małych karteczek. Podeszła do nas i wyciągnęła rękę w kierunku Sasoriego. Chłopak, nie patrząc nawet co bierze do łapy, wyciągnął pierwsza lepszą. Dopiero wtedy raczył zerknąć, co wylosował. Wpatrywałem się niego podejrzliwie, jednak mimika jego twarzy pozostała niewzruszona. To właśnie wkurzało mnie w nim najbardziej. Nigdy nie wiesz, co myśli i w jakim jest humorze, a tym samym, co za chwilę może skoczyć mu do łba. W końcu, łaskawie podał mi kartkę. Wziąłem ją i niechętnie zerknąłem na tekst. Z każdą następną sekundą moje oczy rozszerzały się coraz bardziej, a usta zaciskały się w coraz węższą linię.
― Nie będę…
― Będziesz laską. ― przerwał mi, uśmiechając się słodko w moim kierunku.
― Nie ma mowy! Niby czemu mam robić za babę?! ― oburzyłem się, gromiąc go wzrokiem. Ach, ten jego wredny, sztuczny uśmieszek i kpiące spojrzenie… Miałem ochotę mu wpieprzyć. Tak wiecie… Tak porządnie.
― Bo… No nie wiem. Wyglądasz jak baba?
― Niby w którym kurwa miejscu?!
― Cały jesteś jak laska na sterydach. ― odparł, a żyłka na mojej skroni zapulsowała niebezpiecznie.
― W takim razie… Kim ty będziesz, hm? ― wysyczałem, starając się jakoś uspokoić. ― Facetem? ― prychnąłem.
― Wybacz słonce, nic z tego nie będzie. ― poklepał mnie po ramieniu i obdarzy ł współczującym uśmieszkiem. Przez moment wpatrywałem się w niego jak idiota, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Dopiero po chwili załapałem aluzję i momentalnie poczułem, jak hektolitry krwi napływają mi do twarzy.
― N- Nie o to mi chodziło durniu! ― wrzasnąłem, odwracając się od niego bokiem.
Kątem oka widziałem, jak uśmiecha się pod nosem i kręci z rozbawieniem głową.
Nienawidzę gnoja.
Po prostu nienawidzę…
― O co chodzi? ― mruknąłem, kontynuując przerwane szkicowanie. Mój rysunek przedstawiał Sasoriego, podziurawionego niczym ser szwajcarski. Takie tam, przelewanie myśli na papier a’la Dei. Nachyliłem się nad kartką papieru, skupiając się na szczegółach, jak na przykład wyprute flaki, czy zakrwawiona morda.
― Co robiliście? ― Konan oparła policzek na dłoni i spojrzała na mnie z nieodgadnionym uśmieszkiem. Pytanie, jak pytanie. Niby zwyczajne, a mimo to jej ton brzmiał bardzo.. Uhm… Dwuznacznie?
― Sugerujesz coś, Tenshi? ― burknąłem. Uśmiechnęła się słodko.
― Ależ skąd. ― cmoknęła cicho. ― Po prostu uważam, że jest słodki i do siebie pasujecie. ― W tym momencie rysik mojego ołówka odskoczył gdzieś w bok, pozostawiając na szkicu gruby ślad. Wytrzeszczyłem oczy najpierw na kartkę, potem na Sasoriego, a potem na dziewczynę.
― Że kurwa jak? ― syknąłem.
― Nie gorączkuj się tak, kochanie. Bo ci żyłka pęknie. ― roześmiała się, ignorując pioruny, które posyłałem w jej kierunku. No ludzie, litości! To, że wolę facetów, nie znaczy od razu, że zaraz będę lecieć na pierwszego, lepszego chłopaka, który jest niezły! I nie, wcale nie powiedziałem, że on jest niezły! A nawet jeśli, to to niczego nie zmienia!
Naburmuszony wygrzebałem z piórnika temperówkę i zacząłem ostrzyć ołówek, usilnie ignorując znaczący uśmieszek Konan.
Baby. Zawsze wyobrażają sobie niewiadomo co. Czy ona nie widzi tej nienawiści, jaką się nawzajem obdarzamy…? Jeszcze brakuje, żeby wyskoczyła mi z tekstem typu…
― Wiesz, Dei. Kto się czubi, ten się lubi… ― odezwała się nagle.
Eeeh? Ona mi cholera w myślach czyta, czy jak?
Już otwierałem usta, żeby oznajmić jej, jak bardzo kretyńskie i niemożliwe są jej domysły, ale przerwała mi babka od doradztwa. Momentalnie wszyscy spojrzeli w jej kierunku.
― Dobrze… Odliczcie proszę do trzech. Podzielimy się na grupy. ― mruknęła, poprawiając sobie okulary na nosie. No to odliczyliśmy. W myślach modliłem się, żeby tylko nie wypaść w grupie razem z Akasuną…
Bóg mnie jednak nie kocha.
― Jedynki zostają, dwójki przesiadają się do środkowego rzędy, a trójki pod okna. ―
Z oporem podniosłem się na nogi i niechętnie ruszyłem w wyznaczone miejsce. Usiadłem pod oknem, rozwalając nogi na wolnym krześle obok. W grupie było nas troje: ja, Akasuna i jeszcze jakiś koleś. Znudzony oparłem się na dłoni, gryząc zębami skuwkę od długopisu.
― To tego... Co mamy robić? ― bąknął czerwono włosy, usadawiając się za mną.
― Wiecie pewnie, jak ważna jest mowa ciała na różnych rozmowach, na przykład kwalifikacyjnych. Dlatego będziecie teraz losować kartki i przedstawiać scenki, które na nich opisałam. ― odpowiedziała, wygrzebując z torby pliczek małych karteczek. Podeszła do nas i wyciągnęła rękę w kierunku Sasoriego. Chłopak, nie patrząc nawet co bierze do łapy, wyciągnął pierwsza lepszą. Dopiero wtedy raczył zerknąć, co wylosował. Wpatrywałem się niego podejrzliwie, jednak mimika jego twarzy pozostała niewzruszona. To właśnie wkurzało mnie w nim najbardziej. Nigdy nie wiesz, co myśli i w jakim jest humorze, a tym samym, co za chwilę może skoczyć mu do łba. W końcu, łaskawie podał mi kartkę. Wziąłem ją i niechętnie zerknąłem na tekst. Z każdą następną sekundą moje oczy rozszerzały się coraz bardziej, a usta zaciskały się w coraz węższą linię.
― Nie będę…
― Będziesz laską. ― przerwał mi, uśmiechając się słodko w moim kierunku.
― Nie ma mowy! Niby czemu mam robić za babę?! ― oburzyłem się, gromiąc go wzrokiem. Ach, ten jego wredny, sztuczny uśmieszek i kpiące spojrzenie… Miałem ochotę mu wpieprzyć. Tak wiecie… Tak porządnie.
― Bo… No nie wiem. Wyglądasz jak baba?
― Niby w którym kurwa miejscu?!
― Cały jesteś jak laska na sterydach. ― odparł, a żyłka na mojej skroni zapulsowała niebezpiecznie.
― W takim razie… Kim ty będziesz, hm? ― wysyczałem, starając się jakoś uspokoić. ― Facetem? ― prychnąłem.
― Wybacz słonce, nic z tego nie będzie. ― poklepał mnie po ramieniu i obdarzy ł współczującym uśmieszkiem. Przez moment wpatrywałem się w niego jak idiota, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Dopiero po chwili załapałem aluzję i momentalnie poczułem, jak hektolitry krwi napływają mi do twarzy.
― N- Nie o to mi chodziło durniu! ― wrzasnąłem, odwracając się od niego bokiem.
Kątem oka widziałem, jak uśmiecha się pod nosem i kręci z rozbawieniem głową.
Nienawidzę gnoja.
Po prostu nienawidzę…
***
DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU:
19.08.13
W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
Na przyjaciół zawsze można liczyć, prawda?
Tym razem Sasori przegiął! Co zrobi Dei?
Jak to się stało, że nie wyświetliła mi się nowa notka u cb? O.o
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział fajny, tylko ta czcionka zlewa się trochę z tłem i się ciężko czyta. Może oślepłam, bo czytam blogi do 6 rano? Nikt tego nie wie...
Jashinie, Painie, Loki, Buddo i jakiś tam jeszcze inny Bóg... YahiKon? Ubustwiam ich ;3 Ale ze skorpiona kochany przyjaciel :P
Pozdrawiam
hohoho! Przyznam, że uwielbiam Sasora u ciebie!! jest taki zimny, wredny... to właśnie lubię! :D
OdpowiedzUsuńa w dodatku nie lubi małych dzieci, skąd ja to znam ^^
rozdział mi się oczywiście podobał, nie mogę się doczekać następnego i już się zastanawiam z czym przegiął Skorpion.
aaa i uwielbiam, kiedy robisz z Deia taką małą, ale pyskatą ciotę, więc nie przestawaj xDD
pozdrawiam gorąco! :))
Yo xD No to czas na mnie i na mój komentarz xD a więc, jestem zła, bardzo zła, że nie przeczytałam wcześniej notki >.< Myślałam, że zastrzelę przyjaciółkę jak mnie wyciągła do biblioteki i nie powiedziała, że w Sali obok była kafejka internetowa… no to było takie złe...
OdpowiedzUsuńA notka zajebista, jak jest SasoDei to ja mam uśmiech od ucha do ucha xD a teraz przybyły nowe postacie – Yahiko i Konan :D Yahiko, mający dwóch ojców i to nie byle jakich xD Rany, jak można przy nich wyrosnąć na dość normalnego xD no ja mam nadzieję, że kiedyś trochę przybliżysz nam, jak ich rodzinka wygląda – byle nie za bardzo xD Konan wydaję się troszkę takim plastikiem xD wtrąca się we wszystko z takim entuzjazmem i w ogóle xD przynajmniej kumpluję się z Deiem – musi być fajna xD
Sasori jest taki fajny u ciebie ;D doprawdy urocze, że Gaara jest psychopatycznym dzieckiem xD zresztą fajne są ich relację z Yahiko ;D wzajemne wkurwianie zawsze fajne xD Dobrze, że Yahiko ma jakiś niełatwo psujący się telefon, pewnie nokie xD Potem na zajęciach to naprawdę miał pecha (szczęście) natykając się na Deidarę xD no ta jego „niespodzianka” była epicka xD znaczy tak fajnie o przeczytałam Xd No i fajna ta ich rozmowa na dachu, De i się bardzo troszczy o Konan, jakież to słodkie ;D tak w ogóle w ostatnim zdaniu dialogu od Saso zjadłaś enter :P
No z Deiem to się solidaryzowałam xD bo też nie skumałam od razu o co z tą aluzją Saso chodziło xD Jest byt inteligentny chyba xD a tak w ogóle to dziwne, że nic mu się nie skojarzyło imię Sasori xD
Wszystko fajnie, z niecierpliwością czekam na następny rozdział :D
Chcę poniedziałek xD
Życzę w cholerę weny i pozdrawiam ciepło
Ja nie mogę, jaki Sasori jest sympatyczny ^^ Po chuju sympatyczny.
OdpowiedzUsuńI pojawił się Yahiko. No, ma bardzo ciekawą rodzinę xDDD Ten tekst o matce mnie rozwalił. Trochę chamsko, ale ja lubię taki humor, o boże, co jest ze mną nie tak? xDDDDD
Konan jest spoko. Miło, że Dei sie o nią tak troszczy. Ona wyczuwa ten romans ^^
No i Gaara... hahahah, nie no, padłam xDDDD Trochę psychopatyczny, ale coo tam xDDD Rozwalił mnie jego opis, serio ^^
Rozdział mega boski <33 Z niecierpliwością będę oczekiwać następnego!!!
Pozdrawiam <3
oooooo matko, genialny rozdział xD
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że zupełnie mnie zaskoczyłaś. Myślałam, że Dei będzie takim skurwielem, który okrutnie wkręca ludzi, a Saso jego niewinną ofiarą a tu jeb! Obydwoje są takimi sukinsynami, że albo się pokochają albo pozabijają *.*
Boskie teksty, boskie wkurzanie się, boskie reakcję. Zastanawiam się kto w tym związku będzie seme.. obydwoje się nadają i obydwoje nie odpuszczą xD
Poza tym moje serce podbił wątek z rodziną Yahiko no i mały, psychopatyczny Gaara xD
No i dzięki za powiadomienie, bo faktycznie nie mam żadnej wzmianki o rozdziale ;__;
Pozdrawiam, buziaki ;3
Ja chcieć więcej!! Kocham w twoim wykonaniu SasoDei!
OdpowiedzUsuńSasori <3 jest jeszcze bardziej sympatyczny niż Dei... :D
OdpowiedzUsuńNie lubi dzieci... Tak jak ja!
no, ale ''rodzice'' Yahiko to też są nieźli, na początku takie WTF?? Ale teraz uważam, ze to całkiem zabawne xDD
No,ale rudy jest taki fajny...;3 i leci na Konan, czyli wszystko jest jak najbardziej w porządku :D
Już się nie mogę doczekać co dalej :D
Ajaj, już kocham to opowiadanie. *-*
OdpowiedzUsuńObojętny Sasori i wybuchowy Dei to przepis na udaną historię. :D Czekam na rozwinięcie akcji, no i życzę weny ;3
Ej, a wiesz, że mnie też blogspot nie lubi? Bo nie pokazał mi, że dodałaś nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńAle już nadrobiłam i tak:
-notka zajebista (no ciekawe czemu)
-Sasori to dupek
-Deidara też
-mały Gaara jest słodki
-kocham ich
No i to chyba tyle xD Już się nie mogę doczekać dalszego wkręcania ;D
A tak z czystej ciekawości. Widziałaś mojego drugiego bloga, o córce Deidary? xD
Przeczytałam, czas skomentować.
OdpowiedzUsuńAhiru, mnie też blogspot nie lubi... >.<
Więc na początku muszę przestać się karać SasoDeiem.
~po pięciu minutach~
O już. Jest git.
Sasori i kuzynostwo <3 Gaara <3
Rozmowy Sasoriego i Deidary... KOCHAM TO <3
Czyli... Yahiko wychowują Jiraya i Oroś? Będzie jakiś wątek z nimi, czy nie?
Pozdrawiam i czekam na next!
Judith
Ps. Czy masz tu gdzieś menu, bo ja go nie widzę... O.O