Info

1.Rozdziały pojawiają się raz w tygodniu (niedziela).
2. Szablony wykonuję samodzielnie i są dostosowane do mojej rozdzielczości (1280x1024). W razie problemów użyj ctrl+/ctrl-. Używam przeglądarki Mozilla Firefox!
3. Bardzo proszę o nie nominowanie mnie w klepankach! Oczywiście dziękuję i doceniam, ale zwyczajnie nie chce mi się w to bawić.
4. Nie kopiuj niczego bez mojej zgody!
5.Wszelkie komentarze nie dotyczące rozdziałów zostawiaj w zakładce SPAM!
6. W zakładce OPOWIADANIA znajdują się buttony bloga.
7. O ile to możliwe, staraj się nie psc w tn spub. Na prawdę, nie mam ochoty rozszyfrowywać Twojego komentarza...

12 stycznia 2014

BAKA: ROZDZIAŁ 23

OYESU, PIERWSZA KŁÓTNIA xD
Tak bardzo dramatycznie...
Ale, do rzeczy. Nie znam się na tych wszystkich medycznych pierdołach. 
Teraz przeklinam samą siebie za ten wątek, ale dobra. 
Ciągniemy to do końca, bo jest ważny.
Ten moment (będziecie wiedzieć który) w mojej głowie wyglądał tak słodko...
Tu w sumie też nie jest najgorzej i w ogóle ten tekst.. (też się potem połapiecie) 
No słit wyszło, nie powiem, że nie.
Dobra, koniec pierdolenia.
Czytajta!
***



SASORI
            Z gabinetu wyszedł jakiś mężczyzna i w tym samym momencie usłyszałem własne imię i nazwisko. Podniosłem się z krzesełka, kierując do małego pokoiku. W środku, jak zwykle, panowała wszechobecna biel. Nie licząc ciemnobrązowego biurka, kilku szafek i przeszklonej gablotki. Skinąłem lekarzowi głową, a on uśmiechnął się pod nosem.
− Cześć, Sasori. Dawno się nie widzieliśmy…
− Ta, cały miesiąc – odburknąłem. Nigdy nie ciągnęło mnie do tych jego żarcików. Dawno się nie widzieliśmy, Sasori. Strasznie zbladłeś, Sasori. Hehe. Ze znudzeniem rysującym się na mojej twarzy zająłem miejsce na przeciwko mężczyzny.
Doktor Hori był pięćdziesięcioletnim mężczyzną o siwych, przerzedzonych włosach i starannie wypielęgnowanym wąsie. Nosił wąskie okularki, które co chwila poprawiał na swoim orlim nosie, a w połączeniu z białym kitlem, jego nieodłącznym uniformem, przywodził na myśl koszmar wszystkich przedszkolaków.
Przyglądałem się, jak z brązowej koperty wyjmuje kilka druczków - wyników badań - i w skupieniu śledzi drobny tekst. Trwało to kilka minut, a ja z braku lepszych perspektyw zacząłem rozglądać się wokół. Nie, nie zrozumcie mnie źle. Nie miałem wyjebane. Ja po prostu nienawidziłem bezczynnie czekać na cokolwiek. Jak za każdym razem doszedłem do wniosku, że nie zmieniło się tu absolutnie nic. Byłbym prawdopodobnie w stanie poruszać się tutaj na oślep.
− Hmmm… − mruknął w końcu doktor, pocierając w geście zamyślenia brodę. – Masz niedobór białych krwinek, chłopcze. Bierzesz leki, które ci przepisałem? – Zerknął na mnie podejrzliwie.
− Ta.
− Nie rozumiem… Powinno się choć trochę ustabilizować, a jest praktycznie bez zmian… − zasępił się i zaczął mamrotać coś pod nosem, co chwila pochymkując.
− I w związku z tym? – pogoniłem go. Jak już wspominałem: nienawidzę czekać.
− Obawiam się, że jak tak dalej pójdzie, to trzeba będzie powtórzyć leczenie... Przez kilka lat choroba się ustabilizowała i było dobrze, ale teraz ponownie zaczyna się pogarszać… Bierz cały czas te leki, które dostałeś i przyjdź za miesiąc. Wtedy wykonamy kolejne badania i zobaczymy, co będzie.
− Mhm – przytaknąłem, podnosząc się. Skinąłem mężczyźnie na pożegnanie i wyszedłem z gabinetu, w tym samym czasie zakładając kurtkę. Kiedy drzwi zamknęły się za mną, westchnąłem ciężko. To było naprawdę męczące. Całą ta choroba, latanie po klinikach i wszyscy ci ludzie skaczący wokół mnie, jak tylko zakręci mi się w głowie…
Stłumiłem ziewnięcie, przeczesując dłonią włosy. Sterczałem tu od ósmej, a teraz dochodziła prawie dziesiąta.
Do domu. Do łóżka. Spać.
Tylko tyle mnie aktualnie interesowało.
Zasunąłem zamek kurtki i wygrzebałem z kieszeni spodni telefon. Dam znać babci, ze wracam i żeby przypadkiem nie spraszała sobie tej swojej koleżaneczki i Matsuri. To chyba sotatnie, na co miałem teraz ochotę. Wrócę i znowu się zacznie. Co mówił lekarz?. Jak wyniki? Bla, bla, bla. Obecność Sakamoto była mi więc wybitnie nie na rękę.
− Kiedy chciałeś mi powiedzieć, hm? – Zesztywniałem, gdy za plecami usłyszałem głos Deidary. Wyłączyłem telefon u zerknąłem przez ramię, modląc się w duchu, żebym się przesłyszał. Blondyn stał obok drzwi, oparty o ścianę ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Nawet na mnie nie spojrzał, tylko posępnie wpatrywał się w podłogę, śledząc wzrokiem pęknięcia na płytkach.
− Dei… − zacząłem.
− Przy następnym ataku? – warknął, przymykając powieki. Jego dłoń zacisnęła się w pięść na materiale kurtki. – Jak już wylądujesz w szpitalu przez to twoje pieprzone olewanie wszystkiego? Zamierzałeś w ogóle mnie o tym łaskawie poinformować? – wyrzucił z siebie. Dawno już nie słyszałem u niego takiego tonu. Mówił z żalem, wyraźnie oburzony. A ja stałem jak skończony idiota i gapiłem się na niego, bo jak nigdy zabrakło mi w gębie języka i chyba pierwszy raz w życiu nie wiedziałem co powiedzieć.
− Skąd ty…  − wykrztusiłem w końcu. Czułem na sobie ciekawskie spojrzenia mijających nas lekarzy i pielęgniarek, i pacjentów siedzących w poczekalni. Deidara prychnął pod nosem, posyłając mi w końcu pretensjonalne spojrzenie.
− Przychodzę do ciebie do domu, ale cię nie ma. Jest za to twoja babcia. I wiesz, czego się od niej dowiaduję? – warknął – że jesteś u lekarza, na comiesięcznej kontroli! – Mówił coraz głośniej. Był wściekły. – To dla mnie żenujące, wiesz? Dowiaduję się, że mój przyjaciel – Wykonał w powietrzu cudzysłów. – Który dziwnym trafem jest też moim chłopakiem, choruje na białaczkę! Od jego babci! – wykrzyczał. Wokół nas zrobiło się dziwnie cicho. Niemalże czułem, jak ludzie wwiercają w naszą dwójkę wścibskie spojrzenia. Przełknąłem bezgłośnie ślinę.
− P-Przecież mówiłem…
− Mówiłeś? – parsknął z niedowierzaniem – Pomiędzy stwierdzeniami „jesteś jebnięty” i „jesteś beznadziejny”, tonem, jakbyśmy gadali o pierdolonej pogodzie? Nie jestem jebanym jasnowidzem, Akasuna. Raczej trudno było mi wziąć to na poważnie, gdy śmiałeś mi się w twarz, jakbyś opowiedział świetny kawał!
− Przepraszam, okej? – bąknąłem. − Co niby miałem ci powiedzieć? Wolisz wersję „Hej, wiesz co? Od dwunastego roku życia jestem chory na białaczkę. W każdej chwili mogę mieć nawrót i umrzeć. Bierzesz popcorn, czy nachosy?” – sarknąłem, a on zgromił mnie lodowatym spojrzeniem.
− Tak! Wolę to, niż żebyś robił ze mnie idiotę i za każdym razem jak masz nawroty, wciskał mi kit, że to przez osłabienie!
− A co to da?! Jestem chory, nie wyzdrowieję! Co to zmieni, że będziesz wiedział? Po co mam ci robić problemy? – warknąłem.
− Bo cię kocham, kretynie i chcę wiedzieć o takich rzeczach! To chyba oczywiste! – krzyknął, krzyżując ze mną spojrzenie. Oczy zaszkliły mu się od łez, a on sam zacisnął mocno zęby. Potem odwrócił głowę w bok, usiłując ukryć tą chwilę słabości.
Osłupiałem.
Wpatrywałem się w jego profil, zasłonięty przez pasma włosów opadających bezwładnie w dół, gdy spuścił głowę. Uniósł dłoń i szybko otarł jej wierzchem oczy.
− Deidara, ja… − zająknąłem się. Spojrzał na mnie rozjuszony i bez słowa obrócił na pięcie, kierując się do wyjścia.
Dogoniłem go ulicę dalej. Szedł przed siebie, wciskając dłonie do kieszeni i  kopiąc po drodze kamienie. Zrównałem z nim krok, ale miał mnie gdzieś.
− Poczekaj, Dei. – Chwyciłem go za rękę.
− Odwal się – odwarknął, wyrywając się i przyspieszył.
− Przepraszam.
− Mówiłem, żebyś  się odwalił.
− Do cholery, Dei! – jęknąłem, przystając przed nim i zmuszając tym samym do zatrzymania się. Łypnął na mnie groźnie. – Ja… Nie lubię o tym mówić, zrozum. Wszyscy się martwią i skaczą wokół mnie… Wkurwia mnie to, dlatego ci nie mówiłem. Żebyś nie zaczął zachowywać się jak reszta… Masz dosyć własnych problemów. Nie chciałem…
− Jesteś idiotą – przerwał mi i ponownie wyminął. Żebym ja się przed kimś płaszczył i błagał o wybaczenie, to tego jeszcze nie było. Zwykle miałem na to wyjebane… Tak wiem, Deidara był inny. Nigdy nie lubiłem tego określenia. Brzmi idiotycznie, ckliwie i ogólnie żałośnie… Ale co ja poradzę? Nie chciałem, żeby tak wyszło. Miał nie wiedzieć.
− W-Wiem… − mruknąłem. Westchnął ciężko, wpatrując się smętnie w przykryty warstwą brudnego, roztapiającego się śniegu chodnik. Był dopiero koniec stycznia, a zima już powoli ustępowała. Na dworze się ociepliło i panowała wszechobecna plucha. Nienawidziłem takiej pogody. Ciszę zastygłą pomiędzy nami przerywały jedynie uliczne odgłosy i chlupoczący pod stopami mokry śnieg. – Deidara?
− Stul się – warknął. Nadal był zły, to oczywiste, chociaż głos mu nieco złagodniał. Nie mniej jednak, gdy zaproponowałem, żeby do mnie wpadł, odmówił. To było… Dziwne. Poważnie. Jak kiedyś miałem gdzieś to, czy jest zły, tak teraz dostaję kurwicy. W końcu doszliśmy w okolicę jego kamienicy, gdzie odłączył się ode mnie z beznamiętnym „cześć” i poszedł do domu. Odprowadziłem go wzrokiem, póki nie zniknął za drzwiami. Zakląłem pod nosem; zjebałem.

            W domu byłem niecałe pół godziny później. Zamknąłem drzwi, zdjąłem kurtkę i buty, i skierowałem się w głąb mieszkania. Babcia krzątała się po kuchni. W pierwszej chwili nie zauważyła mnie, gdy przystanąłem w drzwiach i oparłszy się o framugę, śledziłem każdy jej krok.
− Cześć – odezwałem się w końcu. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
− Sasori! Wiesz, Dei przyszedł i…
− Powiedziałaś mu – burknąłem. Kobieta zmarszczyła pytająco brwi. – Wściekł się na mnie, bo mu o tym nie mówiłem. Wielkie dzięki – rzuciłem sarkastycznie i wyszedłem, kierując się na piętro.
Rozejrzałem się po pokoju i zatrzymawszy wzrok na łóżku, walnąłem się na nie bezwładnie. Nadal byłem zmęczony. Miałem nadzieję, że babcia nie przyjdzie i nie zacznie wygłaszać swoich kazań. Jak to ma w zwyczaju robić.
− Sasori. – Ta, tyle było z moich nadziei. Podniosłem głowę z poduszki i obróciłem się twarzą do drzwi. Babcia stała w przejściu, przyglądając mi się zmartwiona. Aż dziwne, ze nie wypytywała mnie jeszcze o wyniki badań i całą resztę. – Naprawdę się pokłóciliście?
− Taaaa, no, na to wygląda – mruknąłem cicho, bawiąc się telefonem.
− Nie sądziłam, że mu nie powiedziałeś. – Usiadła na skraju materaca. Starałem się to ignorować. Odnosiłem wrażenie, że zaraz zacznie mnie głaskać po główce i pocieszać. Skrzywiłem się nie znacznie; to byłoby straszne. – Myślałam, że jesteście blisko, więc…
− Blisko? – Uniosłem gwałtownie głowę i spojrzałem na nią podejrzliwie. Chiyo zaśmiała się gardłowo i zlustrowała rozbawionym wzrokiem. – Co… Co rozumiesz przez blisko? – bąknąłem. Babcia zdecydowanie nie była na liście osób, które powinny wiedzieć. W myślach słyszałem już jej oburzone Sasori! Mój wnuk nie będzie gejem! To na pewno można leczyć! Wyobraźcie sobie więc moje zdumienie tym, co powiedziała za chwilę.
− Oh, no wiesz? Za kogo ty mnie masz, Sasorku? – oburzyła się udawanie i znowu zaśmiała. – To przecież oczywiste, że nie jesteście tylko przyjaciółmi.
Wytrzeszczyłem na nią oczy. Czułem, jak kręci mi się w głowie. I tym razem, o dziwo, nie było to spowodowane chorobą. To było tak, jakby wylała mi na łeb kubeł lodowatej wody. Wszystkie te lata udawania i wymyślania wymówek…
− J-Ja… − jęknąłem załamany. – Kiedy ty…
− Oh, od dawna! – odparła beztrosko i machnęła dłonią, jakby to była nie warta uwagi pierdoła.
− Ale przecież… Nigdy… − Nie rozumiem tej kobiety. Twierdzi, że wie od dawna, a przez cały ten czas zachowuje się, jakby dalej miała nadzieję, że kiedyś hajtnę się z jakąś ślicznotką i będziemy mieli gromadkę dzieci. No what the fuck, że tak to ujmę.
− Wolałam, żebyś sam się przyznał. – Wzruszyła ramionami, jakby to była oczywista oczywistość.
− A-Ale Matsuri…
− Matsu… O-Oooh, wybacz mi! Na starość człowiekowi się nudzi, zrozum… Chciałam trochę podokuczać mojemu ulubionemu wnukowi! – zaśmiała się skrzekliwie, a potem zaniosła suchym kaszlem. O ile było to możliwe, otworzyłem oczy jeszcze szerzej. Na mojej twarzy malowały się zapewne niedowierzanie, pomieszane ze skrajnym załamaniem. W tym momencie straciłem wiarę w ludzkość. Żeby własna babcia… Ale… Żeby aż tak, to przecież… No… − Nie martw się Sasori. Deidara jest świetnym chłopcem, więc nie mam nic przeciwko – oznajmiła pogodnie, na co posłałem jej sztywny uśmieszek. Wciąż byłem zbyt załamany faktem, że przez te wszystkie lata to ona wkręcała mnie, a nie na odwrót, żeby jej teraz jakoś odpowiedzieć. – Ale! – Zerknąłem na nią spłoszony. Najbardziej obawiałem się właśnie tego ale. – Nie sądziłam, że będziesz aż tak głupi, żeby popsuć to co was łączyło... – mruknęła chłodno. − Musisz go przeprosić!
− Przeprosiłem – westchnąłem ciężko.
− No to przeproś jeszcze raz! Nie załamuj mnie, Sasori! Sądziłam, że jesteś inteligentny! – prychnęła oburzona i wyszła z pokoju. Nawet po tym, jak zamknęły się za nią drzwi, wgapiałem się zszokowany w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała.
Moja babcia opierdoliła mnie o Deia. I nie dlatego, że jest moim chłopakiem, tylko że się wkurwił przez moją głupotę.
Spoko.

HIDAN 
            Wiecie, co jest fajnego w posiadaniu kasy? Wszystko, ha ha! Nie musiałem martwić się o pracę, więc mogłem opierdalać się dwadzieścia cztery na siedem. Aktualnie rozsiadłem się w salonie, nakurwiając w jakąś strzelankę. Nawet nie wiem jaką, za dużo tego wszystkiego miałem. Najczęściej sięgałem pierwszą lepszą płytkę i  po prostu uruchamiałem.
Wokół mnie panował przyjemny mrok i cisza. Nie licząc oczywiście światła rzucanego przez wielką plazmę przede mną oraz krzyków i jęków moich ofiar, którym z lubością odstrzeliwałem kolejne członki. Tu poleciała ręka, tam noga, a gdzie indziej łeb. Tak to ja mogłem się relaksować…
Właśnie przymierzałem się do ciśnięcia granatem, gdy momentalnie światło w pokoju zapaliło się, rażąc mnie w oczy. Przez to nie wyrzuciłem pocisku i wysadziłem sam siebie. No cóż. Ku czci Jashina!
− Hidan… − usłyszałem zaspany głos Kurotsuchi, mojej współlokatorki. Mieszkała u mnie już całe dwa tygodnie. Ha, mówiłem, że ją namówię? Mówiłem! Ja bym nie namówił? Nikt nie oprze się mojemu urokowi osobistemu! Odchyliłem głowę w tył opierając się na siedzeniu sofy i spojrzałem na twarz brunetki. Przyglądała mi się z góry, niewyspana i wściekła. Zajebiście wyglądała w męskiej bluzce i szortach, które służyły jej za piżamę. Pod materiałem dało się dostrzec zarys piersi, hmmm… − masz pojęcie, która jest godzina? – westchnęła ciężko, krzyżując na piersiach ramiona. Koszulka uniosła się lekko, odsłaniając co nie co brzucha.
− Mmmm… − Zerknąłem na wyświetlacz telefonu. – Druga trzydzieści siedem. Wczesna godzina jeszcze, a co?
Kurotsuchi jęknęła zrezygnowana, przecierając dłońmi twarz i pokręciła ze zrezygnowaniem głową.
− Ścisz to trochę – poprosiła, tłumiąc ziewniecie. – Idę spać – burknęła znużona i zaczęła się obracać w kierunku pokoju. Wcześniej miałem tam wolny pokój. Wiecie, nic specjalnego. Rozkładana sofa, jakaś szafa, jakieś coś-tam. Dei tam sypiał, jak go wywalili z domu i potem też, jak wpadał i był niezdolny do samodzielnego powrotu.
Żeby nie było- jak na dżentelmena przystało zaproponowałem Kurotsuchi mój własny pokój z wielkim, wygodnym łóżkiem (dwuosobowym, heh), ale odmówiła. To przykre, że mi nie ufa. Przecież nic bym jej nie zrobił… Poważnie, nie tknąłbym jej.
Chyba, że by chciała, to co innego!
Zerknąłem na nią, a na moje usta wkradł się figlarny uśmieszek. Podniosłem się na klęczki i chwyciłem ją za nadgarstek. Pisnęła zaskoczona i runęła w tył, lądując w moich ramionach.
− Co ty robisz?! – oburzyła się.
− Hmm, lecisz na mnie? – wyszczerzyłem się, na co posłała mi groźne spojrzenie. – Posiedź ze mną, przecież masz jutro wolne.
− Nie, Hidan. Idę spać – zaoponowała i spróbowała się podnieść. No, ale kto powiedział, że ja jej pozwolę? – Puszczaj mnie.
− Wybacz, ale nie. Tą noc spędzisz ze mną – oznajmiłem dumnie. Wytrzeszczyła na mnie oczy, a jej policzki pokryły się dorodnym rumieńcem. – Będziemy grać, Kuro – zaśmiałem się szyderczo, pokazując jej trzymaną w dłoni konsolę. – Masz o mnie nieprzyzwoite myśli? – wymruczałem jej do ucha.
− Nie! – warknęła, odsuwając się do tyłu. – Głupek.
Usiadła po turecku obok mnie, ukradkiem naciągając bluzkę w dół, co nie umknęło mojej uwadze. Uniosłem lekko brwi, w międzyczasie wciskając guzik na pilocie i gasząc światło. Podałem dziewczynie drugą konsolę i uruchomiłem nową grę.

            Pięć godzin, siedemnaście wybuchów, sześć odstrzelonych głów i osiem zadźgań nożem później, z niedowierzaniem wpatrywałem się w kolejne Game Over, wyświetlające się na mojej połowie. Przeniosłem załamane spojrzenie na Kurotsuchi, która siedziała obok i posyłała mi dumny, tryumfalny uśmieszek. Jej zmęczenie minęło po pół godzinie gry i wtedy właśnie zacząłem obrywać.
Taki wstyd…
− Co tak słabo? – parsknęła pod nosem, poprawiając koc, którym była przykryta. – Przecież jesteś taki zajebisty – sarknęła, wypominając mi wcześniejszą obietnicę, że jako doświadczony gracz i ze względu na to, że jest kobietą, dam jej fory. – Przegrałeś z kobietą. Tak mi przykro. – Zrobiła współczująca minę, choć kąciki ust drżały jej od z trudem powstrzymywanego uśmiechu.
Spojrzałem na nią urażony, wydymając odrobinę usta w grymasie niezadowolenia. W odpowiedzi posłała mi zadziorny uśmieszek i poklepała lekko po policzku.
− Frajer – zakpiła i przeniosła się na sofę. Rozmasowałem policzek, chociaż mnie nawet nie bolał. Nie mniej jednak, uraziła moją męską dumę. To był taki mentalny liść, rozumiecie, nie? Wciąż dociskając do twarzy dłoń, posłałem jej urażone spojrzenie. – Co? – parsknęła, przyglądając mi się rozbawiona. Leżała na boku, opatulona kocem, z dłońmi złożonymi pod głową.
− Nic – burknąłem. – Chcesz coś do picia? Kawy, herbaty? – zmieniłem temat, odwodząc ją jak najdalej od mojej haniebnej porażki.
− Herbaty… − westchnęła cicho, przymykając delikatnie powieki.
Dobrze, że miałem w kuchni przynajmniej tak podstawowe pierdoły, jak kawa i herbata. Swoja drogą, teraz wypadałoby coś kupić. Przecież to siara tak z praktycznie pustą lodówką. Zwykle jadałem na mieście, więc nic nie kupowałem do domu. Ale teraz…
Zerknąłem w kierunku salonu i stojącej na środku kanapy, gdzie leżała Kurotsuchi. Namieszała mi w życiu, nie powiem, że nie. Muszę się zachowywać, bo ona nie lubi niedojrzałych facetów. Czyli takich, jak ja do tej pory - jak lubi mi wypominać. Więc teraz jej udowodnię, że nie jestem byle gówniarzem!
Wrzuciłem łyżeczkę do zlewu i zabrałem z blatu oba kubki. Ostrożnie, żeby nie wylać, skierowałem się do salonu. Wyminąłem powoli sofę i postawiłem swoja herbatę na stole. Potem obróciłem się do Kurotsuchi, chcąc jej podać ta drugą.
Zasnęła, stwierdziłem przyglądając się jej twarzy. Odstawiłem kubek na stół i kucnąłem przed sofą. Oparłem się łokciem na siedzeniu i podparłem na dłoni brodę. Przez chwilę przyglądałem się jej zamkniętym oczom i lekko rozchylonym wargom. Pierś dziewczyny unosiła się w spokojnym, miarowym oddechu. Jej czarne włosy połyskiwały lekko w niebieskim świetle, rzucanym przez telewizor.
Przygryzłem wargę, delikatnie odgarniając z oczu czarną grzywkę. Wolałbym żeby się nie obudziła.
Mógłbym teraz zrobić, co mi się podoba, ale to tylko potwierdziłoby jej przekonanie, że jestem dziecinny. Podniosłem się i zająłem miejsce w jej nogach. Wyłączyłem grę i puściłem w telewizji jakiś film.
Tak zeszło mi do rana.
Chyba. Po kilkunastu minutach urwał mi się film, wiec pewnie zasnąłem. Obudziłem się, gdy na dworze było już jasno. Podniosłem się na łokciu, mrugając i ziewając na zmianę. Przeczesałem dłonią włosy, rozglądając się po salonie. Z kuchni dobiegały jakieś odgłosy. Stukanie i inne takie. Skierowałem się tam, podejrzliwie mrużąc oczy.
Nie wiem, czego się właściwie spodziewałem, ale zastałem Kurotsuchi, smażącą coś na patelni.
− Yyyy, co robisz? – spytałem głupio.
− Śniadanie? – odparła retorycznie. – Jajka, masło i ser, to jedyne co znalazłam u ciebie i z czego dałoby się coś zrobić… Gotujesz ty czasem?
− Noooo, nie – przyznałem, lekko speszony. Mruknęła pod nosem coś, co brzmiało jak „tak myślałam”, ale nie wnikałem.
Oparłem się o stół i przyglądałem, jak jeszcze przez chwilę miesza masę na patelni. Swoją drogą, nie wiedziałem, że takową posiadam. W moje nozdrza uderzył przyjemny zapach. Podszedłem do niej, przyglądając się jak doprawia tą jajecznicę, czy co to tam było. Nie wiem, nie jadam takich rzeczy.
Zaglądałem jej przez ramię, zerkając to na patelnię, to na profil dziewczyny. Przed oczami stanął mi wczorajszy obraz śpiącej Kuro. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
− Co? – mruknęła podejrzliwie, kiedy na mnie spojrzała.
− Nic. – Wzruszyłem ramionami. Uniosła lekko brwi. Chyba mi nie wierzyła, nie? – Na serio!
− Jasssne. Nie ważne. – Przecisnęła się do szafki i wyjęła dwa talerze. Zgrabnie wyłożyła na nie jajecznicę i obróciła się do mnie.
Kurotsuchi zawsze była ładna, ale nigdy jakoś specjalnie nie traktowałem jej jak potencjalnej dziewczyny. W sensie, że mojej, czy coś. Znaczy, jasne, pewnie. Gdyby cos tego, to bym nie narzekał. Ale nic poważniejszego! No i, to raczej dziewczyny latały za mną, ja z nimi ewentualnie flirtowałem. Kuro, mimo moich usilnych starań (nawet, jeśli było to zwykłe droczenie) jakoś dalej na mnie nie leciała i nie zapowiadało się na to w najbliższej przyszłości.
To było… Wkurzające i fajne jednocześnie.
− Smacznego. – Jej głos wyrwał mnie z zamyślenia. Wepchnęła mi w dłonie talerz i usiadła przy stole. Jeszcze przez chwilę gapiłem się na nią jak idiota, póki gorąco wydzielane przez talerz nie uderzyło w spody moich dłoni.
− Kurwa mać! – syknąłem, odstawiając talerz na stół. – Gorące! – jęknąłem i zacząłem machać dłońmi. Kurotsuchi śmiała się ze mnie. – Bardzo zabawne – warknąłem w akompaniamencie chichotów.
− Wiem – parsknęła.
*** 
Jakby kto nie ogarnął, to ten moment jak ją pociągnął w dół xP
   
WOW.
MANGA TAK BARDZO.
TONY TAKIE ŁADNE.
WOW.
A teraz na serio. Tsu znalazła na necie nowe tekstury i myśli, że jest fajna.
Możecie się teraz spodziewać, hmmm... Serii (?) takich artów? Taa, chyba tak. 
W każdym razie, póki mi się nie znudzi.
W sumie nie jest źle, także tego, no... xD
NIEDŁUGO DAM WAM JESZCZE JEDNEGO LINKA, DO CZEGOŚ FAJNEGO~ *3*
Soli, Sines - sza, bo zatłukę xD

DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU:
19.01.2014

7 komentarzy:

  1. Pierwsza kłótnia Deia i Sasora - słodko, ciekawi mnie teraz jak bardzo będzie musiał się nagimnastykować Saso żeby Dei mu wybaczył... Chio go wkręcała + opiepsz... Serio? Tu nawet mnie zaskoczyłaś, brawka Tsu. Grzeczny Hidan? Wow, spodziewałem się "podjęcía rękawicy" przez Hidana ale aż tak radykalnie, niehidanowo? *bije pokłony* majstersztyk... Aaa i jeszcze art... fajniej by było gdybyś pokazała ich całe twarze a nie tylko oczy (moja wyobraźnia ma wtedy aż zbyt duże pole do popisu ^_^ ) a co do spraw medyczdnych - od czego są internety i lekcje bioli? ;-) rozdział fajny, czekam na next (mam nadzieje że w następnym przewinie się Blue i Rudy co?) i SasoDeiusie pod podusie :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. A i jeszcze coś:
    " Pięć godzin, siedemnaście wybuchów, sześć odstrzelonych głów i osiem zadźgań nożem później, z niedowierzaniem wpatrywałem się w kolejne Game Over, wyświetlające się na mojej połowie."
    Na serio z Hidana jest taki noob czy poprostu z Kuro jest taki pro koksu? I kto prowadzi w rodzinnych pojedynkach - Kuro czy Deí?
    I dziękuję że dodałaś rozdział dzień wcześniej - nie muszę na niego polować popołudniu (a szkoda, atmosfera oczekiwania jakby prysła...)
    To tyle a teraz oyasumi nasai ^_^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedno wielkie : OYESU! *OOO*
    Aż się kurwa wzruszyłam T^T Dei taki wrażliwy taki troskliwy wow tak się martwi o Sasora wow kurna mać zaraz się zrobi jakieś pierdolone "M jak miłość" tylko w wersji gejowskiej. xD A ja myślałam, że kłótnia będzie przy tym jak Saso dowie się o BACE a tu co. Huehuehue to przy BACE będzie jak nic zerwanie, Konan zabije Dei'a a Sasori zostanie emo, przefarbuje się na czarno, okolczykuje sie i zacznie emosić w kącie. Soł sad :c Ale o nie xD i tylko Hidan będzie szczęśliwy, joł!
    Ale łezka się kręci w oku przy "To dla mnie żenujące, wiesz? Dowiaduję się, że mój przyjaciel – Wykonał w powietrzu cudzysłów. – Który dziwnym trafem jest też moim chłopakiem, choruje na białaczkę! Od jego babci! (...) Bo cię kocham, kretynie i chcę wiedzieć o takich rzeczach! To chyba oczywiste! – krzyknął, krzyżując ze mną spojrzenie. Oczy zaszkliły mu się od łez, a on sam zacisnął mocno zęby. Potem odwrócił głowę w bok, usiłując ukryć tą chwilę słabości". Jedno wielkie: KYAAAAAAAAAAAA! *OOOOOOO* No żeby Deidara coś takiego powiedział. szok, ale szacun jednocześnie. I te łzy *ooooo* *ekstaza*
    Chiyo dobra babcia a'la agent, najwidoczniej ma radar gejów, skoro odkryła to tak dawno. O i ta wyrozumiałość xD No no pozazdrościć tylko babci. I ten jej opieprz i "Spoko" Saso xD
    A Hidan oczywiście jest jak zawsze powalający. I to " Przez to nie wyrzuciłem pocisku i wysadziłem sam siebie. No cóż. Ku czci Jashina!" Ach :3 Ale żeby go dziewczyna ograła, no cóż nie jest taki zajebisty jak mu się wydawało, smuteczek ;o;
    A Art jest bardzo spoko! Taka manga xD I strasznie podobają mi się oczy Hidana i usta *oo*
    A właśnie! Mówiłaś że nie lubisz pisać weselnych pierdół. Pozostaje więc plan B - szybki ślub w Las Vegas xDD
    Pozdrawiam ^.^

    OdpowiedzUsuń
  4. Sasori, Sasori, babcia dobrze gada... przecież to ty miałeś być ten inteligentny, a zjebałeś ;_; No ja się Deidarze nie dziwię, bo kurwa sam powiedział że go kocha, a Akasuna nie mówi mu o chorobie. Lubię takie kłótnie, a Deiowi na pewno przejdzie. Sasori będzie musiał mu to wynagrodzić...? ;>
    "Wiecie, co jest fajnego w posiadaniu kasy? Wszystko, ha ha!" bosze, Hidan, kocham cię haha <3 to takie słodkie jak się stara dla Kuro, ojeeej, kto by pomyślał... Obserwuje ją jak śpi tak samo jak Deidara Sasoriego, creepy XD Nie no, urocze to!
    No to weny, przeżycia tego tygodnia i pozdrawiam! :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    Chciałabym przeprosić za długie nie pisanie komentarza ale dopiero teraz zobaczyłam ze nie dodało mi komenta pod porzednią notką.
    Co do poprzedniej części. Nie podobało mi się bo nie było Deia i Sasa jako głównych postaci. Dodatkowo gdzie się podział Hidan? Hidan to Hidan a nie dżentelmen.
    Dobra, co do obecnej notki. aghdtghagtbnxa. Genialna!!! Babcia genialna. I te przemyślenia Hidana. Wkońcu Dei wie o chorobie :) A kiedy Saso dowie sie o projekcie Baka? Powinni przeprowadzić znowu męską rozmowę. I moze się pogodzą w łóżku? ^^. Chyba ze poczekają z tym do ślubu? Aż dziw że w przychodni nie było moher commando które by przywaliło im za to że się kochają.
    A co do wątku z Hidanem to super to wszystko opisałaś zwłaszcza przemyslenia srebrnowłosego. Cały czas liczę na scenę wanna+Hidan+Kuro ;)
    Nie przerywaj i się nie martw że z tego wychodzi tasiemec bo historia jest ciekawa i pełna akcji. Co do artu, szczerze? Nie podoba mi się wolałam poprzednie wersje, chociaż jest to miła odmiana :)
    Pozdrawiam i weny życzę
    Sheiwa

    OdpowiedzUsuń
  6. Gomenne że nie skomentowałam poprzedniego wpisu nadrabiam teraz. Ogólnie to z Deidarą i Sasorim wyszło ci słodko i jak Dei powiedział "bo cie kocham kretynie" to ja takie ow ow ;3. i ogólnie faktycznie ci wyszło takie "słit". Mnie się podoba zresztą jestem taka przewidywalna mnie się zawsze podoba :P wątek z Kuro i Hidanem mnie zainteresował. Jestem ciekawa co by z tego wyszło gdyby byli razem. Arcik śliczny podoba mi tekstura. Możesz robić więcej czarno-białych obrazków. Lubie czarno-białe obrazki.
    A wracając jeszcze do Deia i Saso. Oni dopiero co się pokłócili a ja już bym chciała żeby się pogodzili. Tak cała ja. Z babcią jak zaczął się fragment to spodziewałam się że tak będzie. Z wyjątkiem tego o Matsuri. Nawet trochę mi się zrobiło szkoda Sasoriego... eee nie jednak nie. Trochę pocierpi nic się nie stanie.
    Na temat ogólnie opowiadanie to zaczęło się ładnie rozwijać. czekam na następną część. Weny daje i to dużooo . Żeby następny rozdział był jeszcze lepszy od tego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. WIEM, ŻE TO TYLKO ART ALE TA KSZTAŁTNA SZCZĘKA HIDANA I JEGO SEXI UŚMIESZEK JARA MNIE TAK, ŻE O JA NIE MOGĘ


    Oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooch i koniec sielanki. Ale mam nadzieję, że tylko chwilowo, co? Wgl przez to gadanie, że Saso może w każdej chwili umrzeć nabrałam jakichś takich dziwnych podejrzeń, że weźmiesz i serrio go zabijesz na sam koniec.. Nie zrobiłabyś chyba takiego świństwa, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak zakończyły się twoje ostatnie opowiadania co..? xD jakiś happy end by się przydał.
    W każdym razie Saso ty głupcze! To oczywiste, że w jego przeprosinach zabrakło wyznania miłosnego, zwłaszcza, że to od Deia było urocze. Seeeeerrio ♥ niby kłótnia, ale ze strony Deidary była słodka, to jak się martwił i prawie popłakał.... ;c no smuteczek.
    ahahahaha Chyio niszczy system xD nie no, czemu nie, ponabijam się przez parę lat z biednego wnusia xD też chcę taką babcię, ale nieee moja tylko o kościele by myślała ;__;
    Hidan oczywiście rządzi, ale nie ma innej opcji <3 może nie miałam racji z zakochaniem od zawsze, ale to jego zainteresowanie dziewczyną, która wyjątkowo się nim nie interesuje, jest boskie :D

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń

OBSERWATORZY