Z dedykiem dla Sakebu bo... Bo się opierdalasz z komentami i trzeba cię zmusić! Perswazja musi być, a co!? ^ ^
Mroczna Elfka - Homo? W następnym opo tak, a tutaj... MEJBI, MEJBI? ^w^
Podteksty będą na pewno. Jak już to wspomniała Masumii:
"To nie byłaby Tsu, jeśli nie byłoby podtekstu yaoi".
Mroczna Elfka - Homo? W następnym opo tak, a tutaj... MEJBI, MEJBI? ^w^
Podteksty będą na pewno. Jak już to wspomniała Masumii:
"To nie byłaby Tsu, jeśli nie byłoby podtekstu yaoi".
***
Sshu wpatrywał się chłodno w chłopaka przed sobą, ściskając w dłoni plik
kartek. Na pierwszej stronie widniała fotografia jego ojca, opis jutsu,
umiejętności.. Wszystkiego.
– Nie rozumiem, jakim cudem wuj cię nie rozpoznał. Wyglądasz niemal identycznie jak ten… Ten wyrzutek. – warknął Sinji, akcentując ostatnie słowo. Blondyn zacisnął pięść jeszcze bardziej, gniotąc papiery, które w niej trzymał.
– Szczymryj, Hyuuga. Nie będziesz się tak odzywał. Nie w mojej obecności. – wysyczał. Odrzucił kartki w bok, podnosząc się z parapetu i podszedł do chłopaka naprzeciwko siebie. Obaj zmierzyli się wściekłymi spojrzeniami.
– Bo co mi zrobisz? Jedno moje słowo i możesz pożegnać się z ojczulkiem i cała tą zasraną organizacją. – Sinji prychnął wyniośle i posłał Sshu kpiący uśmieszek. Rzeczywiście, chłopak był na przegranej pozycji. – Powinieneś uważać, przy kim pokazujesz swoje… Umiejętności. Ciekawy jestem, jak zareagowałaby Kasumi, gdyby się dowiedziała. Jak myślisz?
– Nie zrobisz tego. – Blondyn przełknął cicho ślinę. Nie powie jej! Nie może!
– Hm? Czyżby zaczęło ci na niej zależeć? – Hyuuga roześmiał się drwiąco, jednak zaraz potem spoważniał. – Nie dam ci jej skrzywdzić, rozumiesz? Nie pozwolę ci jej tknąć choćby palcem. – przerwał na chwilę, krzyżując z blondynem spojrzenia. – Nie wszystko zawsze idzie po naszej myśli, prawda? – mruknął beznamiętnie, jak gdyby nigdy nic przenosząc wzrok na paznokcie. – Jutro rano ma cię tu nie być, czaisz? Inaczej idę z tym do Hokage. – Wyminął Sshu i otworzył drzwi od pokoju. – Wynoś się stąd. – Spojrzał na niego wyczekująco. Blondyn w milczeniu wyszedł z pokoju, a potem z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi.
– Nie rozumiem, jakim cudem wuj cię nie rozpoznał. Wyglądasz niemal identycznie jak ten… Ten wyrzutek. – warknął Sinji, akcentując ostatnie słowo. Blondyn zacisnął pięść jeszcze bardziej, gniotąc papiery, które w niej trzymał.
– Szczymryj, Hyuuga. Nie będziesz się tak odzywał. Nie w mojej obecności. – wysyczał. Odrzucił kartki w bok, podnosząc się z parapetu i podszedł do chłopaka naprzeciwko siebie. Obaj zmierzyli się wściekłymi spojrzeniami.
– Bo co mi zrobisz? Jedno moje słowo i możesz pożegnać się z ojczulkiem i cała tą zasraną organizacją. – Sinji prychnął wyniośle i posłał Sshu kpiący uśmieszek. Rzeczywiście, chłopak był na przegranej pozycji. – Powinieneś uważać, przy kim pokazujesz swoje… Umiejętności. Ciekawy jestem, jak zareagowałaby Kasumi, gdyby się dowiedziała. Jak myślisz?
– Nie zrobisz tego. – Blondyn przełknął cicho ślinę. Nie powie jej! Nie może!
– Hm? Czyżby zaczęło ci na niej zależeć? – Hyuuga roześmiał się drwiąco, jednak zaraz potem spoważniał. – Nie dam ci jej skrzywdzić, rozumiesz? Nie pozwolę ci jej tknąć choćby palcem. – przerwał na chwilę, krzyżując z blondynem spojrzenia. – Nie wszystko zawsze idzie po naszej myśli, prawda? – mruknął beznamiętnie, jak gdyby nigdy nic przenosząc wzrok na paznokcie. – Jutro rano ma cię tu nie być, czaisz? Inaczej idę z tym do Hokage. – Wyminął Sshu i otworzył drzwi od pokoju. – Wynoś się stąd. – Spojrzał na niego wyczekująco. Blondyn w milczeniu wyszedł z pokoju, a potem z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi.
***
Był późny wieczór, gdy Kasumi wróciła do domu. Ku jej zdumieniu, nie
było tam Sshu. Po chwili zastanowienia stwierdziła, że pewnie jeszcze się
gdzieś ciąta. Uśmiechnęła się podstępnie. Skoro go nie ma, to może wziąć w
spokoju długą, gorącą, relaksującą kąpiel. Weszła do łazienki, po drodze
zacząwszy rozpinać zamki ubrania. Odkręciła wodę i otworzyła półkę. Przeleciała
wzrokiem po słoiczkach z solami zapachowymi, by w końcu wybrać tą o zapachu
mięty. Odkręciła wieczko, wsypała garść granulek do gorącej wody i odstawiła
naczynie. Potem zaczęła zdejmować kolejne partie ubrania. Szybko weszła do
wanny, rozkoszując się miętową wonią i przyjemnym ciepłem.
Po godzinie postanowiła wyjść. Wytarła się dokładnie, włożyła piżamę i opatuliła puchatym szlafrokiem. Przeszła do salonu. Był pusty. Kasumi zmarszczyła brwi i skierowała się do siebie do pokoju. Tam też go nie było… Nie, żeby się o niego martwiła, czy coś… Ale o tej porze zazwyczaj byli już w domu.
Położyła się na sofie. Postanowiła, że trochę poczyta i przy okazji poczeka na Sshu. Kto wie, może znalazł sobie jakąś dziewczynę…? Musi go wypytać!
Słońce wdarło się przez okno do pokoju, drażniąc beztrosko oczy dziewczyny. Kasumi ukryła twarz w poduszce. Zaraz, poduszka? Przecież była w salonie. Podniosła się na klęczki, przecierając w dalszym ciągu zaspane oczy i ziewnęła przeciągle. Wygramoliła się z łóżka, kierując się do drzwi. Przeszła do salonu, natrafiając na Hiantę szykującą śniadanie.
– Dzień dobry. – Uśmiechnęła się kobieta.
– Dzień dobry. Nie wiesz, gdzie jest Sshu? – Usiadła przy stole. Matka postawiła przed nią kubek z herbatą.
– Nie. Wczoraj, jak wróciłam, też go nie było. – mruknęła. – Pokłóciliście się? – Zerknęła ukradkiem na córkę. Dziewczyna zamyśliła się na moment.
– Nie bardziej, niż zwykle… Po śniadaniu pójdę go poszukać. – stwierdziła, zabierając się za przygotowane przez Hinatę kanapki.
Po godzinie postanowiła wyjść. Wytarła się dokładnie, włożyła piżamę i opatuliła puchatym szlafrokiem. Przeszła do salonu. Był pusty. Kasumi zmarszczyła brwi i skierowała się do siebie do pokoju. Tam też go nie było… Nie, żeby się o niego martwiła, czy coś… Ale o tej porze zazwyczaj byli już w domu.
Położyła się na sofie. Postanowiła, że trochę poczyta i przy okazji poczeka na Sshu. Kto wie, może znalazł sobie jakąś dziewczynę…? Musi go wypytać!
Słońce wdarło się przez okno do pokoju, drażniąc beztrosko oczy dziewczyny. Kasumi ukryła twarz w poduszce. Zaraz, poduszka? Przecież była w salonie. Podniosła się na klęczki, przecierając w dalszym ciągu zaspane oczy i ziewnęła przeciągle. Wygramoliła się z łóżka, kierując się do drzwi. Przeszła do salonu, natrafiając na Hiantę szykującą śniadanie.
– Dzień dobry. – Uśmiechnęła się kobieta.
– Dzień dobry. Nie wiesz, gdzie jest Sshu? – Usiadła przy stole. Matka postawiła przed nią kubek z herbatą.
– Nie. Wczoraj, jak wróciłam, też go nie było. – mruknęła. – Pokłóciliście się? – Zerknęła ukradkiem na córkę. Dziewczyna zamyśliła się na moment.
– Nie bardziej, niż zwykle… Po śniadaniu pójdę go poszukać. – stwierdziła, zabierając się za przygotowane przez Hinatę kanapki.
Sinji z daleka już dostrzegł zbliżającą się postać dziewczyny. Chwilę
później Kasumi była już pod jego oknem. Zapukała w szybę, żeby otworzył.
– Hej Sinji. Nie widziałeś gdzieś Sshu? Nie wrócił na noc…
– Nie ma go. – uciął.
– No wiem, dlatego pytam. Nigdzie nie mogę go znaleźć…
– Nie ma go tu. W Konosze. – sprostował, siadając z powrotem na fotelu. Kasumi zeskoczyła z okna na podłogę i podeszła do niego. Usiadła na oparciu, posyłając kuzynowi nic nierozumiejące spojrzenie.
– Jak to go nie ma? Nie rozumiem.
– Odszedł. Wczoraj rozmawialiśmy. Powiedział, że wraca do siebie, bo… Bo coś tam, nie zrozumiałem dokładnie. – Wymyślił na poczekaniu. Przecież nie powie jej prawdy. Znienawidziłaby go… Albo, co gorsza, poleciała za nim. Szukać go.
– Tak bez pożegnania? To nie w jego stylu.– szepnęła sama do siebie, a potem bez słowa zerwała się na nogi i skierowała z powrotem do okna.
– Kas! Gdzie idziesz?! – Sinji przytrzymał ją za nadgarstek.
– Sinji puść, coś musiało się stać. Idę za nim. Powiedz moim rodzicom, okej? – wyrwała mu się i wyskoczyła przez okno, nie czekając na odpowiedź. Po chwili już jej nie było.
– Hej Sinji. Nie widziałeś gdzieś Sshu? Nie wrócił na noc…
– Nie ma go. – uciął.
– No wiem, dlatego pytam. Nigdzie nie mogę go znaleźć…
– Nie ma go tu. W Konosze. – sprostował, siadając z powrotem na fotelu. Kasumi zeskoczyła z okna na podłogę i podeszła do niego. Usiadła na oparciu, posyłając kuzynowi nic nierozumiejące spojrzenie.
– Jak to go nie ma? Nie rozumiem.
– Odszedł. Wczoraj rozmawialiśmy. Powiedział, że wraca do siebie, bo… Bo coś tam, nie zrozumiałem dokładnie. – Wymyślił na poczekaniu. Przecież nie powie jej prawdy. Znienawidziłaby go… Albo, co gorsza, poleciała za nim. Szukać go.
– Tak bez pożegnania? To nie w jego stylu.– szepnęła sama do siebie, a potem bez słowa zerwała się na nogi i skierowała z powrotem do okna.
– Kas! Gdzie idziesz?! – Sinji przytrzymał ją za nadgarstek.
– Sinji puść, coś musiało się stać. Idę za nim. Powiedz moim rodzicom, okej? – wyrwała mu się i wyskoczyła przez okno, nie czekając na odpowiedź. Po chwili już jej nie było.
Szedł powoli przed siebie, żując źdźbło trawy. Cholerny Sinji… I co on
ma teraz zrobić? Do Konohy nie wróci, bo ten cioł go wyda. O Akatsuki nie ma nawet
co myśleć, chce jeszcze pożyć… Iwa? Znów ma być traktowany jak wrzód na dupie
całego świata…?
Od jego ucieczki minęło już kilka godzin, wypadałoby zrobić postój i pomyśleć, gdzie iść teraz. Tak też uczynił. Zatrzymał się w gęstwinie drzew. Osłonięty dodatkowo krzewami i paprociami rozsiadł się na ziemi. Wyciągnął z kieszeni torby mapę, którą zabrał z domu Kasumi. Chyba się nie pogniewają, jak zginie im jedna? Wziął jeszcze kanapkę i przegryzając ją, zaczął planować względną trasę podróży.
Od jego ucieczki minęło już kilka godzin, wypadałoby zrobić postój i pomyśleć, gdzie iść teraz. Tak też uczynił. Zatrzymał się w gęstwinie drzew. Osłonięty dodatkowo krzewami i paprociami rozsiadł się na ziemi. Wyciągnął z kieszeni torby mapę, którą zabrał z domu Kasumi. Chyba się nie pogniewają, jak zginie im jedna? Wziął jeszcze kanapkę i przegryzając ją, zaczął planować względną trasę podróży.
Kasumi szukała go już dobre 5 godzin i nigdzie nie mogła znaleźć.
– Sshu, co ty do cholery odwalasz? – warknęła pod nosem, przystając na gałęzi. Rozejrzała się uważnie po okolicy, jednak nigdzie go nie dostrzegła. Westchnęła ciężko i ruszyła w dalszą drogę.
Przedzierała się przez gęstwinę drzew, nasłuchując uważnie jakichkolwiek oznak obecności chłopaka. W pewnym momencie usłyszała czyjś głos. Szybko ruszyła w tamtym kierunku.
– Sshu! Sshu to ty? – wypadła na małą polankę, skąd dochodził owy głos. Ujrzała jakichś mężczyzn. Zdezorientowani przenieśli na nią spojrzenia, odrywając się na chwilę od poprzedniego zajęcia.
– Co ty tu robisz malutka? Nie boisz się chodzić po lesie sama, bez broni? – odezwał się jeden z nich. Kasumi prychnęła pod nosem i sięgnęła za plecy, gdzie znajdowało się jej tanto.
– Przecież mam bro… – przerwała, zaciskając dłoń w miejscu, gdzie powinna być rękojeść sztyletu. Niestety napotkała jedynie powietrze. Otworzyła oczy szerzej. No bez jaj, że zostawiła broń w domu? – Cholera. – zaklęła cicho i zaczęła się cofać. Nagle odbiła się od czegoś lub kogoś. Niepewnie zerknęła w tył, natrafiając na postawnego mężczyznę. Ten tylko spojrzał na nią z góry i uśmiechnął się złośliwie. Kasumi poczuła jeszcze uderzenie w tył głowy, a potem zachwiała się, opadając bezwładnie w czyjeś ramiona. Obraz zaczął tracić na ostrości, ciemnieć. Dostrzegła jeszcze, jak pozostali podchodzą bliżej, usłyszała dziwnie oddalone śmiechy i zemdlała.
– Sshu, co ty do cholery odwalasz? – warknęła pod nosem, przystając na gałęzi. Rozejrzała się uważnie po okolicy, jednak nigdzie go nie dostrzegła. Westchnęła ciężko i ruszyła w dalszą drogę.
Przedzierała się przez gęstwinę drzew, nasłuchując uważnie jakichkolwiek oznak obecności chłopaka. W pewnym momencie usłyszała czyjś głos. Szybko ruszyła w tamtym kierunku.
– Sshu! Sshu to ty? – wypadła na małą polankę, skąd dochodził owy głos. Ujrzała jakichś mężczyzn. Zdezorientowani przenieśli na nią spojrzenia, odrywając się na chwilę od poprzedniego zajęcia.
– Co ty tu robisz malutka? Nie boisz się chodzić po lesie sama, bez broni? – odezwał się jeden z nich. Kasumi prychnęła pod nosem i sięgnęła za plecy, gdzie znajdowało się jej tanto.
– Przecież mam bro… – przerwała, zaciskając dłoń w miejscu, gdzie powinna być rękojeść sztyletu. Niestety napotkała jedynie powietrze. Otworzyła oczy szerzej. No bez jaj, że zostawiła broń w domu? – Cholera. – zaklęła cicho i zaczęła się cofać. Nagle odbiła się od czegoś lub kogoś. Niepewnie zerknęła w tył, natrafiając na postawnego mężczyznę. Ten tylko spojrzał na nią z góry i uśmiechnął się złośliwie. Kasumi poczuła jeszcze uderzenie w tył głowy, a potem zachwiała się, opadając bezwładnie w czyjeś ramiona. Obraz zaczął tracić na ostrości, ciemnieć. Dostrzegła jeszcze, jak pozostali podchodzą bliżej, usłyszała dziwnie oddalone śmiechy i zemdlała.
***
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Sshu od kilku godzin błąkał się
po lesie, nie mając pojęcia, gdzie się podziać. Co gorsza, zgubił mapę, którą
ukradł w Konosze, a jedzenie już zaczynało się kończyć.
– Będę musiał coś zwędzić. – stwierdził cicho. W oddali, w gęstwinie drzew dostrzegł słabe światełko. Bez zastanowienia ruszył w tamtym kierunku. Skoro nadaża się okazja, to nie może jej zmarnować. Z każdym krokiem zbliżał się do ogniska i coraz wyraźniej słyszał rozmowę. W pewnym momencie doszedł go dziewczęcy krzyk, przerwany następnie przez salwę śmiechu. Zmarszczył brwi i wyjrzał zza grubego pnia. Dostrzegł skuloną pod drzewem, związaną dziewczynę i jakiegoś faceta, śmiejącego się jej prosto w twarz. Gdy podniosła głowę, poczuł, jak cos przewraca mu się w żołądku. Co ta idiotka tu robi, tego nie wiedział. Nie była bezpieczna, tego był pewny. Rozejrzał się wokół. Pozostali mężczyźni siedzieli dalej. Postanowił, że jej jakoś pomoże.
– Będę musiał coś zwędzić. – stwierdził cicho. W oddali, w gęstwinie drzew dostrzegł słabe światełko. Bez zastanowienia ruszył w tamtym kierunku. Skoro nadaża się okazja, to nie może jej zmarnować. Z każdym krokiem zbliżał się do ogniska i coraz wyraźniej słyszał rozmowę. W pewnym momencie doszedł go dziewczęcy krzyk, przerwany następnie przez salwę śmiechu. Zmarszczył brwi i wyjrzał zza grubego pnia. Dostrzegł skuloną pod drzewem, związaną dziewczynę i jakiegoś faceta, śmiejącego się jej prosto w twarz. Gdy podniosła głowę, poczuł, jak cos przewraca mu się w żołądku. Co ta idiotka tu robi, tego nie wiedział. Nie była bezpieczna, tego był pewny. Rozejrzał się wokół. Pozostali mężczyźni siedzieli dalej. Postanowił, że jej jakoś pomoże.
Kasumi zadrżała z zimna i skuliła się jeszcze bardziej. Gdy poczuła na
ramieniu szorstką dłoń, wzdrygnęła się. Usłyszała chichot mężczyzny.
– Co to? Boisz się, ptaszyno? – syknął. – A byłaś taka waleczna…
Chwycił ją za włosy i zmusił do podniesienia głowy. Spojrzała na niego zapłakanymi, przerażonymi oczyma. Zacisnął pięść jeszcze mocniej. Ból spowodowany wyszarpywaniem jej włosów i strach skumulowały się, cisnąc jej do oczu łzy.
– Z- Zostaw mnie, bo…
– Bo co? Będziesz krzyczała? Proszę bardzo, krzycz. Nikt nie usłyszy. – prychnął. Szarpnięciem podciągnął ją na nogi. – Teraz możesz już tylko…
Nie dowiedziała się, co może. Wypowiedź została przerwana przez odgłos ostrza, przebijającego się przez ubranie i ciało. Odrętwiała wpatrywała się w zimny, zakrwawiony metal, przewiercający się na wylot przez klatkę piersiową mężczyzny. Gdy ciało opadło bezwładnie na ziemię, ujrzała Sshu. Chłopak zmierzył ją wściekłym spojrzeniem, wycierając zakrwawione ostrze o ubranie trupa.
– Nic ci nie jest? – warknął w końcu.
– N- Nie. – szepnęła, w dalszym ciągu osłupiała. Szybkim ruchem rozciął sznur, pętający jej nadgarstki i chwycił za dłoń, ciągnąc za sobą w gęstwinę drzew. Szła, nie... Biegła za nim, starając się dotrzymać mu szybkiego kroku. Wydawał się być zły. Kiedy byli wystarczająco daleko, zwolnił nieco. Nadal jednak nie puszczał jej drobnej dłoni. – Dziękuję… – odezwała się wreszcie, przerywając ciszę. Błyskawicznie odwrócił się do niej, krzyżując z nią rozwścieczone spojrzenie.
– Co ty tu robisz!? – warknął, przystając tuż przed nią. Bardzo, bardzo blisko. Czuła ciepło jego ciała i przyśpieszony oddech, rozwiewający jej grzywkę.
– Ja… Szukałam cię. Odszedłeś tak nagle, bez słowa.
– Widocznie miałem powód. Nie musiałaś za mną leźć. Tylko przysparzasz kłopotów! – prychnął z wyrzutem i odwrócił się z zamiarem odejścia.
– Właśnie, że musiałam! – krzyknęła. Złapała go za nadgarstek, nie pozwalając na ponowne zniknięcie.
– Dlaczego!? Dlaczego aż tak się mną przejmujesz?!
– Bo… – umilkła. Spuściła głowę, zaciskając pięści na materiale spodni.
– Bo co? –warknął.
Nie otrzymał odpowiedzi. Bynajmniej nie takiej, jakiej się spodziewał. Wspięła się na palce i niepewnie musnęła jego wargi. Sshu drgnął nieznacznie, wpatrując się w przymknięte oczy dziewczyny. Po chwili jednak odwzajemnił pocałunek, przyciągając ją bliżej.
Trwali tak przez chwilę, aż w końcu blondyn oprzytomniał. Otworzył oczy i jak oparzony odsunął się od dziewczyny. Nie może. Nie wolno mu. Musi ją chronić.
– Sshu…? O co chodzi?
– O nic. Wracaj do domu. – Odwrócił się do niej tyłem. Kasumi wpatrywała się w jego plecy. Czuła się, jakby ktoś oblał ją zimną wodą. Ona go pocałowała, a on… Nie rozumiała. Dlaczego ją odtrącił? Dlaczego dopiero teraz, a nie do razu?
– Wróć ze mną.
– Nie mogę, Kasumi. – jęknął. Fioletowo włosa podeszła do niego i objęła od tyłu, wtulając się w plecy chłopaka. Sshu drgnął nieznacznie. Uniósł ręce, kładąc na dłoniach dziewczyny swoje własne. – Proszę cię. Wracaj do domu. Zapomnij o mnie. Zapomnij, że kiedykolwiek mnie poznałaś. Proszę. – Wyswobodził się z jej objęć i odsunął od siebie. – Idź. – mruknął, odwracając od niej wzrok. Nie chciał na nią patrzeć, żeby jej przypadkiem nie ulec.
– Jak sobie życzysz. – odparła gorzko. Odwróciła się na pięcie i skierowała w drogę powrotną. Sshu chwile patrzył za nią, a potem ruszył przed siebie. Ledwo wszedł w gęstwinę drzew, a napotkał na grupkę mężczyzn. Nie, nie tych, którzy dorwali Kasumi. Tylko na Akatsuki.
– Co wy tu robicie?
– Zaczynałem się niecierpliwić, więc przyszedłem osobiście. – Pain uśmiechnął się sztucznie. Chłopak przełknął ślinę i obrzucił ich ukradkowym spojrzeniem. Jednego brakowało… Otworzył oczy szerzej i bez sowa zawrócił. Wybiegł z powrotem na miejsce, gdzie przed chwilą zostawił dziewczynę. Stanął jak wryty, wpatrując się w Sasoriego, prowadzącego w ich kierunku Namikaze. – O, Sasori! Masz ją? Bardzo dobrze. – odezwał się Lider, przechodząc obok zszokowanego chłopaka.
– Sshu! Uciekaj stad! – jęknęła. – Bo tobie też coś zrobią!
– Jemu? A to niby czemu? – roześmiał się marionetkarz. – Chodziło nam o ciebie. On był tylko… Pionkiem.
– Pionkiem? O czym ty… Sshu, o czym on mówi!? – krzyknęła do chłopaka. Blondyn stał kilka metrów przed nią, ze spuszczoną głową. – Sshu! – Nie odpowiadał.
– Nie powiedział ci? – Sasori zaśmiał się sarkastycznie. – Sshu, dlaczego jej nie powiedziałeś? Nie ładnie tak okłamywać ludzi, którym na tobie zależy! - Zaczął drwić.
– Nie powiedział mi o czym!?
– Że pracuje dla nas. Że jest moim synem. Że miał cię przyprowadzić do bazy… Dużo rzeczy jeszcze o nim nie wiesz dziewczyno. – W cieniu drzew zamajaczyła jakaś postać. Kasumi zmrużyła oczy, starając się dostrzec jakieś szczegóły. W końcu mężczyzna wyszedł z cienia i przystanął obok chłopaka. Położył mu dłoń na ramieniu i uśmiechnął się złośliwie. – Dobra robota, Sshu. – Kasumi z niedowierzaniem przenosiła wzrok to na jednego, to na drugiego. Byli… Niemalże identyczni. Gwałtowne pchnięcie wyrwało ją z odrętwienia. Sasori zaczął prowadzić ją przed siebie. Blond włosy mężczyzna również ruszył w tamtym kierunku, zostawiając milczącego Sshu za sobą. Kiedy przechodziła obok, rzuciła mu niedowierzające spojrzenie. Dopiero wtedy zerknął na nią.
– Przepraszam. – szepnął bezgłośnie.
– Co to? Boisz się, ptaszyno? – syknął. – A byłaś taka waleczna…
Chwycił ją za włosy i zmusił do podniesienia głowy. Spojrzała na niego zapłakanymi, przerażonymi oczyma. Zacisnął pięść jeszcze mocniej. Ból spowodowany wyszarpywaniem jej włosów i strach skumulowały się, cisnąc jej do oczu łzy.
– Z- Zostaw mnie, bo…
– Bo co? Będziesz krzyczała? Proszę bardzo, krzycz. Nikt nie usłyszy. – prychnął. Szarpnięciem podciągnął ją na nogi. – Teraz możesz już tylko…
Nie dowiedziała się, co może. Wypowiedź została przerwana przez odgłos ostrza, przebijającego się przez ubranie i ciało. Odrętwiała wpatrywała się w zimny, zakrwawiony metal, przewiercający się na wylot przez klatkę piersiową mężczyzny. Gdy ciało opadło bezwładnie na ziemię, ujrzała Sshu. Chłopak zmierzył ją wściekłym spojrzeniem, wycierając zakrwawione ostrze o ubranie trupa.
– Nic ci nie jest? – warknął w końcu.
– N- Nie. – szepnęła, w dalszym ciągu osłupiała. Szybkim ruchem rozciął sznur, pętający jej nadgarstki i chwycił za dłoń, ciągnąc za sobą w gęstwinę drzew. Szła, nie... Biegła za nim, starając się dotrzymać mu szybkiego kroku. Wydawał się być zły. Kiedy byli wystarczająco daleko, zwolnił nieco. Nadal jednak nie puszczał jej drobnej dłoni. – Dziękuję… – odezwała się wreszcie, przerywając ciszę. Błyskawicznie odwrócił się do niej, krzyżując z nią rozwścieczone spojrzenie.
– Co ty tu robisz!? – warknął, przystając tuż przed nią. Bardzo, bardzo blisko. Czuła ciepło jego ciała i przyśpieszony oddech, rozwiewający jej grzywkę.
– Ja… Szukałam cię. Odszedłeś tak nagle, bez słowa.
– Widocznie miałem powód. Nie musiałaś za mną leźć. Tylko przysparzasz kłopotów! – prychnął z wyrzutem i odwrócił się z zamiarem odejścia.
– Właśnie, że musiałam! – krzyknęła. Złapała go za nadgarstek, nie pozwalając na ponowne zniknięcie.
– Dlaczego!? Dlaczego aż tak się mną przejmujesz?!
– Bo… – umilkła. Spuściła głowę, zaciskając pięści na materiale spodni.
– Bo co? –warknął.
Nie otrzymał odpowiedzi. Bynajmniej nie takiej, jakiej się spodziewał. Wspięła się na palce i niepewnie musnęła jego wargi. Sshu drgnął nieznacznie, wpatrując się w przymknięte oczy dziewczyny. Po chwili jednak odwzajemnił pocałunek, przyciągając ją bliżej.
Trwali tak przez chwilę, aż w końcu blondyn oprzytomniał. Otworzył oczy i jak oparzony odsunął się od dziewczyny. Nie może. Nie wolno mu. Musi ją chronić.
– Sshu…? O co chodzi?
– O nic. Wracaj do domu. – Odwrócił się do niej tyłem. Kasumi wpatrywała się w jego plecy. Czuła się, jakby ktoś oblał ją zimną wodą. Ona go pocałowała, a on… Nie rozumiała. Dlaczego ją odtrącił? Dlaczego dopiero teraz, a nie do razu?
– Wróć ze mną.
– Nie mogę, Kasumi. – jęknął. Fioletowo włosa podeszła do niego i objęła od tyłu, wtulając się w plecy chłopaka. Sshu drgnął nieznacznie. Uniósł ręce, kładąc na dłoniach dziewczyny swoje własne. – Proszę cię. Wracaj do domu. Zapomnij o mnie. Zapomnij, że kiedykolwiek mnie poznałaś. Proszę. – Wyswobodził się z jej objęć i odsunął od siebie. – Idź. – mruknął, odwracając od niej wzrok. Nie chciał na nią patrzeć, żeby jej przypadkiem nie ulec.
– Jak sobie życzysz. – odparła gorzko. Odwróciła się na pięcie i skierowała w drogę powrotną. Sshu chwile patrzył za nią, a potem ruszył przed siebie. Ledwo wszedł w gęstwinę drzew, a napotkał na grupkę mężczyzn. Nie, nie tych, którzy dorwali Kasumi. Tylko na Akatsuki.
– Co wy tu robicie?
– Zaczynałem się niecierpliwić, więc przyszedłem osobiście. – Pain uśmiechnął się sztucznie. Chłopak przełknął ślinę i obrzucił ich ukradkowym spojrzeniem. Jednego brakowało… Otworzył oczy szerzej i bez sowa zawrócił. Wybiegł z powrotem na miejsce, gdzie przed chwilą zostawił dziewczynę. Stanął jak wryty, wpatrując się w Sasoriego, prowadzącego w ich kierunku Namikaze. – O, Sasori! Masz ją? Bardzo dobrze. – odezwał się Lider, przechodząc obok zszokowanego chłopaka.
– Sshu! Uciekaj stad! – jęknęła. – Bo tobie też coś zrobią!
– Jemu? A to niby czemu? – roześmiał się marionetkarz. – Chodziło nam o ciebie. On był tylko… Pionkiem.
– Pionkiem? O czym ty… Sshu, o czym on mówi!? – krzyknęła do chłopaka. Blondyn stał kilka metrów przed nią, ze spuszczoną głową. – Sshu! – Nie odpowiadał.
– Nie powiedział ci? – Sasori zaśmiał się sarkastycznie. – Sshu, dlaczego jej nie powiedziałeś? Nie ładnie tak okłamywać ludzi, którym na tobie zależy! - Zaczął drwić.
– Nie powiedział mi o czym!?
– Że pracuje dla nas. Że jest moim synem. Że miał cię przyprowadzić do bazy… Dużo rzeczy jeszcze o nim nie wiesz dziewczyno. – W cieniu drzew zamajaczyła jakaś postać. Kasumi zmrużyła oczy, starając się dostrzec jakieś szczegóły. W końcu mężczyzna wyszedł z cienia i przystanął obok chłopaka. Położył mu dłoń na ramieniu i uśmiechnął się złośliwie. – Dobra robota, Sshu. – Kasumi z niedowierzaniem przenosiła wzrok to na jednego, to na drugiego. Byli… Niemalże identyczni. Gwałtowne pchnięcie wyrwało ją z odrętwienia. Sasori zaczął prowadzić ją przed siebie. Blond włosy mężczyzna również ruszył w tamtym kierunku, zostawiając milczącego Sshu za sobą. Kiedy przechodziła obok, rzuciła mu niedowierzające spojrzenie. Dopiero wtedy zerknął na nią.
– Przepraszam. – szepnął bezgłośnie.
No to tak na początek Massive thank you za dedykacje jesteś cudowna. A teraz, obiecane wczoraj na wycieczce... To "z" w 7 linijce było takie poruszające ja nie mogę... itd. Nie chce mi się tak pisać ale mam nadzieje że nie dostane opr za komentarze będę się starać obiecuje. A co do rozdziału auhicjfnymazlulcjzukfmdsvf cudowny zresztą jak każdy. No i moje kochane Akasie. Jesteś genialna Tsuki podziwiam cie. :) Weny i oczywiście z niecierpliwością czekam na nexta... ^Sakebu^
OdpowiedzUsuńDziewczyno, jesteś genialna! To twoje opko jest świetne <3
OdpowiedzUsuńMówisz, że w podteksty… *w*
Akatsuki jak zawsze najlepsi ^o^
Sinji, ta wredna krowa -.-
No ja nie wiem, czy wytrzymam, ale czekam na nexta.
Pozdrawiam!
Mroczna Elfka
No więc tak ekhem ekhem: nie wien co napisac bo to jest zajebiste. Kwintesencja Sztuki w wykonaniu Tsuki :D W ogóle Sshu jaki bohater uratował Kasumi z rąk bandytów * pisk à'la fanki Łan Dajrekszon *Sshu sie marwi, może jej pomoże w Aka? Albo namówi ją by dołączyła do Aka? Aaaa może... Doobra koniec gdybania bo i tak się nie domyśle xD To że mi się podobało wiesz, ale Sasori złamasie więcej empatii * trzepneła nic nie świadomego Skorpiona w łeb * a zresztą na co ja liczę? Wiec ogólnie czekam na nastepny bardziej niż na odcinek oparty na mandze xD
OdpowiedzUsuńWeny Tsu!
O ranyyyy o.O
OdpowiedzUsuńW chuj emocjonujący rozdział. Najpierw wkurzałam się na cholernego Shinjiego, potem te typki.. no a potem byłam zła, że Sshu jest tak niemiły dla Kas po tym jak ją uratował, no a potem się jarałam pocałunkiem, no a potem totalny szok, że Akasie, a na końcu omg omg omg porwali ją! No i teraz mi smutno, bo już się całowali, a tu się dowiedziała prawdy czyli.. niedobrze.
'Nie chciał na nią patrzeć, żeby jej przypadkiem nie ulec.' hehe wyczuwam podtekst.
Poza tym jak było to, że ojciec i syn, identyczni itd to mi się skojarzyło z Draco i Lucjuszem Malfoy xD też w sumie blondyni
Tak wgl to jestem ciekawa, czy Kasumi została porwana przez to, że jest córką Hokage, czy ma jakieś super umiejętności może?
Pozdrawiam, buziaki ;3
No to hm... Nie żebym była jakoś specjalnie wkurzona na Shinjiego, w sumie nawet trochę spodziewałam się, że ktoś się domyśli xD A potem jak Kasumi poleciała za Sshu i wpadła na tych kolesi... No i jak ją uratował... A potem ten pocałunek... Aaach~ *-*
OdpowiedzUsuńA potem *dup* Akatsuki. I wszyściutko się spieprzyło == Jak go pocałowała to już się szczerzyłam do monitora, a później ją odtrącił - ok, zrozumiałe (i tak ze sobą będą XDD). No ale =3= Teraz pewno Mayu i inni polecą z odsieczą... Ciekawe, czy Naruto też. Pewnie tak - w końcu jego ukochana córeczka ma swój MĘSKI harem! XDD Co z tego, że są niebezpieczni? Najważniejsze jest to, że to FACECI! XDD
A tak serio, to nie mogę doczekać się nexta *w* Pisz dalej~! I weny życzę xd
Moja ko0lej ;D Rozdział zajebisty jak autorka :D No i po prostu cud, miód i maliny - genialnie ci wychodzą opowiadania w świecie ninjy ;D ale tobie i we współczesności świetnie wychodziło, ech taki fart urodzenia się zajebistym :P
OdpowiedzUsuńDobra, bo jeszcze popadniesz w samozachwyt xD Sinji jest wkurzający, ale no cóż po tatusiu xD przynajmniej w latach gdy był był zadufany w sobie :P Szkolda, że przez niego Sshu musiał opuścić wioskę, no ale chyba lepsze to, niż nakapowanie Naruto na niego ^^ aby tyle :P
Kasumi to chyba szukanie przyjaciół ma po swoim tatusiu :P No ale fajnie, że za nim poszła, a Sinji został i tak i tak odrzucony xD No cóż, jak ją zaatakowali ci goście to tylko czekałam na jej odbicie przez Sshu, ta akcja z buzi była taka ach ;D bardzo dobrze, niech się kochają - w każdym znaczeniu tego słowa :P Szkoda, że ją potem odtrącił. Tsu, jak mogłaś? :P
No i w końcu wkroczenie Akasiów, jak miło, że wszyscy się pofatygowali :P No to teraz mnie ciekawi jak wszystko będzie się ze sobą jeść ;D
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
Powodzenia w pisaniu :D
Eee... Yyy... Aaa... Czuję się nie na miejscu, bo raczej złożonego i trochę mądrego komentarza nie napiszę...
OdpowiedzUsuńSinji to wściekły bizon xDD A Sshu jest taki... Taki... Uroczy! Ach i och! Ciekawe czy Kasumi będzie w Aka...
Pozdrawiam i weny życzę, Tsu-chan!
Wybacz, że nie skomentowalam poprzedniego rozdziału, ale mam tyle nauki teraz(poprawy xD), że nie miałam kiedy:(
OdpowiedzUsuńByło buzi, a jest porwanie xD
Czyżby Sshu się w niej zakochał? W końcu stwierdził, że.musi.ją chronić... I wgl..
On jest taki uroczy *q*
No, ale deche Kasumi też lubię ^^
No i nie mogę się.doczekać co dalej. :3
pozdrawiam i.pisz szybko co dalej ;*
A ten Sshu to skurwiel. No ale no, poniekąd go rozumiem...
OdpowiedzUsuńI porwali Kasumi. Już sobie wyobrażam teraz Konohe. Ale mam nadzieję, że mimo wszystko Sshu i Kasumi będą razem, bo to taka słodka parka.
A Sinjiego coraz bardziej nie trawię... =,=
Życzę duuużo weny i czekam na next <3
Kurde, jestem tak sławna, że aż mnie cytują! *szczerzy się jak głupia* ^o^
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału. Strasznie mi się podobał. W szczególności końcówka. Czytam, czytam i nagle paczę: "Sasori". Palpitacji serca dostałam. I był jeszcze Pein, kolejny zawał. I był Deidara z Shu, czyli Dei w wersji dwupak. ♥ Karmisz tą moją wyobraźnię. Oj, karmisz. *3*
Kasumi w końcu przyznała się, że go lubi. Moja reakcja ~~> http://c.wrzuta.pl/wi11355/aabb2b7f000fa8084feb3fbe/mother-of-god >u<
A Sinji to ciota. ^w^
To tyle. @u@
Oficjalnie nie cierpię Sinjiego. To miał być śmieszny głupek, a nie kurde taki chuj.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem do czego Akatsuki potrzebna Kasumi...
Notka wporzo :3